Takich, którzy jeżdżą bez żadnych limitów, są pełne pobocza

2018-01-13 13:21:36(ost. akt: 2018-01-17 17:31:13)
Piotr Szakal i Natalia Laskowska

Piotr Szakal i Natalia Laskowska

Autor zdjęcia: archiwum Szakal Rally Team

WYŚCIGI SAMOCHODOWE/// — Szybka jazda kręciła mnie chyba od zawsze — przekonuje Piotr Szakal, który w minionym sezonie sięgnął po tytuł mistrza Warmii i Mazur w klasie K3. Z utalentowanym kierowcą wybraliśmy się na krótką przejażdżkę.
— Jesteś pewien, że wywiad podczas jazdy to dobry pomysł?
— Nie ma w tym najmniejszego problemu. Będziemy jechali nieco wolniej. Pracując od tylu lat jako przedstawiciel handlowy nauczyłem się nieco lepszej podzielności uwagi. Jest bezpiecznie.

— Dobrze, przejdźmy więc od razu do rzeczy. Startujesz w klasie K3. Co to w ogóle jest?
— Jest to klasa, do której zalicza się auta z napędem na jedną oś, o pojemności silnika od 1,4 do 1,6 l. Granice mocy zaczynają się od ok. 60 i sięgają do 220 koni mechanicznych. Ze względu na to myślę, że jest to już dość solidna klasa, ponieważ auta sięgające tej mocy mogą na większości tras, po których jeździmy, konkurować z autami z napędem na wszystkie koła. Nawet tymi o dużo większej mocy, jak np. popularne na torach Subaru Imprezy czy Mitsubishi Lancery.

— Od dawna się ścigasz?
— Jakoś od 2012/2013 roku. Wtedy właśnie udało mi się kupić "po taniości" moją hondę, którą jeżdżę do dziś. Wówczas rajdy w naszej klasie wyglądały znacznie bardziej amatorsko. Prawie każdy jeździł tym, co po prostu miał na co dzień. Do pierwszych startów, w których brałem udział, przystępowałem praktycznie autem seryjnym.

— Honda, którą się ścigasz: co możesz o niej powiedzieć?
— Samochód piątej generacji, z 1993 roku. Tzw. "jajko". Silnik 1,5 l. Zmienia się z każdym kolejnym rokiem. Od przeciętnego różni się tym, że ma praktycznie "wybebeszone" wnętrze, a zamiast niego wyposażony jest m.in. w klatkę bezpieczeństwa, fotele kubełkowe czy czteropunktowe pasy. Przerobiłem również, według własnego pomysłu, całe zawieszenie. Powoli, w zależności od środków, którymi dysponuję, staram się go ulepszać. Obecnie jestem z auta zadowolony, lecz są nowe pomysły. Będzie jeszcze lepiej.

— Jest dobrze na tyle, że w minionym sezonie zgarnąłeś m.in. tytuł Mistrza Warmii i Mazur. Kluczowym rywalem wydawał się Michał Dąbrowski z Ostródy.
— Tak, dokładnie. Był podczas minionego sezonu naprawdę świetny. Nasza rywalizacja opiera się jednak na zdrowej, wręcz przyjacielskiej relacji. Znamy się od lat. Mam nadzieję, że i w nadchodzącym sezonie uda nam się powalczyć, bo to gwarantuje jeszcze lepsze wyniki.

— Prosto z mostu: pokonasz go?
— Mam taką nadzieję (śmiech). Jest to jednak zależne od zbyt wielu czynników, by rzucać takie deklaracje. Już samo to jakim sprzętem będziemy dysponowali będzie robiło ogromną różnicę. W wyścigach wszystko jest możliwe. Jednego dnia człowiek bywa mistrzem, a drugiego przyjeżdża jakiś nieznany zawodnik i kompletnie demoluje konkurencję.

Obrazek w tresci

— Emocji w K3 nie brak. Gdyby zapytać jednak kogoś na ulicy, mało kto by wiedział co to jest. Mało was w mediach. Dlaczego?
— W zasadzie... Sam nie wiem. Trudne pytanie. Może dlatego, że jeśli ktoś słyszy słowo "rajd", to przed oczami pojawia mu się jedynie Hołowczyc, Kajetanowicz, Kubica... Mało kto wie ilu nas startuje. A jest nas bardzo wielu, startujemy w najróżniejszych stronach regionu. Orneta, Lubawa, Frączki, Mikołajki, Nowe Miasto Lubawskie... Można byłoby wymieniać i wymieniać. Myślę też, że i sami zawodnicy bardziej skupiają się na rywalizacji. W K3 nie mamy chyba przesadnego "parcia na szkło"

— Tak szczerze: w porównaniu do rajdowców "ze świecznika" macie w ogóle co zaproponować kibicom?
— Niektórym może się wydawać, że nie mamy. A to duży błąd, bo na rajdach panuje naprawdę wysoki poziom. Trzeba jednak przyznać, że nie zawsze za solidnymi umiejętnościami załogi idą finanse, wsparcie sponsorskie. Powoli jednak coś się rusza w tym temacie, widoczne jest coraz większe zainteresowanie.

