WSPOMINAMY ZMARŁYCH || "Kto mnie teraz nauczy spiningować?..." Kazimierz Paluszewski we wspomnieniach bliskich i znajomych
2022-11-01 12:00:00(ost. akt: 2022-10-31 15:49:13)
Bez końca oddany ukochanemu Jeziorakowi. Zawsze podchodzący z dystansem do siebie i otaczającej go rzeczywistości. Krytykowany (często za przewiny innych), ale też jednocześnie doceniany za wielkie poświęcenie. Tych drugich, pozytywnych opinii o Kazimierzu Paluszewskim, po jego śmierci, jest zdecydowanie więcej.
W poniedziałkowy wieczór (17 stycznia 2022r.) mocno już schorowane serce wieloletniego działacza Jezioraka zatrzymało się. Bezgraniczne poświęcenie dla ukochanego Jezioraka z lat ubiegłych wiązało się też niestety z wielkim stresem, który pan Kazimierz próbował rozpędzić dymem z kolejnego wypalanego papierosa. Jak nam powiedział Andrzej Sobiech, były już prezes Jezioraka, który przez wiele lat współpracował ze śp. Paluszewskim, to poświęcenie na rzecz klubu też niestety miało duży wpływ na pogarszanie się jego stanu zdrowia.
We wtorkowy poranek dotarła do nas smutna informacja: Nie żyje Kazimierz Paluszewski, wieloletni działacz Jezioraka Iława
O stanie zdrowia pana Kazika wiedzieliśmy dużo od niego samego. Podczas naszej ostatniej rozmowy, jeszcze w 2021 roku, powiedział przy okazji spotkania pod iławskim szpitalem: "Zico, jeszcze nie teraz. Poczekaj chwilę, to pogadamy...". Próbowałem go wówczas namówić na wywiad. A akurat pan Kazik potrafił mówić bardzo ciekawie, a na każdą okazję miał przygotowaną anegdotę. Niestety, na tym świecie już nie pogadamy...
To była/jest jedna z barwniejszych postaci iławskiego (i nie tylko iławskiego) sportu. Wspomnienia ludzi, którzy go znali, nie mogą być inne. O zmarłych można mówić tylko dobrze? Nie, o zmarłych trzeba mówić prawdę. A akurat pan Kazimierz ma to szczęście, że mimo wielu życiowych i klubowych burz, a nawet sztormów, zawsze był nad wodą. Może i rzeczywiście, jego niektóre decyzje czy posunięcia nie trafiały w gusta kibiców, piłkarzy itd.. Popełniał błędy, jak każdy. Ale nie każdy, mimo tak dużej krytyki jego osoby ze strony wielu (często anonimowej, zza klawiatury komputera), może z dumą chodzić po mieście, gdzie ludzie na jego widok uśmiechają się i odnoszą z szacunkiem. Bo pan Kazik to był gość z klasą!
— To był mój ukochany stryj, spędziliśmy z nim wiele wspaniałych chwil — mówi Artur Paluszewski, bratanek pana Kazimierza. — Wiele energii, zdrowia, ale także życia prywatnego i własnych pieniędzy poświęcił na to, aby w Jezioraku było jak najlepiej. Nie można o tym zapominać — mówi Artur.
Jak to nam humorystycznie powiedział kiedyś w jednym z wywiadów trener Wojciech Tarnowski (wówczas szkoleniowiec Jezioraka): — Gdy się szło na rozmowę z Kazimierzem Paluszewskim, to trzeba było zakładać wodery [wysokie do pasa gumaki dla wędkarzy i nie tylko — przyp. red], bo tak potrafił lać wodę. Z drugiej jednak strony, gdyby nie jego poświęcenie, to nie wiadomo, w jakim Jeziorak byłby w tym momencie miejscu i czy w ogóle by istniał — w tej wypowiedzi zawiera się cała prawda na temat pana Kazimierza.
Do tego miał poczucie humoru (i wspomniany wcześniej dystans do siebie samego), więc gdy później przeczytał te słowa w gazecie, to żadnych pretensji nie miał. Wręcz przeciwnie.
Do tego miał poczucie humoru (i wspomniany wcześniej dystans do siebie samego), więc gdy później przeczytał te słowa w gazecie, to żadnych pretensji nie miał. Wręcz przeciwnie.
Poczucia humoru nie brakowało mu również wtedy, gdy kilkanaście lat temu od razu przystał na naszą propozycję zrobienia żartu na prima aprilis. Temat: reprezentacja jednego z krajów afrykańskich będzie się przygotowywała w Iławie na mistrzostwa świata!
Mniejsza z tym, jaka kadra i jaki mundial. Pan Kazimierz od razu podłapał pomysł żartu i opowiadał w artykule, jak to pobyt tej reprezentacji jest wielką szansą dla Iławy. — Mamy w Iławie znakomite warunki, aby tę oraz inne reprezentacje gościć w naszym mieście — mówił wówczas, "zupełnie serio".
Mniejsza z tym, jaka kadra i jaki mundial. Pan Kazimierz od razu podłapał pomysł żartu i opowiadał w artykule, jak to pobyt tej reprezentacji jest wielką szansą dla Iławy. — Mamy w Iławie znakomite warunki, aby tę oraz inne reprezentacje gościć w naszym mieście — mówił wówczas, "zupełnie serio".
Piłka nożna to jednak nie była jedyna pasja pana Kazika. Wędkarstwo! To był dopiero "konik" Paluszewskiego. Każde nasze spotkanie zaczynało się nie od rozmowy na temat futbolu, tylko od dyskusji o rekordach, zerwanych "sztukach" i najlepszych miejscówkach. Gdy Paluszewski ruszał swoim autem z podczepioną na hol dwukółką z łódką, to sandacze, okonie, szczupaki i inne wodne drapieżniki już musiały mieć się na baczności.
— Wędkarstwo to była wielka pasja mojego stryja, mógł o niej rozmawiać godzinami. A proszę sobie wyobrazić, że nigdy w życiu nie zjadł ani jednego kawałka ryby! Jak już coś złowił, to przywoził mojemu tacie lub nam — wspomina Artur Paluszewski.
— Do tego "zarażał" tą pasją innych. Między innymi moja 10-letnia córka złapała tego bakcyla, Kazik zdążył jeszcze nauczyć ją podstaw wędkowania. Dzień po jego śmierci córka zapytała mnie: "Tato, to kto mnie teraz nauczy spiningować?"... — mówi bratanek pana Kazika.
Wracamy do trenera Tarnowskiego, który przez wiele lat pracował z Paluszewskim. Ba! to sąsiedzi, którzy stali się przyjaciółmi.
— Kazik to człowiek-legenda — nie ma wątpliwości trener z Iławy. — Właśnie odszedł od nas członek naszej rodziny, bo tak go traktowaliśmy, tak blisko byliśmy. Spędziłem z nim wiele godzin na rozmowach, nie tylko w klubowym biurze, do którego to zapraszał mnie na — jak to mówił — "kity", czyli bajery, ale także na rybach. Przez lata wspólnie wędkowaliśmy, a w trakcie tego wędkowania wiele rozmawialiśmy o futbolu — dodaje Tarnowski.
— Kazik to człowiek-legenda — nie ma wątpliwości trener z Iławy. — Właśnie odszedł od nas członek naszej rodziny, bo tak go traktowaliśmy, tak blisko byliśmy. Spędziłem z nim wiele godzin na rozmowach, nie tylko w klubowym biurze, do którego to zapraszał mnie na — jak to mówił — "kity", czyli bajery, ale także na rybach. Przez lata wspólnie wędkowaliśmy, a w trakcie tego wędkowania wiele rozmawialiśmy o futbolu — dodaje Tarnowski.
— Niestety, smutek po jego odejściu jest wielki. Już po tym, gdy dowiedziałem się o śmierci Kazika, to rozmawiałem o nim z wieloma osobami. Każda z nich tylko pozytywnie wspomina tę postać. A gdy wówczas mówiłem o woderach i laniu wody, to tylko z sympatii do Kazika, a nie ze złośliwości. Bo żartować można z ludzi i z ludźmi, których się lubi i szanuje. A ja Kazika lubiłem i szanowałem bardzo. To był prawdziwy przyjaciel — przyznaje szkoleniowiec z Iławy.
— Tej osoby nie dało się nie lubić. Pan Kazimierz był człowiekiem bardzo otwartym i kontaktowym, ludzie cieszyli się na jego widok. Wiadomo było, że rozmowa z nim będzie ciekawa, pełna "kitowania" przy okazji — mówi Dawid Kowalski, wychowanek Jezioraka, który grał w biało-niebieskich barwach klubu sportowego z ulicy Sienkiewicza w czasach pracy Paluszewskiego.
— Trzeba tu podkreślić jedną bardzo ważną kwestię: różne były czasy w Jezioraku, jednak pan Kazimierz był w klubie zawsze. Gdy inni działacze unikali trudnych spotkań i rozmów z piłkarzami w ciężkich czasach życia klubu, to pan Paluszewski zawsze do nas przychodził. A to też wymagało odwagi z jego strony. I chodź nawet momentami obiecywał więcej, niż w rzeczywistości klub był w stanie zrobić, to jednak robił to w taki sposób, w takim stylu, że i tak później nikt nie miał do niego większych pretensji. Bo to był słynny Kazimierz Paluszewski, człowiek bezgranicznie oddany Jeziorakowi, który w klubie spędzał praktycznie całe dnie. Jeszcze jedna kwestia: nigdy nie dbał o interes własny, zawsze myślał o interesie klubu — dodaje Dawid Kowalski.
zico
m.partyga@gazetaolsztynska.pl
Tekst pierwotnie opublikowaliśmy w styczniu 2022 r.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez