Podziemne życie błonkówek [felieton przyrodniczy S. Blonkowskiego]
2022-10-23 09:34:25(ost. akt: 2022-10-23 09:57:11)
Każdy wie, że czas jako zjawisko fizyczne, jest niezmiennie stały i od dawna mierzalny. Jakieś 23 wieki temu ateńska kurtyzana Klepsydra wymyśliła czasomierz, odmierzający upływem wody świadczone usługi, utrwalając w ten sposób swoje imię na wieki. Jednak ludzie, zwłaszcza w "pewnym wieku", a szczególnie "młodzież zusowska", do której od kilku lat również ja się zaliczam, są przekonani, że po każdej dziesiątce lat, czas jakby przyspieszał.
Jeszcze nie tak dawno z niecierpliwością czekaliśmy, żeby wpuszczono nas do kina na filmy od lat 16 a później od 18. Czas dłużył się niemiłosiernie. Dziś, gdy mijają kolejne dziesięciolecia, wydaje nam się, że czas biegnie coraz szybciej i bez przerwy go nam brakuje. Czasem tylko zatrzymujemy się w tym szaleńczym biegu by dokładnie rozejrzeć się wokoło. Niekiedy impulsem do głębszej refleksji może być zgoła mało ważne wydarzenie.
Przed kilkoma dniami wracając z lasu swoją pełnoletnią Toyotą zauważyłem na piaszczystym podjeździe do garażu małe, kilkucentymetrowej wysokości kopczyki usypane z piasku. Na szczycie każdego kopczyka był okrągły otwór o średnicy 6-7 mm. Część tych kopczyków znalazła się na trasie mojego przejazdu i została zasypana kołami samochodu. W miejscu gdzie zagęszczenie tajemniczych kopczyków wynosiło 10 na metr kwadratowy postawiłem składane krzesełko i statyw, na którym zamocowałem aparat z obiektywem "ostrzącym" już od 45 cm.
Na lokatorów ziemnych budowli nie musiałem długo czekać. Wkrótce najpierw ich usłyszałem, a później kolejno do otworów w kopczykach pojedynczo przylatywały owady podobne do pszczół. Niezwykłe u tych owadów było to, że ich "uda" były pokryte bardzo długimi, intensywnie żółtymi, gęstymi włoskami. Podobnie wyglądają pszczoły wracające do uli z kwiatowym pyłkiem przyczepionym do nóg.
W istocie moi bohaterowie należeli do gatunku obrostka letnia, rodziny pszczołowatych, rzędu błonkówek. W porównaniu jednak do pszczół odnóża tych owadów były o wiele bardziej owłosione. Charakterystycznie owłosione, kosmate tylne nogi obrostki, umożliwiają jej transportowanie dużych ilości pyłku. Jest to najsprawniejszy aparat, jakim dysponuje którakolwiek z pszczół zbierających pyłek nogami (nogozbieraczek). Często obrostki sprawiają wrażenie mocno obciążonych, gdy wracają z wyprawy.
Z pyłku zbieranego wyłącznie z kwiatów roślin astrowatych formują kulki, stanowiące zapasy pokarmu dla swoich larw. Kulki te umieszczają w komorach lęgowych na niewielkich podstawkach, co pozwala na to, że wokół nich krąży swobodnie powietrze, zapobiegając ich zapleśnieniu. Komora lęgowa znajduje się na końcu biegnącego ukośnie korytarza dochodzącego nawet do 60 cm długości.
Przylatujące owady krążyły nad swoim macierzystym kopczykiem, by po chwili zagłębić się w podziemnym korytarzu. Ze skruchą zauważyłem, że część owadów ląduje w okolicy miejsc gdzie kopczyki były rozjechane przez koła samochodu. Owady zdezorientowane krążyły nad miejscem, gdzie wcześniej był kopczyk a po wylądowaniu starały się odszukać zasypany otwór. Ze świadomością winy postanowiłem przynajmniej w części naprawić wyrządzoną szkodę i delikatnie małym patyczkiem starałem się odsłonić zasypane otwory. Nie zawsze mi się to udawało.
Krążące nad zrujnowanymi kopczykami owady kojarzyły mi się z epizodem z II Wojny Światowej, kiedy to japońscy piloci myśliwców po powrocie z akcji, w miejscu gdzie powinny być ich macierzyste lotniskowce zastali pusty ocean, bo ich pływające lotniska Amerykanie w międzyczasie posłali na dno. Po kilku godzinach stwierdziłem, że zasypane otwory podziemnych tuneli zostały odbudowane. W konsekwencji od kilku dni stawiam samochód na trawiastej części podwórka, wolnej od piaskowych kopczyków.
Obrostki letnie to nie jedyne błonkówki, które budują ziemne korytarze. Przed kilkoma dniami odwiedziłem zaprzyjaźniony zakład drzewny, gdzie na nieco spękanym, asfaltowym parkingu zauważyłem kilkadziesiąt piaskowych kopczyków. Różniły się nieco od moich współużytkowników przydomowej działki. Były bardziej płaskie, podłużne i zawierały nieco więcej ziemi niż przy kopczykach obrostki. W pierwszym nadlatującym owadzie rozpoznałem natychmiast taszczyna pszczelego, zwłaszcza, że dźwigał martwą pszczołę. Chociaż łup był porównywalnej wielkości co myśliwy (bardziej krępy), taszczyn nawigował w powietrzu bez najmniejszego trudu. Ten przedstawiciel rodziny grzebaczowatych wyspecjalizował się w łowieniu robotnic pszczoły miodnej, które atakuje błyskawicznie, gdy zbierają pożytek na kwiatach i paraliżuje jednym użądleniem, po czym zanosi do norki mającej do 1 m długości i przeważnie kilka, choć niekiedy nawet ponad 30 odgałęzień z komorami lęgowymi. W każdej z komór samica umieszcza zwykle 2-3, a niekiedy do 6 sparaliżowanych pszczół. Na ostatniej ofierze składa 1 jajo, z którego już po 3 dniach wylęga się larwa zjadając zaledwie w kilka dni cały zapas przygotowanego dla niej pokarmu.
Część wejść do norek była zasypana bądź przez parkujące samochody, przechodzących tamtędy ludzi lub przez osypujący się drobny, suchy piasek. O ludzka przewrotności! Jakoś bez współczucia obserwowałem wysiłki taszczynów udrażniających otwory wejściowe. Dawały sobie z tym znakomicie radę odrzucając odnóżami sypki piasek nawet na odległość do 10 cm. Na niewielkim parkingu naliczyłem około 100 norek, czyli stanowiły cmentarzysko około tysiąca pszczół. W lecie w jednym ulu znajduje się około 50-80 tysięcy pszczół więc ubytek spowodowany przez kolonię taszczynów nie jest aż tak groźny, zwłaszcza, że nie atakują pszczół tylko z jednego ula.
Niezwykle interesujący „sposób na życie” prezentuje inna błonkówka — szczerklina piaskowa. Rozwinęła ona specyficzną formę opieki nad swoim potomstwem. Samica wykopuje w piaszczystej glebie norkę długości około 5 cm, zakończoną komorą lęgową i udaje się na poszukiwanie zdobyczy. Gdy znajdzie odpowiednio dużą gąsienice, siada na niej, chwyta ją żuwaczkami, unosi jej głowę do góry i żądli ją w ośrodek ruchowy położony w brzusznym zwoju nerwowym. Sparaliżowaną ofiarę wlecze w pobliże norki, której inspekcji jeszcze raz dokonuje, następnie wciąga do wewnątrz zdobycz i składa na niej jedno jajo. Gąsienica służy później jako żywe źródło pokarmu dla larwy szczerkliny. Po złożeniu jaja samica opuszcza norkę, zamyka jej wejście odpowiedniej wielkości kamyczkiem i wyrównuje otoczenie, czyniąc otwór niewidocznym.
Każdy z około 230 gatunków grzebaczowatych żyjących w Polsce wykazuje dużą specyficzność przy wybieraniu ofiar, na które poluje. Wszystkie budują gniazda w ziemi. Nie tylko błonkówki upodobały sobie podziemny sposób na życie. Do rzędu sieciarek należy mrówkolew pospolity. Owad doskonały przypomina nieco ważkę, natomiast godny uwagi jest tryb życia larw mrówkolwów.
Żyją tylko na glebach piaszczystych, gdzie wykopują małe, lejkowate dołki, w których zagrzebane na dnie, czatują na zdobycz. Na zewnątrz wystają tylko ich mocne, cęgowate żuwaczki. Mrówka, która niebacznie wpadnie do dołka nie może się już wydostać po stromych osypujących się ścianach, tym bardziej że larwa mrówkolwa bombarduje ją ziarenkami piasku, wyrzucanymi energicznymi ruchami głowy. Gdy mrówka znajdzie się już na dnie, larwa chwyta ją żuwaczkami, wstrzykuje do jej ciała paraliżujący jad, a następnie rozpuszczające jej tkanki soki trawienne, a w końcu wysysa ją. Może się przyśnić, niemalże jak w tolkienowskim Mordorze.
Darz bór
Stanisław Blonkowski
źródło: Życie Powiatu Iławskiego
Stanisław Blonkowski
źródło: Życie Powiatu Iławskiego
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez