PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Agata: "Marzenie o dominacji nad mętnym Jeziorakiem zaczęło prostować moje życie" cz. 2

2021-06-07 08:46:28(ost. akt: 2021-06-07 09:34:37)
Agata Wacławska, na samym początku wyprawy wpław przez Jeziorak

Agata Wacławska, na samym początku wyprawy wpław przez Jeziorak

Autor zdjęcia: archiwum Agaty Wacławskiej

Nasz sportowy felietonista Paweł Hofman w kolejnym odcinku Przewodnika Po Bieganiu przybliża niezwykłą historię iławianki Agaty Wacławskiej, która, jak sama mówi: "Byłam obok sportu. Widziałam jego sprawczą siłę. Wierzyłam, że to co robi wokół z innymi może pomóc. Obserwowałam ich emocje. Chwyciłam się tej gałęzi."

Dobrzyki. 6.00 — jest pięknie. Cisza Jezioraka uspokoiła mnie. Skupiona zanurzyłam się w nim. Rozpoczęłam podróż o której marzyłam. Pierwsze ruchy rąk. Wolno, najwolniej jak umiałam. Pewnie się uśmiechałam, żeby nie widzieli mojego strachu. Adrenalina znieczulała. Wiedziałam, że będzie ciężko, bardzo ciężko. Jednak wyobraźnia nie przewidziała ciężaru, z którym będę musiała się zmierzyć.

27 kilometrów poszatkowane na odcinki 30-to minutowe. W każdym krótka przerwa na posiłek. 12-13 godzin ciągłego wysiłku. Kolację o 19-tej planuję "U Czapy". Prosta matematyka. Jednak i ona czasami zawodzi jak spotka się z biologią.

Pierwszy półgodziny etap minął błyskawicznie. Początek na ostudzenie emocji, wytworzenie czucia, aby nie przeoczyć rzeczy najdrobniejszych, które zdecydują o tej najważniejszej. Przez chwilę wzruszona pomyślałam o Marcie. Płatki róż wrzucone przez nią do wody na moment przykleiły się do mnie. Przyjechała z mężem nie znając mnie wcześniej. Jest ultrasem, wie co oznaczają godziny, w których nikt ci nie pomoże.

Kilometry odpływały. Nie czułam potrzeby przerw. Chciałam płynąć, nie zatrzymywać się. Nawet nie wiem jak znaleźliśmy się w Jerzwałdzie. Woda mnie niosła. Widok kibiców na brzegu mówił: Dasz radę.

Czarek przepłynął po cichu Jeziorak wiele lat temu. Teraz facebookowy monitoring widzący kobietę porywającą się na wyzwanie zawołał odsiecz. 8 km za mną. Pierwszy sygnał od organizmu. Ból głowy i barku odpływa po tabletkach. Może też dlatego, że pomyślałam o narodzinach dzieci. Doznania 18-godzinnego porodu znane są tylko kobietom. Pozwalają nabrać dystansu. Wyznaczą przeciwwagę.

Trudno skupić się na ciągłej myśli, nie da się ciągnąć jej jak serialu w wyobraźni. Wątki skaczą po głowie. Co chwilę coś innego. Staram się zająć czas. Mijające w huśtawce rytmu godziny prowadziły przez Jeziorak przypominając motywacyjne podpowiedzi. Mam obok wszystko, co tworzy moje bezpieczeństwo. Ułamki sekund przy oddechu to za mało, aby odnaleźć to wzrokiem. Jestem sama.

GPS rozładował baterię. Tracę kontrolę nad tym, ile za mną. Sebastian napisał mi wcześniej, że pokonanie 18 km, to będzie mój sukces. Mocno przypomniało mi się, że nie mam wypływane minimum do ultra. Musiałam zaakceptować narastającą słabość, przesunąć granicę. Dostosować ciało do niej. Pamiętam słowa Krzyśka: "Tak ma być, nic na to nie poradzisz. To normalne - nic złego się nie dzieje. Jak nie możesz, po prostu płyń". To zdecydowało za mnie.

Monotonia czynności w mętnej wodzie otępia. Nie widać dłoni. Na brzegu dostrzegam budynki. Utwierdzona informacją asekuracji myślałam, że to Skarbek. Przyśpieszyłam na dopingu nadziei. Jeszcze 3 km. Byłam bliżej niż myślałam. Czułam jak woda opływa moje ciało. Łapiąc powietrze widziałam zwijający się w ruchu wioseł kajak. Wdech, wydech. Ruchy rąk przybliżały mnie do celu.

Kolejna przerwa. I ściana. To nie Skarbek, nie ma ścieżki rowerowej. To Szałkowo. Poznałam ten widok. Zawsze mnie dopadał na iławskim półmaratonie. Nie ważne jak było dobrze i tak w Szałkowie trzeba umrzeć.


