PRZEWODNIK PO BIEGANIU || "Będę miał dużo szczęścia, jeżeli dożyję do rana"

2021-10-18 08:40:21(ost. akt: 2021-10-18 09:06:58)
Sobota 16 października 2021 — Karol Szyszko (na pierwszym planie) na trasie iławskiego parkrunu

Sobota 16 października 2021 — Karol Szyszko (na pierwszym planie) na trasie iławskiego parkrunu

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Życie, jak każdemu, mi też napisało scenariusz. Jednak poprawki do niego są naszym udziałem. Mam nadzieję, że zatrzymałem zło, które czaiło się we mnie niezauważone przez wiele lat — mówi Karol.
Sport był ze mną zawsze. Nie w jakości wyczynu, raczej w potrzebie dnia. Jako chłopak znałem wyniki meczów, drużyny i zawodników. Mistrzostwa świata, tabele, miałem w małym palcu. Piłka nożna – któż z mojego pokolenia za nią nie biegał? To była wartość na każdym podwórku. Jednak piłka ręczna bardziej mną kręciła. Gra w reprezentacji szkoły motywowała. Jako leworęczny potrafiłem zaskoczyć bramkarzy. Do dziś zachowałem w sobie nawyki i czucie piłki.

Biegać zacząłem w wojsku. Po studiach trzeba było zaliczyć roczny SOR (Szkoła Oficerów Rezerwy). Wiele lat później, ku swojemu zaskoczeniu, zaliczyłem inny SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy). To już konsekwencja trybu życia. Ale o tym później.

>> Służba wojskowa w Szkole Służb Kwatermistrzowskich była nudna. Wykłady i regulaminy. Regulaminy i wykłady. Z w-fu w szkole oficerskiej można było dostać szóstkę. Słaba trójka z innych przedmiotów wystarczyła, aby zaliczyć całość. Postawiłem na sport, biegałem i średnia ocen wyszła całkiem nieźle.

Największe problemy były z przedmiotem EMC (Elektroniczne Maszyny Cyfrowe). Opisówka bez kontaktu z nimi. Komputerowa teoria mimo monotonii podświadomie zaprogramowała mój umysł. Na kolokwiach z tego przedmiotu czytałem wstęp do psychologii Ericha Fromma z wydziałowej biblioteki, do której jako jedyny z SOR-u chodziłem. Przedmiot (EMC) zaliczyłem, pewnie dlatego, że wykładowca też tam zaglądał.

Po wojsku zostałem programistą na ćwierć wieku zawodowego życia. 10 lat miałem własną firmę. Na tym rynku byłem pierwszy w Iławie. Później praca w korporacjach i Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Biegowa ścieżka, z Pragi za Wisłę i z powrotem, dbała o moją kondycję. Nic nie zapowiadało nadchodzących problemów zdrowotnych.

W 2007/08 roku wszystko się zmieniło. Kryzys na rynku pracy i powrót Iławy. Po nim następny, tym razem zdrowotny. Łuszczycowe zapalenie stawów uszkodziło stawy skokowe i palce u rąk. Koniec sportu. Ale jest gitara, harmonijka ustna i blues obecny w moim życiu już od liceum. Dodatki do muzycznej pasji spowodowały bezobjawowe nadciśnienie. Smakując życie nie dostrzegamy zdrowotnej przyszłości.

Nagły ból serca. Zawał – jeden, potem drugi. Tylko przytomność umysłu żony mnie uratowała. Znowu SOR, ale już nie ten wojskowy.

Elektroniczne maszyny podtrzymały moje życie. Pięć dni pobytu na komfortowym oddziale kardiologicznym w Iławie postawiło mnie na nogi. Wróciłem do domu. Jednak nie na długo.


Dwa dni nie wziąłem leku i zakrzep. Straciłem przytomność. Lekarka, z którą teraz biegamy parkrun w Iławie powiedziała, że będę miał dużo szczęścia, jeżeli dożyję do rana. Była wściekła na mnie za ten lek przeciwzakrzepowy...

Dożyłem. W szpitalu przeczytałem „Wojnę i Pokój”, „Faraona” i czując się prawie jak on, nastawiony pokojowo do świata — wyszedłem na spacer. Ten wysiłek zaskoczył mnie. Nie myślałem, że dwustumetrowy odcinek może być tak długi. Po dwóch tygodniach coś podkusiło, aby przebiec kilkanaście metrów. Zdyszany odkryłem, że jeżeli przeżyłem dwa zawały, to wspomagany lekami przeżyję i sto metrów. Pomiar tętna i ciśnienie mierzone za każdym razem dawało nadzieję dotrwania do następnego ranka. Kolejne truchty w coraz większym komforcie powoli wydłużały odcinki. Nie tylko przetrwałem ten czas. Wysiłek zmobilizował wnętrze. Dożyłem do teraz.

Zapalenie stawów chyba o mnie zapomniało. Oby ta skleroza dotyczyła go jak najdłużej. Miękkie buty pozwalają mi kuśtykać. To konieczność, aby chronić stawy.


Kiedy usłyszałem, że w Iławie kręci się parkrun — zarejestrowałem się. Spotkałem na nim moją lekarkę z kardiologii. Nie jest już zła. Nic o lekach nie wspomniała. Jestem w innym miejscu życia. Biegam, bo lubię. Od komputera nie stronię. Podobno po piwie i teraz czekoladzie, to kolejny nałóg. Staram się programować swoją rzeczywistość. W tej wirtualnej mam https://itabla.pl. W zamierzeniu ma to być społecznościowe, internetowe radio, w którym każdy jest redaktorem. Hymn „Pogoda dla biegaczy” dedykuję właśnie im za to, że mogę być z nimi.

Morał z tego powinien być taki, że mądry Polak po szkodzie. Nie wracam jednak do przeszłości, nie mam na nią wpływu. Wolę ten. Nawet po zawałach w moim wieku (XXI), można się jeszcze fotografować z pięknymi biegaczkami.

Zapraszam na parkrun – to nie wyścigi, to styl życia. Czasami nowy, niespodziewany, absorbujący w oczekiwaniu. Jak sobie poradzę za tydzień? Kogo zobaczę, z kim porozmawiam? Kto pozwoli mi spojrzeć inaczej na siebie? To blues życia. Realizm wierności, tęsknoty, samotności, wolności i zazdrości. To wszystko znajdziecie w bieganiu.
Karol Szyszko

Trening 18-25 października. Dalej roztrenowanie. Odpoczywamy aktywnie do końca października. Jak startujemy w tym czasie, to spokojnie na udział w imprezie.

poniedziałek – wolne od biegania
wtorek – rozbiegnie z 4-8 x100m, co druga z górki 6-8 km
środa – wolne
czwartek – w roztrenowaniu zostawmy czwartek jako dzień na zakładkę rowerową i biegową. 30 min + 30 min, rower w crossie i wybieganie po płaskim. W następnym tygodniu zmiana - płaski rower i wybieganie w crossie
piątek – wolne
sobota – rozbieganie 30-60 min z 4-8 x 100m jak wyjdzie z trasy nawet w marszobiegu.
niedziela – spacer, basen, sauna, ogólna sprawność z gumami – do wyboru, lub wolne.

Rozmowa z Karolem przypomniała mi o jednym. Żyjąc, uczmy się na życiu innych.
Za tydzień: Oswojone nawyki traktujemy po partnersku

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5