Czym były wojskowe obozy internowania?
2022-01-02 09:44:05(ost. akt: 2022-01-04 09:48:46)
W Kiwitach odbył się w czwartek pogrzeb Władysława Żydonika, który był jedną z osób przetrzymywanych w wojskowym obozie internowania na przełomie lat 1982-1983. Czym były te obozy tak naprawdę, dowiadujemy się dopiero teraz.
Wydawać by się mogło, że najnowszą historię polski doskonale znamy, bo przecież wielu z nas ją jeszcze pamięta. O stanie wojennym w Polsce powiedziano i napisano dużo, ale o wojskowych obozach internowania wiemy nadal niewiele.
Powstały na przełomie lat 1982-1983. Mimo że zmiana ustroju politycznego w Polsce nastąpiła już w 1989 roku, to o tych obozach zaczęto mówić głośno zupełnie niedawno, a odpowiedzialni za to co się w tych obozach działo, zostali skazani dopiero w 2018 roku, czyli prawie 40 lat później.
W październiku 1982 roku wyszła ustawa, która miała na celu delegalizację NSZZ "Solidarność" i przekreślić jej szansę na reaktywację.
Władze obawiały się protestów ze strony najbardziej aktywnych członków związku, wymyślono więc ćwiczenia wojskowe, na które powołano osoby, uznane za "niebezpieczne".
Takich obozów było na terenie Polski 13. Przetrzymywano w nich 1711 osób, którym stworzono o wiele gorsze warunki, niż internowanym cywilom.
— Do obozu w Chełmnie trafiły 304 osoby, do końca internowania wytrzymało 249 — opowiada Tadeusz Antkowiak, przewodniczący Stowarzyszenia Osób Internowanych „Chełminiacy 1982".
— Pracowaliśmy ciężko po 10-12 godzin dziennie. To był przełom jesieni i zimy, więc kiedy zaczynaliśmy i kończyliśmy pracę, było ciemno. Mieszkaliśmy w namiotach ustawionych między Wisłą, a jej wałami przeciwpowodziowymi. Warunki były straszne — kontynuuje pan Tadeusz.
Do takiego właśnie obozu trafił Władysław Żydonik, którego w czwartek pożegnał między innymi Władysław Kałudziński, prezes stowarzyszenia Pro-Patria w Olsztynie.
– Władysław Żydonik trafił do obozu internowania w Chełmnie, po tym, jak odmówił wstąpienia do ZOMO, był nawet aresztowany — wspomina zmarłego kolegę. — W Chełmnie był jeden z większych wojskowych obozów internowania. Na jego temat wyszło opracowanie IPN.
Jak wspomniał Tadeusz Antkowiak w Chełmnie przebywały "powołane na ćwiczenia" 304 osoby.
Ciężkie warunki: wielogodzinna bezsensowna nieraz praca, np. kopanie nikomu nie potrzebnych rowów, czy noszenie cegieł w skrzynkach na amunicję, zimna woda (ciepła była tylko przez chwilę raz w tygodniu), utrudniony kontakt z rodziną itp. działania miały złamać aktywistów "Solidarności".
Czasami się to udawało, ale większość internowanych starała się o to, by zachować siłę i ducha walki o demokrację.
— Władek Żydonik trafił do obozu w listopadzie 1982 roku, bo domówił służby w ZOMO. Był ode mnie o 11 lat młodszy — wspomina Tadeusz Antkowiak. — Dla niego był to szczególny czas — był świeżo po ślubie, a jego żona była wtedy w ciąży z córką. Widziałem jak mu ciężko. Wszyscy wtedy dodatkowo nosiliśmy w sobie dużo złości, że tak łatwo daliśmy się pokonać, ale wierzyliśmy, że kiedyś się to skończy. Ten obóz na pewno nauczył nas solidarności.
Do wojskowego Obozu internowania, który powstał na poligonie 9 Pomorskiego Pułku Pontonowego w Chełmnie trafili ludzie z całej Polski, ze Szczecina, Olsztyna, Łodzi, Bydgoszczy...
— Proszę sobie wyobrazić, że nasze rodziny, czasem matki z małymi dziećmi jechały do nas nieraz kilkaset kilometrów, czekały godzinami, żeby chociaż na 15 minut spotkać się z mężem, czy synem, w obecności żołnierza, w sali z podsłuchami, a i to nie zawsze było możliwe. Zdarzały się przypadki, że rodzinę zawracano już na rogatkach Chełmna i do spotkania nie dochodziło — opowiada Tadeusz Antkowiak.
— Zaraz na początku w ramach protestu podjęliśmy głodówkę — wspomina. — Już następnego dnia pojawił się labirynt z płyt, który wybudowano w nocy, prowadzący do miejsca gdzie pobieraliśmy posiłki. Chodziło o to, byśmy nie widzieli, czy poprzednik wziął jedzenie, czy też utrzymuje głodówkę. A jak nie chcieliśmy wziąć jedzenia, to straszono nas trzema latami więzienia. Po trzech dniach zrezygnowaliśmy z głodówki. To wszystko miało nas złamać.
Jednak my staraliśmy się dodawać sobie i innym odwagi, dlatego między innymi podczas budowania mostu pontonowego, zrobiliśmy małą dywersję. Tak go zbudowaliśmy, żeby koła samochodu się zapadały. Takie akcje dawały nam nadzieję. Byli też oczywiście i tacy, którzy sobie nie poradzili, nie wytrzymywali i szli na współpracę.
Jak wspomina pan Tadeusz, Władysław Żydonik był jednym z aktywniejszych internowanych w tym obozie.
— Zrobił krzyż drewna brzozowego, taki na ok. 3 metry wysokości, który postanowiliśmy postawić na terenie obozu, ale niestety trafił do aresztu za "niewłaściwy stosunek do oficera" i kiedy stawialiśmy ten krzyż, on siedział w areszcie w Świeciu. Później przedłużono mu pobyt w obozie o te 14 dni aresztu. My wyszliśmy z obozu 2 lutego, a on 16 lutego 1983 roku.
Niewiele się mówiło o wojskowych obozach internowania, chociaż warunki z nich było o wiele cięższe, niż te dla cywili.
Jak twierdzi Tadeusz Antkowiak, próbowano zniszczyć dokumentację dotyczącą tej akcji. Jednak nie udało się.
Natomiast odpowiedzialnych za to co działo się w wojskowych obozach internowania generałów skazano dopiero pod koniec 2019 roku.
Wtedy jeden z oskarżonych już nie żył, a dwaj pozostali byli w sędziwym wieku - mieli 86 i 95 lat. Sprawa toczyła się aż 11 lat!
Władysław Żydonik został uhonorowany odznaczeniem dla osób represjonowanych, ale nie doczekał się zadośćuczynienia.
— Olsztyński sąd mu go nie przyznał, bo nie pokazał legitymacji "Solidarności", a przecież nie wszyscy tę legitymację mieli, takie były czasy — mówi z żalem Tadeusz Antkowiak. — Władek uniósł się honorem i nie chciał kasacji wyroku sądu w Białymstoku. Chyba, jako jedyny z nas nie otrzymał zadośćuczynienia.
Ewa Lubińska
Ewa Lubińska
Stan wojenny
Niedawno obchodziliśmy 40. rocznicę ogłoszenia stanu wojennego w naszym kraju, wiele osób jeszcze doskonale pamięta ten czas i to, co stało się później, między innymi internowanie ponad 10 tysięcy osób, związanych z "Solidarnością". Największą tragedią tego okresu była śmierć 40 osób, w tym podczas pacyfikacji kopalni "Wujek", 9 górników.
Stan wojenny w Polsce trwał od 13 grudnia 1981 do 22 lipca 1983 roku. Obowiązywał na terenie całej Polski. Został co prawda zawieszony 31 grudnia 1982 roku, ale zniesiono go ponad pół roku później. W tym czasie internowano dokładnie 10.131 działaczy związanych z „Solidarnością”.
Wprowadzono go, niezgodnie z Konstytucją, na mocy podjętej niejednomyślnie uchwały Rady Państwa z 12 grudnia 1981 r., na wniosek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
Stan wojenny w Polsce trwał od 13 grudnia 1981 do 22 lipca 1983 roku. Obowiązywał na terenie całej Polski. Został co prawda zawieszony 31 grudnia 1982 roku, ale zniesiono go ponad pół roku później. W tym czasie internowano dokładnie 10.131 działaczy związanych z „Solidarnością”.
Wprowadzono go, niezgodnie z Konstytucją, na mocy podjętej niejednomyślnie uchwały Rady Państwa z 12 grudnia 1981 r., na wniosek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez