NIEZASTĄPIONY WOLONTARIUSZ
2018-10-04 12:00:00(ost. akt: 2018-10-04 12:12:46)
Pan Jan w swoim mieście znany jest jako karmiciel kotów i gołębi. Można przypuszczać, że każdy mieszkaniec wie, kim jest drobniutki mężczyzna przemykający się ulicami miasta, z torbami pełnymi suchego chleba, puszek lub butelek.
Pan Jan w swoim mieście znany jest jako karmiciel kotów i gołębi. Można przypuszczać, że każdy mieszkaniec wie, kim jest drobniutki mężczyzna przemykający się ulicami miasta z torbami pełnymi suchego chleba, puszek lub butelek zwrócił się do nas z prośbą o przedstawienie problemów związanych z jego pracą na rzecz kotów wolnobytujących.
Wolontariusz oprowadził nas po terenie, który — póki co — stanowi prywatne złomowisko. Największym zmartwieniem, które odbiera mu sen w nocy, to fakt, że właściciel sprzedał grunt, bo podobno mają tu powstać działki pod budowę domów. A zbliża się trudny okres dla tego typu kotów.
— Bardzo mnie to martwi — mówi pan Jan. — Gdzie się podzieją dzikie zwierzaki. Tu wiedzą, o której przyjdę i rozsypię karmę. Może być tragicznie, bo mam tu swoje pomieszczenia dla nich. Jeden kocurek po wypadku przebywa w wojskowym samochodzie. O niego też się bardzo martwię.
Wolontariusz oprowadził nas po terenie, który — póki co — stanowi prywatne złomowisko. Największym zmartwieniem, które odbiera mu sen w nocy, to fakt, że właściciel sprzedał grunt, bo podobno mają tu powstać działki pod budowę domów. A zbliża się trudny okres dla tego typu kotów.
— Bardzo mnie to martwi — mówi pan Jan. — Gdzie się podzieją dzikie zwierzaki. Tu wiedzą, o której przyjdę i rozsypię karmę. Może być tragicznie, bo mam tu swoje pomieszczenia dla nich. Jeden kocurek po wypadku przebywa w wojskowym samochodzie. O niego też się bardzo martwię.
Takich ludzi jak ja się nie rozumie
Pan Jan swoją pracę rozpoczyna od około godziny 11:00, a potem rusza w miasto.
— Moja praca trwa do godziny 21:00 — powiada. — Po rozdaniu karmy kotom i gołębiom, które przemieściłem z niebezpiecznego dla nich miejsca również na ten teren, ruszam w miasto, aby zebrać puszki, butelki, bo przecież muszę jakoś nadrobić straty, jakie ponoszę z powodu wydawania pieniędzy, na przykład na żywołapkę dla kotów, czy pokrowiec do niej. Żona nie jest ze mnie zadowolona — śmieje się mężczyzna. — Jeśli chodzi o pomoc ze strony urzędu miasta, to otrzymuję miesięcznie 12 kilogramów karmy, czyli 6 paczek, co dla około 35 kotów wolnobytujących jest bardzo mało. Reszta zaopatrzenia należy do mnie. Zajmuję się także sterylizacją kotek, za które płaci też urząd miasta. Także od czasu do czasu otrzymuję karmę z redakcji Gazety Lidzbarskiej.
Pan Jan zbudował solidne domki dla bezpańskich kotów pod blokiem.
— Wybrałem takie miejsce, które nie razi mieszkańców bloku i nie powinno im przeszkadzać — wyjaśnia. — Niestety, znalazł się człowiek, który rozwalił te budki i koty nie mają się gdzie podziać. Wiem, komu zawadzały... zgłosiłem na policję i do straży miejskiej. Rozmawiali z nim, bo to przecież jest karalne zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt. Teraz czekam na konsekwencje, jakie będą wyciągnięte od tego złego człowieka. Takich ludzi jak ja w Lidzbarku się nie rozumie. Jestem postrzegany jako dziwak, walnięty, nienormalny w każdym bądź razie. A ja chciałbym tylko, żeby ludzie nie przeszkadzali mi w tej pracy na rzecz bezbronnych zwierząt.
Nie oczekuję od nikogo pomocy, ale... nie chcę też, aby mi przeszkadzano. Oczekuję zrozumienia, bo o takich ludzi, jak ja jest w chwili obecnej, bardzo ciężko. Każdy żyje jak mu pasuje — młodzi żyją swoim światem, starzy nie mają już siły — a ja póki żyję, będę wspomagał te biedne zwierzęta. Będę się starał, żeby żyło się im lepiej w świecie rządzonym przez człowieka.
— Moja praca trwa do godziny 21:00 — powiada. — Po rozdaniu karmy kotom i gołębiom, które przemieściłem z niebezpiecznego dla nich miejsca również na ten teren, ruszam w miasto, aby zebrać puszki, butelki, bo przecież muszę jakoś nadrobić straty, jakie ponoszę z powodu wydawania pieniędzy, na przykład na żywołapkę dla kotów, czy pokrowiec do niej. Żona nie jest ze mnie zadowolona — śmieje się mężczyzna. — Jeśli chodzi o pomoc ze strony urzędu miasta, to otrzymuję miesięcznie 12 kilogramów karmy, czyli 6 paczek, co dla około 35 kotów wolnobytujących jest bardzo mało. Reszta zaopatrzenia należy do mnie. Zajmuję się także sterylizacją kotek, za które płaci też urząd miasta. Także od czasu do czasu otrzymuję karmę z redakcji Gazety Lidzbarskiej.
Pan Jan zbudował solidne domki dla bezpańskich kotów pod blokiem.
— Wybrałem takie miejsce, które nie razi mieszkańców bloku i nie powinno im przeszkadzać — wyjaśnia. — Niestety, znalazł się człowiek, który rozwalił te budki i koty nie mają się gdzie podziać. Wiem, komu zawadzały... zgłosiłem na policję i do straży miejskiej. Rozmawiali z nim, bo to przecież jest karalne zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt. Teraz czekam na konsekwencje, jakie będą wyciągnięte od tego złego człowieka. Takich ludzi jak ja w Lidzbarku się nie rozumie. Jestem postrzegany jako dziwak, walnięty, nienormalny w każdym bądź razie. A ja chciałbym tylko, żeby ludzie nie przeszkadzali mi w tej pracy na rzecz bezbronnych zwierząt.
Nie oczekuję od nikogo pomocy, ale... nie chcę też, aby mi przeszkadzano. Oczekuję zrozumienia, bo o takich ludzi, jak ja jest w chwili obecnej, bardzo ciężko. Każdy żyje jak mu pasuje — młodzi żyją swoim światem, starzy nie mają już siły — a ja póki żyję, będę wspomagał te biedne zwierzęta. Będę się starał, żeby żyło się im lepiej w świecie rządzonym przez człowieka.
Gdyby nie koty pożarłyby nas szczury i myszy
Największym marzeniem pana Jana jest to, aby nikt nie utrudniał życia tak pożytecznym zwierzętom, jakimi są wolno chodzące koty.
— Przecież gdyby nie one, to żywcem pożarłyby nas szczury i myszy — kontynuuje opowieść lidzbarczanin. — Prawo mówi, że koty są uznane za skarb narodowy, tak, tak, nie żartuję, są dobrem ogólnonarodowym. Przy okazji, chciałbym przypomnieć, że wolnożyjące koty, to nie zwierzęta bezdomne. W świetle prawa to właśnie dzięki dzikim kotom unikamy plagi gryzoni, często roznoszących groźne choroby, bo kot, co oczywiste, jest naturalnym wrogiem tak szczurów, jak i myszy. Wystarczy, by gryzonie wyczuły jego zapach, a nigdy nie osiedlą się w takiej okolicy.
