Serce na dłoni – historia mamy zastępczej

2025-04-03 12:04:34(ost. akt: 2025-04-03 12:05:22)   Artykuł sponsorowany
W małej wsi Krekole w gminie Kiwity, w domu pełnym ciepła i miłości, mieszka Kinga Matuszczak – mama zastępcza dla siedmiorga dzieci. W ciągu dziewięciu lat, jej dom stał się miejscem, gdzie dzieci po trudnych doświadczeniach odnajdują bezpieczeństwo, stabilizację i przede wszystkim rodzinę.
— Jak zaczęła się Pani przygoda z byciem rodzicem zastępczym?



— To była sytuacja życiowa. Moi rodzice prowadzili rodzinę zastępczą dla trójki dzieci, ale z powodu stanu zdrowia taty nie mogli dłużej sprawować opieki. Wtedy podjęłam decyzję, że to ja przejmę tę rolę. Tak zaczęła się moja podróż jako rodzica zastępczego. Przez te lata otworzyłam swój dom dla dziewięciorga dzieci, a jedno z nich już usamodzielniło się. To była decyzja, która zmieniła moje życie i stała się moim powołaniem.



— Czy to jest trudna rola?



— Jest to bardzo wymagające zadanie. Nie nazwałabym tego pracą, bo nie traktuję tego w kategoriach zawodowych. To raczej powołanie, które wymaga serca i pełnego zaangażowania. Dzieci, które trafiają do naszej rodziny, często mają za sobą trudne doświadczenia. Przychodzą z różnymi traumami, zaburzeniami, takimi jak autyzm, ADHD czy zaburzenia przywiązania. Ich diagnoza i pomoc w radzeniu sobie z trudnościami to proces, który może trwać latami. W przypadku jednego z dzieci dopiero po sześciu latach dostaliśmy właściwą diagnozę, która określiła przyczyny jego trudności . Od tego momentu mogłam lepiej zrozumieć jego potrzeby i dostosować do nich naszą codzienność.



— Jak wygląda dzień w Pani domu?



— Każdy dzień to nowe wyzwania. Mój dom jest pełen dzieci, ich pomysłów i pasji. Każde z nich ma inne zainteresowania, dlatego staram się wspierać ich indywidualny rozwój. Są wśród nich mali konstruktorzy, jak jeden z chłopców, który uwielbia skręcać meble, a także dzieci z zamiłowaniem do sztuki czy sportu. Staram się spędzać jak najwięcej czasu razem z dziećmi, organizując wyjazdy i wspólne aktywności. Chcę, aby dzieci czuły się tu jak w prawdziwym domu.



— Co jest najtrudniejsze w byciu rodzicem zastępczym?



— Najtrudniejsza jest praca nad emocjami dzieci. One muszą poczuć, że są bezpieczne, że mogą zaufać. To wymaga cierpliwości i czasu. Każde dziecko inaczej reaguje na nowe środowisko. Wiele z nich na początku buntuje się, sprawdza granice. Moim zadaniem jest zapewnienie im stabilności i miłości. Dbam o ich edukację i rozwój, pokonujemy wspólnie trudności szkolne, wspieram dzieci w ich trudnościach i pomagam im odnaleźć się w świecie.



— A co daje Pani największą satysfakcję?



— Są takie momenty, które wynagradzają cały trud. Kiedy po ciężkim dniu dziecko podchodzi, przytula się i mówi: „Ciociu, kocham cię”. Albo kiedy widzę ich postępy, kiedy zaczynają wierzyć w siebie, rozwijają swoje pasje i planują przyszłość. To jest coś, co daje mi ogromną radość. Szczególnym momentem był dla mnie dzień, kiedy moje dzieci zaczęły mówić, że nigdy nie chcą opuszczać tego domu, że tutaj jest ich miejsce. To jest największa nagroda.



— Jak wygląda proces zostania rodzicem zastępczym?



— Trzeba zgłosić się do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie i przejść odpowiednie szkolenie. Wymagane są też rozmowy z psychologiem, zaświadczenia lekarskie i o niekaralności. Nie jest to proces skomplikowany, ale wymaga determinacji i gotowości na to, że życie z dziećmi po przejściach będzie pełne wyzwań. Trzeba mieć dużo empatii i cierpliwości. Bardzo ważna jest także współpraca z koordynatorem pieczy zastępczej, który pomaga w różnych sytuacjach.



— Jak układają się Pani relacje z dziećmi?



— Myślę, że dobrze. Staramy się spędzać razem dużo czasu, wyjeżdżamy na wspólne wakacje, organizujemy wycieczki. Moja rodzina w pełni zaakceptowała moje dzieci i wspiera mnie w tej roli. To ogromna pomoc, bez której byłoby mi trudniej. Wsparcie bliskich daje mi siłę do działania.



— Czy dzieci mają kontakt z rodzicami biologicznymi?



— Tylko dwójka z nich. W większości przypadków rodzice nie utrzymują kontaktu, ale są też sytuacje, gdzie rodzic stara się odbudować relację z dzieckiem. Każda historia jest inna.



— Jak ocenia Pani funkcjonowanie PCPR?



— Bardzo dobrze. Od 2024 roku „Centrum” realizuje projekt unijny, który dają dzieciom możliwość wyjazdów na ferie, wakacje, zajęć terapeutycznych, a nam – rodzicom zastępczym – szkoleń, grup wsparcia i wzajemnej integracji. Możemy liczyć też na pomoc psychologiczną i doradztwo w trudnych sytuacjach. To ogromna wartość.



— Jakie ma Pani marzenia związane z dziećmi?



— Najważniejsze, żeby były szczęśliwe i samodzielne. Nie oczekuję, że zostaną lekarzami czy prawnikami. Chciałabym, aby mieli fach w ręku, potrafili zarabiać na swoje życie i byli dobrymi ludźmi. Chciałabym, aby zawsze pamiętali, że są kochani i że zawsze mają swój dom.



— Co powiedziałaby Pani osobom, które myślą o zostaniu rodziną zastępczą?



— Nie poddawać się! To nie jest łatwe zadanie, ale daje ogrom satysfakcji. Nie słuchać negatywnych opinii, tylko kierować się sercem. Jeśli ktoś naprawdę chce pomagać dzieciom, nie ma rzeczy niemożliwych. Każde dziecko zasługuje na dom, miłość i bezpieczeństwo.



Dziękujemy za rozmowę i życzymy Pani i dzieciom samych szczęśliwych chwil.



Sylwester Kasprowicz


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B