Cześć i chwała Bohaterom!

2021-03-01 08:19:10(ost. akt: 2021-03-01 08:20:56)

Autor zdjęcia: nadesłane

1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. To święto tych, którzy po 1944 roku, często poświęcając własne życie, nie składali broni, nie godząc się na to, by Polską rządziła komunistyczna władza z nadania Moskwy. Nie brakowało ich również w naszym regionie, jak i w samej Lubawie.
Żołnierze Wyklęci byli żołnierzami polskiego powojennego podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego, którzy stawiali opór sowietyzacji Polski i podporządkowaniu jej ZSRR po II Wojnie Światowej.  Walcząc z siłami nowego agresora, musieli  zmierzyć się z ogromną, wymierzoną w nich propagandą Polski Ludowej, która nazywała ich „bandami reakcyjnego podziemia”. Mobilizacja i walka Żołnierzy Wyklętych była pierwszym odruchem samoobrony społeczeństwa polskiego przeciwko sowieckiej agresji i narzuconym siłą władzom komunistycznym.

Oddział formowany w Lubawie
Dowódcą oddziału AK działającego tuż po wojnie na terenie Lubawy był Wacław Borożyński ps. „Icek”, urodzony 6  stycznia  1924 roku w Kazanicach. Gdy wybuchła II Wojna Światowa miał 15 lat i należał do harcerstwa, które realizując hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” wychowywało autentycznych patriotów. Podczas niemieckiej okupacji wszedł do oddziału AK działającego w Borach Tucholskich, a gdy powrócił do Lubawy w kwietniu 1944 r. III Rzesza wcieliła go do Wermachtu. Gdy Niemcy skapitulowały dostał się do niewoli amerykańskiej, mając następnie możliwość pozostania na stałe na Zachodzie. Wybrał jednak Ojczyznę, uciekł z obozu i 1 czerwca 1945 r. był już w Lubawie. Gdy zobaczył co Rosjanie robią i jak się zachowują był przekonany, że jest to kolejna okupacja, wobec której nie wolno być bezczynnym.

W styczniu 1946 r. Borożyński rozpoczął w Lubawie tworzenie formacji spotykając się z ludźmi, których znał i którym wierzył. Byli to jego koledzy z gimnazjum i działalności w harcerstwie: Stanisław Świątkowski, Antoni Dusza, Alfons Orzechowski, Leon Zieliński, Bronisław Susmarski. Wszyscy, usłyszawszy propozycję wstąpienia do oddziału AK, byli przekonani o konieczności walki z powojennym bezprawiem i ubeckim terrorem. Następnie do oddziału dołączali jeszcze Stanisław Zyglewski z Targowiska, Zenon Kucharski, Mieczysław Kowalski (obaj pochodzący z Łążka), Alfons Ojdowski z Lubawy i Józef Klonowski z Rodzonego. Ze względów bezpieczeństwa i ochrony przed komunistycznymi służbami, oddział przemieszczał się po okolicy otrzymując od sprzyjających mu mieszkańców niezbędne umundurowanie oraz broń, której wtedy brakowało. Na przełomie lutego i marca 1946 r. w Skarlinie, powiadomieni o miejscu pobytu oddziału funkcjonariusze UB zorganizowali obławę. Partyzantom udało się jednak uciec przed nią do Białej Góry, gdzie poczuli się bezpiecznie.

Tragiczne perypetie Niezłomnych
Aby psychicznie podbudować swoich ludzi, Borożyński zdecydował się pokazać oddział publicznie w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu. W niedzielę, 10 marca, w Byszwałdzie, gdy mieszkańcy wsi wychodzili z kościoła, oddział przemaszerował przez miejscowość. Efektem było wstąpienie w szeregi formacji czterech młodych mieszkańców Byszwałdu: Mieczysława Klimka, Wincentego Banaszka, Stanisława Krajzewicza i Zglińskiego. Wszyscy rozłożyli się następnie obozem pomiędzy Raczkiem a Rodzonem. Wieczorem zostali jednak okrążeni przez nowomiejski UB. Zasadzka całkowicie ich zaskoczyła a jedyną drogą ucieczki była rzeka Drwęca, przez którą rzucili się wpław. Antoni Dusza, Wincenty Banaszek i Stanisław Krajzewicz nie zdążyli i zostali aresztowani. Mieczysław Klimek zapłacił najwyższą cenę po zaledwie kilku godzinach bycia partyzantem. Został zabity serią z karabinu w plecy, gdy dopływał do drugiego brzegu rzeki. Pozostałym członkom oddziału udało się uratować, a schronienie uzyskali u leśnika w Smolnikach. Wszystko wskazywało jednak na to, że nowomiejski oddział UB rozpracował ich, a sytuacja wokół oddziału gęstniała.

Borożyński postanowił wtedy dołączyć do dużego oddziału Stanisława Balli ps. „Sowa” działającego w rejonie Lidzbarka. Po wspólnych akcjach w Mrocznie i pod Marianowem, „Icek” powrócił jednak w okolice Lubawy, gdzie zły dla oddziału czas chciał wraz z kolegami przeczekać w Papierni, wśród rodzin robotników leśnych. Tu nie pierwszy raz znaleźli schronienie i odpoczynek, który nie trwał jednak długo. Najpierw funkcjonariusz UB ranił i aresztował w Sampławie jednego z kolegów - Zenka Kucharskiego. Ten pod naciskiem wyjawił gdzie znajduje się reszta oddziału z dowódcą na czele.
Wacław Borożyński wraz z trzema kolegami został aresztowany  26 marca  1946 roku w leśniczówce u Bronisława Owczarzaka. 3 stycznia  1947 r. otrzymał wyrok – kara śmierci, utrata praw publicznych i obywatelskich na zawsze oraz przepadek mienia. 28 marca 1947 r.  na mocy amnestii zamieniono wyrok na 15 lat więzienia. Zginął jednak z rąk UB, a pochowany został prawdopodobnie w Lubawie na cmentarzu parafialnym w bezimiennym grobie.
Brak godnego miejsca pamięci
Historię Żołnierzy Wyklętych działających na Działdowszczyźnie i Ziemi Lubawskiej spisała mieszkająca w Lidzbarku Welskim Ewa Rzeszutko w książce pt. „Partyzanci znad Welu, Brynicy, Wkry i Drwęcy”. Lubawskie Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych w marcu 2018 roku zorganizowało spotkanie z autorką w Zespole Szkół w Lubawie, które dla wszystkich zainteresowanych było okazją do ciekawej dyskusji oraz uczczenia pamięci niezłomnych mieszkańców naszego regionu. Wciąż brakuje miejsca upamiętniającego tragiczne losy dzielnych, niezłomnych „chłopców z Lubawy”, którzy w konfrontacji z bezdusznym i bezwzględnym aparatem UB, otoczeni konfidentami, nie mieli żadnych szans.
Mateusz Szauer
Lubawskie Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych

Materiał źródłowy: „Partyzanci znad Welu, Brynicy, Wkry i Drwęcy”, Ewa Rzeszutko (Lidzbark 2013)


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5