Drugim moim marzeniem, pewnie nie do spełnienia, jest to, żeby powstało w naszym mieście kocie miasteczko, z budkami, w którym te pożyteczne, piękne zwierzęta czułyby się swobodne, dostęp zaś mieliby tylko szczerzy ich karmiciele, mojego pokroju, żeby nikt im nie robił krzywdy. Chciałbym też, aby człowiek zrozumiał, że bez obecności kota świat będzie inny, śmiało powiem — umrze pożarty przez zarazę, którą rozniosą gryzonie. Jeżeli lidzbarczanie nie chcą mi pomagać w dbaniu o te sympatyczne zwierzęta, to chociaż niech mi nie przeszkadzają, a największa prośba, jest taka, żeby nie niszczyć mojej pracy i nie rozwalać budek z trudem przeze mnie zbudowanym.
Zbliża się szaruga jesienna, a zaraz potem zima.
— Nie niszczcie tego, co robię z odruchów serca dla tych biednych zwierząt — apeluje pan Jan. — To wszystko mnie kosztuje, to nie tylko nerwy, ale także pieniądze, których często mi brakuje. Pozdrawiam ludzi, którzy mi sprzyjają, w tym inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, która mnie zawsze wspomaga dobrym słowem. Dziękuję za wysłuchanie mnie.
Panie Janie, życzymy Panu powodzenia w tej szczytnej pracy na rzecz kociaków... Może znajdzie się jeszcze ktoś, kto Pana wesprze, np. dostarczy karmę.
Inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce
Barbara Kułdo
— Przecież gdyby nie one, to żywcem pożarłyby nas szczury i myszy — kontynuuje opowieść lidzbarczanin. — Prawo mówi, że koty są uznane za skarb narodowy, tak, tak, nie żartuję, są dobrem ogólnonarodowym. Przy okazji, chciałbym przypomnieć, że wolnożyjące koty, to nie zwierzęta bezdomne. W świetle prawa to właśnie dzięki dzikim kotom unikamy plagi gryzoni, często roznoszących groźne choroby, bo kot, co oczywiste, jest naturalnym wrogiem tak szczurów, jak i myszy. Wystarczy, by gryzonie wyczuły jego zapach, a nigdy nie osiedlą się w takiej okolicy.
Drugim moim marzeniem, pewnie nie do spełnienia, jest to, żeby powstało w naszym mieście kocie miasteczko, z budkami, w którym te pożyteczne, piękne zwierzęta czułyby się swobodne, dostęp zaś mieliby tylko szczerzy ich karmiciele, mojego pokroju, żeby nikt im nie robił krzywdy. Chciałbym też, aby człowiek zrozumiał, że bez obecności kota świat będzie inny, śmiało powiem — umrze pożarty przez zarazę, którą rozniosą gryzonie. Jeżeli lidzbarczanie nie chcą mi pomagać w dbaniu o te sympatyczne zwierzęta, to chociaż niech mi nie przeszkadzają, a największa prośba, jest taka, żeby nie niszczyć mojej pracy i nie rozwalać budek z trudem przeze mnie zbudowanym.
Zbliża się szaruga jesienna, a zaraz potem zima.
— Nie niszczcie tego, co robię z odruchów serca dla tych biednych zwierząt — apeluje pan Jan. — To wszystko mnie kosztuje, to nie tylko nerwy, ale także pieniądze, których często mi brakuje. Pozdrawiam ludzi, którzy mi sprzyjają, w tym inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, która mnie zawsze wspomaga dobrym słowem. Dziękuję za wysłuchanie mnie.
Panie Janie, życzymy Panu powodzenia w tej szczytnej pracy na rzecz kociaków... Może znajdzie się jeszcze ktoś, kto Pana wesprze, np. dostarczy karmę.
Inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce
Barbara Kułdo
Czytaj e-wydanie
">kliknij

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
zwierzaczki #2594453 | 195.136.*.* 4 paź 2018 19:01
nie dokarmiać i będzie po problemie, nie ingerować w naturę , prawo dżungli !
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz
Sąsiad #2594342 | 5.173.*.* 4 paź 2018 15:59
I nasrane pod blokiem od kotow, a co do golebi to podobno nie mozna ich karmic zwyklym jedzeniem.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
xyz #2594269 | 195.136.*.* 4 paź 2018 14:14
Gołębie to plaga ! Robi tzw. "niedzwiedzią" przysługę miastu .
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz