Piszę, by wywołać uśmiech u dzieci

2025-09-23 14:16:48(ost. akt: 2025-09-23 14:27:26)

Autor zdjęcia: Wojciech Karolonek

O wesołych wierszach inspirowanych polszczyzną, o hołdzie złożonym literackim mistrzom i o języku, który powinien wyrażać szacunek, rozmawiamy z Agnieszką Frączek – językoznawczynią i poetką, która gościła w lidzbarskiej Oranżerii Kultury.
— W motcie otwierającym książkę „Rany Julek” zacytowała pani słowa Tuwima, który napisał: „Dzieci bzdurzą i, że tak powiem, chcą być bzdurzone, potem im to przechodzi. Któremu nie przejdzie – zostaje poetą”. Czy pani również bzdurzyła w dzieciństwie?
— Tak, uwielbiałam się bawić językiem i robię to do dzisiaj. W wielu spośród moich książek to właśnie język gra pierwsze skrzypce. Tego, co ktoś niewyczulony na zabawy językiem mógłby nazwać bzdurzeniem, we wszystkich moich wierszach jest bardzo wiele. Język był dla mnie ważny zawsze, natomiast pomysł pisania wierszy przyszedł do mnie jak olśnienie. Któregoś przedpołudnia nagle poczułam potrzebę pisania.

Obrazek w tresci

— Czytając pani wiersze pomyślałem, że odkryła pani dla poezji taką żyłę złota w polszczyźnie.
— Ale to się stało dość późno, bo na początku, kiedy tylko zaczęłam pisać, tworzyłam wiersze bardzo Brzechwowskie. Dziś widzę wyraźnie, że w tych moich pierwszych tekstach, zbyt wyraźnie pobrzmiewa Brzechwa. Ja się zresztą do tego od samego początku przyznawałam, przed samą sobą, ale też przed czytelnikami. W mojej pierwszej książce jest wiersz poświęcony Brzechwie, więc moją inspirację Brzechwą widać wyraźnie. Dopiero po jakimś czasie doszłam do wniosku, że przecież ja jestem językoznawcą i że mogę ten fakt wykorzystać w wierszach.

— Joanna Olech kiedyś stwierdziła, ze w literaturze toczy się ciągła rozmowa. U pani widać tę literacką rozmowę w książkach biograficznych inspirowanych życiem Tuwima, Brzechwy czy Zamenhofa.
— Tak, w moim zamierzeniu miał to być element interaktywny, żeby dzieci czytające te książki, ale również dorośli, stali się po trosze detektywami. Żeby śledzili uważnie treść i postarali się odkryć to, co nie jest moje, tylko Tuwima czy Brzechwy i spróbowali oddzielić to od siebie.

— Czy książki biograficzne to pani osobisty hołd złożony tym mistrzom pióra, którzy są pani bliscy?
— Tak, zdecydowanie tak. Zaczęło się od książki o Tuwimie. Kiedy jeszcze ją pisałam, to już myślałam o tym, że skoro piszę o Tuwimie, to o Brzechwie, który był dla mnie tak bardzo ważny, też będę chciała kiedyś napisać. Niejako przy okazji powstała też książka o Zamenhofie, bo Tuwim fascynował się językiem esperanto.

— A jak przebiega pani proces twórczy? Jak to pani gdzieś określiła „od pierwszej literki do ostatniej kropki”?
— U mnie na początku musi być pomysł. Najpierw na książkę, a potem na poszczególne jej elementy, czyli kolejne utwory. Samo tworzenie wiersza to już nie przebiega tak jednorodnie. Bywa, że zaczynam od pierwszych wersów, a czasami jest tak, że mam w głowie puentę i potem dobudowuję wszystko to, co do tej puenty ma mnie doprowadzić. Zdarza się, że zaczynam od końca. Kiedyś napisałam o nietoperzu. W puencie miała się znaleźć odpowiedź na pytanie, skąd ów gacek przybył; brzmiało to tak:
– Skąd przybywasz? – pytam gacka.
A on na to: – Ja? Znienacka.
Ta końcówka była początkiem pracy nad wierszem.

— Kilkanaście lat temu powiedziała pani na spotkaniu, że zamiast od „Witam”, lepiej zacząć mail od „Dzień dobry”. Dlaczego poprawność językowa jest ważna? Dlaczego musimy zwracać uwagę na to, jak mówimy i piszemy? Czy to się jakoś wiąże z szacunkiem?
— Słusznie pan zauważył, że język, jakiego używamy, wyraża szacunek do naszych rozmówców, ale też do nas samych. To jest element naszej kultury osobistej, bo kultura języka składa się na kulturę osobistą. Jeżeli chcemy być kulturalni, szanowani, chcemy okazywać szacunek, to mówmy ładnie.

Obrazek w tresci

— Przyznam pani, mam ogromny problem z feminatywami. Jakie jest pani zdanie w tej kwestii?
— Ja nie walczę, nie buntuję się, jeżeli ktoś o mnie mówi językoznawca czy pisarz. Nie czuję, że jestem wtedy wykluczona. A po co w ogóle są te feminatywy? Po to, żeby język nie wykluczał. W opinii części użytkowników języka nazwanie kobiety językoznawcą jest wykluczające.

— Tu też w grę wchodzi szacunek…
— Niektórzy twierdzą, że jeżeli mówimy o językoznawcach, to mówimy o mężczyznach, a nie o kobietach. Ja tak nie uważam i czuję się wtedy także włączona do rozmowy. Natomiast z feminatywami rzecz ma się tak, jak ze zwracaniem się do księdza. Wiadomo, że każdy ksiądz życzy sobie, żeby do niego mówić: proszę księdza, a nie: proszę pana. I my, niezależnie od naszego światopoglądu, chcąc zachować się grzecznie, wychodzimy na wprost oczekiwaniom naszego rozmówcy. Uważam, że to samo należy robić w rozmowach z kobietami. Jeżeli któraś sobie życzy, żeby o niej mówić ministra czy ministerka, to tak mówmy. To mały wysiłek z naszej strony.

— Gdzieś przeczytałem, że byki językowe są groźniejsze od byków na polu. Dlaczego byki językowe są szczególnie groźne?
— Ja jedne i drugie byki bardzo lubię (śmiech). A dlaczego są groźne? Przede wszystkim dlatego, że ktoś, kto otwiera buzię i zaczyna mówić popełniając błąd za błędem, jest źle odbierany, dużo traci. Może w ten sposób przegrać na przykład konkurencję z innymi kandydatami na wymarzone stanowisko.

— Wróćmy do pani rozbrykanego, wesołego języka w wierszach dziecięcych. Znów przywołam Joannę Olech, która kiedyś powiedziała, że dziś utwory niefrasobliwe, typu „Koszmarny Karolek”, cieszą się dużym wzięciem. Pani wiersze też bym zaliczył do nurtu niefrasobliwej literatury.
— Staram się wywoływać na twarzach moich czytelników uśmiech. Zależy mi na tym, żeby bawić. Ale wbrew tej niefrasobliwości, która jest widoczna na pierwszy rzut oka, staram się też uczyć. Przy czym uczyć w sposób taki nie wprost, a między wierszami, niejako przy okazji.

— I czytając pani wiersze dziecko mimowolnie przyjmuje ukryte w zabawnych stwierdzeniach prawidłowe reguły.
— Taki jest mój cel.

— I pewnie pani się przy tym też doskonale bawi.
— Oczywiście. Bardzo lubię swoją pracę.

— Serdecznie dziękuję za spotkanie i rozmowę.

Rozmawiał: Wojciech Karolonek


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B