Kolejne Batizado za nami

2023-06-07 10:44:46(ost. akt: 2023-06-07 12:10:36)

Autor zdjęcia: Xaveco

Zakończył się w Lidzbarku Warmińskim festiwal Batizado i Toca de Cordoes, czyli najważniejsze wydarzenie osób ćwiczących capoeira. Wydarzenie przyciąga uczestników z całego kraju i świata - chcą trenować pod okiem wyjątkowych gości z Brazylii, kolebki tej egzotycznej sztuki walki.
Czym właściwie jest capoeria? Aby to wyjaśnić trzeba zacząć od początku.

Historia capoeira rozpoczyna się w Brazylii w czasach kolonialnych. Stworzyli ją afrykańscy niewolnicy zmuszani do pracy na plantacjach.

Pozbawieni swoich praw i poddawani brutalnemu traktowaniu przez plantatorów, aby utrzymać swoją tożsamość i przygotować się do ewentualnej ucieczki lub samoobrony, opracowali techniki walki, które można było ukryć pod przykrywką tańca. Capoeira stała się swoistą formą wyrażania oporu i walki o wolność.

Capoeira rozwijała się głównie na obszarze północno-wschodniej Brazylii, zwłaszcza w regionie Bahia. Niewolnicy trenowali capoeirę w tajemnicy, na polach, w lasach lub na plantacjach cukru. Ruchy były płynne i zwrotne, a styl capoeiry nazywany był "jogo de angola" lub "jogo de regional", zależnie od regionu i charakterystyki stylu.

Wraz z upływem czasu capoeira zaczęła się rozwijać jako forma sztuki walki, tańca i kultury. Mistrzowie capoeiry, znani jako "mestres", zaczęli przekazywać swoją wiedzę kolejnym pokoleniom. Capoeira ewoluowała wraz z wpływami innych stylów walki, takich jak boks i zapasy, a także z elementami akrobatyki i muzyki.

Ważnym aspektem capoeiry jest muzyka. Tradycyjnie gra się na instrumentach, takich jak berimbau (łuk melodyczny), atabaque (bęben), pandeiro (tamburyn) oraz agogo (dwie metalowe rurki). Muzyka towarzyszy ruchom capoeiry i dodaje energii i rytmu.

Capoeira pozostawała jednak zakazana i prześladowana przez władze brazylijskie. Dopiero w latach 30. XX wieku, dzięki działalności Mestre Bimby, Mestre Pastinhy została uznana jako oficjalna forma sztuki walki. Capoeira Regional i Capoeira Angola stały się dwoma głównymi stylami, z różnicami w technikach i stylu gry.

Współcześnie capoeira jest uznawana na całym świecie jako sztuka walki, tańca i kultury. Jest praktykowana przez ludzi różnych narodowości i wieku.

W Lidzbarku Warmińskim na codzień trenuje blisko 100 osób - najmłodsze dzieci mają po 6 lat, ale działa także grupa dorosła. To podopieczni Marcina Lipskiego, który swoją przygodę z capoeirą rozpoczął blisko 20 lat temu.

— Miałem 23 lata, kiedy leciałem do Brazylii do dziewczyny, z którą wymieniłem dwa maile i dwa razy rozmawiałem przez telefon — wspomina Marcin Lipski. — Podziwiam Kasię i jej męża Renato, że przyjęli pod swój dach obcego chłopaka z Polski. Myślę, że siostra Kasi, Tania, która ze mną studiowała, musiała mnie ukazać w dobrym świetle.

Skąd taka determinacja u Marcina?
— Capoeirą najpierw zainteresował się mój kolega, także mieszkaniec Lidzbarka Warmińskiego, Rysiek Dudek — opowiada Marcin. — To on zaraził mnie miłością do tej sztuki. Początki były bardzo amatorskie. Byliśmy samoukami, ale bardzo chcieliśmy się w tej dziedzinie rozwijać. W Polsce to były początki capoeiry. Nie było w okolicy instruktorów. Wiedzieliśmy, że capoeira pochodzi z Brazylii, więc marzyłem o tym, aby tam pojechać.

Nadarzyła się okazja, kiedy Marcin zaczął studia w Olsztynie. Okazało się, że jedna z jego koleżanek na roku, Tania, ma siostrę mieszkającą właśnie w Brazylii, co więcej, jej sąsiad prowadzi warsztaty capoeiry. Marcin więc nie zastanawiał się długo, kiedy siostra Tani zgodziła się go gościć u siebie.

— Nie miałem zbyt dużo pieniędzy, bo prawie wszystkie szły na studia, ale pożyczyłem na bilet od siostry, trochę dostałem. Pamiętam do tej pory, że kosztował 3600 złotych. Kiedy wylatywałem z Polski w portfelu miałem tylko 700 dolarów, a chciałem zostać w Brazylii rok. Co prawda dostałem wizę tylko na trzy miesiące, ale liczyłem na to, że jakoś się uda przedłużyć pobyt.

Rodzina, która go przyjęła pod swój dach, składała się z dwojga małżonków - Kasi i Renato oraz dwóch dziewczynek.

— Kasia jest Polką, bardzo tęskniła za naszym krajem i kontaktami z Polakami, a Renato Brazylijczykiem — mówi Marcin Lipski. — Poznali się w... Niemczech. W ich domu językiem, który najczęściej można było słyszeć, był właśnie niemiecki, ale mówili też po polsku i portugalsku. Dziewczynki mieszały wszystkie te języki czasami w jednym zdaniu. Lecąc do nich nie znałem właściwie dobrze żadnego z tych języków. Oczywiście poza polskim. Przed wylotem trochę poczytałem portugalskiego, ale to była kropla w morzu i przyznam, że trochę się początkowo czułem z tym nieswojo.

Marcin szybko jednak wkradł się w łaski dzieci, a i gospodarze domu go bardzo polubili. Zajął pokoik na poddaszu.

— Mieszkaliśmy w Demetrii, 15 kilometrów od Botucatu, o pracę było raczej trudno, pomagałem więc w domu, w ogrodzie, pilnowałem dziewczynek. Kiedy wychodziłem z młodszą z dziewcząt na spacer, kiedy starsza była w szkole, wyglądaliśmy dość zabawnie i charakterystycznie: mała dziewczynka i wielki, łysy chłopak. Z czasem się do nas mieszkańcy przyzwyczaili — śmieje się Marcin.
Kiedy lidzbarczanin pojawił się w Brazylii, spore wrażenie zrobił na nim czerwony kolor ziemi i "luz" Brazylijczyków. Ciekawe było też to, że w miejscu, do którego trafił była duża mieszanka kultur, a w okolicach prowadzone są gospodarstwa ekologiczne.

Po trzech pierwszych miesiącach pobytu Marcinowi udało się przedłużyć wizę na kolejne trzy miesiące, ale później unikał kontaktu z urzędem, a bilet przebukował, tak, by powrót do Polski wypadał, tak jak sobie zaplanował, po roku.

— Pomyślałem, "co będzie, to będzie". Jakoś się udało. Dla mnie najważniejsze wtedy było to, by w jak największym zakresie skorzystać z wiedzy i umiejętności tamtejszych nauczycieli capoeiry — zwierza się Marcin. — Trenowałem intensywnie. Miałem po 13 treningów od poniedziałku do piątku. Wiedziałem, że sporo muszę się nauczyć. Nie musiałem płacić za warsztaty. Z czasem zacząłem pomagać Rodrigo (tak ma na imię nauczyciel, który mieszka w sąsiedztwie pani Kasi - przyp. red.). Poznałem innych instruktorów, bo zabierał mnie także do pobliskiej szkoły, gdzie realizował projekt.

Tak minął rok. Marcin Lipski marzył o tym, by w jego rodzinnym mieście - Lidzbarku Warmińskim powstała szkoła capoeiry. Kiedy wyjeżdżał, grupa praktykujących tę sztukę już była. Po jego powrocie zorganizowali pierwszy obóz treningowy, na który zaprosił poznanych w Brazylii nauczycieli.

[b]Grupa się rozrastała. W 2007 roku w Olsztynie zorganizowano pierwsze Batizado, ale jesgo organizację przeniósł do Lidzbarka Warmińskiego. Po pierwsze chciał zrobić coś dla mieszkańców swojego miasta, ale nie bez znaczenia był wiekszą swobodę w załatwianiu niezbędnych formalności, co w Olsztynie bywało kłopotliwe.

Marcin przed rokiem został siódmym w Polsce contramestre - to wysoki stopień, który można osiągnąć w sztuce capoeiry. Siódmym, bo w Polsce ten stopień ma na razie tylko sześć osób. Na tę uroczystość przylecieli do Polski Rodrigo i Budoy, którzy opiekowali się Marcinem w Brazylii.

Co bierze się pod uwagę przy nadawaniu kolejnych stopni w capoeirze?
— Umiejętności, działalność, staż, doświadczenie — wylicza jednym tchem Marcin Lipski.

Pytany o to, czy zawsze lubił aktywność fizyczną, odpowiada, że jeśli chodzi o lekcje wychowania fizycznego, to nie był ani najgorszy, ani najlepszy. Na rozwijanie sprawności fizycznej namówił go kuzyn Paweł, który chodził na zajęcia do Ryszarda Dudka.

— Miałem wtedy 15 lat — wspomina Marcin. — To był survival, combat. Ćwiczyliśmy w kasynie 9. Warmińskiego Pułku Rozpoznawczego, ale też w parku nad Symsarną. Buzował w nas testosteron, chcieliśmy być jak najbardziej sprawni. Przez jakiś czas byliśmy rekonstruktorami średniowiecza i jako rycerze robiliśmy pokazy, między innymi w Rynie. Tym wszystkim zarażał nas Rysiek, byliśmy zgraną grupą. Z czasem każdy z nas poszedł w inną stronę. Ja w kierunku capoeiry, bo to mnie najbardziej wciągnęło i nie żałuję.

Marcin zrealizował swoje marzenie — ma szkołę. Nazwał ją "E so alegria" ("Tylko radość"). Prowadzi zajęcia w Lidzbarku Warmińskim i Olsztynie. Uczy capoeiry, ale też akrobacji osób w różnym wieku. Najwięcej jest wśród nich oczywiście dzieci i młodzieży.

Patronat nad imprezą objął Jacek Wiśniowski Burmistrz Lidzbarka Warmińskiego.

Ewa Lubińska/tom



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5