Czułam, że mam tu wrócić

2022-02-21 20:24:04(ost. akt: 2022-02-25 10:40:02)
Beata Błażejewicz-Holzhey

Beata Błażejewicz-Holzhey

Autor zdjęcia: Mariola Adela Karpowicz

Średniowieczny zabytek, Pomnik Historii, w którym znajduje się muzeum, to wydawać by się mogło miejsce, gdzie bywa się tylko jako turysta, no chyba, że się w nim pracuje. Okazuje się jednak, że można tu nie tylko eksponować, ale i tworzyć sztukę. To właśnie robi w lidzbarskim zamku Beata Błażejewicz-Holzhey.
Przez ostatnie lata przyciągnęła w piękne średniowieczne mury zamku biskupów w Lidzbarku Warmińskim spore grono mieszkańców, którzy razem z nią nie tylko ożywiają historię, ale też prezentują wspaniałą literaturę i poezję.

— Zajmuję się w naszym Muzeum Warmińskim między innymi edukacją i promocją — opowiada Beata. — Teatr jest też metodą edukacyjną. Poza tym w zamku odbywają się imprezy cykliczne, takie jak urodziny w lutym, czy imieniny w lipcu biskupa Ignacego Krasickiego, ale także organizujemy między innymi warsztaty obrzędowe z okazji Wielkanocy, czy Bożego Narodzenia. Mamy listopadowe spotkania z poezją. Sporo się u nas dzieje.

W jaki sposób powstała grupa wolontariuszy, którzy biorą udział w artystycznych wydarzeniach?

— Od wielu lat co roku w lidzbarskim zamku odbywają się koncerty muzyki dawnej — mówi Beata Błażejewicz-Holzhey. — I po tych koncertach wielu słuchaczy zostawało na luźne rozmowy. Tak się poznawaliśmy i te znajomości przerodziły się w aktywną grupę wolontariuszy, którzy teraz chętnie biorą udział w kolejnych wydarzeniach i projektach. Później, kiedy nawiązałam współpracę z Uniwersytetem Trzeciego Wieku, liczba osób uczestniczących czynnie w naszych wydarzeniach zwiększyła się. Współpracuję też ze Stowarzyszeniem Mniejszości Niemieckiej "Warmia".

— Teraz najczęściej występują w naszych sztukach: Teresa Deniziak, Teresa Lipska - nasza lokalna poetka, Barbara Michalak, Wanda Gostomska, Irena Chojęta, Jadwiga Czypińska, Bożena Lebiedzińska, Alina Drozd, która także pięknie maluje i pomaga tworzyć scenografię — wylicza Beata. — Scenografią zajmuje się także z pieczołowitością Danuta Rusch. No i Ludmiła Arter, która szyła też nam kostiumy. W zespole mamy też panów. Są to: Tadeusz Krenc, Bogdan Załęski, Tadeusz Czypiński, Tadeusz Szulewa oraz Lech Bielikowicz, który dodatkowo raczy nas czekoladkami swojej roboty — mówi z uśmiechem Beata Błażejewicz-Holzhey i dodaje, że nie tylko pan Lech podrzuca słodycze do zamku na próby do kolejnych przedstawień. Grupa bowiem zżyła się bardzo i lubi uprzyjemnić sobie wzajemnie każde spotkanie.

To oczywiście nie wszystkie osoby, które angażują się w kolejne projekty proponowane i reżyserowane przez Beatę.

Początkowo ci aktywni lidzbarczanie wystawiali dzieła Ignacego Krasickiego podczas wspomnianych urodzin, czy imienin biskupa — księcia poetów.

— Jeśli chodzi o Ignacego Krasickiego to mamy wspaniałe źródła — wyjaśnia lidzbarczanka. — I nie chodzi jedynie o jego dzieła, ale także o listy, które pisał i o te, które otrzymywał oraz o kopalnię wiedzy, jaką jest Dyariusz z Heilsberga, który prowadził Michał Fox, sekretarz i bibliotekarz biskupa Ignacego Krasickiego.
Nic więc dziwnego, że Beata i jej aktorzy przede wszystkim czerpią z Krasickiego. Jednak na tym nie poprzestają. Między innymi okazją do wystawienia fragmentów "Balladyny" było Narodowe Czytanie. W lidzbarskim zamku nie tyle czytano, co odegrano tę tragedię Juliusza Słowackiego. Grupa wzięła także na tapet dyptyk pamięci Norwida, czy twórczość Jana Kasprowicza.

Co ciekawe Beata, mimo że urodziła się i wychowała w Lidzbarku Warmińskim, to po studiach do niego nie wróciła.

— Lubiłam swoje miasto, ale zaraz po studiach założyłam rodzinę i wyjechałam za mężem do Niemiec, skąd pochodzi — wspomina. — Wcześniej studiowałam na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim filologię polską. Już wtedy bardzo interesowały mnie sztuki plastyczne, kino niezależne, teatr. Jednak kiedy kończyłam studia, byłam już w ciąży, dlatego nie podjęłam od razu pracy, a zajęłam się wychowaniem synka.

Pani Beata i jej rodzina mieszkali 11 lat w Turyngii. Do Lidzbarka Warmińskiego przyjechali kiedy zmarł tato Beaty, jej mama już wtedy nie żyła.

— Pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się o śmierci taty — mówi wzruszona lidzbarczanka. — Zbliżał się Dzień Wędrowca, kupiłam z tej okazji dwie pary sandałów i wybierałam się na wzgórze Kickelhahn, w Lesie Turyńskim, do miejsca, gdzie lubił siadywać Johann Wolfgang Goethe. Okazało się jednak, że powędrowaliśmy do Polski...

Kiedy zmarło drugie z rodziców Beaty, jej brat i siostra mieli już swoje rodziny i mieszkali w różnych miejscach Polski. Dom rodzinny stał pusty, więc Beata z mężem i synkiem postanowiła w nim zamieszkać.

— Czułam, że mam tu wrócić. Jednak na początku nie było nam łatwo. Największy szok przeżył nasz synek, który urodził się i wychowywał w Niemczech— wspomina Beata. — Ale i nam było trudno. W Niemczech żyło się wygodniej, mieliśmy nowocześnie wyposażone mieszkanie, tutaj trzeba było się przyzwyczajać do nowych warunków. Ponieważ nie pozbyliśmy się początkowo mieszkania, wróciliśmy po pewnym czasie do Niemiec. Dopiero przy drugiej próbie postanowiliśmy jednak zamieszkać w Lidzbarku Warmińskim.

Było to niemal 20 lat temu. Beata zaczęła pracę tam, gdzie ta praca dla niej była, czyli w niemieckojęzycznej firmie olsztyńskiej, gdzie zajmowała się sprzedawaniem części samochodowych.

— Szybko się dostosowałam do tej pracy, mimo że nie był to szczyt moich marzeń — mówi. — Pewnego dnia zadzwonił jeden z moich klientów. Ponieważ miałam dostęp do danych zauważyłam, że mieszka przy ulicy Emila Zoli. Zaczęłam z nim rozmawiać o tym pisarzu i on w pewnym momencie zapytał: "co pani robi w tej firmie?!". Wtedy pomyślałam, że rzeczywiście, to nie jest moje miejsce. Złożyłam podanie do Muzeum Warmińskiego. Uznałam, że tu lepiej pasuję.

Jak widać miała rację, bo wspaniale spełnia się w pracy i może swoimi umiejętnościami zjednywania sobie ludzi oraz pasją do sztuki tworzyć kolejne interesujące wydarzenia. Niedługo razem ze swoim zespołem wystawi kolejną sztukę. Tym razem na scenie pojawi się między innymi... Wisława Szymborska.

Co ją łączy z Lidzbarkiem Warmińskim?

— W zamku mamy wspaniałą wystawę „Imago”. Nasza szefowa Małgorzata Jackiewicz-Garniec z panią Grażyną Prusińską są jej autorkami. Tam na trzecim piętrze zamku jest niesamowite bogactwo i źródło inspiracji — zaczyna opowieść Beata. — Zafascynowałam się pewnym obrazem właśnie z wystawy „Imago” . Chodzi konkretnie o „Postacie” z 1957 roku.

Autorką tego dzieła jest Maria Jarema, malarka, rzeźbiarka i scenografka, ale także... pierwsza żona Kornela Filipowicza, tego samego, który był później wieloletnim przyjacielem Wisławy Szymborskiej.

— Chciałam bardzo poznać bliżej postać Marii Jaremy — zwierza się Beata Błażejewicz-Holzhey. — Wzruszyła mnie biografia tej artystki autorstwa Agnieszki Daukszy. Bardzo poruszająca. Trzy ostatnie lata jej intensywnej pracy twórczej to zarazem jej ostatnie trzy lata życia. Chorowała na białaczkę. Zmarła w wieku 50 lat. Obraz „Postacie” powstawał w przedostatnim roku jej życia, w tym intensywnym czasie, kiedy chciała jak najwięcej jeszcze z siebie wykrzesać i dać światu.

Tak od obrazu Marii Jaremy rozpoczęły się przygotowania do kolejnego spektaklu. Beata przybliży w nim trzy ważne kobiety w życiu Kornela Filipowicza - wspomnianą pierwszą żonę Marię Jaremę, z którą miał syna Aleksandra, drugą żonę pisarza Marię Próchnicką- Filipowicz, z którą miał drugiego syna — Marcina oraz naszą noblistkę Wisławę Szymborską. Okazją do wystawienia sztuki będzie Dzień Kobiet.

— Te kobiety były wspaniałe — mówi Beata. — Chciałabym by wszyscy je poznali bliżej, bo naprawdę warto. Mogłabym długo o nich opowiadać.

Wokół lidzbarskiego zamku i w nim samym trwa remont, między innymi powstają ogrody biskupie trudno więc wystawiać sztuki, ale przedstawienie będzie. Zostanie wystawione gościnnie na scenie Lidzbarskiego Domu Kultury.

— Zamek współpracuje z wieloma instytucjami kultury, także z Lidzbarskim Domem Kultury — kontynuuje lidzbarczanka. — Dyrektor Paweł Sadowski zawsze dobrze poradzi, wesprze. No i oczywiście Jola Adamczyk, prowadząca grupę UTW, więc korzystamy z tej współpracy. Cieszę się na myśl o kolejnym spektaklu.
Ewa Lubińska


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5