Wszystko zaczęło się 17 maja 1937 roku w Brześciu nad Bugiem cz.1
2017-05-18 14:39:35(ost. akt: 2017-08-29 11:43:18)
Krystyna Tomaszewska urodziła się w 1937 roku w Brześciu nad Bugiem. Niestety zawirowania wojenne sprawiły, że musiała opuścić rodzinny dom i uciekać. Przebyła bardzo długą drogę, aby w końcu osiąść w Lidzbarku Warmińskim i założyć rodzinę. Pani Krystyna napisała ciekawą autobiografię, której fragmenty będziemy publikować na naszych łamach.
Inspiracją do spisania wspomnień z mego życia byli moi wnukowie, którzy coraz częściej domagali się opowieści o tym, jak to dawniej bywało, kiedy byłam dzieckiem, jak dorastałam i jak toczyło się moje życie dorosłe.
Ja z kolei tłumaczyłam, że w paru zdaniach nie da się opowiedzieć, jak by nie było osiemdziesięciu lat jakie przeżyłam, solennie jednak obiecałam, że kiedyś to wszystko opiszę (…).
Ja z kolei tłumaczyłam, że w paru zdaniach nie da się opowiedzieć, jak by nie było osiemdziesięciu lat jakie przeżyłam, solennie jednak obiecałam, że kiedyś to wszystko opiszę (…).
Wszystko zaczęło się 17 maja 1937 roku w Brześciu nad Bugiem, w mieście, które znajdowało się w granicach drugiej Rzeczpospolitej Polskiej, i jak wiele innych miast na wschód od rzeki Bug, było miastem polskim (obecnie przynależy do Białorusi).
Urodziłam się w szpitalu żydowskim w czasie, kiedy w Brześciu trwał bojkot Żydów. Rozbijano wystawy sklepów, demolowano kina, teatry i inne budynki należące do społeczności żydowskiej. Był to protest nacjonalistycznych partii polskich przeciwko przejęciu prawie całego handlu, wielu zawodów rzemieślniczych, kin, teatrów, restauracji itp. i wypieranie Polaków z życia gospodarczego i nie tylko.
Tak to wszystko wówczas interpretowano, nie wiem do końca czy słusznie. Zakładano tylko niszczenie mienia żydowskiego, ale jak to zwykle w takich wypadkach bywa, nie obeszło się bez rabunków i pobić. Takie sytuacje zawsze są wykorzystywane przez elementy przestępcze.
Urodziłam się w szpitalu żydowskim w czasie, kiedy w Brześciu trwał bojkot Żydów. Rozbijano wystawy sklepów, demolowano kina, teatry i inne budynki należące do społeczności żydowskiej. Był to protest nacjonalistycznych partii polskich przeciwko przejęciu prawie całego handlu, wielu zawodów rzemieślniczych, kin, teatrów, restauracji itp. i wypieranie Polaków z życia gospodarczego i nie tylko.
Tak to wszystko wówczas interpretowano, nie wiem do końca czy słusznie. Zakładano tylko niszczenie mienia żydowskiego, ale jak to zwykle w takich wypadkach bywa, nie obeszło się bez rabunków i pobić. Takie sytuacje zawsze są wykorzystywane przez elementy przestępcze.
Nic więc dziwnego, że mama strasznie się bała rodzić w tym właśnie szpitalu, ale nie miała innego wyjścia, ponieważ w innym nie było miejsca, a ja pchałam się na ten świat. Z opowieści mamy wiem, że poród nie był lekki, ponieważ ważyłam około pięciu kilogramów. Dzięki Panu Bogu wszystko się dobrze skończyło i nikt nie zamierzał mordować mnie ani mojej mamy.
Kiedy zaczynało się moje życie mama miała 28, a ojciec 29 lat. Nie byli młodzieniaszkami, a już dojrzałymi ludźmi.
Moja mama, Stefania z domu Gindziuk, urodziła się w 1909 roku, a ojciec Wacław Bielecki w 1908. Pobrali się w 1936 roku. Mama w tym czasie pracowała w przedszkolu jako opiekunka do dzieci, natomiast ojciec był muzykiem i grał w orkiestrze wojskowej. Mniej więcej na rok przed wybuchem wojny, od grania dostał samoistnej odmy płucnej i niestety musiał zrezygnować z muzykowania, a tym samym z pracy w wojsku i iść do rezerwy.
Kiedy zaczynało się moje życie mama miała 28, a ojciec 29 lat. Nie byli młodzieniaszkami, a już dojrzałymi ludźmi.
Moja mama, Stefania z domu Gindziuk, urodziła się w 1909 roku, a ojciec Wacław Bielecki w 1908. Pobrali się w 1936 roku. Mama w tym czasie pracowała w przedszkolu jako opiekunka do dzieci, natomiast ojciec był muzykiem i grał w orkiestrze wojskowej. Mniej więcej na rok przed wybuchem wojny, od grania dostał samoistnej odmy płucnej i niestety musiał zrezygnować z muzykowania, a tym samym z pracy w wojsku i iść do rezerwy.
Przejdźmy teraz trochę do historii. W 1940 roku na podstawie umowy między Rosją sowiecką, a Niemcami dogadano się nie tylko co do granic na wschodzie, ale i do przesiedlenia ludności. Polacy, którzy znajdowali się po drugiej stronie rzeki Bug na zajętych terenach przez ZSRR, a urodzili się na zajętych terenach przez Niemcy, mogli wrócić do miejsc swoich urodzin.
Ojciec mój urodził się w Mławie i na tej podstawie uciekliśmy od Rosjan i to w samą porę pierwszym transportem, ponieważ trwały już na całą parę wywózki na Syberię, zwłaszcza rodzin byłych wojskowych, policjantów i całej inteligencji polskiej.
Mama powiedziała: - Ja już byłam w tym raju i nie chcę przechodzić tego po raz drugi, do syta tam najadłam się obierzyn i korzonków.
Mama powiedziała: - Ja już byłam w tym raju i nie chcę przechodzić tego po raz drugi, do syta tam najadłam się obierzyn i korzonków.
Życzliwi donieśli nam, że już byliśmy na liście do wywózki... . Z opowieści mamy wiem, że do wybuchu wojny w 1939 roku, były to najszczęśliwsze lata jakie przeżyli.
Ja natomiast do wieku trzech lat nie pamiętam co się w tym okresie działo. Przebłyski pamięci nastąpiły dopiero w czerwcu 1940 roku, do czasu ucieczki z Brześcia przed wywózką na Syberię. Niemcy w Białej Podlaskiej urządzili nam kąpiel w wagonach kolejowych, które zamieniono na łaźnie. Szare płynne mydło, które Niemiec każdemu wchodzącemu do wagonu łopatką nakładał na głowę, spływało do oczu i strasznie gryzło. Ten moment piekących oczu zapamiętałam bardzo dobrze. Nasuwa się pytanie, dlaczego nas kąpano?
Ja natomiast do wieku trzech lat nie pamiętam co się w tym okresie działo. Przebłyski pamięci nastąpiły dopiero w czerwcu 1940 roku, do czasu ucieczki z Brześcia przed wywózką na Syberię. Niemcy w Białej Podlaskiej urządzili nam kąpiel w wagonach kolejowych, które zamieniono na łaźnie. Szare płynne mydło, które Niemiec każdemu wchodzącemu do wagonu łopatką nakładał na głowę, spływało do oczu i strasznie gryzło. Ten moment piekących oczu zapamiętałam bardzo dobrze. Nasuwa się pytanie, dlaczego nas kąpano?
Po otrzymaniu od władz rosyjskich zezwolenia na wyjazd, należało w ciągu 24 godzin z ręcznym pakunkiem stawić się na dworcu kolejowym, do kontroli osobistej.
Kontrolujący oczywiście „ulżyli” obywatelom wyjeżdżającym zabierając biżuterię, futra, pieniądze i wiele innych drogocennych rzeczy, dając na to pokwitowanie w postaci kwitariusza, na którym było napisane, że zostały wzięte na przechowanie (wieczne). Następnie podstawiono brudne wagony towarowe do których musieli się uciekinierzy załadować.
Po przekroczeniu granicy w Białej Podlasce, po otwarciu wagonów, zobaczyliśmy ludzi podobnych do kominiarzy. Zarządzono kąpiel. Po parodii kąpieli, bo tak to można nazwać, ponieważ woda leciała niecałe 15 minut i została zakręcona, ludzie nie zdołali się umyć, tylko rozmazać na mokro brud, który osiadł na ciałach i ubraniach.
Następnie zarządzono, aby w bieliźnie i z bagażem, stanąć do kontroli, zabierając uciekinierom resztę pieniędzy i kosztowności, których nie zauważyli Rosjanie. Potem wszystkich przewieziono do obozu przejściowego na sześć tygodni, bez możliwości wychodzenia poza obóz.
Mojej mamie i ojcu dopisało szczęście. W czasie rewizji przez Rosjan udało się mamie ukryć srebrne 10-cio złotówki, a było ich nie mało, bo około 100 stuk. Były one zapieczone w kruchych ciastkach i ułożone w walizce na samym dnie. Nawet szpikulec, którym rosyjski celnik kłuł po tych słodyczach, nie wydał podejrzanego dźwięku, że coś w nich jest. W walizce oprócz ciastek, był jeszcze inny prowiant przygotowany na podróż, jednak dwa złote pierścionki – jeden z brylantem, a drugi z rubinem i fokowa peleryna, zostały zabrane. Honorowo rewidujący zostawił złotą obrączkę na pamiątkę, bo to ślubna.
Po przekroczeniu granicy w Białej Podlasce, po otwarciu wagonów, zobaczyliśmy ludzi podobnych do kominiarzy. Zarządzono kąpiel. Po parodii kąpieli, bo tak to można nazwać, ponieważ woda leciała niecałe 15 minut i została zakręcona, ludzie nie zdołali się umyć, tylko rozmazać na mokro brud, który osiadł na ciałach i ubraniach.
Następnie zarządzono, aby w bieliźnie i z bagażem, stanąć do kontroli, zabierając uciekinierom resztę pieniędzy i kosztowności, których nie zauważyli Rosjanie. Potem wszystkich przewieziono do obozu przejściowego na sześć tygodni, bez możliwości wychodzenia poza obóz.
Mojej mamie i ojcu dopisało szczęście. W czasie rewizji przez Rosjan udało się mamie ukryć srebrne 10-cio złotówki, a było ich nie mało, bo około 100 stuk. Były one zapieczone w kruchych ciastkach i ułożone w walizce na samym dnie. Nawet szpikulec, którym rosyjski celnik kłuł po tych słodyczach, nie wydał podejrzanego dźwięku, że coś w nich jest. W walizce oprócz ciastek, był jeszcze inny prowiant przygotowany na podróż, jednak dwa złote pierścionki – jeden z brylantem, a drugi z rubinem i fokowa peleryna, zostały zabrane. Honorowo rewidujący zostawił złotą obrączkę na pamiątkę, bo to ślubna.
Pieniądze w banknotach były zaszyte w dole mego płaszczyka, a mnie nie rewidowano. Oświadczono nam, że zabrano te rzeczy na przechowanie chroniąc je przed Niemcami. Mama dostała pokwitowanie w postaci kwitariusza, który do tej pory posiadam, choć jest już w bardzo złym stanie.
Ojcu również udało się zachować około 200 zł w bilonie, które miał przy sobie w kieszeni kurtki. Na pytanie czy ma pieniądze oświadczył, że tak i wsadził rękę do kieszeni, aby je wziąć i pokazać, a tu niespodzianka – czekoladki które wrzucił luzem do kieszeni, był to prezent znajomych dla mnie na drogę, rozpuściły się i wymazały bilon na niezbyt ciekawy kolor. Po pokazaniu takich pieniędzy celnik zakończył kontrolę i kazał się wynosić. Taka sama reakcja nastąpiła nie tylko u kontrolera rosyjskiego, ale i u niemieckiego.
Muszę zaznaczyć, że do kontroli i kąpieli po stronie niemieckiej mężczyzn oddzielono od kobiet i dzieci.
Ojcu również udało się zachować około 200 zł w bilonie, które miał przy sobie w kieszeni kurtki. Na pytanie czy ma pieniądze oświadczył, że tak i wsadził rękę do kieszeni, aby je wziąć i pokazać, a tu niespodzianka – czekoladki które wrzucił luzem do kieszeni, był to prezent znajomych dla mnie na drogę, rozpuściły się i wymazały bilon na niezbyt ciekawy kolor. Po pokazaniu takich pieniędzy celnik zakończył kontrolę i kazał się wynosić. Taka sama reakcja nastąpiła nie tylko u kontrolera rosyjskiego, ale i u niemieckiego.
Muszę zaznaczyć, że do kontroli i kąpieli po stronie niemieckiej mężczyzn oddzielono od kobiet i dzieci.
Zaraz po kąpieli nastąpiła rewizja w następnym wagonie – mama zauważyła, że Niemcy dokładniej rewidują, a szczególnie odzież i zabawki dziecięce. Wobec takiej sytuacji wypruła z płaszczyka z mojego płaszczyka pieniądze i umieściła w kieszonce wszytej na odwrocie pasa do pończoch, który założyła pod bieliznę. Na wszystko założyła szlafrok, a do jego kieszeni włożyła w drobnej walucie około 100 zł. I tak stanęła do kontroli trzymając mnie płaczącą na ręku. Gdy zapytano mamę czy ma pieniądze oświadczyła, że tak i wysypała całą zawartość kieszeni na stół. Niemiec wybrał monety o większym nominale, a resztę kazał zabrać. Mama zaczęła go prosić, aby zostawił wszystkie pieniądze uzasadniając, że to są ostatnie pieniądze jakie posiada i nie będą mieli z czego żyć. Wówczas Niemiec rozejrzał się wokół siebie czy ktoś nie patrzy i kazał natychmiast zabierać wszystkie. Mama podziękowała i na tym zakończyła się kontrola.
Tym to właśnie sposobem udało się uchronić gotówkę, która bardzo się przydała do życia w nowej sytuacji i zaistniałych warunkach.
Później znowu nastąpiła pustka. Dopiero w wieku 5 lat wydarzenia utrwaliły się w mojej pamięci...(CDN).
Później znowu nastąpiła pustka. Dopiero w wieku 5 lat wydarzenia utrwaliły się w mojej pamięci...(CDN).
Krystyna Tomaszewska
Mama dostała pokwitowanie w postaci kwitariusza, który do tej pory posiadam, choć jest już w bardzo złym stanie
Czytaj e-wydanie