Pani Dorota nie zauważa, kiedy zastaje ją świt [zdjęcia]

2022-03-17 07:15:26(ost. akt: 2022-03-24 07:50:43)
Dorota Michalak uwielbia też poznawać świat

Dorota Michalak uwielbia też poznawać świat

Autor zdjęcia: album prywatny

— Myślę, że urodziłam się, żeby być policjantką. A rękodzieło jest moją wielką pasją. Już w szkole podstawowej robiłam na drutach swetry, czapki, rękawiczki — mówi Dorota Michalak. Na emeryturze może oddać się swoim licznym pasjom.
Od wczesnego dzieciństwa Dorota Michalak marzyła o tym by zostać... policjantką, ale też od wczesnych lat lubiła usiąść z mamą przy piecu i dziergać na drutach lub wyszywać, a że znana jest w Lidzbarku Warmińskim, gdzie mieszka, z konsekwencji (ma ją we krwi) to jako młoda dziewczyna zrealizowała swoje pierwsze marzenie i rozpoczęła służbę w mundurze. Nie zaniechała też przyjemności rękodzielnictwa.

— Nigdy nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, ze kiedyś będę w policji — opowiada pani Dorota. — Myślę, że urodziłam się, żeby być policjantką. A rękodzieło jest moją wielką pasją. Już w szkole podstawowej robiłam na drutach swetry, czapki, rękawiczki. Haftowałam serwety. Mam w domu między innymi wyszyte przez siebie dwa duże kolorowe obrusy, jeden na lato z truskawkami, drugi — z gałązkami ostrokrzewu.

Jak wspomina pani Dorota, przerwę w tworzeniu rękodzieła miała tylko wtedy, gdy dzieci były małe (ma dwóch synów), a ona postanowiła studiować. Zdobyła wtedy tytuł magistra i skończyła dwie podyplomówki. Przy dwójce maluchów w domu i służbach w policji trudno było znaleźć czas na hobby.

— Kiedy jednak ten intensywny okres w moim życiu się skończył, wróciłam do swojego dziergania i wyszywania — kontynuuje Dorota Michalak. — W ostatnich latach, gdy przeszłam na emeryturę, ciągnęło mnie też inne rękodzieło. Zawsze chciałam nauczyć się robienia na szydełku. Kiedy byłam młoda, wydawało mi się to szalenie trudne. Gdy brałam do ręki szydełko, miałam wrażenie, że brakuje mi czegoś w drugiej ręce, bo byłam przyzwyczajona do drutów i trochę mnie to na jakiś czas zraziło. Przekonałam się do szydełka nieco później. W lidzbarskiej bibliotece zorganizowano warsztat szydełkowania. Poszłam i w zasadzie po trzech lekcjach opanowałam tę sztukę, z czego jestem bardzo zadowolona.

Pani Dorota opanowała też makramy. Jest samoukiem. Chociaż przyznaje, że jeszcze w szkole podstawowej na zajęciach praktyczno-technicznych uczniowie robili podobne rzeczy, więc nauka makramy poszła jej bardzo szybko. Korzystała głównie z internetu. Ma na swoim koncie już sporo wyrobów, takich jak dekoracyjne łapacze snów czy kwietniki.

Wiosna dla pani Doroty to czas przygotowywania dekoracji wielkanocnych.
— Na emeryturze odkryłam metodę dekoracji jaj techniką kanzashi, która mnie zachwyciła — opowiada. — Polega na dekorowaniu z użyciem kolorowych wstążeczek.

Tę fascynację pani Doroty widać po ilości wykonanych przez nią dekoracji. Jaja kanzashi, które wyszły spod jej ręki, zachwycają kolorami i wzorami.

Dopóki mieszkanka Lidzbarka Warmińskiego zadowalała się robieniem na drutach, haftami i szydełkowaniem, nie był jej potrzebny warsztat. Siadała w salonie przed telewizorem i oddawała się swoim pasjom. Jednak makramy i jajka kanzashi wymagają już specjalnego miejsca. I właśnie niedawno w sypialni pojawiło się biurko, które będzie pełniło role warsztatu rękodzielniczego.

— Teraz, kiedy jestem na emeryturze, a dzieci są dorosłe — Arek ma 29, a Krzyś 26 lat — mogę więcej czasu poświęcać na realizację swoich zainteresowań — zwierza się Dorota Michalak. — Przyznam, że czasem bardzo mnie pochłania rękodzieło. Zdarzyło się, że nie zauważałam, jak wstawał świt. Potrafiłam robić jakąś dekorację do rana, bo jak tu zostawić niedokończony kwiatek? — śmieje się lidzbarczanka.

Pani Dorota dzięki emeryturze ma też więcej czasu na prace społeczną. Niemal zawsze była aktywna. Jeszcze kiedy pracowała w policji miała ciągły kontakt z mieszkańcami z racji służby.

Organizowała między innymi konkursy profilaktyczne, pogadanki i in. Ale i prywatnie lubiła być aktywna. Kiedy razem z rodziną zamieszkali na osiedlu domków jednorodzinnych zwanym Zydlągiem, razem z sąsiadami postanowili zagospodarować leżącą nieopodal nieużywaną działkę na boisko.

— Mieliśmy dwóch synów, sąsiedzi też mieli dzieci w tym wieku, więc stwierdziliśmy, że dobrze byłoby zrobić im boisko — wspomina pani Dorota.
I tak się też stało. Wspólnymi, sąsiedzkimi siłami wyrównali ziemię, postawili bramki i chłopcy mieli już gdzie grać. Skutkiem powstania boiska była integracja dzieci.

— Powstała grupa, która kiedyś wzięła udział w miejskim turnieju ulic — opowiada lidzbarczanka. — Zdobyliśmy pierwsze miejsce ex aequo z ul. Leśną. Za pieniądze z nagrody kupiliśmy siatki do bramek i siatkówki oraz piłki i chyba nawet starczyło na śpiwory.

Drugą akcją z grupą z boiska, które młodzi ludzie nazwali "Polanką", była przebieranka za Smerfy.

— Miałam pewne elementy garderoby Smerfów od siostry i pomyślałam, że przebierzemy się z okazji urodzin naszego miasta — wspomina Dorota Michalak. — Poszukaliśmy garderoby, która by pasowała, coś doszyliśmy, przerobiliśmy i w takich kostiumach wyruszyliśmy wszyscy do miasta. Mieliśmy między innymi: Lalusia, Muzyka, Ważniaka, Papę Smerfa i nawet Smerfetkę. Młodzi mieli niezłą zabawę, gdy na deptaku zaczepiały ich dzieci i chciały sobie z nimi robić zdjęcia, a kiedy przechodziliśmy przez ulice Kasprowicza, słyszeliśmy jak jeden z kierowców mówił do kogoś przez telefon: "nic dzisiaj nie piłem, a widzę Smerfy".

Aktywność pani Doroty nie uszła uwadze mieszkańców i kiedy mąż Mirosław namówił ją na startowanie do rady miasta, nie miała problemów z zebraniem głosów poparcia. Jest radną już czwartą kadencję, a w tej kadencji również przewodniczącą rady.

— Cieszę się też z tego, że od kiedy jestem w radzie, tak dużo się w naszym mieście zmieniło — zwierza się pani Dorota. — Praca w radzie pozwala mi jeszcze aktywniej i skuteczniej pracować na rzecz lokalnej społeczności.

Pani Dorota nigdy nie siedziała bezczynnie. Poza wspomnianym hobby ma jeszcze inne — jest myśliwą, gra w zespole sygnalistów i tą pasją zaraziła syna Arkadiusza, który grał z nią w tym zespole dziesięć lat, była reprezentantką okręgu olsztyńskiego w zawodach strzeleckich Dian, należy do Polskiego Związku Łowieckiego, a syn Krzysztof zaraził ją pasją podróżowania.

Kiedy tylko może, zwiedza Polskę i Europę. Te wyjazdy, jak mówi, są najczęściej spontaniczne. Była nawet na bardzo interesującym wyjeździe w Stanach Zjednoczonych Ameryki, ale to już materiał na inną opowieść.

Teraz powoli pani Dorota przygotowuje się do Świąt Wielkanocnych, które zbliżają się wielkimi krokami. Dekoracji własnoręcznie robionych jej nie zabraknie. Ma ich zapas, bo z ich wykonywania czerpie nie tylko satysfakcję, ale też bardzo potrzebny nam wszystkim teraz relaks.

— Robienie tych dekoracji zawsze mnie odstresowuje, dlatego tak bardzo lubię je tworzyć — kończy Dorota Michalak.

Dorota Michalak uwielbia też poznawać świat


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ... #3096162 24 mar 2022 18:24

    55lat i policyjna emerytura ok 4-5tys zł miesięcznie ? Plus dieta radnej miejskiej, bagatela ok 3200zł (niedawny wzrost z ok 2000zł ) ? Żyć nie umierać .

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5