Lubię przyrodę, więc zostałem geografem - rozmowa z prof. Janem Falkowskim

2020-06-04 12:00:00(ost. akt: 2020-06-06 19:44:44)

Autor zdjęcia: arch. Jana Falkowskiego

Jan Falkowski, profesor nauk o Ziemi, pochodzi z Targowiska Dolnego. Przyznaje, że był zwolennikiem powstania powiatu lubawskiego z siedzibą w Nowym Mieście. Dziś uważa już inaczej, widzi plusy połączenia Lubawy z Iławą. Dla nas pokusił się o analizę rozwoju tych terenów.
Pochodzący z gminy Lubawa Jan Falkowski gościł dawniej nie raz na łamach "Głosu". Ostatnio dużym zainteresowaniem cieszyły się fragmenty z jego książki "Ziemia lubawska - przyroda, historia, osadnictwo, społeczeństwo, gospodarka" z 2006 r. Publikowaliśmy je zarówno na łamach Głosu, jak i na portalu www.lubawa.wm.pl.
W czasie II wojny światowej razem z matką został zabrany do obozu pracy w Toruniu i Potulicach (1942-1944). W 1956 r. zdał maturę w LO w Lubawie, 1956/57 pracował w rodzinnym gospodarstwie rolnym. Studiował geografię na Uniwersytecie M. Kopernika w Toruniu (1957-1962). Uzyskał następujące tytuły: mgr geografii - 1962, dr nauk geogr. - 1973, dr hab. nauk geogr. - 1981, prof. nauk o Ziemi - 1993, prof. zw. - 1998. Jest odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Oświęcimskim, Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Medalem 25-lecia Stacji Polarnej na Spitsbergenie, Medalami Zasługi dla Brodnicy, Iławy i pow. Nowego Miasta Lubawskiego, Medalem 60-lecia Wydziału BiNoZ UMK, Medalem PTG za osiągnięcia na polu geografii i PTG. Był promotorem ponad 700 prac mgr., 6 doktorów geografii, recenzentem 22 prac doktorskich, 23 rozpraw habilitacyjnych i 10 opinii na tytuł prof. oraz recenzji przyznawania uprawnień do nadawania stopni w uczelniach. Łączna liczba jego publikacji obejmuje ok. 250 artykułów i rozpraw naukowych, w tym 5 książek autorskich.

Urodził się pan w Targowisku Dolnym w gminie Lubawa?

- Osiemdziesiąt dwa lata temu. W 1938 roku.

I niedawno miał pan urodziny.

- Tak, 27 kwietnia. Zaczynam 83 rok i muszę powiedzieć, że Stwórca jest dla mnie łaskawy. Dla przykładu harmonogram dnia dzisiejszego wygląda tak: w warsztacie wymieniłem opony samochodowe, bo już czas najwyższy. Potem kończyłem artykuł do "Czasopisma Geograficznego" pod tytułem "Przestrzeń geograficzna w życiu 45 prezydentów USA". „Odkryłem” wiele ciekawych zależności, np. między miejscem urodzenia i pochówku, znaczeniem rodzinnego krajobrazu – wg F.D. Roosevelta „wszystko co jest dobre we mnie, zawdzięczam rzece Hudson”, a w dyplomacji najbardziej aktywni byli: G.W. Bush (120 państw), B. Obama – 110 i W. Clinton – 75. Po południu będziemy razem z żoną trenować ok. 2 godz. nordic walking, a następnie wrócę do kontynuacji naszej Sagi rodzinnej – Ewy i Jana Falkowskich. Mam już oprawionych 27 tomów i aktualnie opracowuje okres 2006-2010. Skończyłem też „Alfabet mój”, który zawiera opinie dotyczące 627 osób z którymi się spotkałem.

Izolacja w czasie pandemii pomogła w przyspieszeniu?

- Nie, po prostu nie pracuję już na uczelni. Dwa lata temu zakończyłem zajęcia i po prostu mam więcej wolnego czasu. Natomiast pandemia... Ja się dobrze czuję. Po pierwsze jest kontakt telefoniczny, telewizja, internet. Dwa dni temu brałem udział w telekonferencji w sprawie habilitacji z UAM w Poznaniu. Poza tym mieszkamy w domu jednorodzinnym w samym Toruniu i mamy dużą przestrzeń, a kilkanaście kilometrów dalej mieszka córka. Wcześniej mieszkałem w Bydgoszczy, tam miałem pierwszą po studiach pracę w pracowni urbanistycznej. Można więc powiedzieć, że jestem z jednej strony geografem, a z drugiej planistą przestrzennym. W trakcie mojej pierwszej pracy ukończyłem 2-letnie studia podyplomowe w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (obecnie jest to Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, z dużą renomą). Pracując w UMK byłem nadal aktywny w dziedzinie planowania przestrzennego. Przez kilka lat przewodniczyłem Wojewódzkiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej przy Urzędzie Marszałkowskim w Toruniu.

