Czy betonowe żagle wskażą, że jesteśmy w Iławie? Filip Żuchowski zaprezentował swój projekt "witacza"

2022-04-04 13:38:02(ost. akt: 2022-04-04 15:19:22)
Podczas prezentacji pomysłu: Piotr Żuchowski, Filip Żuchowski, Tadeusz Nehring (iławski architekt)

Podczas prezentacji pomysłu: Piotr Żuchowski, Filip Żuchowski, Tadeusz Nehring (iławski architekt)

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

Na co dzień pracuje w Berlinie, w biurze projektującym budynki w Burkina Faso. Filip Żuchowski jest architektem i pracownikiem dydaktycznym poznańskiej uczelni. Pochodzi z Iławy. W czasie doktoratu opracował projekt żagli, czyli brył, które miałyby stać się "witaczem" na wjeździe do miasta. Miniaturę zaprezentował w ubiegły piątek (1 kwietnia).
Od 10 miesięcy mieszka i pracuje w Berlinie. W każdy czwartek prowadzi zajęcia dla studentów architektury, wzornictwa, projektowania mebla i projektowania krajobrazu od 1 do ostatniego roku magisterskiego na swojej macierzystej uczelni, Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Do rodzinnego miasta zawitał, by zaprezentować projekt dedykowany konkretnie jego mieszkańcom. Są to "Żagle" - ogromny znak przestrzenny, który miałby się stać "witaczem" na wjeździe do miasta. Kompozycja złożona z trzech białych obiektów miałaby posiadać zarówno kształt, jak i gabaryty podobne do autentycznych wysokości masztów jachtów żaglowych, czyli Pegaz 31, Storm 23 i Viva 600. Nad projektem pracował podczas doktoratu, rozpoczętego siedem lat temu.

"Chciałem zrobić coś takiego dla Iławy"


– Temat wydał mi się niezwykle interesujący, bo jest kilka takich miejsc na świecie, które są bardzo charakterystyczne przez elementy, które się w nich znajdują – opowiada. – Wielkie głowy na Wyspie Wielkanocnej, Statua Wolności w Nowym Jorku: to tego typu elementy mam na myśli. Wskazują one, że wkraczamy w przestrzeń konkretnego miejsca, tożsamą z jakimiś mieszkańcami. I chciałem zrobić coś takiego dla Iławy, żeby Iława miała swój znak przestrzenny. Taki znak to połączenie architektury, rzeźby i krajobrazu. Musi więc wynikać z tego miejsca i być tożsame z mieszkańcami tego miejsca. Byłoby to coś, co będzie ludzi witać, gdy będą wracać do Iławy i żegnać ich przy wyjeździe.


Piotr Żuchowski

Miałby to być element dekoracyjny, tzw. mała architektura, która stoi na rondzie przy wjeździe do Iławy od strony Susza. Filip szukał takiego kształtu, który połączyłby mieszkańców niezależnie od ich wieku, płci i wykształcenia, jednocześnie czegoś, co byłoby charakterystyczne dla nadjeziornego miasta. – Wydawało mi się, że żagle są takim czymś, co wzbudza tylko sympatyczne skojarzenia, niezależnie od tego, czy się żegluje, czy też nie - tłumaczy architekt. – W mojej głowie pojawiały się też pomysły, by nawiązać do głębokiej historii, jednak czy naprawdę chcemy być edukowani na siłę na każdym kroku? – pyta architekt.



Tym bardziej za kształtem żagli przemawia fakt, że w pobliżu tego miejsca już wiele lat temu stały mniejsze żagle, pełniąc także rolę "witacza". W pewnym momencie jednak znikły. – Poszedłem tym tropem, tropem dawnej rzeźby, również w wyborze miejsca, w którym miałyby te nowe bryły stanąć – dodaje projektant. Dawniej rzeźba stała ok. 200 metrów od wjazdu z Susza do Iławy, po lewej stronie, w miejscu węzła drogowego łączącego trzy trasy: prowadzące od strony Grudziądza i Susza oraz tę w stronę iławskiej ul. Dąbrowskiego. Tamta rzeźba była płaska, a ta proponowana przez Filipa miałaby być przestrzenna. – Składałaby się z trzech elementów. Z odległości około 100 metrów, przy prędkości ok. 60 km/h z każdej strony bryła "zachowuje się" inaczej – to znaczy za każdym razem widać inny układ przestrzenny. Na jednym z żagli architekt zaprojektował logo Iławy.


Ma być bezpiecznie


Pierwsze 15 lat życia Filip spędził w Szymbarku w gminie Iława i do dziś wspomina tego żeglarskiego "witacza", którego widywał, gdy wjeżdżał z rodzicami do Iławy. – Chciałbym, żeby one wróciły, bo w pewnym sensie one też mnie zainspirowały – zaznacza. Dodaje też, że nie ma pojęcia, czy takie określenie jak "witacz" w ogóle istnieje w architekturze czy projektowaniu – śmieje się. Pod względem bezpieczeństwa projekt był konsultowany m.in. z drogowcami. – Dyskutowaliśmy o tym, czy bryła nie zakłóciłaby ruchu drogowego i jego płynności – mówi twórca projektu. Podkreśla, że takie zagospodarowanie wyspy na rondzie wręcz zwiększyłoby bezpieczeństwo kierujących. – Rzecz w tym, że wówczas wyraźnie widać by było, że wyspa na rondzie nie mogłaby być przekroczona. Byłaby to pewna bariera, tak, jak często robi się to w miasteczkach we Francji czy Hiszpanii.


Kto za to zapłaci?


Żeby doszło do faktycznej realizacji i bryły zagościły w przestrzeni, potrzebne są pieniądze. Bryły miałyby zostać wykonane z betonu barwionego w masie. Autor chciał je wykonać z materiału ekologicznego, na przykład z betonu konopnego. Jednak koszt wzrósłby aż szesnastokrotnie! Stanęło więc na tym, że będzie to popularny beton, który pochłania światło, a z czasem matowieje. Przed pandemią koronawirusa i inflacją autor szacował koszt na 130.000 zł. Składa się na niego zamknięcie drogi krajowej i trzykrotne jednego dnia wylanie szalunku. – Nie doliczam dla siebie żadnej gaży, ani za rysunki, ani za prowadzenie budowy. Jest to mój dar dla Iławy. Ja już swój doktorat obroniłem. Od mojej obrony minęło 1,5 roku. Makiety, które zaprezentowałem w Iławie, już się dla mnie przysłużyły. Stwierdziłem, że oddaję ten pomysł Iławie. Pozostaję do dyspozycji miasta. Spróbujmy to zbudować – proponuje.

Dziadek byłby najważniejszym gościem


Jego mama Barbara to emerytowana nauczycielka i dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 3, tata Piotr to historyk sztuki, były wiceminister kultury, a obecnie dyrektor Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. Filip wzrastał przy dziadku Romanie, wieloletnim nauczycielu i dyrektorze iławskiego LO, który dożył tylko miesiąc studiów wnuka. – Na prezentacji makiety byłby najważniejszą osobą. Chciałbym, żeby to zobaczył. Uwielbiał Iławę. I o ile projekt jest dedykowany iławianom, to on był na pewno szczególnym iławianinem – mówi Filip. – Iława była zawsze w naszym domu, niezależnie od tego, gdzie mieszkamy – podkreśla. Wspomina, że wszystko, co robił, było kojarzone z jego tatą. To się zmieniło, gdy wyjechał na studia do Poznania, a jeszcze bardziej – gdy przeprowadził się do Berlina. Tam jest bardziej anonimowy.

Jako dziecko zupełnie nie uważał, że Szymbark i ruiny zamku są zaniedbane. Nie zauważał tego. Okolica była dla niego świetnym placem zabaw. To tam był kręcony film "Król Olch"! Tata Filipa wtedy był sołtysem, więc wszystko, co dotyczyło filmu, było załatwiane z nim. – Kiedy jako pięcio- czy sześciolatek zobaczyłem siedmiometrowe posągi ze styropianu, to się ich po prostu bałem – wspomina. I wtedy chciał być scenografem. Szymbark pamięta jako piękną, zieloną krainę z 200-letnimi dębami sadzonymi przez Napoleona i z niedostępnym zamkiem. Dziś jednak, gdy widzi ruiny zamku, żałuje, że jest on w takim stanie.

Budujemy domy w Burkina Faso


– Architektura jest budowaniem przestrzeni dla ludzi i ja zajmuję się budowaniem takich przestrzeni, które w jakiś sposób będą służyć ludziom – mówi Filip. W pracy właśnie zaczyna nowy projekt: rozrysowanie budynku na 20 mieszkań w Burkina Faso. To najbiedniejszy kraj afrykański. Właściciel biura projektowego, w którym pracuje Filip, pochodzi z tego kraju i od 20 lat buduje szpitale, szkoły i domy w Burkina Faso. Francis Kere, bo o nim mowa, kilka tygodni temu otrzymał najbardziej prestiżową architektoniczną nagrodę na świecie, czyli Nagrodę Pritzkera. – Pracować z takim człowiekiem to zaszczyt – podkreśla Filip. Bardzo tego pragnął i pragnienie się spełniło. Jest członkiem 8-osobowego biura jako pierwszy Polak. Z entuzjazmem czeka na ciąg dalszy.


Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5