Z Zakopanego do Lubawy na rowerach

2021-06-02 17:52:42(ost. akt: 2021-06-04 10:42:45)

Autor zdjęcia: archiwum Damiana Maciołka

Oboje mieszkają w Lubawie, mają po 26 lat i głowy pełne pomysłów. Jeden z nich wydawać się może szalony, ale do pozazdroszczenia. Damian Maciołek i Błażej Grochocki postanowili pojechać na rowerach z Zakopanego do Lubawy i tak zrobili!
Turystyka rowerowa daje ogromne możliwości. Świat oglądany z perspektywy roweru to zupełnie niebywała przygoda. Pokonywanie setek kilometrów siłą swoich mięśni to nie lada wyczyn. Droga z Zakopanego do Lubawy, samochodem ciągnie się niemiłosiernie prawda? A oni pokonali tą trasę rowerami, z bagażem, mierząc się z pogodą, która nie zawsze była łaskawa. Przecież mieliśmy najzimniejszy maj od lat, to zdecydowane utrudnienie. O swoim pomyśle mówią "genialny" odrobine się drocząc, bo jak sami podkreślają, do tej pory na rowerach jeździli, ale to były raczej jednodniowe wypady. W podjęciu tej fantastycznej, aczkolwiek odrobinę szalonej decyzji, pomogła także pandemia. Miesiące ograniczeń, izolacji...to był trudny czas dla wszystkich, każdy z nas musiał się na nowo odnaleźć w nowych realiach. Damian i Błażej spragnieni podróży, wakacji i zwiedzania postanowili zrealizować swój plan.
— Jak juz wpadliśmy na ten genialny pomysł, to trzeba było się jakoś przygotować. Byliśmy w tym temacie kompletnie zieloni. — opowiada Damian — Oglądaliśmy na YouTube filmy osób, które podobne wyprawy mają już za sobą. Podglądaliśmy innych, z każdą chwilą cieszyliśmy się coraz bardziej na przygodę, która na nas czekała. Musieliśmy być gotowi na jazdę w deszczu, śniegu, wietrze i słońcu.
Cała wyprawa odbyła się na rowerach typu Gravel, jest to rower przypominający szosowy, ale ich rowery mają szersze opony, co pozwoliło na jazdę po nieutwardzonych terenach, a takich na trasie było sporo. Przygoda rozpoczęła się 18 maja, gdy Damian i Błażej wraz z rowerami wsiedli w pociąg do Krakowa. Dalej busem do Zakopanego, aby powitać Tatry. Kolejny dzień, 19 maja, chłopacy poświęcili na wyjście w góry.
— Wcześnie rano ruszyliśmy do schroniska w Murowańcu, stamtąd poszliśmy na Dolinę Pięciu Stawów. Niestety okazało się, że szlak jest zamknięty — opowiada Błażej — Stwierdziliśmy, że skoro już tam jesteśmy to wejdziemy na Nosal.
20 maja przyjaciele z Lubawy rozpoczęli prawdziwą przygodę, drogę do domu. Cel pierwszego dnia to Wieliczka i zwiedzanie kopalni soli.
— Zakopane pożegnało nas wiatrem, gradem i deszczem. Po kilkunastu kilometrach pogoda się poprawiła. Nawigacja rowerowa prowadziła nas po lasach, błotnistych drogach, ale też malowniczych trasach. Ostatnie 20 kilometrów wykończyło nas doszczętnie, niewyobrażalne górki, zjazdy które z tymi walizkami na kole nie okazują się też łatwe. Dojechaliśmy do Wieliczki i stwierdziliśmy że bierzemy nocleg.— opowiada Damian — "Ogarnęliśmy" rowery, siebie i ruszyliśmy do kopalni soli w Wieliczce. Na miejscu okazuje się, że spóźniliśmy się 15 minut i nigdzie nie wejdziemy. Cóż...wróciliśmy na miejsce noclegu, zrobiliśmy grilla. Odpoczywaliśmy przed kolejnym dniem podróży rowerami.

Obrazek w tresci

21 maja Damian i Błażej wyruszyli z Wieliczki w stronę Parku Ojcowskiego. Pogoda tego dnia okazała się być bardzo ładna, co pozwoliło im na jazdę w krótkich spodenkach. Kiedyś w maju to by było normalne, w tym roku wyjątkowo nie.
— Przejechaliśmy przez cały Park Ojcowski, odwiedziliśmy Maczugę Herkulesa. Dojechaliśmy do miejscowości Koniecpol na postój. Późna godzina sprawiła, że pojechaliśmy do pobliskiego lasu, rozbiliśmy namiot, hamak i tarp nad głowę. Wreszcie mogliśmy napić się herbaty, coś zjeść i odpocząć, w wyjątkowym otoczeniu drzew — opowiada Błażej.
Kolejny dzień powitał chłopaków deszczem. Mało motywujący poranek, w perspektywie kolejnych kilkudziesięciu kilometrów do pokonania.
— Na całej trasie padał deszcz, nie wiem dlaczego nie założyliśmy deszczaków na torby.— wspomina Damian —Do teraz bijemy się w głowę dlaczego tego nie zrobiliśmy. Na około 60 kilometrze nie mogliśmy z przemoczenia i zmarźniętych dłoni trzymać dobrze kierownicy i zmieniać przełożeń. W małej miejscowości zatrzymaliśmy się w sklepie spożywczym, tylko po to żeby się ugrzać i ruszyć dalej.
Po bardzo ciężkiej trasie, chłopacy dojechali do Piotrkowa Trybunalskiego na nocleg. Szybko zemściło się niezałożenie deszczaków. Cały bagaż był kompletnie mokry. Na dodatek grzejniki w miejscu noclegu były zimne, ale jakoś udało się im opanować sytuację suszarką do włosów pożyczoną z recepcji .
23 maja czyli niedziela, to dzień odpoczynku. Dla Błażeja i Damiana może nie do końca, ale postanowili, że będzie to luźniejszy dzień. Według nich luźniejszy to - uwaga - 90 kilometrów do pokonania! Był czas na relaks, zwiedzanie i na zasłużone piwo.

Obrazek w tresci

24 maja prognozy pogody były dla chłopaków optymistyczne, postanowili trochę "nadgonić, tym bardziej, że byli odpowiednio zregenerowani po luźniejszej niedzieli.
— Dojechaliśmy do Sierpca, tam naładowaliśmy telefony, zjedliśmy i ruszyliśmy w stronę Skrwilna. Tam miała być kolejna noc w lesie — mówi Damian.
Przygotowywanie obozu po raz drugi poszło im zdecydowanie sprawniej. W towarzystwie komarów, odpoczywali przed kolejnym dniem.
Noc pod namiotem do ciepłych nie należała. Na dodatek poranek był deszczowy i nic nie wskazywało na to, że szybko się poprawi. Nauczeni doświadczeniem, zabezpieczyli bagaż przed deszczem i ruszyli w stronę Lubawy.
— Zostało nam tylko 65 kilometrów, więc stwierdziliśmy, że przemęczymy się już tyle w tym deszczu, który towarzyszył nam całą trasę, ale się nie poddaliśmy i dojechaliśmy przed południem do Lubawy — relacjonuje Damian.
Fantastyczna sprawa, świetna przygoda, przykład dla innych, że to co wydaje się niemożliwe, jest na wyciągnięcie ręki. Sam Damian podkreśla, że jeszcze kilka tygodni temu myślał, że coś takiego jest niemożliwe. Dla niego, bo przecież inni to zrobili. Teraz on wraz z Błażejem są na liście osób, którzy przejechali nie łatwą drogę z południa Polski. Dzieląc się swoimi zdjęciami i opisem trasy, dziś sami są inspiracją dla kolejnych śmiałków.
— Wszystko siedzi w naszej głowie, jeszcze kilka tygodni temu nie myślałem, że takie coś może się udać ale jak widać da się!! Jestem w Lubawie. Dodaje kilka zdjęć z wyprawy. Wszystkich nie jestem w stanie opublikować, a wrażeń towarzyszących na trasie też nie da się opisać. To trzeba przeżyć. Pozdrowienia dla wszystkich, nie ma rzeczy niemożliwych — podsumowuje Damian Maciołek wraz z Błażejem Grochockim.

Obrazek w tresci

Zatem jeśli chcesz przeżyć niezwykłą przygodę, sprawdzić siebie, doświadczyć niezwykłych emocji, wzbogacić swoje życie o niezapomniane wrażenia to już wiesz z kim powinieneś porozmawiać. Pozostaje pytanie dlaczego zdecydowali się na drogę z Zakopanego do Lubawy, a nie odwrotnie?
— Chcieliśmy pochodzić po górach, a nie wiedzieliśmy jak po podróży z Lubawy do Zakopanego będzie zachowywał się nasz organizm — wyjaśnia Damian — A góry też bardzo lubimy, więc jak była okazja to już trzeba było się wybrać.

Alina Laskowska
fot. archiwum Damiana

Wyprawa rowerowa z Zakopanego do Lubawy w liczbach
Dzień 1: 110km
Dzień 2: 118km
Dzień 3: 83km
Dzień 4: 90km
Dzień 5: 126km
Dzień 6: 65km


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B