KSIĄŻKA JEST WARTOŚCIĄ NIEZASTĄPIONĄ

2023-12-06 09:15:43(ost. akt: 2023-12-06 09:20:10)

Autor zdjęcia: Wojciech

O czytaniu, które potrafi przełamać samotność i o Krasickim unikającym moralizowania rozmawiamy z prof. Grzegorzem Leszczyńskim – wybitnym literaturoznawcą i specjalistą z zakresu literatury dla dzieci i młodzieży, który gościł w Lidzbarku Warmińskim na zaproszenie Oranżerii Kultury.
— Panie profesorze, specjalizuje się Pan w literaturze dziecięco – młodzieżowej. Jak dziś wygląda czytelnictwo dzieci i młodzieży? Z jednej strony jest narzekanie, iż ta grupa wiekowa mało czyta, a z drugiej są badania, z których wynika, że sprzedaje się bardzo dużo literatury spod znaku young adult.

— Jak jest z tym czytelnictwem? To bardzo skomplikowana sprawa. Rzeczywiście według ostatnich badaniach Biblioteki Narodowej nastąpił pewien wzrost czytelnictwa Mówi się też, że dzieci i młodzież to naprawdę jedyna wierna książkom grupa osób czytających. I oczywiście to, o czym pan wspomniał, czyli pewien fenomen young adult czyli tej literatury skierowanej do tak zwanych młodych dorosłych. Przyjmuje się tutaj granicę od 13 do 23 lat. Dlaczego wtedy następuje takie zainteresowanie książką? Przede wszystkim dlatego, że to jest okres, w którym człowiek odkrywa samego siebie. Życie zaczyna dopiekać, pojawiają się trudne problemy, często nierozwiązywalne, z którymi młody człowiek sobie nie radzi.

— I wtedy literatura spełnia trochę jakby taką rolę terapeutyczną?

— Tak, literatura spełnia rzeczywiście trochę rolę terapeutyczną, ale też rolę takiego towarzysza podróży przez życie. Dzięki niej widzę, że problemy, które mnie dotykają, dramaty, które spotykam w swoim życiu, są nie tylko moim udziałem, bo najgorszą rzeczą w cierpieniu jest świadomość samotności. Książka pomaga to doświadczenie przełamać. Pozwala zobaczyć siebie, zrozumieć pewnego rodzaju meandry psychiczne, pozwala też na zdobycie dystansu, na najzwyczajniejsze w świecie spojrzenie z lotu ptaka albo przez drugą stronę lornetki na własne życie i swoje doznania.

— Literaturę młodzieżową charakteryzuje to, że nie zawsze jest ambitna, ale Umberto Eco, włoski powieściopisarz i semiotyk zauważył, iż ważne jest to, że się czyta, a nie to, co się czyta. Czy Pan profesor zgadza się z tą opinią?

— Absolutnie się zgadzam. To nie jest tak, że czytamy wyłącznie książki tzw. ambitne. Proszę sobie uświadomić, że największą popularność czytelniczą i w latach międzywojennych, i później zdobywały książki, które należą do nie najwyższego obiegu czytelniczego np. „Trędowata” czy „Przeminęło z wiatrem”. Określało się je mianem czytadła. Jest ważne, żeby młodzi czytali. Jeżeli nawet wybierają literaturę mniej ambitną, to ona staje się pewnego rodzaju zachętą, wprawą do dalszego czytania. Bez tego w ogóle nie ma się kontaktu z literaturą.

— Rozmawiamy w Lidzbarku Warmińskim, gdzie tworzył biskup Ignacy Krasicki. Nie mogę więc nie zapytać Pana profesora o osobiste doświadczenie lektury jego utworów.

— Zetknąłem się z nimi w dzieciństwie, bo wtedy wydawano bajki Krasickiego, La Fontaine’a i Mickiewicza ze znakomitymi ilustracjami Szancera. Pamiętam tę lekturę, bo ona na trwale pozostaje w pamięci. A pozostaje w pamięci dlatego, że Krasicki nigdy nie moralizuje wprost. To jest takie odniesienie do czytelnika, który coś musi zrobić z problemami, z którymi się spotyka w utworze. Można powiedzieć, że moją odpowiedzią na lekturę bajek Krasickiego jest moja postawa. Nie zapamiętany morał, bo Krasicki wyjątkowo rzadko moralizuje, a zazwyczaj mówi o jakichś prawdach życiowych.

— Ksiądz Twardowski kiedyś napisał, że jego wiersze powinny nieść przesłanie „w łagodnym zawieszeniu”. Myślę, że podobnie jest u Krasickiego.

— Bardzo ładne określenie, bo ksiądz Twardowski też nie moralizuje i podobnie jak Krasicki jest uśmiechniętym poetą. Kiedyś powiedział, że nawet Ewangelia nie jest utworem dydaktycznym, tylko duchowni z niego takowy uczynili. To są opowieści, z którymi czytelnik czy słuchacz musi coś zrobić. Na tym to polega. Te utwory, można powiedzieć, przemawiają indywidualnie do każdego z nas.

— Czy mógłby Pan profesor podać jakiś uniwersalny sposób, o ile Pan go zna, na zachęcenia do czytania tych, którzy stronią od książek? Od czego zacząć? Może od rozmowy?

— Najprostsza odpowiedź, która pewnie pana zaskoczy brzmi: nie zachęcać. Tak naprawdę to przemawiamy sobą, swoim życiem, swoją postawą. Jeżeli sami czytamy, jeżeli rodzice czytają w domu, jeżeli dom jest z książkami to i dziecko będzie z książkami. Wychowujemy sobą, a nie pouczaniem. Podobnie z książkami. Można by zadać pytanie: A jak zachęcić do tego by młody człowiek chodził do teatru? Nie zachęcać, tylko samemu chodzić. Prędzej czy później ten młody człowiek znajdzie się przy naszym boku. Jak zachęcić do uprawiania sportu albo jedzenia brukselki? Samemu jeść brukselkę. Bo jeśli my sami nie jemy brukselki, tylko mówimy: no, mały, zjadaj brukselkę, bo jest pożywna i zdrowa, to efekty będą mizerne. Zacząć od siebie, a cała reszta będzie konsekwencją naszego przykładu. To, co pan wspomniał: porozmawiać. Ale prawdziwa rozmowa jest wtedy, gdy ja żyję książkami, bo wówczas ja mówię z własnego wnętrza i z własnego życia.

— W książce „Biblioteka w oblężonym mieście” brytyjski reporter Mike Thomson przedstawia ludzi, którzy w ogarniętej wojną Syrii w podziemiach zrujnowanego budynku zorganizowali bibliotekę. Jej twórcy przyznają, że dla nich książki rozjaśniały mroki wojny i dodawały wiary w lepszą przyszłość. Czyli książka nawet w naszych niespokojnych czasach może stać się symbolem nadziei?

— Bardzo cieszę się, że pan o tym mówi, to naprawdę uskrzydlająca informacja. Podobnie było w Bejrucie. Kilkadziesiąt lat temu bibliotekarze stworzyli tam bibliotekę przenoszoną w walizce. Otwierała się ona trochę jak taka półka z książkami. Wędrowała z miejsca na miejsce i cieszyła się niesłychanym zainteresowaniem. Gdy nas coś dopada, gdy życie usuwa nam się spod nóg, to okazuje się, że książka jest wartością niezastąpioną.
Rozmawiał Wojciech Karolonek


Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: karo

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5