— Z tą rozmową zwlekaliśmy dość długo. Byłeś mistrzem, lecz - mimo zakończenia sezonu - jedynie nieoficjalnie. W czym rzecz?
— Problem był tego rodzaju, że Polski Związek Motorowy bardzo długo zwlekał z opublikowaniem wyników. Nie wiem czy nie mieli człowieka od tego, czy coś zaszwankowało gdzie indziej, ale na wyniki - łączną, końcową klasyfikację - czekaliśmy blisko 1,5 miesiąca. O miejscach, które zajęliśmy, wiedzieliśmy jednak już wcześniej. Jako zawodnicy, na podstawie regulaminu, sami wyliczaliśmy sobie wszystko w arkuszu kalkulacyjnym.

— To dość zagmatwane. W PZM mają taki bajzel?
— Nie mam pojęcia gdzie leży problem. W międzyczasie na stronie olsztyńskiego oddziału cały czas pojawiały się inne artykuły, żyła i strona na Facebooku. Nie wiem jak to wyglądało od środka, ale z zewnątrz sprawa jest jasna - musi ulec to poprawie. Bo skoro PZM wymaga od klubów składania raportów w ciągu 2-3 dni, to i związkowcy powinni się jakichś terminów trzymać. Składki w końcu na coś idą.

— W wynikach pominięta została twoja pilotka, Natalia Laskowska. Również przez ten chaos?
— Nie, w tym przypadku wina leżała po naszej stronie, nie zwróciliśmy uwagi na 2 punkty w regulaminie. A mówią wyraźnie, że startujący pilot - by uwzględnić go w ostatecznej klasyfikacji - musi być zapisany do automobilklubu. Natalia nie była, a dodatkowo - z powodów losowych - nie mogła wystartować w jednym z rajdów, a to również wyklucza z rankingu.

— Każdemu może coś wypaść.

— Tak, dlatego też prowadzimy już rozmowy nad zmianami w regulaminie, by uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Chcemy, by pilot mógł mieć możliwość jednego "wolnego" w sezonie.

— Skąd wzięło się w ogóle u ciebie zainteresowanie wyścigami?
— Znajomy rajdowiec zadzwonił do mnie w 2012 roku i powiedział, że jedzie na start do Frączek, pod Olsztyn. Pamiętam, że na linii startu zameldował się golfem "dwójką" w automacie, co bardzo mnie zaskoczyło. Miałem awaryjnie pełnić rolę pilota... Wszystko minęło bardzo szybko. Po zejściu z trasy wiedziałem już, że to coś dla mnie, choć bycie pilotem mnie nie satysfakcjonowało. Musiałem być kierowcą. Szybka jazda kręciła mnie chyba od zawsze. Minęło kilka tygodni, kupiłem samochód i przygoda zaczęła się na dobre.

— Motoryzacja i faceci to norma. Skąd pociąg do ścigania u Natalii?
— Wszystko wyszło dość spontanicznie. Wiedziałem, że się interesuje wyścigami, więc gdy w 2016 roku mój pilot nie mógł pojechać na rajd, zadzwoniłem od razu do Natalii. Podjęła rękawicę, wsiadła... Mimo debiutu była bardzo pewna w tym, co robiła. A później... Nie chciała wysiąść, dokładnie jak ja wcześniej (śmiech). Sprawdziła się, współpracujemy do dziś. Co ciekawe - miało to miejsce również we Frączkach.

— Ulubiony tor?
— Na pewno spontaniczny, szybki, wymagający i najbardziej niebezpieczny na Warmii i Mazurach. Każdy błąd może się źle skończyć...

— Mówisz jakbyś wiedział o tym aż za dobrze.
— Możliwe, bo faktycznie sam miałem tam przygodę. W 2015 roku. Wylecieliśmy z łuku, było zbyt późno na hamowanie. Rzuciło nas na pobocze, a lecąc uderzyliśmy w kilka górek. Trafiłem do szpitala, choć na szczęście bez żadnego poważniejszego urazu.

— Poza jednym, czyli tym w głowie. Z tego co wiem, na jakiś czas odstawiłeś wyścigi.
— Tak, pojawiły się nawet myśli o definitywnym zakończeniu przygody z rajdami. Zawziąłem się jednak i stwierdziłem, ze nie ma co się nad sobą rozczulać. W pracy cały czas pokonuję setki kilometrów, więc jeśli pisane mi ucierpieć za kółkiem, to i tak nic na to nie poradzę. Wystartowaliśmy i nie tylko poczułem znów pewność za kierownicą, ale i stanąłem na podium.

— Masz kobietę?

— Tak, czemu pytasz?

— Zastanawiam się co ona na to, że "wozisz się z inną".

— Nie ma nic przeciw (śmiech). Dobrze zna Natalię, która jest zresztą dziewczyną mojego kuzyna.

