Zaczarowana kuźnia Rafała Pliszki

2022-04-21 11:20:00(ost. akt: 2022-04-21 11:29:08)
Rafał Pliszka w swojej zaczarowanej kuźni

Rafał Pliszka w swojej zaczarowanej kuźni

Autor zdjęcia: Ewa Lubińska

"Żeby był taki brzydki, poobijany" — niewielu rzemieślników słyszy taki tekst od klienta, a Rafał Pliszka z Lidzbarka Warmińskiego słyszał to nie raz. I nie dlatego, że mamy fatalny gust, ale kochamy stare przedmioty, więc i niektóre z tych nowych postarzamy.
"Dzika Manufaktura - Zaczarowana Kuźnia Wyobraźni" powstała w 2010 roku, warsztat mieści się na obrzeżu miasta w prywatnej piwnicy. Tutaj powstają wieszaki o różnych kształtach i dekoracjach.

Są zwierzęta, podkowy, które mają przynosić szczęście, klucze, ale też zwykłe gwoździe. Pomysłów jest tyle, ilu klientów, a właściwie więcej, bo Rafał Pliszka jest kreatywny. Widać to chociażby po nazwie warsztatu.

— Wiedziałem, że to będzie dzika manufaktura, a słowa zaczarowana dodałem, żeby poczuć artystyczny, poetycki klimat — tłumaczy lidzbarczanin.
Rafał skończył marketing i zarządzanie. Tak właśnie, ale od dzieciństwa miał kontakt z rękodziełem.

— Już dziadek był kreatywny, swoje pomysły zapisywał w zeszycie — wspomina Rafał. — Było ich bardzo dużo, niektóre zupełnie fantazyjne. Pracował w odlewni. Tato także i w nieistniejącym już w Lidzbarku Warmińskim "Kasprzaku". W domu miał warsztat, pracował z metalem, a ja się przyglądałem. Bardzo mnie to ciekawiło. W 2000 roku wziąłem do ręki palnik dekarski, ustawiłem cegły szamotowe i zrobiłem pierwsze wieszaki na ubrania. Tak to się zaczęło, tylko, że robiłem takie same rzeczy co inni i w pewnym momencie mi się to znudziło.

Rafał wrócił do kowalstwa po dwóch latach. Robił to, co mu sprawiało radość. Początkowo było to zwykłe hobby.

— Wtedy pojawiła się okazja skorzystania z pomocy Powiatowego Urzędu Pracy na założenie działalności — opowiada. — Postanowiłem otworzyć firmę. Było to w 2010 roku. Zarejestrowałem ją 13 grudnia.

Teraz w "Zaczarowanej kuźni" powstają głównie "podzespoły" dla rzemieślników, np. wspomniane wieszaki w różnych kształtach dla stolarzy, czy wsporniki. w zasadzie wszystko zależy od zamawiającego, ale też swoje prace Rafał Pliszka wystawia na profilu Facebook i sprzedaje je również na Allegro.

— Kiedy zaczynałem robić wieszaki, jeszcze jako hobby, to w zasadzie takich możliwości nie było — mówi kowal. — Teraz można promować swoją pracę, spotykać w internecie ciekawych producentów. Kiedyś spodobały mi się drewniane wyroby z malowanymi domkami pewnej agencji, którą obserwowałem w internecie i oni się do mnie odezwali, zamówili moje wyroby. Ucieszyłem się.
Rafał chwali swoich odbiorców, ludzi, którzy lubią ładne ręcznie robione przedmioty.

— To jest nietuzinkowy klient — tłumaczy. — On wie, że na ładną rzecz trzeba poczekać i cierpliwie czeka. Czekają także ci klienci, którzy mówią "niech będzie taki brzydki, poobijany" — śmieje się kowal.

Warsztat Rafała Pliszki nie przypomina dawnych kuźni. Na ścianach pojemniki na poszczególne elementy metalowe, niewielkie palenisko i stojaki na narzędzia, w tym jeden cały zapełniony młotkami.

— Tak to już jest, że wychodzi ze mnie zbieractwo — mówi z uśmiechem lidzbarczanin. — Jak widzę jakieś fajne narzędzie, na przykład stary młotek, mimo że wcale go nie potrzebuję, to jednak mnie kusi żeby go kupić. Tutaj mam sporo takich co mają około stu lat.

Rafał przyznaje, że niejedno narzędzie kupił z sentymentu, a nie z potrzeby. Ale to także wynik jego zainteresowań historią, zwłaszcza regionalną. To zbieractwo powoli przeradza się w porządne muzeum, a już na pewno przedmioty zapełniłyby sporą salę wystawową.

Jednak to nie wszystko. Rafała można było spotkać w mundurze z drugiej wojny światowej, a teraz częściej bywa w uniformie wyjętym wprost z epoki napoleońskiej Wileńskiego Muszkieterskiego Pułku. Z tą grupą rekonstrukcji historycznej związał się w 2006 roku.
— I zostałem pułkowym kowalem — mówi.

Lidzbarscy rekonstruktorzy epoki napoleońskiej są bardzo aktywni. Można ich zobaczyć o każdej porze roku, dnia i nocy, jak przemierzają warmińskie drogi. To nie przypadek, że właśnie w Lidzbarku Warmińskim powstał Wileński Muszkieterski Pułk.

Pod tym miastem 10 czerwca 1807 r. odbyła się jedna z największych bitew napoleońskich. Pułk od lat był współorganizatorem rekonstrukcji bitwy. Impreza jest na stałe wpisana w kalendarz Lidzbarka Warmińskiego.

Zjeżdża się na nią tłum rekonstruktorów nie tylko z kraju. W czasie pandemii, kiedy odwołano "bitwę" lidzbarscy napoleończycy nie zaprzestali kameralnych spotkań i dioram. Można ich było spotkać między innymi na miejskich bulwarach, a Rafała wśród nich.

Jak się stał pułkowym kowalem?
— Co jakiś czas ktoś mnie o coś prosił — opowiada. — A to o grajcara (przyrząd przypominający korkociąg, służący do rozładowania broni - przyp. red.), a to o jakiś element sprzętu obozowego. Zrobiłem też między innymi ruszt do paleniska, 30-kilogramowy ze stali, historyczny.

Rafał ma jeszcze jedno hobby — ołowiane żołnierzyki. Uzbierał ich ok. 150, ale też sam je odlewa i maluje.

— Początkowo tylko je zbierałem — zwierza się lidzbarczanin. — Pochodziły z różnych źródeł, ale najczęściej od poszukiwaczy przedmiotów historycznych. Często były uszkodzone. Naprawiałem je, malowałem. Później kupiłem formy i sam je odlewam. Ołowiane żołnierzyki są popularne w Niemczech, więc nie jest trudno kupić do nich formy, ale to taka moja marginalna działalność. Kiedy organizowaliśmy warsztaty kowalskie dla dzieci i młodzieży żołnierzyki cieszyły się zainteresowaniem.

Jak widać lidzbarski kowal nie tylko siedzi w swojej kuźni, ale też udziela się społecznie. Swoją pasję przekuł w zawód, a wiedzą lubi się dzielić z innymi. Zapewne spotkacie go już w czerwcu na kolejnej bitwie pod Heilsbergiem.
Ewa Lubińska

Metalowe wyroby kowala


Niektóre młotki mają ok. 100 lat

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5