Złe informacje chodzą parami. Szczęście nie ma tylko liczby mnogiej. Matka natura wpychała na mnie dużą falą czołową. Płynęłam wolniej. Dużo wolniej. W trakcie postoju cofało mnie wiele metrów. Musiałam nadrabiać dystans. Tylko skąd brać siłę?
Wiatr, czołowa fala, bezsilność. Wtedy zrozumiałam, co to znaczy prawdziwy ciężar. Tata to zauważył. Zapytałam go, ile jeszcze. "Masz za sobą prawie cały Jeziorak, zostało ci 6 km". To może być koniec - dotarło do mnie.

To był najtrudniejszy moment. Kompletnie się rozkleiłam. Płacz potrafi czynić cuda. Odkrywa momenty, których nie jesteś świadomy. Tworzy moc. Nie wstydź się płakać. Jak przestaniesz – wstaniesz i pójdziesz dalej. Nie chcę przepłynąć prawie. Chcę cały Jeziorak. To nie tylko mój cel. Wysiłek podyktowany w intencji bliskiej mi osoby zmagającej się w walce z chorobą zjednoczył nas. Poddać się - znaczy przegrać.

Dochodziły do mnie wiadomości o ludziach jeżdżących wzdłuż brzegu. Byli ze mną w Jażdżówkach, Kwirach, w Szałkowie. Wiedziałam, że w Iławie czekają na mnie. Zwątpiłam. Chciałam, żeby poszli do domu. Przez moment poczułam przymus. Przestraszyłam się, że ich zawiodę.

Ruszyłam. Im bliżej, tym trudniej. Ekipa Królika robiła wszystko, aby było weselej. Muzyka …"niech żyje bal"… płynie ze mną. Na mój bal muszę jeszcze zapracować. Organizm nie przyswaja energii. Banany i mięta z miodem, to wszystko co mogłam w siebie wrzucić. Zrobiło się ciemno. Zaczęłam o wschodzie słońca. Płynę dalej po jego zachodzie. To już kilkanaście godzin.

Na plaży miejskiej dołączyła do mnie grupa z Orka Masters Iława. Nie zauważyłam ich. Od jakiegoś czasu płynęła ze mną Kasia, po chwili pojawili się inni. Mieszały mi się kolory asekuracyjnych bojek. Uciekłam w stronę kajaka dla pewności kierunku.

Na wysokości PORT 110 kończy się Duży Jeziorak. "Na co mi ten Czapa?" pomyślałam. "Przecież dalej to już Mały Jeziorak. Co z tego, że to syjamscy bracia?" — kołatało mi się w głowie przez chwilę. Mogłam tu zaplanować koniec.

Końcówkę ultra zrozumieją tylko ci, co ją przetrwali. To dzieje się samo. Choćbyś nie wiem jak był wyczerpany niesie cię na niej. Ręce pracowały jak zaczarowane dźwiękiem bębnów Mariusza. Jeszcze tylko kilkaset metrów. Wszędzie byli ludzie. Od plaży, przez most dzielący jeziora. Na ciągu spacerowym. Mimo późnej nocy nie zwątpili we mnie. Czekali na mnie. A ja wcześniej chciałam ich wszystkich wysłać do domu. Poczułam inne łzy.

Dziękuję. Każdy z Was tworzył mój długi 17-to godzinny dzień. Dziękuję Wam za wszystkie poświęcone mi chwile. W życiu nie ma drogi na skróty. Jeżeli ktoś obiecuje Ci szybki sukces, powiedz mu, że to nie dla Ciebie. To pułapka złudnych nadziei. Nigdy się nie poddawaj! Tylko ciężka praca. Pokonywanie własnych słabości utrzyma cię na powierzchni. Pozwoli na szacunek do siebie.

Minęły dwa lata jak pełna sił i wiary zostawiłam za sobą ciemny Jeziorak. To był trudny czas wokół mnie. Ale to był tylko etap, który pozwolił mi odzyskać przyszłość. Zapytana, jak chcę przejść przez życie, przewrotnie odpowiadam — wpław.


Dziękuję Pawłowi, że mogłam publicznie zmierzyć się z tamtym czasem i pokazać Wam drugie dno mojego Jezioraka. Trudno czasami zrozumieć, co pcha ludzi do przełamywania słabości. Wielu z nas walczy ze sobą o siebie.

Agata Wacławska

Wszystko jest możliwe. Nawet jak nie jesteśmy gotowi do próby
Paweł Hofman

Trening 7-13 czerwca – w starcie wszystko jest możliwe.

poniedziałek – bez biegania, inny rodzaj aktywności.
wtorek – rozbieganie z 4 x60-100m (20-30 min) + 5-8 x 20 sek. p. 1- 1.30m +2-4 km wybiegania - 8-12 km
środa – rozbieganie z SPR (w niej 5 x30 m skip A w marszu)-6-10 km
czwartek – stadion 2-4 x 500m ( w tempie rek. test Coopera) p. 5 min. Wybieganie na boso
piątek – wolne od biegania -basen
sobota – rozruch biegowy ze sprawnością i 5 x60-100m- 6 km
niedziela – rozgrzewka. Po 3 km BC 3 – jako sprawdzian. Tempo dobieramy tak, aby wszystkie km były równe, a na końcu lekki zapas.

Za tydzień: Trener — to nie zawód, to pasja

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5