Pozazdrościć aktywności.

- Podstawowym warunkiem szczęśliwego życia jest rodzina. A w pracy realizuję zasadę „nulla dies sine linea”. Mam poukładane wszystko. Żeniłem się dość późno, bo w wieku 30 lat. A mam lubawiankę! Ewa jest o 10 lat młodsza, ale wzajemnie się rozumiemy, pochodząc z tej samej Ziemi Lubawskiej. Mamy córkę i syna, już pozakładali rodziny, mamy więc wnuki. Ta sfera życia jest bardzo ważna, stawiałbym ją nawet na pierwszym miejscu, a potem nauka, dydaktyka, może nawet dydaktyka przed nauką? Bardzo lubiłem wykłady i studenci też mnie lubili, zwłaszcza podczas praktyk i wyjazdów zagranicznych. Około 40 lat pracowałem na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, 10 lat na Uniwersytecie im. Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy oraz 5 lat w Wyższej Szkole Bankowej (gdzie zakładałem kierunek Turystyka i Rekreacja). Do tego Olsztyn, Włocławek... Była kiedyś taka możliwość, że nauczyciel akademicki mógł pracować na kilku uczelniach. Wykładałem blisko 20 różnych przedmiotów. Od geografii społeczno-ekonomicznej przez planowanie i gospodarkę przestrzenną, historię architektury i urbanistyki, po turystykę. Geografii jako kierunku nie można zamknąć w granicach jednego kontynentu lub kraju. Generalnie jestem geografem ekonomicznym, pracę magisterską napisałem z geomorfologii doliny Osy. To jest rzeka, która niedaleko Iławy się zaczyna, a ma ujście koło Grudziądza. Poza publikacjami naukowymi mam jeszcze w dorobku opracowania eksperckie, np. w Atlasie Narodowym Polski, w planowaniu: autostrady A1, aglomeracji Dolnej Wisły.

Podobno to jednak turystyka jest pana największą miłością.

- Zwiedziliśmy z żoną 70 z 210 państw, w niektórych bywając kilkakrotnie. Nie ma kontynentu, na którym bym nie był. A, przepraszam, jest! Na Antarktydzie nie byłem, do zimnego krajobrazu jakoś mnie specjalnie nie ciągnęło.

Ale ciągnie pana nadal do Ziemi Lubawskiej.

- To, co jest moją największą satysfakcją, to monografia dotycząca tej ziemi, a w niej pięć aspektów, od przyrodniczych, przez historię, osadnictwo, społeczeństwo, aż po gospodarkę. Ujęta jest w niej nie tylko Lubawa, Iława... Skoro już o Iławie wspomniałem – dla Iławy pisaliśmy strategię rozwoju. To była jedna z pierwszych strategii na tym terenie. Również dla Nowego Miasta Lubawskiego i gminy Lubawa przygotowywaliśmy takie strategie. Strategię dla miasta Lubawy z kolei miałem zaszczyt recenzować.

Powróćmy do pańskich wypraw.

- Gdyby mnie pani zapytała, które z państw uznałbym za najbardziej atrakcyjne, powiedziałbym, że Stany Zjednoczone. Byłem w nich trzykrotnie. Za pierwszym pobytem zwiedziłem 27 stanów. W Nowym Jorku spędziłem kilka dni. Potem jechałem na północ USA; Dakota Północna, Południowa itd, tam zatrzymywaliśmy się tylko w rezerwatach przyrody i ciekawych miastach Dzikiego Zachodu. Potem była Kalifornia i Hawaje... Miałem sporo odczytów w Polskim Towarzystwie Geograficznym i podczas jednego z nich mówiłem o wyspach Pacyfiku jako perłach turystycznego raju: Thaiti, Morea, Bora-Bora. Wrażenie na mnie zrobiły też: Brazylia, Indie, Australia, Japonia i Nepal. Nie jestem himalaistą, ale oglądałem Mont Everest z bliska, z pokładu 5-osobowego samolotu, siedząc w kabinie pilotów tej awionetki. Mam dokumentację fotograficzną z tej wyprawy. Uprawianie fotografii to moja kolejna pasja. Malarstwo także. Nie jestem emerytem, jestem seniorem! Pani wprawdzie tego zwrotu nie użyła, ale inni tak mówią. Czuję się prawie obrażony (śmieje się). Poza tym, że piszę artykuły, to zajmuję się wspomnianym malarstwem olejnym. Wybierałem się nawet na studia sztuk pięknych, ale mama mnie odwiodła od tego pomysłu, bo byłem zbyt wątły (śmieje się). Dziś więc nadrabiam zaległości. Główną tematyką mojego malarstwa są krajobrazy. To są dopiero początki. Mam też około stu albumów zdjęć z całego świata, a rodzimych – około trzystu. Największą satysfakcję daje mi jednak pisanie sagi rodu. Najstarsze informacje miałem od mamy. Zbieranie materiałów to podstawa. Na przykład monografia Ziemi Lubawskiej ma 866 stron i blisko 500 zdjęć, a materiały zbierałem od czasów nauki w lubawskim liceum. Do wielu rzeczy dzisiaj już bym nie dotarł, szczególnie jeśli chodzi o dokumentację statystyczną. Interesuje mnie też beletrystyka, zwłaszcza biografie ludzi wielkich, malarzy, poetów, pisarzy. Mam dużą bibliotekę, to dla nauczyciela akademickiego bardzo ważne. Długo ją zbierałem. Początki były takie: ciasne M4, małe 3 pokoje z kuchnią, żona, dwójka dzieci, teściowa, zresztą wspaniała. Warunki takie, że doktorat pisałem właściwie na stole w jadalni. Habilitację – podobnie. Stos książek w pokoju córki. Dopiero w 1992 r. zbudowaliśmy domek na skraju szeregu. Miejsca mamy więcej, i na archiwum, i na bibliotekę. Dziś są szeregi półek z książkami i wielka satysfakcja. I mam komu to przekazać, więc się nie muszę martwić. Wiem, jest internet, ale ja muszę książkę mieć w ręku. Teraz czytam np. „Jezusa z Nazaretu” Romana Brandstaettera. Wspaniała rzecz!

Czy możemy przez chwilę skupić się na strategii rozwoju Iławy? Czy obserwuje pan kierunki rozwoju miasta?

- Z samej strategii niewiele już pamiętam, bo to było ok. 20 lat temu, ale rozwój miasta obserwuję. Dobrze się rozwija, w moim przekonaniu. Trudno jest porównywać, bo wiem, że zawsze była konkurencja między Ostródą a Iławą. Osobiście Iława bardziej mi się podobała. Pewnie też z racji tego, że bliżej była, bo jeszcze będąc dzieckiem czy licealistą co jakiś czas się do Iławy jeździło. A nawet i później, mając praktyki ze studentami. Nasz wydział UMK miał swoją stację badawczą w Iławie przy ul. Chodkiewicza. Mój instytut miał stacje badawcze na Spitsbergenie i nad jeziorem Bachotek – kilka kilometrów od Brodnicy. W 2003 r. zakończyliśmy opracowywanie strategii miasta Iława, dyskutowane z ówczesnym burmistrzem Maśkiewiczem i władzami Urzędu Miasta. To, co zapamiętałem, to kwestia połączenia mostem lądu z jakąś wyspą...

Wielką Żuławą?

- Uważałem, że należy ten walor jakoś wykorzystać. Chodziło mi o to, żeby stworzyć tu miejsce weekendowe, albo na pobyt turystyczny albo w celach biznesowo-konferencyjnych. Pamiętam, że rozmawialiśmy też o połączeniach drogowych. Wiem, że Iława rozwija się lepiej od Ostródy, ale Ostróda zyskała dzięki nowej trasie do Olsztyna. Choć obwodnice mają to do siebie, że omijają miasto. Czekam za to na obwodnicę Nowego Miasta, która ma przebiegać przez Pacółtowo i Sampławę. Można jechać z Torunia godzinkę do Nowego Miasta, a potem przez godzinę przez Nowe Miasto, takie są korki. W wielu miejscach, na różnych konferencjach podejmowałem temat, by trasa Olsztyn – Toruń była drogą ekspresową.

Porozmawiajmy, bardzo proszę, o rozwoju Lubawy i całej gminy.

- Myślę, że Lubawa ma dobrych gospodarzy, mam na myśli administrację. Dobrze zarządzają. Przemysł kiedyś był słaby, bardziej lokalny. A teraz jest kilka dużych zakładów. To, że jest blisko baza surowcowa w postaci drewna powoduje, że Lubawa pięknie się wstrzeliła w duży kombinat polsko-szwedzki, działa też kilka zakładów meblarskich. Wykorzystuje się też surowce lokalne, głównie rolnicze. Jadący na Olsztyn omijają Lubawę, więc nie czuje się tej korkowej presji jak w Nowym Mieście. Jeśli chodzi o dzielnice mieszkaniowe, powstały piękne nowe osiedla. Dzieje się sporo, myślę, że Lubawa dobrze sobie radzi. Chociaż martwi mnie przeciągająca się rewitalizacja terenów pozamkowych; zawsze marzyło mi się tutaj centrum administracyjno-kulturalne Lubawy. Byłem kiedyś zwolennikiem powiatu lubawskiego z siedzibą w Nowym Mieście Lubawskim. Jest to uwarunkowane historycznie, ale mieszkańcy wybrali wariant z Iławą. I myślę, że to się opłaciło. Powiat nowomiejski z Lubawą byłby silniejszy, ale wciąż mały. Połączenie Lubawy z Iławą to jest korzyść dość istotna, nawet bardziej dla Lubawy, choć korzyści są obopólne.

Myślę, że dla Iławy jednak też, bo wielu iławian dzień w dzień dojeżdża do Lubawy do pracy.

- Dla całej części wschodniej Ziemi Lubawskiej, a także dla Iławy i Ostródy, miejsca pracy to wspaniała sprawa.

Często te trzy miasta określamy jako "Trójmiasto", tak bardzo się przenikają...

- Widać to było na początku pandemii koronawirusa. Żałuję trochę, że w Lubawie nie ma szpitala, iławski jest nieporównywalnie większy. W okresie międzywojennym i po wojnie szpital lubawski był na wysokim poziomie, dopóki zarządzały nim siostry zakonne. Był tu w czasie wojny przyczółek Armii Krajowej. Siostra przełożona Antonina Schneider była łączniczką. O tym opublikowałem w 1990 r. artykuł w Głosie Lubawskim, do którego napisania zainspirowała mnie generał Elżbieta Zawacka mnie zainspirowała. Do dziś mam ogromną satysfakcję po tym spotkaniu. A w lubawskim szpitalu miały miejsce różne sprawy. Mój teść, Józef Zażembłowski, sekretarz miasta, w czasie wojny wykorzystując materiały z urzędu, wyrabiał „lewe” dowody osobiste i inne dokumenty. Z kolei Siostra Antonina, poprzez kontakty z grudziądzkim gestapo i lubawskimi esesmanami, dostarczała mu nazwiska osób z Lubawy i okolic, które miały być wysłane do obozu koncentracyjnego lub rozstrzelane. Teść dowoził im dokumenty umożliwiające ucieczkę. Dzięki tej współpracy wiele osób się uratowało od więzienia, a nawet i śmierci. Po wojnie, mój teść siedział kilka miesięcy w więzieniu w Iławie za współpracę z AK. Kilka lat temu zaproponowano – w „Głosie Lubawskim” – żeby jedno z rond lubawskich nazwać nazwiskiem teścia. Zdziwiony byłem, bo ta propozycja wyszła od młodzieży. I mój artykuł o wkładzie teścia też się po tej propozycji ukazał. Cieszy mnie, że młodzież pamięta o poprzednich czasach i ich bohaterach.


Rozmawiała Edyta Kocyła-Pawłowska


Czytaj e-wydanie


Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


W czwartkowym (4 czerwca) wydaniu m.in.


Co trzeci z nas korzystał ze zdalnych wizyt lekarskich — przez internet lub telefonTeleporady zastąpią poradnie?
Musimy się przyzwyczaić, że wizyta lekarska przez telefon będzie już normą. Stare czasy nie wrócą, a nowe dyktują nowe rozwiązania. Tylko czy na pewno będziemy w stanie wyzdrowieć na odległość?

Kto chciał utopić psa w rzece?
Mieszkanka Działdowa zobaczyła wystającą z rzeki głowę psa. Zwierzę jeszcze żyło, resztkami sił piszczało, wzywając pomocy. Jego łapy były związane w reklamówce wypełnionej kamieniami. Suczkę udało się uratować. Trwa poszukiwanie oprawcy.

Są zarzuty dla wykładowcy
W 2019 roku wykładowca Wyższej Szkoły Policji postrzelił podczas zajęć dwoje policjantów. Po roku śledztwa mężczyzna usłyszał zarzuty. 45-latek przyznał się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu do trzech lat pozbawienia wolności.


https://www.facebook.com/GazetaOlsztynska



2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B