Joanna Kwiatkowska. Życie rodzinne policjantki

2022-02-06 12:00:00(ost. akt: 2022-02-06 14:35:21)
Joanna z mężem Sebastianem w Inowrocławiu

Joanna z mężem Sebastianem w Inowrocławiu

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Starszy aspirant Joanna Kwiatkowska to oficer prasowa iławskiej policji, mama, żona, sportowiec, wolontariusz, fizyk, informatyk i budowlaniec. Kulisy jej służby i życia rodzinnego mogłyby służyć za podstawę do stworzenia filmowej postaci.

– Jak długo jesteś policjantką?


– Na koniec grudnia 2021 r. minęło 16 lat. Od 8,5 lat jestem też oficerem prasowym iławskiej Komendy Powiatowej Policji. Do rekordu mojego poprzednika Sławka Nojmana brakuje mi więc jakieś pół roku (śmieje się).

– Kiedy zaczynałaś pracę w policji, byłaś panną...


– Ale nie singielką. Z Sebastianem jesteśmy razem od szkoły średniej. To już ponad 22 lata razem.

– Czyli on się spodziewał, że taka twarda babka wybierze akurat tę drogę zawodową.


– Pewnie tak, przecież ja od zawsze, od dziecka chciałam być policjantką. Będąc na studiach, a skończyłam fizykę medyczną z zastosowaniem komputerów, miałam zajęcia z obsługi kamer przemysłowych. Działaliśmy na programach wykorzystywanych również w policji. Służyły one do uzyskiwania obrazu z kamer na przykład sklepowych i obróbki takiego obrazu. Teraz kamery monitoringu dają nam piękny, wyraźny i kolorowy obraz, ale te 18 lat temu obraz był czarno-biały i trzeba było się mocno postarać, by uzyskać wizerunek twarzy. Po tym kierunku mogłam zająć się obsługą sprzętu medycznego, ale jednak wygrała policja. Praktyki studenckie odbyłam już w iławskiej Komendzie. Potem byłam na stażu. Następnie przez rok zastępowałam policyjnego informatyka. Jakoś w trakcie skończyłam studia magisterskie na kierunku informatyka z ekonomią. Jako pracę magisterską wykonałam stronę internetową dla naszej jednostki. Zresztą Sebastian robi do tej pory coś podobnego, jest grafikiem komputerowym po studiach informatycznych. Między licencjatem a końcem magisterki złożyłam dokumenty, przeszłam kwalifikacje i się dostałam do policji.
Wyjazdy były wliczone w nasz związek. Sebastian studiował zaocznie w Olsztynie, ja - dziennie w Toruniu. Na IV i V roku przeniosłam się do Olsztyna. W lipcu skończyłam V rok, w grudniu dostałam się do policji, a w styczniu 2006 r. wyjechałam na pół roku do Szczytna, a następnie równo rok pracowałam w Braniewie. W lipcu 2007 r. wróciłam do macierzystej jednostki. We wrześniu się pobraliśmy, a już wcześniej mieszkaliśmy razem.

– Czekaliście ze ślubem na ustabilizowanie sytuacji zawodowej?


– Tak wyszło (śmieje się). Mieszkaliśmy ze sobą już zanim zostałam funkcjonariuszem policji, więc Sebastian wiedział, na co się pisze. Na początku byliśmy trochę parą na odległość. Te wyjazdy nie były wprawdzie długie, bo na tydzień lub dwa. Staraliśmy się widywać się wtedy, kiedy to tylko było możliwe. Zdarzało się, że kończyłam służbę o czwartej rano i przyjeżdżałam do Iławy na 20 godzin, po czym wracałam do Braniewa. Zależało mi na przeniesieniu się do Iławy.



Joanna z Sebastianem po zawodach smoczych łodzi

– I udało się. Ale w miejscu nie usiedzisz, wszędzie cię pełno. Również w sensie sportowym.


– Rzeczywiście, trochę się ruszam. To różne dyscypliny, wszystko kręci się wokół lekkoatletyki. Lubię robić to, co sprawia mi przyjemność, ale i spotykać się z pozytywnymi ludźmi. Dlatego jestem w grupie sportowej, w której trenujemy na wesoło. Bez ciśnienia, że muszę osiągać wyniki, tylko na zasadzie: robię to, bo przynosi mi to radość. Mówią, że im więcej ma się obowiązków, tym bardziej jest się zorganizowanym. Tak też jest ze mną. Właściwie: z nami, bo to są nasze wspólne zajęcia. Dzieci i psa również.

– Odkąd jesteś mamą, patrzysz inaczej na policyjne sprawy dotykające dzieci?


– Na pewno. Nie da się tego uniknąć. Każda taka sprawa zostaje w sercu. Wszystkie sprawy rodzinne, czy dotyczą małych dzieci, czy dorosłych... Jeżdżę też do wypadków, gdzie ranni zostają lub giną dorosłe osoby. One też są czyimiś dziećmi.
Pamiętam, jak razem zginęło dwóch chłopaków. Tata jednego z nich przyjechał się pożegnać. Takie sytuacje na zawsze pozostają w pamięci. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co czują rodzice, którzy tracą dziecko. Niezależnie od wieku dziecka.

– Wymyślasz sobie dodatkowe obowiązki, dodatkowe działania. Dla przykładu: w 2017 r. otrzymałaś statuetkę o nazwie Bratnia Dłoń. Dostają ją ci, którzy w szczególny sposób pomagają ludziom z niepełnosprawnościami.


– Pandemia te działania spowolniła. Czekamy, żeby móc dalej działać. To były zajęcia sportowe. Aktywizacja osób z niepełnosprawnościami odbywa się także przez sport. Mieliśmy zajęcia przy muzyce, udział brali także rodzice, by się trochę poruszać, pobawić, by wspólnie zadbać o nasze ciała.



Urodziny-niespodzianka na mecie biegu w Radomnie. – To były najlepsze urodziny w moim życiu – mówi J. Kwiatkowska

– Opowiedz, proszę, o swoich kontaktach z mediami. By zostać oficerem prasowym, trzeba przejść dodatkowe szkolenia?


– Najpierw, co jakiś czas, na zmianę z Anią Grzelką, zastępowałam wspomnianego już Sławka Nojmana. Wtedy złapałam pierwsze szlify. Kiedy Sławek planował przejść na inne stanowisko, komendanci zapytali, czy nie zechciałabym spróbować swoich sił. Zechciałam i tak zostało. Przechodzę regularne szkolenia i warsztaty, a na samym początku uczestniczyłam w szkoleniu dla oficerów prasowych w Słupsku. W Olsztynie z kolei odbyło się tygodniowe szkolenie z ówczesnym zespołem prasowym Komendy Wojewódzkiej. Obserwowałam ich przy pracy, obsługując już swoją jednostkę. To był ten tydzień, gdy mieliśmy w powiecie iławskim wiele trudnych przypadków. Kobieta wyrzuciła noworodka pod płot we Frednowych, do tego zabójstwo w Szałkowie. Nie zapomnę swoich początków.

– Często, z racji tych tragicznych zdarzeń, wypowiadasz się w mediach ogólnopolskich. Ale czasem zdarzenia są zabawne i stają się wręcz „memami”.


– Jak na przykład wtedy, gdy policjant na rowerze dogania motocyklistę. Który potem uciekał zresztą pieszo. To byli moi policjanci z ruchu drogowego.

– I jak tu zachować powagę? Szczypiesz się w trakcie nagrania?


– Też (śmieje się). Bardzo pomagają te szkolenia, o których wspomniałam. Poza tym podczas każdej odprawy rozmawiamy, jak zachować się w danych sytuacjach. Czasem jest zabawnie, a czasem wręcz dramatycznie. Czasem to policjant kogoś goni, a inny razem to policjant zawinił i też trzeba się wypowiedzieć do prasy.

– Masz stałe godziny pracy?


– Pracuję od 7 do 15, ale jak dobrze wiesz, pod telefonem jestem całą dobę. Muszę być dyspozycyjna. Bywa, że o 15:30 wracam do jednostki.

– A bywa, że mówisz: Tylko odstawię psa i sprawdzę te informacje. A co na to dzieciaki? Na tę twoją dyspozycyjność?


– Raz lepiej, raz gorzej. Nie znają innego życia, więc są przyzwyczajone. Na szczęście mój mąż pracuje w domu, na miejscu. Poza tym jest babcia, jest ciocia, które w razie czego pomogą. Chyba bardziej im doskwiera to, że jestem rozpoznawalna. Mówią, że ktoś im przekazał, że mama była w telewizji, słyszeli w radiu albo że coś mówiła w gazecie. Chcieliby czasem być bardziej anonimowi, a jednak nie mogą – przez pryzmat mojej pracy.

– Kiedy skróciłaś włosy, przez pewien czas byłaś zupełnie nierozpoznawalna.


– Faktycznie, chciałam na chwilę stać się anonimowa, żeby swobodnie iść do sklepu. Chociaż mąż zauważył, że kiedy przychodzę do marketu, to raptownie wszystkim kupującym alkohol sprawdzane są dowody osobiste (śmieje się). Funkcjonariuszem jest się przecież 24 godziny na dobę. Zawsze obserwujemy, co się wokół nas dzieje, by w razie czego udzielić pomocy.

– A co do rozpoznawania... I tak wszyscy sąsiedzi wiedzą, że sami robicie remont domu.


– I traktujemy to poniekąd jako formę relaksu (śmieje się). Poza służbą i bieganiem jest to możliwość nauczenia się czegoś nowego. Mamy obydwoje zdrowe ręce i nie jest dla nas problemem na przykład wykopać dół czy przykleić styropian. Czerpiemy z tego satysfakcję. Poza tym to dom po dziadkach, którzy mnie wychowywali. Stworzyli to miejsce w latach 60-70 ubiegłego wieku. To taki symboliczny pomnik dla nich, by coś zostało dla kolejnych pokoleń. Żebyśmy się wszyscy, całą rodziną, tam spotykali, jak wtedy, kiedy byłam dzieckiem. Remont robimy według wskazań dziadka, który wielokrotnie opowiadał, co by chciał jeszcze zmienić w domu. I tak jak on, staramy się zrobić jak najwięcej sami.




Na rowerze także chętnie jeździ


Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl
Fot. archiwum prywatne


Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Marcin Lipiński #3090657 6 lut 2022 22:44

    To jaka znajoma "właściciela" gazety olsztyńskiej rodowitego Ukraińca ? Że ciągle o tej Pani pisze? Szkoda że Pan "właściciel" i cenzor GO kasuje szybko komentarze o tym.gdzie ludzie piszą prawdę i jest po 40-50 lajków.

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  2. Paul Mark . #3090625 6 lut 2022 20:34

    Ten tuman pod spodem to jak zawsze podszywający się pod mojego nicka klon. W odniesieniu do tej reklamy,proponuję uczczenie minutą ciszy i zadumy pamięć o Ludziach zakatowanych zastrzelonych bitych czy uduszonych przez policyjnych siepaczy.Jak Igor Stachowiak i wielu wielu innych zamordowanych za których ci przestępcy nie ponieśli kary jak mordercy komunistyczni z Wujka jaruzele kiszczaki itp/

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Never #3090624 6 lut 2022 20:18

    no to się Pani Policjantka policyjną robotą styrała ilu złodzieii złapała? a nie to nie jej zakres obowiązków a o tych co zabójców łapią artytkułów się nie pisze bo Ci co robią policyjną robotę mają zakaz kontaktu z mediami... ale Pani rzecznik ma koleżankę w GO to spłodziła to coś powyżej - lipa :(

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5