Matka chrzestna szkoły w Tchambie
2020-05-22 13:00:00(ost. akt: 2020-05-26 11:07:08)
Danuta Chada przez kilkanaście lat marzyła o tym, by zobaczyć Afrykę. W końcu udało jej się to marzenie spełnić... aż trzy razy. Przy okazji spełnia marzenia afrykańskich dzieci. — Są wspaniałe — mówi emerytowana dziś nauczycielka. — Jestem nimi zauroczona.
Nauczycielka nauczania początkowego z Lidzbarka Warmińskiego prawie dwadzieścia lat temu rozpoczęła akcję "Spraw radość koledze z misji". Początkowo akcja ta polegała na tym, że uczniowie z lidzbarskiej Szkoły Podstawowej nr 4 wysyłały drobne podarunki uczniom z afrykańskiej Tchamby w Togo.
— To były na przykład prace plastyczne dzieci, takie jak godło naszego miasta, to co się mieści w kopertach — wspomina Danuta Chada.
— To były na przykład prace plastyczne dzieci, takie jak godło naszego miasta, to co się mieści w kopertach — wspomina Danuta Chada.
Skąd pomysł, by pisać do Afryki?
— Mój młodszy brat Mirosław Wołodko jest werbistą i tam został skierowany na misje — opowiada nauczycielka. — Polskę może odwiedzać raz na trzy lata. Za każdym razem odwiedzał też mnie i chętnie przyjmował zaproszenie na spotkanie z naszymi uczniami. Opowiadał nam o Afryce, pokazywał przedmioty, które przywoził. Bardzo nas ciekawiło, jak wyglądają tamtejsze szkoły, więc także opowiadał i o tym.
— Mój młodszy brat Mirosław Wołodko jest werbistą i tam został skierowany na misje — opowiada nauczycielka. — Polskę może odwiedzać raz na trzy lata. Za każdym razem odwiedzał też mnie i chętnie przyjmował zaproszenie na spotkanie z naszymi uczniami. Opowiadał nam o Afryce, pokazywał przedmioty, które przywoził. Bardzo nas ciekawiło, jak wyglądają tamtejsze szkoły, więc także opowiadał i o tym.
— Marzyłam o tym, aby kiedyś odwiedzić brata w Afryce — zwierza się pani Danuta. — Wydawało mi się to niemożliwe, a jednak udało się. W 2007 roku pojechałam tam z synem Łukaszem i jego kolegą. Sama na pewno bym się na taką podróż nie zdecydowała. To była wspaniała wycieczka. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie poprosiła o zorganizowanie mi wizyty w szkole. Bardzo chciałam zobaczyć, w jakich warunkach uczą się afrykańskie dzieci.
I udało się. Pani Danuta wzięła ze sobą kilka piłek, bo wiedziała, że tamtejsze dzieci uwielbiają grać w piłkę, a sprzęt sportowy jest tam bardzo drogi.
— Nawet szkoły nie było stać na zakup piłek, a co dopiero któregoś z uczniów — wspomina. — Spotkanie w tamtejszej szkole w Tchambie to było niezwykłe doświadczenie. Dzieci siedziały pod strzechą, przy ławkach zrobionych z surowych desek. Uczniowie z klas I-III pisały kredą na deseczkach. Na lekcje przychodziły w klapkach. Dla nas to niewyobrażalne. Z jednej strony zrobiło mi się żal tych dzieci, bo ich warunki do nauki były zdecydowanie gorsze od tych, które mają uczniowie w Polsce. Z drugiej strony — byłam nimi zachwycona. Nasze dzieci czasami trzeba zmuszać do pójścia na lekcje, a tam dzieci bardzo chcą się uczyć.
— Nawet szkoły nie było stać na zakup piłek, a co dopiero któregoś z uczniów — wspomina. — Spotkanie w tamtejszej szkole w Tchambie to było niezwykłe doświadczenie. Dzieci siedziały pod strzechą, przy ławkach zrobionych z surowych desek. Uczniowie z klas I-III pisały kredą na deseczkach. Na lekcje przychodziły w klapkach. Dla nas to niewyobrażalne. Z jednej strony zrobiło mi się żal tych dzieci, bo ich warunki do nauki były zdecydowanie gorsze od tych, które mają uczniowie w Polsce. Z drugiej strony — byłam nimi zachwycona. Nasze dzieci czasami trzeba zmuszać do pójścia na lekcje, a tam dzieci bardzo chcą się uczyć.
Kiedy pani Danuta odwiedziła Afrykę po raz pierwszy, dowiedziała się, że nie wszystkie dziewczynki są posyłane do szkół. Ich przeznaczeniem była pomoc w obowiązkach domowych. Kiedy zaś pojechała kolejny raz, widziała plakaty nawołujące do tego, by także dziewczynki korzystały z nauki.
— To się zmieniło w ciągu kilku lat — mówi nauczycielka. — Cieszę się, że tak się stało.
— To się zmieniło w ciągu kilku lat — mówi nauczycielka. — Cieszę się, że tak się stało.
Za każdym razem, a pani Danuta w Tchambie była już trzy razy, była pod wielkim wrażeniem zdyscyplinowania uczniów.
— Bardzo pięknie też dzieci okazywały wdzięczność za podarunki — wspomina pani Danuta. — Poza tym nie jest prawdą, że są nachalne i że zaczepiają turystów. Nigdy się z tym nie spotkałam, a trochę za każdym razem zwiedzałam Togo. Spotkałam się za to z ogromną życzliwością.
— Bardzo pięknie też dzieci okazywały wdzięczność za podarunki — wspomina pani Danuta. — Poza tym nie jest prawdą, że są nachalne i że zaczepiają turystów. Nigdy się z tym nie spotkałam, a trochę za każdym razem zwiedzałam Togo. Spotkałam się za to z ogromną życzliwością.
Już po pierwszej wizycie pani Danuta wiedziała jakie potrzeby mają uczniowie z misji, dlatego regularnie, co najmniej raz w roku, przygotowywała razem z uczniami z Lidzbarka Warmińskiego paczki dla kolegów ze szkoły w Tchambie. Na prezenty składali się uczniowie i ich rodzice, a także nauczyciele i zaprzyjaźnieni mieszkańcy miasta. Warto też zauważyć, że sama przesyłka do Afryki to niebagatelny koszt.
— Wysyłałam na przykład trzy paczki. Chodziło o to, by nie przekroczyć pewnej wagi, dlatego trzy, a nie jedną. Każda z nich to był koszt ok. 170 złotych za przesyłkę — opowiada nauczycielka. — Wysyłając prezenty do Afryki, trzeba też mieć świadomość, że dotrą na miejsce nie za kilka dni, ale za kilka miesięcy. Bywało, że paczki wysłane z okazji Bożego Narodzenia dzieci dostawały przed Wielkanocą.
— Wysyłałam na przykład trzy paczki. Chodziło o to, by nie przekroczyć pewnej wagi, dlatego trzy, a nie jedną. Każda z nich to był koszt ok. 170 złotych za przesyłkę — opowiada nauczycielka. — Wysyłając prezenty do Afryki, trzeba też mieć świadomość, że dotrą na miejsce nie za kilka dni, ale za kilka miesięcy. Bywało, że paczki wysłane z okazji Bożego Narodzenia dzieci dostawały przed Wielkanocą.
Pierwsze prezenty, z inicjatywy pani Danuty, uczniowie lidzbarskiej czwórki spakowały już kilka miesięcy po pierwszej wizycie nauczycielki w Togo. Były to przybory szkolne, zabawki i upragnione przez uczniów z Tchamby piłki.
Pani Danuta organizowała też w Polsce spotkania z misjonarzami, którzy przybliżali lidzbarskim dzieciom warunki, w jakich żyją i uczą się ich koledzy i koleżanki w Afryce. To były bardzo pouczające chwile.
Pani Danuta organizowała też w Polsce spotkania z misjonarzami, którzy przybliżali lidzbarskim dzieciom warunki, w jakich żyją i uczą się ich koledzy i koleżanki w Afryce. To były bardzo pouczające chwile.
Ale nie tylko zabawki i przybory szkolne trafiły do uczniów w Tchambie.
— Poprosiłam księdza proboszcza z naszej parafii o pomoc, a on pozwolił nam podczas tygodnia misyjnego zbierać pod kościołem pieniądze na zakup lamp naftowych dla afrykańskich dzieci. Nie wszystkie mają w domach warunki do odrabiania lekcji — wspomina Danuta Chada. — I udało się. Pieniędzy starczyło na sto lamp.
— Poprosiłam księdza proboszcza z naszej parafii o pomoc, a on pozwolił nam podczas tygodnia misyjnego zbierać pod kościołem pieniądze na zakup lamp naftowych dla afrykańskich dzieci. Nie wszystkie mają w domach warunki do odrabiania lekcji — wspomina Danuta Chada. — I udało się. Pieniędzy starczyło na sto lamp.
Rok później w ten sam sposób uczniowie uzbierali środki na zakup tornistrów. To były trzy ogromne paczki, każda po prawie 20 kg. Do akcji włączył się wtedy też właściciel prywatnej księgarni w Lidzbarku Warmińskim, który podarował 22 plecaki. Tornistry dostało 117 dzieci z zaprzyjaźnionej szkoły w Togo. Pani Danuta miała przyjemność wręczyć je osobiście, bo udało się jej pojechać do Afryki kolejny raz.
— To były piękne chwile — wspomina nauczycielka. — Plecaki czekały na mój przyjazd. Wręczenie tornistrów było niemal świętem. Uczniowie po kolei podchodzili do mnie. Widać było ich radość z prezentów. Tego dnia nazwano mnie "matką chrzestną szkoły w Tchambie". Bardzo się wtedy wzruszyłam.
Pani Danuta zauważyła, że uczniowie w Tchambie noszą z dumą mundurki szkolne, ale nie każde dziecko na taki mundurek stać. Kolejnymi prezentami, poza przyborami szkolnymi i maskotkami, była właśnie odzież szkolna.
— To były piękne chwile — wspomina nauczycielka. — Plecaki czekały na mój przyjazd. Wręczenie tornistrów było niemal świętem. Uczniowie po kolei podchodzili do mnie. Widać było ich radość z prezentów. Tego dnia nazwano mnie "matką chrzestną szkoły w Tchambie". Bardzo się wtedy wzruszyłam.
Pani Danuta zauważyła, że uczniowie w Tchambie noszą z dumą mundurki szkolne, ale nie każde dziecko na taki mundurek stać. Kolejnymi prezentami, poza przyborami szkolnymi i maskotkami, była właśnie odzież szkolna.
— Noszenie mundurków, to dla uczniów w Afryce wielki zaszczyt — opowiada nauczycielka. — Wysłaliśmy łącznie 80 mundurków z logo naszej „czwórki”. Otrzymały je tylko dzieci wyróżniające się w nauce.
Akcja obdarowywania uczniów w niewielkiej afrykańskiej miejscowości Tchamba odbywała się co najmniej raz w roku — najczęściej na Boże Narodzenie czy Dzień Dziecka — przez kilkanaście lat. Na przykład w roku 2013 dzieci z lidzbarskiej "czwórki", także z jej oddziału przedszkolnego, podarowały swoim kolegom i koleżankom z Afryki ponad 300 kolorowych maskotek.
Trzecią wizytę w afrykańskiej szkole odbyła pani Danuta z młodszym synem Dawidem w 2015 roku. Wyjazd był prezentem dla rodziców obojga rodziców od niego i jego nowo poślubionej małżonki. I tak Danuta Chada spełniła swoje marzenie aż trzy razy. A konsekwencją było spełnianie marzeń dzieci z Tchamby.
W lidzbarskiej szkole, w której pani Danuta przepracowała 27 lat, jest wystawa pamiątek ze współpracy z afrykańską szkołą.
— Kiedy pojawiałam się w Tchambe, lub gdy odwiedzali naszą szkołę misjonarze, zawsze coś dostawaliśmy w prezencie, najczęściej były to instrumenty. i właśnie te przedmioty oraz fotografie składają się na naszą wystawę. Przyznam się, że przemycałam też z Afryki rośliny, np. sadzonkę ananasa. Sadziłam je w doniczkach.
— Kiedy pojawiałam się w Tchambe, lub gdy odwiedzali naszą szkołę misjonarze, zawsze coś dostawaliśmy w prezencie, najczęściej były to instrumenty. i właśnie te przedmioty oraz fotografie składają się na naszą wystawę. Przyznam się, że przemycałam też z Afryki rośliny, np. sadzonkę ananasa. Sadziłam je w doniczkach.
Jak nietrudno się domyśleć — drugą pasją pani Danuty jest ogród. Teraz kiedy jest już na emeryturze i do swojej ukochanej szkoły chodzi tylko na kilka lekcji, może więcej czasu poświęcić roślinom.
— Mój ogród działkowy doceniam jeszcze bardziej teraz, w dobie pandemii, to mój zielony azyl — mówi pani Danuta i dodaje, że bardzo tęskni za swoją szkołą, która przez te wszystkie lata stała się jej drugim domem. — Jeśli chodzi o współpracę ze szkołą w Tchambe, to na szczęście ma kto po mnie przejąć pałeczkę. Zajęły się tym moje dwie wspaniałe koleżanki i oczywiście dyrektor szkoły Elżbieta Aleksandrowicz. O to jestem spokojna. I oczywiście zawsze służę pomocą.
— Mój ogród działkowy doceniam jeszcze bardziej teraz, w dobie pandemii, to mój zielony azyl — mówi pani Danuta i dodaje, że bardzo tęskni za swoją szkołą, która przez te wszystkie lata stała się jej drugim domem. — Jeśli chodzi o współpracę ze szkołą w Tchambe, to na szczęście ma kto po mnie przejąć pałeczkę. Zajęły się tym moje dwie wspaniałe koleżanki i oczywiście dyrektor szkoły Elżbieta Aleksandrowicz. O to jestem spokojna. I oczywiście zawsze służę pomocą.
Kocham swoją szkołę, więc można na mnie liczyć. Mentalnie nigdy się z nią nie rozstanę.
Ewa Lubińska
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez