Joanna Bednarek: Mówienie ważniejsze od migania

2021-10-20 12:00:00(ost. akt: 2021-10-20 14:15:32)
Joanna i Marcin Bednarkowie oraz ich synkowie: Kacper i Aleksander

Joanna i Marcin Bednarkowie oraz ich synkowie: Kacper i Aleksander

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Do Stowarzyszenia Niesłyszących "Jeziorak" w Iławie należy około 30 osób. Wśród nich jest Joanna Bednarek, z którą rozmawiamy o kulisach pracy tłumacza języka migowego. Słabosłyszących osób jest wokół nas więcej, niż sądzimy. Często całkiem dobrze funkcjonują. Wśród nich jest cała rodzina pani Joanny.

Co oznacza bycie słabosłyszącym?


– To znaczy, że ten człowiek ma jakiś ubytek słuchu. Może porozumieć się za pomocą słów, jak osoby słyszące; za pomocą języka migowego; czytania z ust, gestów, mimiki. A nawet za pomocą kartki i długopisu. To ostatnie stosują nie wszyscy, raczej ci, którzy mają głęboki niedosłuch. Zazwyczaj w grę wchodzi łączenie sposobów porozumiewania się. My z mężem po prostu mówimy, jesteśmy w stanie zwyczajnie rozmawiać.

Czasem nie tyle słaby słuch, ile niewyraźna mowa stanowi barierę w komunikacji.


– Tak, to największa przeszkoda! A w okresie pandemii jest jeszcze gorzej. Ludzie noszą maski, więc trudno z ust wyczytać, co ktoś chce przekazać osobie niesłyszącej. Dużym problemem są wizyty u lekarza. Badający nie chcą zdjąć maseczek i wtedy nie ma współpracy, trudno się dogadać. Czasem po mnie dzwonią, żebym tłumaczyła...
Przeszkodą są też wąsy czy broda. Czasem ktoś słabiej słyszący od razu mówi: "Z tym panem z brodą nie rozmawiam!". Od razu wyciąga kartkę i długopis.

Poznałyśmy się, gdy pisałam o pani synku, Kacprze, podopiecznym Fundacji "Przyszłość dla Dzieci". Stąd wiem, że także pani mąż jest słabosłyszący.


– Ma bardzo głęboki ubytek słuchu, ale porozumiewa się mową. Miał słyszącą babcię, która bardzo dużo z nim rozmawiała, uczyła go mówić. W ogóle większość kontaktów miał z osobami słyszącymi. Chodził do szkoły dla słyszących. Potem, w liceum, z ciekawości poszedł do szkoły dla słabosłyszących. Obecnie pracuje w zwykłym zakładzie pracy, z osobami słyszącymi. Komunikuje się zwyczajnie. Problem ma jedynie wtedy, kiedy musi porozmawiać przez telefon. Nie rozumie treści. I wtedy wkraczam ja. A ja się już do tego przyzwyczaiłam. Moi rodzice byli głuchoniemi. Posługiwali się językiem migowym i gdy dzwonił telefon, zawsze korzystali z mojej pomocy. Z moich usług (śmieje się).

A pani w jaki sposób nauczyła się tak dobrze mówić?


– Jak wspomniałam, oboje rodzice byli niesłyszący, ale mama miała siostrę, która mieszkała w Ameryce. Kiedy dzwoniła, nie zawsze mamie udawało się ją zrozumieć. Mama ma ubytek słuchu dość znaczny, ale przez telefon czasem da radę się porozumieć. I zawsze mnie namawiała, żebym to ja z ciocią rozmawiała. I tak się nauczyłam rozmawiać przez telefon. W rozwoju mowy i słuchu wiele zawdzięczam mamie, która mobilizowała mnie do ciągłej rehabilitacji logopedycznej i terapeutycznej oraz dodatkowych wyjazdów do Gdańska na różne terapie i badania słuchu.
Do szkoły chodziłam ze słyszącymi dziećmi. Kończyłam technikum dla słyszących i studia na kierunku administracja - także dla słyszących. Niestety, nigdy nie pracowałam w zawodzie. Byłam na stażu, a potem już zaszłam w ciążę i teraz pracuję przy dzieciach (śmieje się). A poza tym udzielam się jako tłumaczka w iławskim Stowarzyszeniu Niesłyszących "Jeziorak". A mieszkam z rodziną w Lubawie.

Zanim więcej o tej działalności, to proszę pozwolić na odrobinę wścibstwa: Jak się poznaliście?


– Moi rodzice i tata mojego męża chodzili razem do szkoły dla niesłyszących w Wejherowie. Skończyli szkołę zawodową i od tego czasu w ogóle się nie widzieli. Dobre 30 lat. Spotkali się w 2010 r. Mój przyszły mąż twierdził, że mam 15 lat, a ja byłam już pełnoletnia! Zobaczył datę urodzenia w dowodzie osobistym i dopiero uwierzył. Odezwał się po jakimś czasie, zaczęliśmy do siebie pisać, przyjeżdżał... Rzuciłam dla niego poprzedniego chłopaka i jesteśmy razem od 11 lat.

Urodziło się wam drugie już maleństwo...


– Ma na imię Aleksander. Starszy, Kacper, ma już aparaty słuchowe na oba uszka. Młodszy - na dziś tak stwierdzono - słyszy. Czy słyszy na sto procent, czy ma lekki ubytek słuchu - tego jeszcze nie wiadomo. Urodził się 3 września, więc jest jeszcze malutki.

Takie maluchy uczą się najpierw mówić? Czy może migać?


– Wszystko w gestii rodziców. Według mnie lepiej, żeby najpierw uczyło się mówić. Mnie, gdy byłam mała, najpierw tego uczono. A język migowy przychodził z czasem, przy okazji niejako. Mój starszy syn mówi. Mając 4,5 roku zaczął wyłapywać język migowy. Dziadek migał, więc głównie od niego Kacper się uczył. Podsumowując: najlepiej, żeby dziecko jak najwięcej mówiło. Bo wtedy lepiej komunikuje się z innymi. Gdyby mój synek tylko migał, a nie mówił - nie porozumiałby się tak dobrze z innymi.

Czy w naszych lokalnych urzędach, instytucjach, jest wiele ułatwień dla słabosłyszących lub niesłyszących?


– Nie. Bardzo często dzwonią do mnie jako tłumaczki, z pytaniem, czy mam czas i pomogę. Czasem dzwonią na wideo, wtedy miganiem wyjaśniam pacjentowi, co lekarz ma na myśli.

Jak to się stało, że została pani tłumaczem języka migowego?


– Właściwie całe życie nim byłam... Trzeba było jechać z rodzicami do lekarza czy urzędu - jechałam. Potem zrobiłam certyfikat. Pracowałam w Polskim Związku Głuchych w Starogardzie Gdańskim i tak naturalnie wyszło. Wszyscy o tym wiedzą, że chętnie tłumaczę. Trudne do tłumaczenia są sprawy sądowe. To specyficzny język. Często pertraktuję, żeby pewne kwestie sędzia opisał prostszymi słowami. Kiedy dziecko jest słyszące, a rodzice - nie, zdarza się, że wkracza kurator. Rodzice myślą, że sobie poradzą ze słyszącym dzieckiem. A to nie jest proste, nawet dla rodziców słyszących. Trzeba dać sobie pomóc.
Dziecko niesłyszące potrzebuje innej "obsługi". Trzeba z nim iść do logopedy. Dla słyszących rodziców to nowość. I także na tym polega działalność stowarzyszenia, do którego należę. Mamy obecnie około 20 członków. Naszym celem jest przede wszystkim integracja społeczna. Rozmawiamy o bieżących sprawach w Polsce i na świecie, ale też pomagamy sobie rozwiązywać problemy.

Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5