WielkaMOC wciąż z kętrzyńskim parkrunem! [ROZMOWA]

2019-04-27 15:10:39(ost. akt: 2019-05-03 15:12:39)

Autor zdjęcia: archiwum organizatorów

ROZMOWA/// — Minione pół roku naszej działalności oceniam na 10 z plusem. Poważnie. Wyszliśmy poza skalę — mówi Anna Kowalczyk. Inicjatorka kętrzyńskiej odsłony słynnego, międzynarodowego cyklu parkrun ma już na celowniku kolejne miasta.
— Wkrótce "stuknie" pół roku kętrzyńskiego parkrunu. A na starcie nie brakowało "życzliwych" mówiących, że "to się nie uda"...
— Oczywiście było kilka takich ocen, ale nie brałam ich pod uwagę. Miałam w sercu głębokie pragnienie i wiarę w to, że stworzenie parkrunu dla takiej społeczności jak Kętrzyn jest czymś wspaniałym, wyjątkowym i bardzo ważnym dla nas - mieszkańców. Daje możliwość relacji, przynależenia, zachęty, doświadczenia, zaangażowania. Nie wątpiłam w to ani przez chwilę. Wierzyłam że są ludzie z którymi moje marzenie będzie rezonować i faktycznie tak się stało. Był to strzał w dziesiątkę.

— Z perspektywy czasu: miałaś kiedykolwiek obawy, że nie będzie komu biegać i pomysł nie chwyci?
— Nie, nigdy. Ani przez chwilę. Jeśli głęboko w coś wierzę, to nie ma możliwości bym tego nie zrealizowała. To kwestia intuicji, pragnienia. Siła marzeń jest wielka. Coraz więcej osób chce podjąć jakąś aktywność, i to długoterminowo. Bieganie jest natomiast jedną z najpopularniejszych ostatnio form dbania o własne zdrowie. Parkrun daje właśnie taką możliwość. Jest "stabilnym", regularnym wydarzeniem. Odbywa się w każdą sobotę, niezależnie od pory roku czy pogody. Hartuje przez to nie tylko organizm, ale i charakter. To po prostu musiało wypalić.

— W skali od 1 do 10 jak oceniasz te pół roku?
— Na 10 z plusem. Poważnie. Wyszliśmy poza skalę. Rozwijamy się, cieszymy naszym działaniem, spotkaniami, wdrażamy nowe pomysły. Odwiedzający naszą lokalizację są zawsze zadowoleni.

— Co wam się w tym czasie udało, a co nie wyszło lub nad czym musicie dalej pracować?
— Udało się przede wszystkim zachęcić i uaktywnić mieszkańców do biegania i brania udziału w naszych wydarzeniach. Nie udałoby się to gdyby nie cały zespół pozytywnych ludzi, który podjął rękawicę i tworzy ze mną parkrun. Przeszkoliliśmy nowych wolontariuszy do prowadzenia naszych edycji, wprowadziliśmy nowe rozwiązania techniczne. Cały czas udoskonalamy naszą organizację. Wspólnie zorganizowaliśmy dodatkowo wiele edycji tematycznych. Jedne z ważniejszych wiązały się m.in. z 11 listopada, dniami świadomości wiedzy o autyzmie, WOŚP...

— Nie uwierzę, że wszystko idzie aż tak gładko.
— Problemem, z którym faktycznie wciąż się borykamy, jest brak osoby chętnej do prowadzenia naszej strony internetowej. Brak nam osoby, która opisywałaby i dokumentowała kętrzyńskie biegi. O kogoś z zacięciem redaktorskim jednak niełatwo.

— Gdy rozmawiamy, przebywasz w Malmo. Jesteś na tyle spokojna o tę imprezę, że nie boisz się jej "zostawiać"?
— Na miejscu są odpowiedzialni, dobrze zorganizowani ludzie. Nie mam co do nich żadnych wątpliwości. Można na nich polegać.

— Słyszałem, że - po rozhulaniu parkrunu w Kętrzynie - planujesz wprowadzić cykl także do innego z powiatowych miast. Prawda czy fałsz?
— Tak, to prawda. Chcę zachęcać i inne miejscowości do założenia własnych parkrunów. Impreza wnosi ogromną wartość do lokalnych społeczności. Poruszałam już tę kwestię z biegowymi środowiskami m.in. w Węgorzewie, Szczytnie, Dobrym Mieście, Giżycku czy Mrągowie.

— Mnóstwo przy tym pracy. Tak szczerze (a być może i nieelegancko): "włodarze" parkrunu rekompensują to jakoś finansowo?
— Parkrun to przede wszystkim działanie oparte na wolontariacie. Widzę tutaj ogromną potrzebę rozwoju, aktywizacji, przede wszystkim zrozumienia wagi idei. W obecnym czasie stajemy się coraz bardziej egoistycznym społeczeństwem, zapatrzonym na siebie, swoje sprawy, zamykamy się w domu klikając w telefony. Idea wspólnej pracy, zaangażowania, działania... Jest niebywale wartościowa, potrzebna, słuszna dla naszego lepszego funkcjonowania jako ludzi. Reasumując: choć zostałam ambasadorem parkrunu na północno-wschodni region, to działam jako wolontariusz.

— Dużo czasu poświęcasz rodzinie, pracy, wyjazdom... Nie masz aż tak wiele wolnego. Mało kto w takich warunkach dałby wrzucić sobie na barki taki ciężar. I to za darmo.
— Wiesz dlaczego to robię? Po prostu mam takie pragnienie w sercu. Czy gdybyś mógł realizować coś, co daje ci ogromną satysfakcję, radość, poczucie spełnienia, rozwoju, wnoszenia dobra w życie ludzi... Uzależniałbyś działanie od tego czy będziesz miał z tego tytułu korzyści finansowe? Takie działania to pewnego rodzaju spuścizna, którą po sobie pozostawiamy. Mam jeszcze wiele takich projektów na sercu, które chcę wdrożyć w życie. Inspirację czerpię m.in. z podróży, podczas których spotykam się z różnymi ciekawymi inicjatywami. Tak było właśnie m.in. z parkrunem, który tak mi się spodobał, że zdecydowałam się "ściągnąć" go do Kętrzyna.

— Obecnie do owego Kętrzyna, co sobotę, przyjeżdżają biegacze z różnych stron regionu. Nie boisz się, że jeśli projekt ruszy i u "sąsiadów", to kętrzyński parkrun może się mocno "wyludnić"?
— Absolutnie nie! Jestem wielkim zwolennikiem synergii, w myśl której 1+1=11. Im więcej osób zaangażowanych jest w jakieś działanie, tym wspanialsze rzeczy są możliwe do stworzenia wspólnie. Chciałabym łamać w głowach stereotyp tego, że jesteśmy zawistni, zazdrośni i jak przysłowiowy pies ogrodnika "sam nie zje i komuś nie da". Te czasy już dawno minęły i pora na nowe, innowacyjne rozwiązania. Dlatego cieszy mnie kiedy na parkrun przychodzą osoby o rozmaitych potrzebach, doświadczeniach. Jedni biegają rozpoczynając aktywność, inni poprawiają rekordy trasy... Wszystkim przyświeca jeden cel: wspólna aktywność na świeżym powietrzu, przebywanie razem przez tę sobotnią godzinkę rano. Rozmowa przed, podczas i po biegu. Inspiracja, zachęta, posilenie. To jest bezcenne, nie da się tego opisać, po prostu musisz tego doświadczyć.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski



2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5