— Kobieta jako pilot to nieczęsty widok. W myśl stereotypu jest dobrze, gdy nie myli się jej prawa strona z lewą...
— Faktycznie, mało kobiet widzi się podczas rajdów. Nie chciałbym obecnie jednak jakiegokolwiek innego pilota. Chyba łatwiej dogadać mi się z kobietami niż z facetami. Wiem, że na Natalii mogę w pełni polegać. U niej prawo to zawsze prawo, a nie "to drugie prawo" (śmiech). Świetnie radzi sobie nie tylko z własną rolą, ale i moim niełatwym charakterem.

— Czym charakteryzować powinien się dobry kierowca?
— Musi umieć się w pełni skupić na jeździe i na instrukcjach pilota. Musi mieć gdzieś w głowie też i pewien limit. Bardzo cienka jest granica między szybką a ostrożną jazdą. Takich, którzy jeżdżą bez limitów, są pełne pobocza. Najważniejsze to dojechać w jednym kawałku do mety. Dopiero wtedy liczy się czy zrobiłeś to kilka sekund szybciej czy wolniej.

Obrazek w tresci

— Jakie cechy powinien mieć z kolei dobry pilot?
— Na pewno musi się trochę bać, ale w takim pozytywnym sensie. Dyrygować odpowiednio kierowcą, by ten nie uległ pokusie niepotrzebnego przekraczania limitów. Poza tym nie może mieć oczywiście choroby lokomocyjnej, bo jazda z nosem w mapie - gdy rzuca cię na wszystkie strony - nie należy do łatwych. Trzeba mieć zdrowie. No i oczywiście trzeba być spostrzegawczym, by zza tej mapy widzieć też co dzieje się nie tylko na drodze, ale i poza nią. Zdarzają się sytuacje, że w czasie rajdu przez drogę przebiega dzika zwierzyna.

— Bezpieczniej czujesz się na torze czy na drodze publicznej?

— Zdecydowanie na torze. Jeżdżąc autem służbowym widzę codziennie jak ludzie jeżdżą. To przerażające. By to jakkolwiek opisać trzeba byłoby użyć szeregu niecenzuralnych słów. Wielu mówi: "młody kierowca - to szaleje". A to nieprawda, bo głupota, z której najczęściej wynikają wypadki, nie jest kwestią wieku czy płci. Nie mam wideorejestratora w aucie, ale coraz poważniej o tym myślę. Kierowcy nie mają wyobraźni. I nie zmienia się to najczęściej do chwili, gdy spotkają się z policjantem (co skutkuje pokaźnym, dającym do myślenia mandatem) lub... z drzewem. A wtedy jest już za późno.

— Nie miewasz dość auta? Godzinami jeździsz w pracy, godziny treningów, później rajdy...
— Czasem tak. Po 4-5 dniach praktycznie spędzonych w trasie człowiek czasem marzy tylko o tym, by poleżeć chwilę we własnym domu. Z drugiej strony - samochód rajdowy to zupełnie inna bajka. Inne możliwości. Auta służbowe są z natury ekonomiczne, a nie wyścigowe, a droga publiczna to nie miejsca do ścigania. Wyścigówka daje niesamowitą frajdę, pojawia się adrenalina... I kusi to na tyle, by za każdym razem zwlec się z kanapy i wsiąść znów za kółko.

— Kiedy spodziewać się kolejnych waszych startów?
— Jeszcze nie ma oficjalnego grafiku, ale pierwszy rajd - przypuszczam - odbędzie się na początku marca, zapewne w Mikołajkach. Byłby to optymalny moment. Mam nadzieję, że uda mi się do tego czasu wymienić silnik oraz dostosować auto do nowych standardów, które - z tego co wiem - mają obowiązywać w nowym sezonie. To duże koszta. Mam nadzieję, że nie na tyle, bym musiał rezygnować z części startów, bo trudno będzie nadrobić punkty oddane bez walki i obronić tytuł.

— Na wyścigach można zarobić?
— Raczej nie, to raczej skarbonka bez dna. Chyba, że ktoś ma dobrych sponsorów, którzy wspierają zawodnika.

— Z tego co wiem, nie macie jeszcze żadnego strategicznego sponsora.
— Nie, ale i tak mamy wielkie szczęście, że spotkaliśmy na swojej drodze wielu ludzi, którzy wyciągnęli do nas pomocną dłoń. To osoby z całego regionu: od Marty Siedleckiej z Bartoszyc, przez Romana Luchowskiego z Reszla, Ryszarda Aziewicza z Olsztyna, Ryszarda Ostrowskiego czy Łukasza Szewczyka z Korsz... Nie sposób ich wszystkich wymienić, ale chcę, by każdy z nich wiedział, że Szakal Rally Team dziękuje im wszystkim z całego serca. Mamy nadzieję, że kolejnymi sukcesami zasłużymy na ich dalsze wsparcie. A także pozyskamy dodatkowych sponsorów, dzięki którym będziemy mogli stać się jeszcze lepsi.

— Dojeżdżamy, tutaj wysiadam. Dzięki za podróż i rozmowę. Szerokiej drogi i kolejnych tytułów!

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5