PRZEWODNIK PO BIEGANIU || Darek: Dzień bez sportu to utrata cząstki zrozumienia działania człowieka

2022-03-14 09:33:40(ost. akt: 2022-03-14 10:07:45)
Chciałbym, żeby kiedyś moja wnuczka Maja poznała smak sportowej przygody. Cieszę się jak prowadzi zajęcia ze mną. Jestem zdyscyplinowanym uczniem, widząc jej pedagogiczny uśmiech zadowolenia — mówi Darek (na zdjęciu z wnuczką)

Chciałbym, żeby kiedyś moja wnuczka Maja poznała smak sportowej przygody. Cieszę się jak prowadzi zajęcia ze mną. Jestem zdyscyplinowanym uczniem, widząc jej pedagogiczny uśmiech zadowolenia — mówi Darek (na zdjęciu z wnuczką)

Autor zdjęcia: archiwum Darka Dyrmo

Spotkanie z Darkiem to spotkanie dwóch dziadków. Dzieli nas wiele dystansu w odległości. Łączy jednak pasja dostrzegania potrzeby walki o każdy kawałek sprawności, który ucieka wszystkim.
Ograniczenia wymagają często pomocy. Zachowanie niezależności pomaga innym. Można się nam przyglądać z zazdrością, lub uśmiechem pobłażania. Dzień bez sportu, to utrata cząstki zrozumienia działania człowieka. Tak rozumiemy swoje potrzeby. Nic tak nie uczy jak odkrywanie fizycznych niedostatków. Nic tak nie hartuje jak zima w przeręblu.

Darek to nietuzinkowa postać w środowisku. Porusza się drogą, po której wielu boi się stąpać.
Dalej, tak mówi o sobie…

— Trudniej jest zrozumieć potrzebę poszukiwania sprawności jak w młodości unikamy jej towarzystwa. Sport był zawsze cząstką mojego życia. Wszędzie i we wszystko. Tak pamiętam młode lata. Popołudniowa norma musiała być wypełniona. Srebrny medal mistrzostw Polski szkół budowlanych w siatkówce i awans Jezioraka do III ligi — pamiętam jak dziś. Piłkę nożną podglądałem. Jednak piłka siatkowa, to był codzienny treningowy rytuał.

Czas płynął. Szkoła, praca, rodzina. Jak u wszystkich wokół. Pilnowałem należnej mi aktywności, dbałem o jej miejsce w latach zawodowych. Marzyłem, aby moja córka zaznaczyła swoją obecność w sportowej Polsce. Nie określałem kierunku, zachęcałem. Szalone marzenia rodziców spotkały się z pracowitym uporem i talentem Patrycji. Taniec towarzyski to połączenie finezji ruchu, gracji i sportu wyczynowego. Wielokrotne mistrzostwo Polski, mistrzostwo Europy i wicemistrzostwo świata w Standardowych Formacjach Tanecznych spełniło nasz sen. To więcej niż można było oczekiwać od dziecka. Taneczny przekaz stał się częścią jej istnienia.

Sport nadawał kształt moim dniom. Nawet się nie obejrzałem, jak ZUS zaprosił mnie na ławeczkę. Dał mi również więcej czasu na sportowe pasje.


Wróciłem do siatkówki. Kilka sezonów w amatorskiej lidze zaowocowały kontuzją kolana. Nie można jednego, trzeba szukać innego. Rower włączył się w codzienny rytuał aktywności. Odciążył kolano, rehabilitował jego składowe. To dobry sposób na przywrócenie jego funkcji.

Trochę trwało zanim z krótkich przejażdżek zrobiło się więcej. Wydolność tlenowa, to nowe doznanie w wysiłku. Dodając siłę i odrobinę innych potrzeb czuję się teraz lepiej niż kiedykolwiek. Krajobrazy mijane rowerem chłonie się inaczej. 225 km do Elbląga i z powrotem, to dla mnie już mały tour.

Latem tamtego roku wsiadłem na rower i pojechałem do Stegny wykąpać się w Bałtyku. W morzu 15 minut i w sumie do domu 254 km. Można mieć wewnętrzną satysfakcję, jak się wytrzyma siodełko w odczuciu tylu godzin.


Nigdy nie byłem miłośnikiem biegania. Widząc innych tupiących kilometry pomyślałem, że i ja dam radę. I tak 3 km, potem 5, aż doszedłem do 8-10 km trzy razy w tygodniu. Wracając do domu mam odczucie, że mogę więcej. Wnuczka, która stała się częścią naszego życia już niedługo będzie oceniać fason dziadka. Takie myśli nakręcają. Budzą wyrzuty sumienia, jak zdarzy się leniwy dzień.

Wiosną 2021r. przebiegłem swój pierwszy półmaraton w 2:01;54. Dla siebie, dla wnuczki — tak myślałem, jak było ciężej. Medal, czas — to nie był cel. Człowiek potrzebuje w każdym wieku przetaczać się przez granicę możliwości. Musi je pokonywać, aby nie zgnuśnieć.

Jest jeszcze coś, co tworzy plusy w aktywnym trwaniu. Po rowerze, skromnym bieganiu, od kilku lat morsuję. To inna strona rozwoju. Czasami cicha, spokojna w zanurzeniu, czasami szaleńczo głośna w spotkaniach z Iławskimi Wesołymi Morsami. Początki miałem jak każdy z tej pasji. Podziw i zazdrość w obserwacji innych. Mój debiut był trochę szalony -18 st.C. Powoli, przerażony, otumaniony adrenaliną, po drabince w klapkach wszedłem w przerębel do lodowatej wody. Spięty, cały na bezdechu, nie czułem zimna. Wyskoczyłem z poczuciem całkowitego znieczulenia.

Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Nie ma znaczenia, jak jest na zewnątrz. Czasami w grupie Wesołych Morsów musimy szukać odwagi. Tak to już jest. Prawdziwa przyjemność jest po. W trakcie, to inna bajka w doznaniach każdego. Woda zaskakuje. Ta w jeziorze bardziej brutalnie dobiera się do ciała. Morze jest inne. Słona woda jest delikatniejsza w odbiorze. Przestrzeń i fala budząc niepokój, trzymają w ryzach.

Czas, to dobre lekarstwo wtajemniczenia dla tych, co pokochają ten sport. To dyscyplina wymagająca zrozumienia i akceptacji etapów strachu. Inaczej się nie da. Nikt mi nie powie, że jest łatwo. Morsowanie to sport wyczynowy. Nie ma w nim skrótów. Woda w zimnie nie wybacza błędów nawet w zanurzeniu do pasa.

Czasami 20-30 razy dzień po dniu wskakiwałem chociaż na chwilkę do zimnego Jezioraka. Czy to dużo? Dla jednych tak, dla drugich nie. To styl życia, który sobie stworzyłem. Pomaga mi w dziadkowaniu. Nie choruję, mam czas na narty, siłownię. Czuję w sobie równowagę, aby być dla siebie i innych.

Chciałbym, żeby kiedyś moja wnuczka Maja poznała smak sportowej przygody. Cieszę się jak prowadzi zajęcia ze mną. Jestem zdyscyplinowanym uczniem, widząc jej pedagogiczny uśmiech zadowolenia. Wiem, że o jej sprawność zadba mama w dyscyplinie, którą Maja sama sobie wybierze. Może kiedyś wyskoczę ze spadochronem?... Życie bez sportu jest smutne. Aby zauważyć jego brak, trzeba odkrywać w sobie radość wynikającą z niego. Inaczej zawsze pozostaniemy po drugiej stronie barykady...
Darek Dyrmo

... Nie tylko rozumiem radości i rozterki Darka. Wiem także, jak to jest wciągać dzieci, wnuki w sobie znany świat. Być ich przewodnikiem. Takie dni są dostępne dla każdego. Nie jest łatwo czasami wyjść na trening będąc dziadkiem. Jeszcze gorzej jest nie wyjść. Darek stworzył Wesołe Morsy Jezioraka. Zebrał ogromną rzeszę wspaniałych ludzi o podobnej potrzebie. Znalazł sposób na mądrą sprawność w dojrzałym wieku.

Trening 14-20 marca. Każdy dzień aktywnego życia dodaje energii
poniedziałek: rozbieganie z 3-5 x 200 m, podbieg w tempie szybszym o minutę od wybiegania, w powrotnym truchcie 8-10 km
wtorek: ogólna sprawność, trening z gumami, pilates i zimny prysznic po
środa: rozbieganie z akcentami aktywnych zbiegów (tak, aby w sumie było około 1 km) 6-10 km
czwartek: rozbieganie 30 min + rower lub basen
piątek: wolne
sobota: rozbieganie w grupie nawet w marszobiegu 8 -14 km
niedziela: w indywidualnej możliwości, chęci i potrzebie

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5