Uraz każe jej zsiąść z roweru?

2017-11-11 10:25:25(ost. akt: 2017-11-11 10:26:56)

Autor zdjęcia: Robert Szczepanski (Robishoot)

ROZMOWA\\\ – Tego, że kontuzja mogłaby zakończyć moją sportową karierę, nie biorę pod uwagę – mówi Magda Chmielewska. Jedna z najlepszych kolarek górskich w regionie udanie zakończyła sezon. Teraz czeka ją wyzwanie na stole operacyjnym.
– Oficjalnie zakończyłaś tegoroczny sezon rowerowy. Rozpoczynając go miałaś jakiś konkretny plan? Na ile - patrząc z perspektywy czasu - udało się go zrealizować?
– Wiesz, nie jestem zwolenniczką dokładnego wspominania całego sezonu. Działo się bardzo dużo, ograniczę się więc po prostu do najważniejszych wydarzeń. W tym roku skupiłam się na Mistrzostwach Polski MTB XC, startach w etapach cyklu Mazury MTB i przede wszystkim na słynnym, 24-godzinnym wyścigu Mazovia MTB. Gdyby patrzeć przez pryzmat liczby zdobytych miejsc na podium, to plan można uznać za zrealizowany. Na "pudle" stawałam i w eliminacjach do mistrzostw Polski, i w samych mistrzostwach. Podobnie w Pucharze Polski MTB, gdzie zajęłam I miejsce. Każdy z etapów cyklu Mazury MTB, w którym brałam udział, również ukończyłam na podium.

– Nie udało się jednak powtórzyć zeszłorocznego sukcesu z Mazovii 24 h. Przywiozłaś "tylko" srebro.

– Zadanie teoretycznie było proste: przejechać jak największy dystans w ciągu jednej doby. Po kilkunastu godzinach na rowerze, gdzie na pętli przewyższenia miały ok. 300 metrów... Okazało się, że niestety był to jeden z moich bardziej pechowych startów. Z walki o najwyższą lokatę wykluczyła mnie kontuzja, więc musiałam ustąpić miejsca koleżance z Kielc. Biorąc pod uwagę okoliczności, pokonanie 270 kilometrów i tak uważam za dobry wynik. Choć oczywiście pozostaje ogromny niedosyt. Tym bardziej, że miałam ogromne wsparcie ze strony rodziny. Cały czas mnie mocno dopingowali, będąc niesamowitym źródłem motywacji do dalszej walki. Chciałam zdobyć dla nich złoto, lecz się nie udało. Żałuję.

– Kontuzja. Jak do niej w ogóle doszło?
– Szkoda gadać, najchętniej w ogóle bym do tego nie wracała. Na ok. 260. kilometrze, gdy zmęczenie dawało o sobie znać i osłabiało mocno koncentrację, nie wyrobiłam się na zakręcie i upadłam. Pojawił się ból kolana, ale przy takim poziomie adrenaliny i wysiłku nie odgrywało to wtedy jakiegoś większego znaczenia. Siłą woli ukończyłam wyścig. Jak się okazało - ostatnią pętlę, która dała mi 2. miejsce.

– Kolano bolało mniej niż strata złota?
– Tak, wtedy był to dużo większy ból. W takich sytuacjach staram się jednak zawsze koncentrować na pozytywnych efektach, nawet jeśli w danej chwili trudno je dostrzec. Obiektywnie rzecz biorąc - poprawiłam swój wynik z ubiegłego roku, a o spadku z 1. miejsca zdecydowały rzeczy ode mnie niezależne.

– Gdy kończyłaś rehabilitację, po prostu wyrywałaś się do ścigania. W kilku imprezach zresztą wygrałaś. Wiem jednak, że wkrótce czeka Cię operacja. Za szybki powrót na trasę i noga nie wytrzymała?
– Dużo czasu spędziłam z moim fizjoterapeutą – Maćkiem Jarmołowiczem. To znajomy z lat szkolnych, z mojego rocznika, więc atakował mnie wszelkimi nowinkami z zakresu fizjoterapii, jakie tylko znał. Dzięki szybkiej reakcji, ciężkiej i regularnej pracy udało mi się wrócić do startów i wywalczyć kilka fajnych miejsc na podium. Kontuzja okazała się jednak dużo poważniejsza niż zakładała pierwsza diagnoza specjalisty. Dlatego w listopadzie czeka mnie artroskopia i przymusowy urlop od sportu.

– Żałujesz, że kończyłaś sezon przy takim obciążeniu? Gdybyś odpuściła, może skalpel by Cię ominął.
– Nie, operacja nie jest wynikiem powrotu do treningów i startów. Czekałaby mnie i bez tego.

– Jak widać - sport nie zawsze oznacza zdrowie. Zastanawiałaś się co by było, gdyby lekarz powiedział: "pani już podziękujemy, to już koniec ścigania na rowerze"?
– Bywa, że kontuzja niestety nie pozwala wrócić do sportu. Mam nadzieję, że mój uraz uda się przezwyciężyć dzięki lekarzom i już zaplanowanej, długiej, konsekwentnej rehabilitacji. Wiem, że będzie wymagała dużo czasu i cierpliwości. Jakikolwiek powrót odbywać będzie się stopniowo...

– Drążę dalej. Co gdyby był to koniec twojej wyczynowej przygody z rowerem?
– Nie biorę nawet takiej opcji pod uwagę. Nie przeszło mi to przez głowę i nie zamierzam tego zmieniać.

– Co - oprócz kontuzji - było najtrudniejszym elementem minionego sezonu?
– Kubłów zimnej wody, które wylały się na moją głowę w tym sezonie, z pewnością nie brakowało. Ale może to i dobrze. Wbrew pozorom trudniejsze od samej kontuzji były związane z nią konsekwencje po powrocie z rehabilitacji. Gdy pierwszy raz wsiadłam po przerwie na rower, byłam potwornie słaba. Każdy przejechany odcinek wydawał mi się bardzo długi, a przecież czekała mnie ciężka praca. Na jednym z pierwszych treningów pojechałam moją ulubioną trasą w okolicach miasta, którą zawsze uważałam za płaską. W tym okresie wydawała mi się jednak niesamowicie górzysta. Nic nie szło gładko.

– Jak każdy, kto do czegoś dochodzi i realizuje marzenia, dorobiłaś się prywatnego, skromnego grona hejterów. Tak szczerze: ruszają Cię ich słowa czy się już przyzwyczaiłaś?
– Nigdy nie miałam zamiaru wdawać się w jakieś medialne utarczki. Oczywiście nigdy nie łudziłam się, że sport wiąże się wyłącznie z komfortem pozytywnych komentarzy. Nie wszyscy muszą przecież mieć takie same zdanie na temat czyjejś pracy. Czasem troszkę przykro się jednak robi, gdy ludzie zapominają o tym minimum szacunku względem siebie. Całe szczęście, przy wsparciu bliskich mi osób dałam radę odciąć się od tego co czasem pojawia się w mediach i skupić się na tym, co uwielbiam, czyli rowerze i treningach. Nie sądzę, że udałoby mi się to bez przyjaciół, którzy co rusz wyciągali mnie na trasę. To była dla mnie bardzo ważna i dobra lekcja. Pokazująca, że z przeciwnościami po prostu trzeba walczyć na swój sposób. Umieć znaleźć w nich coś, co sprawi, że mimo wszystko jest się po nich jeszcze silniejszym. Ostatecznie cała ta przykra sytuacja dodała mi dużo wiatru w żagle i stale napędza mnie do działania.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5