PRZEWODNIK PO BIEGANIU || Klasy sportowe — żeby była jakość, nie może być jakoś

2021-07-26 10:21:58(ost. akt: 2021-07-26 11:00:26)
Paweł Hofman, autor cyklu Przewodnik Po Bieganiu, zauważa: "Dyplomy i puchary za rywalizacje w SZS z uczniami pozbawionymi tylu godzin wychowania fizycznego wcale nie świadczą o poziomie klas sportowych. To raczej porównanie z tymi, którzy na zawody przyjechali z łapanki szkolnej

Paweł Hofman, autor cyklu Przewodnik Po Bieganiu, zauważa: "Dyplomy i puchary za rywalizacje w SZS z uczniami pozbawionymi tylu godzin wychowania fizycznego wcale nie świadczą o poziomie klas sportowych. To raczej porównanie z tymi, którzy na zawody przyjechali z łapanki szkolnej

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Klasy sportowe stworzone w poprzednim ustroju przetrwały. Zadomowiły się w obecnej szkole i w iluzji poszukiwania mistrza mają się dobrze. Z automatu oświatowych pomysłów ponownie przeskoczyły do klas VII–VIII.
Rodzice cieszą się z zapału dzieci. Koledzy i koleżanki nie chcąc się rozstać, dołączają do sportówki we wzajemnym wsparciu. Nikt nie oponuje. Argumenty wskazujące na zanik sprawności młodego pokolenia uciszają oponentów. Wszyscy chcą dobrze. Jednak dobre chęci to nie sukces. Sukces w sporcie to żmudna praca pozbawiona początkowej euforii zastąpionej innymi oczekiwaniami.

Powrót ośmioletniej szkoły podstawowej musi wchłonąć ukierunkowane specjalistyczne szkolenie. To wyższa szkoła nauczycielskich umiejętności. Powielanych schematów wcześniejszej podstawówki nie da się przeszczepić prosto do czasu młodzika. Ukierunkowane szkolenie wymaga innych potrzeb. Nadmiar w-fu nie jest jedną z nich. Już po roku uczniowie inaczej patrzą na dziesięć godzin w-fu w planie lekcji.

W poniedziałek - podwójny o ósmej rano, wtorek przed sprawdzianem z matematyki, dyktandem z polskiego, lub bezpośrednio po obiadowej przerwie. W środę test z semestralnej wiedzy powoduje brak stroju, a w czwartek w-f na 7-8 godzinie w zmęczeniu uczniowskim dniem. W piątek zakręcony uczeń sam już nie wie, czy pójdzie na lekcję. Skaczący w planie lekcji wysiłek neutralizuje chęci i tłumi skutecznie sportowe marzenia. Następny tydzień podobny. Czasami tylko przerywany udziałem w szkolnych zawodach kosztem lekcji.

Dyplomy i puchary za rywalizacje w Szkolnym Związku Sportowym z uczniami pozbawionymi tylu godzin wychowania fizycznego wcale nie świadczą o poziomie klas sportowych. To raczej porównanie z tymi, którzy na zawody przyjechali z łapanki szkolnej. Uczniowie mając wybór - nauka, czy wycieczka na zawody sportowe, wybierają często pozaszkolną robinsonadę ze szkoły.
Statutowy obowiązek wobec szkoły, to argument często używany jak uczniowie nie chcą brać w nich udziału. To taki straszak na opornych, czy dostrzegających, że jednak coś jest nie tak.

Szkoła jest od nauki. Sport nie może z nią rywalizować. Te obszary powinny się uzupełniać. Sport w potrzebie ciała jest również potrzebą umysłu. Aby się dopełniały wymagają skupienia, a nie galopu nakładającego na siebie wymagania. Uczniowie coraz więcej rozumieją. Nauczyciele związani etatem dostrzegają swoją głowę między młotem, a kowadłem zatrudnienia. Rodzice gubią się w natłoku ważności.


Nie da się prowadzić specjalistycznego szkolenia obciążonego balastem niechęci uczniów hamujących rozwój tych, co mają większe możliwości. Szkodząc przy okazji tym, co zmienili zdanie o swojej obecności w sporcie. Emocje i konflikty mogą zdominować zajęcia. Wszystkie strony milczą, szepcząc ukradkiem o potrzebie zmian. Pieniądz z oświatowej subwencji wspomagany samorządowym budżetem rozpływa się w pseudosportowej mgle.

Dorastająca młodzież niezainteresowana wyczynowym sportem powinna wrócić do normalnych lekcji w-fu. A tych, co podtrzymują swoje wybory, przenieść na popołudnia sportowe ukierunkowanie i realizować je w spokoju, bez edukacyjnego chaosu zapewniając spokojną realizacje pasji łącząc roczniki. Nie trzeba redukować szkolnych etatów. Najtrudniej jednak zmienić przyzwyczajenia. Szczególnie te, które zapewnia państwowy budżet.

Są analizy pokazujące związek klas sportowych z mistrzostwem osiąganym przez uczniów w sporcie w późniejszych latach. Nie tworzą prostej zależności sukcesu. Wprost przeciwnie, wskazują na wiele przyczyn jej braku. Uczniowie po klasie VI rozproszyli się po gimnazjach, często ukrywając swoje zainteresowanie z podstawówki. Sporadycznie monitorowano ich sportowe losy. Po początkowej euforii, zapał jak pojawiła się możliwość kontynuacji znikał bez czarodziejskiej różdżki.

Po VI kl. uczeń powinien sprawdzić swoje ambicje i skonfrontować umiejętności w licencjonowanych rozgrywkach w wybranej dyscyplinie. To konieczność w szkoleniu. Taki kontakt obnaży niedostatki. Wykaże zaangażowanie, poddając również ocenie prowadzących.


Szkoła nie lubi zajętych weekendów. To trudne momenty sportowej prawdy. Sport będący zabawą staje się rywalizacją pozbawioną złudzeń dzieciństwa i rodzicielskich nadziei. Klasa sportowa, to nie kaprys chwili. To zobowiązanie w świadomym wyborze dotyczące dziecka. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej (Dz. U z dn. 2020 roku poz. 2130) wskazuje na konieczność współpracy ze związkami sportowymi i klubami. Może klasy sportowe powinny podlegać Ministerstwu Sportu i podobnie jak w szkołach muzycznych podlegających Ministerstwu Kultury i instytucjom podrzędnym współtworzyć rozwój talentów? Dlaczego tak nie ma być w sporcie? To pytanie można zadać w szkoleniu, w którym na wszystko brakuje pieniędzy. To jeden ze sposobów, aby trener nie dokładał do pasji, a uczeń po szkole spotykał się ze sportem. Czytelna ścieżka od początku rozwoju zawodnika powoduje, że wszystkim jest łatwiej.

Z czasem ewolucja wymusi zmianę myślenia. Pewnie nie obejdzie się bez zgrzytów. Etaty, pod warunkiem umiejętności, znajdą właściwe miejsca. Żeby była jakość, nie może być jakoś. Coraz więcej osób widzi równię pochyłą. Niestety, to jakoś dominuje w sportowym Matrixie.

Jesteśmy prawie czterdziestomilionowym narodem. Może to powoduje, że lekceważymy talenty. Są w Europie malutkie państewka, które potrafią zadbać o zdrową przyszłość swoich obywateli. Zmienili wiele, aby nie marnować daru, który niektórzy otrzymali od natury. "Po prostu nas na to nie stać" – to ich credo.


Trening 19-25 lipca – aby zrozumieć fizyczność w sobie potrzeba czasu.

poniedziałek – wolne
wtorek – rozbieganie 20-30 min z 3 x100m + 6-8 x 30 sek. (submax) p.2 min w truchcie (połowa w crossie) - 8-12km
środa – wolne od biegania, ale rower 1 h + sprawność ogólna
czwartek- stadion WT – rozgrzewka + 3-6 x 500m p. 5 min (tempo max rek. na 1 km) i trucht na boso 10 min
piątek – basen lub open water
sobota – wybieganie z 3-5 km BC w tempie takim jak rek. w półmaratonie – max 1 -1.5 h
niedziela – wolne

Za tydzień. Adrian Przybyła – mam w sobie postęp – czuję to...

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5