Odlotowa Beza Pawła i Kasi

2020-10-18 19:45:00(ost. akt: 2020-10-18 17:14:58)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Bierzesz psa ze schroniska i do końca nie wiesz, na jakie zwierzę trafisz. Małżeństwo z Lubawy trafiło na suczkę, która łapie w lot wszystko, co w zasięgu jej pyska, głównie... dyski do frisbee. I dzięki temu stanęła na podium.
Paweł i Katarzyna Jakubowscy z Lubawy równo rok temu wzięli sobie psa z iławskiego schroniska. – Byliśmy zdecydowani na adopcję, zaproszono nas do środka, byśmy sobie wybrali psa – opowiada Paweł. – Stwierdziliśmy, że zamiast tego poprosimy o propozycję psa dopasowanego charakterem do nas. Nie chcieliśmy dokonywać wyboru i patrzeć, czy ten ma krzywy nos, a tamten krzywą łapkę. Poprosiliśmy więc o psa, który będzie mieszkał z nami w bloku, będzie w miarę aktywny, bo i my spędzamy aktywnie wolny czas. I jeszcze, żeby umiał spędzać czas sam, w domu, bo obydwoje pracujemy.
Zaproponowano im suczkę, która w schronisku nazywała się Różą. To kundelek, czyli pies wielorasowy.
– Adopcję zrobiliśmy na wariata – śmieje się Paweł. – Pojechaliśmy wziąć ją na spacer i chcieliśmy po nią wrócić za ponad tydzień, bo przed nami było kilka wyjazdów.
Nie chcieli stresować psa, zostawiając jej samej. Jednak nie można rezerwować psa. I po niedzielnym spacerze w środę jechaliśmy już po nią. Nie byliśmy za bardzo przygotowani, nie mieliśmy nawet smyczy, obroży, szelek... Czegokolwiek. Trzeba było na szybko coś zamówić.




Podczas przeglądania oferty sklepu internetowego zauważyli, że jest też frisbee. – Miało 120 mm średnicy, więc niewielkie. Ale i pies zaledwie 6,5-kilogramowy, więc dla niego – akurat – opowiada Paweł.
Państwo Jakubowscy zmienili suczce imię na Beza, bo jest tak słodka w swoim zachowaniu. Zabrali ją do domu i – chcąc zatroszczyć się o jej szczęście, zaczęli kupować zabawki. – Przyszła paczka, zaczęliśmy Bezie rzucać to frisbee i zauważyliśmy, że jest zainteresowana. Nie łapała jeszcze, bo ja tak rzucałem, że się nie dało złapać. Po prostu nie umiałem – śmieje się Paweł. – Nawet bardziej zaawansowany pies by tego nie złapał.
Beza wprawdzie na początku nie dała rady złapać zabawki, ale biegła za nią i ją przynosiła rzucającemu. Paweł i Katarzyna uznali, że jest coś na rzeczy. Piłka czy jedzenie nie były dla niej tak wartościowe, jak lecący dysk. – Znalazłem w internecie informacje na temat frisbee, w tym m.in. sklep, który zajmuje się sprzedażą dysków dedykowanych dla psów – opowiada Paweł. Okazuje się bowiem, że nie każdy dysk, na przykład ludzki, nadaje się do rzucania, bo można wybić psu zęby. Pracownicy sklepu skierowali pana Pawła do Katarzyny Kamińskiej z Gdyni. To u niej sprawdzono, co pies faktycznie potrafi, a czego jeszcze można go nauczyć. – Tam się okazało, że Beza jest diamentem do tej dyscypliny, bardzo szybko się uczy, niczego się nie boi – opowiada z dumą Paweł. – I pierwsze kroki stawialiśmy właśnie w Gdyni z Kasią. Tak to się zaczęło.
Do tej pory Państwo Jakubowscy utrzymują kontakt ze swoją trenerką, dzięki temu wiedzą, czego i w jakiej kolejności powinni uczyć psa. – Często jestem hamowany, bo chcę coś zrobić za szybko.
Okazało się, że z tego małego dysku, który zamówił na początku, wyszło coś ciekawego. Teraz Jakubowscy działają już na dyskach, które mają 235 mm, czyli są standardowymi dyskami dla psów rasy border collie. – I Beza bez problemu biegnie, łapie, wraca – cieszy się pan Paweł. Mimo że suczka jest kundelkiem, to chyba ma umysł border collie, bo, jak mówi jej człowiek, w mig wszystko łapie. W przenośni i dosłownie. – Zachowanie ma natomiast ewidentnie terierowate; musieliśmy ją nauczyć, że dysk trzeba oddać. Najlepiej mieć drugi na wymianę – mówi Paweł. – To nie jest mój pierwszy pies, chociaż taki - pierwszy. Poprzedni, taki domowy, był z nami, dokąd pamiętam. Chodziło się z nim na spacery, ale bez jakichś dodatkowych aktywności. Może też nie wiedzieliśmy o takich możliwościach, może z racji tego, że mieszkamy w małym mieście.
Wraz ze swoją żoną nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie się zajmował tego typu psim sportem. Zaskoczyło ich to. – Ja nigdy nie rzucałem, nie wiedziałem nawet, że nie umiem (śmieje się). Okazało się, że to ja źle rzucałem. Aż ok. 80% sukcesu w tej dyscyplinie zależy od tego, jak jest wyprowadzony rzut. A tylko 20% zależy od psa, czy złapie dysk. I oczywiście czy wraca z tym dyskiem szybko, czy się nie rozprasza i w ogóle, jak pracuje - fachowo opowiada pan Paweł. Najważniejszy jest zatem rzut. Nie ma możliwości, by pies złapał zły rzut handlera, czyli opiekuna. - Zdarzało się na zawodach, że Beza ratowała moje słabe rzuty. Tak słabe, że sam się nie spodziewałem, że ona to złapie – mówi "handler".

fot. Bartosz Bolewski
Beza na zawodach

Beza na zawodach

– Nie używamy słowa "właściciel", bo źle się kojarzy. To żywe stworzenie, a poza tym to ona czasami rządzi nami, więc mamy wrażenie, że to ona jest naszą właścicielką – żartuje Paweł. Lepiej więc używać nazwy "opiekun" lub "człowiek tego psa". Katarzyna, żona pana Pawła, wprawdzie nie jest handlerem, ale siłą rzeczy uczestniczy w treningach rzutowych bez psa. Na zawodach jeszcze nie rzucała, ale wszystko przed nią. W tej chwili nie jest to już czysta rekreacja, a uprawianie dyscypliny sportowej. Na serio, choć daje ona duże radości całej trójce. Podstawą tej dyscypliny sportowej jest to, że pies musi złapać lecący dysk, rzucony przez człowieka.
Beza, nie startując jeszcze w zawodach została twarzą, a raczej pyskiem, reklamującym najbardziej prestiżową serię zawodów w Polsce - Latające Psy. Właśnie podczas edycji poznańskiej stanęła na podium, zajmując trzecie miejsce. Zawody nazywają się Throw and Go, czyli w wolnym tłumaczeniu: rzuć i biegnij. – Pole startowe podzielone jest na strefy z różną ilością punktów – wyjaśnia Paweł. – Na środku jest więcej punktów do zdobycia. Im dalej, tym więcej. Jak się rzuca na boki, to jest mniej punktów. Jeśli ktoś rzuca źle, to dysk jest znoszony w boczną strefę.
Recz w tym, żeby zdobyć jak najwięcej punktów w ciągu minuty. Każde chwycenie dysku w danej strefie jest inaczej punktowane. I tu już trzeba mieć taktykę. Jeśli ktoś ma psa, który dobrze łapie dalekie dystanse, ale wolno wraca, to może warto rzucać do najdalszej strefy. – Myśmy narzucali się dysków, chyba z osiem razy, do strefy za 6 punktów. I to się bardziej opłacało, niż rzucić na przykład 3 razy do strefy za 15 punktów. Mogłem rzucić źle, Beza też musiałaby wracać z dyskiem z dużo dalszej odległości – o swojej taktyce opowiada Paweł. I oczywiście o precyzji rzutu, bo nie wystarczy tylko założyć, gdzie się dorzuci - trzeba to jeszcze wykonać! Znaczenie ma też komunikacja z psem. – Nie ukrywam, że jeszcze noc przed zawodami, leżąc w łóżku, wizualizuję sobie, jak będziemy się zachowywać w trakcie tej minuty. Często z tego powodu nie mogę zasnąć – śmieje się Paweł, który podkreśla, że to ma duże znaczenie, bo w ciągu minuty na zawodach już nie ma czasu, by się głębiej zastanawiać nad zawodami. Jeśli w zawodach biorą udział 123 zespoły, to każdy najmniejszy błąd kosztuje wiele, a na pewno to, że podium ucieka sprzed psiego i człowieczego nosa.


fot. archiwum prywatne
Paweł i Beza na zawodach w Poznaniu
Paweł Jakubowski i Beza w Poznaniu

>>>> W weekend 3-4 października, na kolejnych zawodach Dog Games w Warszawie, wiało bardzo mocno. Trudno się rzucało dyskiem, trudno go było złapać w zęby. A jednak Bezie szło bardzo dobrze. – Beza złapała wszystko, co było możliwe do złapania, współpracowała w mocnym deszczu, ale silny wiatr był dla mnie zbyt dużym wyzwaniem – przyznaje Paweł. Trzymamy kciuki za kolejne starty!

Edyta Kocyła-Pawłowska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5