To będzie ciężka runda dla MKS. Wierzę jednak w ten zespół [WYWIAD]
2020-07-19 08:06:32(ost. akt: 2020-07-19 08:44:23)
ROZMOWA || Ważne, że jako zespół patrzymy teraz przed, a nie za siebie — mówi Aleksander Lipowski, nowy trener IV-ligowego MKS Korsze. Cenionego szkoleniowca pytamy m.in. o kulisy transferu, ostatnią prostą przygotowań i cele na sezon 2020/2021.
— Ponoć "zwycięskiego składu się nie zmienia". Ze Śniardwami głównie wygrywałeś....
— Wyniki były dość dobre, przyznaję. Szczególnie w sezonie 2018/2019, w którym byliśmy o krok od awansu do baraży o IV ligę i półfinału Wojewódzkiego Pucharu Polski (porażka w karnych z Granicą Kętrzyn — przyp. K.K.). I choć wtedy się nie udało, to pokazaliśmy, że z Orzyszem trzeba się liczyć.
— Wyniki były dość dobre, przyznaję. Szczególnie w sezonie 2018/2019, w którym byliśmy o krok od awansu do baraży o IV ligę i półfinału Wojewódzkiego Pucharu Polski (porażka w karnych z Granicą Kętrzyn — przyp. K.K.). I choć wtedy się nie udało, to pokazaliśmy, że z Orzyszem trzeba się liczyć.
— Skąd więc decyzja o przeprowadzce do Korsz?
— Myślę, że (jak to u większości szkoleniowców bywa) przyszedł czas, by spróbować czegoś nowego w tej trenerskiej przygodzie. Ze Śniardwami pożegnaliśmy się pod koniec maja. Sympatycznie, bez żadnych zgrzytów. Kilka dni później otrzymałem telefon z Korsz z zapytaniem czy byłbym zainteresowany podjęciem pracy trenera MKS.
— Długo się zastanawiałeś?
— Od razu powiedziałem szczerze, że chcę najpierw przyjrzeć się drużynie. Słyszałem wcześniej nieco o niemałych problemach, z którymi borykał się MKS. Po 2 tygodniach, gdy na własne oczy przekonałem się jak sytuacja wygląda, zdecydowałem, że podejmę tę rękawicę. Została wówczas już tylko rozmowa z prezesem, a ta była krótka i konkretna. Wydaje mi się, że złapaliśmy "wspólny język" także z zawodnikami. Ich zaangażowanie i frekwencja na treningach utwierdzają mnie w tym, że warto było zostać w Korszach.
— Myślę, że (jak to u większości szkoleniowców bywa) przyszedł czas, by spróbować czegoś nowego w tej trenerskiej przygodzie. Ze Śniardwami pożegnaliśmy się pod koniec maja. Sympatycznie, bez żadnych zgrzytów. Kilka dni później otrzymałem telefon z Korsz z zapytaniem czy byłbym zainteresowany podjęciem pracy trenera MKS.
— Długo się zastanawiałeś?
— Od razu powiedziałem szczerze, że chcę najpierw przyjrzeć się drużynie. Słyszałem wcześniej nieco o niemałych problemach, z którymi borykał się MKS. Po 2 tygodniach, gdy na własne oczy przekonałem się jak sytuacja wygląda, zdecydowałem, że podejmę tę rękawicę. Została wówczas już tylko rozmowa z prezesem, a ta była krótka i konkretna. Wydaje mi się, że złapaliśmy "wspólny język" także z zawodnikami. Ich zaangażowanie i frekwencja na treningach utwierdzają mnie w tym, że warto było zostać w Korszach.
— Twoje piłkarskie CV jest dość bogate. Dużą część ekipy znałeś już wcześniej?
— Paru zawodników, zwłaszcza tych starszych, znałem już z meczów ligowych i pucharowych. Zdarzało nam się ze sobą rywalizować, niektórych zapamiętałem m.in. z solidnej, twardej gry.
— Paru zawodników, zwłaszcza tych starszych, znałem już z meczów ligowych i pucharowych. Zdarzało nam się ze sobą rywalizować, niektórych zapamiętałem m.in. z solidnej, twardej gry.
— Jesteś żołnierzem z wieloletnim stażem. Niektórzy w MKS przyznają, że drużynie przyda się nieco Twoich "wojskowych metod".
— (śmiech) Miło mi to słyszeć. Wierzę, że wspólnymi siłami uda nam się zajść daleko...
— (śmiech) Miło mi to słyszeć. Wierzę, że wspólnymi siłami uda nam się zajść daleko...
— Daleko to... będziesz miał teraz do roboty. Do stadionu Śniardw miałeś "rzut beretem". Na ile dojazdy do Korsz będą kłopotliwe?
