Rozważania znad parapetu, część 3

2021-05-08 17:18:21(ost. akt: 2021-05-08 17:27:19)
Iwona Górska

Iwona Górska

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Przedstawiamy kolejny felieton Iwony Górskiej z Lubawy.
KIM BYŁEM?
Od dziecka miałem ubytki w zębach, brak sierści na grzbiecie i wokół oczu (często przychodzą kaleki na świat, w tym zamkniętym, czarnym świecie).

Byłem przekonany, że urodziłem się w PIEKLE. Było ciemno, zimno. Nawet nie wiedziałem, że mam oczy, dopóki nie oślepił mnie błysk lampy, sterczącej ze ściany naprzeciwko. Wtedy zobaczyłem kilka takich samych ciał jak moje, leżące jedno przy drugim. Nagle jakiś dziwny stwór sypnął mi w oczy, czymś, co się okazało potem moim pokarmem do końca życia. Bolało. Następnym razem starałem się ubiec ten fakt, wykręcając tyłek do ściany, która była metalową kratą. Widziałem przez nie kolejne kraty i kolejne, niekończąca się ilość krat. W oddali majaczyły ciała takich samych istot jak ja. Piszczących tak głośno, że wkrótce straciłem słuch. Chyba dobrze się stało, bo może stałbym się histerykiem zagryzającym swoich współlokatorów. Niestety, ominęła mnie wiedza, kim jestem, gdzie jestem i dokąd zmierzam? Mogłem tylko patrzeć. Jak opowiadam moją historię, to jestem już martwy, czyli, że nie ma mnie w piekle. Moje życie nie było długie. Na ludzkie lata, to może kilka miesięcy, mówię na ludzkie, bo to, co chcę powiedzieć, kieruję do ludzi. Bolało mnie ciało, zawsze, gdy zjadałem, to coś, co sypał ten stwór. Smaku nie mogę do niczego porównać, z prostej przyczyny - nigdy nic innego nie jadłem. Zawsze ten sam proszek po oczach, gdy nie zdążyłem się wykręcić, namoczony wodą z rynienki za kratą. Kleiło się do podniebienia, po rozmieszaniu ze śliną, a gorzki smak długo odbijał się jeszcze czkawką. Nie jadłbym tego, gdyby nie głód, który wmuszał we mnie kolejne, szare grudki, przypominające nasze odchody. Bolało nas wszystko. Cierpieliśmy na chroniczne bóle wszystkich części ciała. Zęby wypadały po około miesiącu, a żywot kończyliśmy prawie za każdym razem z przejedzenia na pół ślepi i niechodzący.
Pomimo że nasze życia były raczej krótkie, to dłużyły nam się bardzo. Na początku, gdy byliśmy jednak mali, chcieliśmy się z sobą zaprzyjaźnić i pobawić. Jedna z takich zabaw skończyła się utknięciem głowy naszego kolegi w kracie. Nie przeżył tego. Pomimo głośnego wołania o pomoc, nikt się nie pojawił. Od tamtej pory skończyliśmy tę niebezpieczną zabawę. Jedynym pocieszeniem dla mnie było, to, że nie jestem sam, w tej niedoli. Mieliśmy siebie, dzieliliśmy ten sam żywot i los. Leżeliśmy przytuleni do siebie, czując ciepło naszych ciał, czuliśmy się jedną rodziną. To pozwalało nam nie zwariować, ale nie wszyscy tak sobie radzili. Ci z dalszych klatek nie wytrzymywali napięcia i ciągłego skowytu. Zdarzało się, że zagryzali siebie i innych. Obłęd wydawał się nie mieć końca. Poranionych wrzucano do osobnych klatek. Może mieli lepiej...? Mogli swobodnie się poruszać, doświadczyć tego, do czego służą łapy. Jakie to uczucie, stanąć na nogach i zrobić choć jeden krok, jak to jest? W miarę upływu czasu, stawaliśmy się coraz obszerniejsi, robiło się coraz ciaśniej. Nigdy nie użyłem swoich łap, tylko wtedy, gdy byłem mały, ale to już słabo pamiętam. Leżałem cicho, starałem się nie ruszać, żeby nie pobudzać ciała do ruchu, żeby nie chciało się wstać, chodzić a może biegać! Chciałem tylko być, tylko być! Wkrótce zrozumiałem, jaki jest cel mojego życia w piekle. Wydostać się z niego. Odtąd czekałem na ten dzień, a każda chwila była wypełniona nadzieją, że to już. I tak żyłem od światła do światła, na szarej spękanej ścianie, które zwiastowało moje wybawienie. W ciemnościach zaś marzyłem, że to już niedługo. Och, jak bardzo wtedy pragnąłem opuścić piekło i doświadczyć czegoś innego, może lepszego? Snując marzenia o innym świecie, wydawało mi się, że zasnąłem. To nie był jednak sen. To, co zobaczyłem za chwilę, wydało mi się POZAPIEKŁEM. Jeden raz, jedyny, otworzyły się drzwi POZAPIEKŁA. Moje oczy zalał łagodny, ciepły strumień światła. Dotykał mojego czoła, nosa, karku. Zapragnąłem wstać, światło przyciągało mnie do siebie a ja lgnąłem do niego, jak lunatyk, ciągniony przez księżyc. Ocknąłem się kiedy mój nos, zetknął się z odpychającym zimnem kraty. Nie mogłem wyjść, to był ból, jakiego jeszcze nie doświadczyłem. Ten kawałek metalu zmieniał moje życie a ja nie mogłem nic, nic... To światło… czułem, że to musi być niebo! Tak, to było na pewno niebo. Dowiedziałem się później, że ludzie określali tak świat, do którego zmierzali po śmierci. Chciałem, żeby ta chwila się nie skończyła. Poczułem nagle w swych nozdrzach lekki powiew innego powietrza niż dotychczas, nie był to żaden ze znanych mi zapachów. Delikatnie muskał mi resztki sierści na podbródku. Zdobyłem się w końcu na otwarcie powiek. Zauważyłem przed sobą olbrzymi nos i zaraz poczułem mokre ciepło na czole i oczach. Co to jest? W świetle zaczęła się jawić podobna postać jak moja. No, trochę może większa, z wielkim ogonem, który, poruszając się w szybkim tempie, rozwiewał pyłki kurzu. On - tak go nazwałem, był radosny, biegał, jakby oszalał, a ja chciałem z nim. Zrozumiałem i zobaczyłem, że POZAPIEKŁO istnieje naprawdę. Od tej pory byłem szczęśliwy. Nawet wtedy, gdy, brano mnie z klatki za tylne łapki, głową w dół i podrzynano gardło. Wiedziałem, że idę do nieba. Po śmierci dowiedziałem się, że byłem w błędzie, że rzekomy raj to był świat ludzi. Właśnie tych, którzy decydowali o moim losie. I ja żyłem w tym ich świecie, to Oni stworzyli nam piekło, nieświadomi, tego,co robią.
A teraz jestem w prawdziwym raju, raju mojej duszy, który stworzyłem sobie za życia. Jest tu pięknie: jasno, ciepło, a mokre ciepło jęzora mego towarzysza umila mi chwile, teraz chce mi się żyć! Mogę podpowiedzieć ludziom, że jeżeli nie będą tworzyć piekła na ziemi, to doświadczą nieba w swojej duszy. To, co siejesz, to zbierasz. Tak mówi ludzkie przysłowie.
Byłem kurą, królikiem, lisem świnią.....

Iwona Górska
red. eka


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5