— Dojazdy, wbrew pozorom, nie będą dla mnie żadnym problemem. Pracuję pod Giżyckiem. Stamtąd do Korsz jest stosunkowo blisko. Są ponadto pociągi, które często kursują na tej trasie. Wszystko jest kwestią dobrej logistyki, właściwego zaplanowania.
— Dojazdy, wbrew pozorom, nie będą dla mnie żadnym problemem. Pracuję pod Giżyckiem. Stamtąd do Korsz jest stosunkowo blisko. Są ponadto pociągi, które często kursują na tej trasie. Wszystko jest kwestią dobrej logistyki, właściwego zaplanowania.
Ci zawodnicy to powód do dumy dla miasta — mówi Aleksander Lipowski; fot. Damian Lemański
— Masz za sobą już nie tylko pierwsze treningi, ale i sparingowe triumfy. Jak oceniasz obecny stan drużyny?
— Na tę chwilę (12 lipca — przyp. K.K.) rozegraliśmy już 5 sparingów. Wszystkie z drużynami klasy okręgowej. Wyniki w tej chwili nie są jednak dla mnie najważniejsze. Cieszy mnie zaangażowanie, mobilizacja widoczna u chłopaków. Chcą pracować. A każdy, kto będzie wkładał serce w treningi, dostanie swoją szansę. Wierzę, że ta rzeczowa postawa chłopaków zaprocentuje w IV lidze.
— Na tę chwilę (12 lipca — przyp. K.K.) rozegraliśmy już 5 sparingów. Wszystkie z drużynami klasy okręgowej. Wyniki w tej chwili nie są jednak dla mnie najważniejsze. Cieszy mnie zaangażowanie, mobilizacja widoczna u chłopaków. Chcą pracować. A każdy, kto będzie wkładał serce w treningi, dostanie swoją szansę. Wierzę, że ta rzeczowa postawa chłopaków zaprocentuje w IV lidze.
— Początek sezonu dość niedaleko...
— Fakt, nie mamy tego czasu zbyt wiele. Chciałbym, byśmy wykorzystali go w znacznej mierze na to, by dobrze wyglądać od strony fizycznej. Sił musi nam starczać na 90 minut, a nie na jedną połowę. Zwłaszcza w meczach o wysoką stawkę. Poza aspektami motorycznymi nie zapomnimy i o taktyce. Jeśli uda się spiąć jedno i drugie w tak krótkim czasie, to będzie to duży sukces.
— Fakt, nie mamy tego czasu zbyt wiele. Chciałbym, byśmy wykorzystali go w znacznej mierze na to, by dobrze wyglądać od strony fizycznej. Sił musi nam starczać na 90 minut, a nie na jedną połowę. Zwłaszcza w meczach o wysoką stawkę. Poza aspektami motorycznymi nie zapomnimy i o taktyce. Jeśli uda się spiąć jedno i drugie w tak krótkim czasie, to będzie to duży sukces.
— Tak szczerze, nikt mnie miał pretensji za tę deklasację, którą ze Śniardwami zafundowałeś Korszom w Wojewódzkim Pucharze Polski (5:1)?
— W żartach... może i ktoś coś tam wspomniał (śmiech). Myślę jednak, że zawodnicy doskonale sami wiedzą, że to nie przystoi, by IV-ligowy zespół przegrywał tak wysoko z ekipą z klasy okręgowej. Z zewnątrz na pewno nie wyglądało to dobrze. Teraz jednak już wiem, że w tamtym czasie w MKS były naprawdę duże problemy. Teraz tamta przegrana mnie już nie dziwi...
— W żartach... może i ktoś coś tam wspomniał (śmiech). Myślę jednak, że zawodnicy doskonale sami wiedzą, że to nie przystoi, by IV-ligowy zespół przegrywał tak wysoko z ekipą z klasy okręgowej. Z zewnątrz na pewno nie wyglądało to dobrze. Teraz jednak już wiem, że w tamtym czasie w MKS były naprawdę duże problemy. Teraz tamta przegrana mnie już nie dziwi...
— O czym mówisz dokładnie?
— To sprawy wewnętrzne. Nie chcę o tym mówić. Zresztą — nawet nie wypada, byłoby to nieeleganckie względem chłopaków. Ważne, że jako MKS patrzymy teraz przed, a nie za siebie.
— Ustaliliście jakiś "plan minimum" na ten sezon?
— Patrząc realnie, będziemy robić wszystko, by nie martwić się o utrzymanie w IV lidze. A jeśli uda się ugrać coś więcej? Byłoby świetnie. Wiem jednak, że to będzie dla nas ciężka runda. Skład będzie wyglądał inaczej niż w poprzednim sezonie. Więcej młodych zawodników aspiruje do pierwszej jedenastki. Może (choć nie musi) spowodować to na początku stratę kilku dodatkowych punktów. Jeśli jednak nie będziemy załamywali rąk po kilku ciężkich chwilach (a te zapewne się pojawią), to później będzie już łatwiej. Widziałem jak chłopaki grają. Także ci młodsi. MKS ma "papiery" na to, by być zagrożeniem dla wszystkich rywali w tabeli. Wierzę w ten zespół.
— Faktycznie czuć, że czymś Ci zaimponowali.
— Takich rzeczy można byłoby wymienić przynajmniej kilka, ale warto wspomnieć choćby o tym, z czym spotkałem się chyba po raz pierwszy. Na 20 zawodników, którzy podjęli treningi, wszyscy są z Korsz. Niewielkie, liczące ok. 4 tys. mieszkańców miasto, potrafiło wystawić naprawdę solidną ekipę. Poza mną w szatni nie ma nikogo "z zewnątrz". W obecnych czasach to sytuacja naprawdę godna pozazdroszczenia i powód do dumy dla miasta.
— Dasz się naciągnąć na kilka słów "pożegnania" dla Śniardw?
— O wyniki zielono-niebieskich jestem spokojny. Funkcję trenera przejął Paweł Uszyński, z którym ledwie sezon wcześniej walczyliśmy wspólnie o awans do IV ligi. "Ucho" bardzo dobrze zna tę drużynę. Wie jakie są problemy. Uważam, że — wybierając go — władze klubu podjęły słuszną decyzję. Jeśli zespół zostanie delikatnie wzmocniony, a wszyscy zawodnicy będą zdrowi, to Śniardw spokojnie można wypatrywać nie tylko w pobliżu, ale i na samym ligowym podium. Spędzony wspólnie czas będę wspominał bardzo miło. Z całego serca życzę chłopakom samych sukcesów.
— To sprawy wewnętrzne. Nie chcę o tym mówić. Zresztą — nawet nie wypada, byłoby to nieeleganckie względem chłopaków. Ważne, że jako MKS patrzymy teraz przed, a nie za siebie.
— Ustaliliście jakiś "plan minimum" na ten sezon?
— Patrząc realnie, będziemy robić wszystko, by nie martwić się o utrzymanie w IV lidze. A jeśli uda się ugrać coś więcej? Byłoby świetnie. Wiem jednak, że to będzie dla nas ciężka runda. Skład będzie wyglądał inaczej niż w poprzednim sezonie. Więcej młodych zawodników aspiruje do pierwszej jedenastki. Może (choć nie musi) spowodować to na początku stratę kilku dodatkowych punktów. Jeśli jednak nie będziemy załamywali rąk po kilku ciężkich chwilach (a te zapewne się pojawią), to później będzie już łatwiej. Widziałem jak chłopaki grają. Także ci młodsi. MKS ma "papiery" na to, by być zagrożeniem dla wszystkich rywali w tabeli. Wierzę w ten zespół.
— Faktycznie czuć, że czymś Ci zaimponowali.
— Takich rzeczy można byłoby wymienić przynajmniej kilka, ale warto wspomnieć choćby o tym, z czym spotkałem się chyba po raz pierwszy. Na 20 zawodników, którzy podjęli treningi, wszyscy są z Korsz. Niewielkie, liczące ok. 4 tys. mieszkańców miasto, potrafiło wystawić naprawdę solidną ekipę. Poza mną w szatni nie ma nikogo "z zewnątrz". W obecnych czasach to sytuacja naprawdę godna pozazdroszczenia i powód do dumy dla miasta.
— Dasz się naciągnąć na kilka słów "pożegnania" dla Śniardw?
— O wyniki zielono-niebieskich jestem spokojny. Funkcję trenera przejął Paweł Uszyński, z którym ledwie sezon wcześniej walczyliśmy wspólnie o awans do IV ligi. "Ucho" bardzo dobrze zna tę drużynę. Wie jakie są problemy. Uważam, że — wybierając go — władze klubu podjęły słuszną decyzję. Jeśli zespół zostanie delikatnie wzmocniony, a wszyscy zawodnicy będą zdrowi, to Śniardw spokojnie można wypatrywać nie tylko w pobliżu, ale i na samym ligowym podium. Spędzony wspólnie czas będę wspominał bardzo miło. Z całego serca życzę chłopakom samych sukcesów.
— A jeśli jakimś cudem znów trafią na MKS?
— Wtedy pogadamy inaczej (śmiech). Na boisku byłaby wojna, ale po ostatnim gwizdku naturalnie przyjacielski uścisk dłoni.
— Wtedy pogadamy inaczej (śmiech). Na boisku byłaby wojna, ale po ostatnim gwizdku naturalnie przyjacielski uścisk dłoni.
Rozmawiał Kamil Kierzkowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez