ZDROWIE || Pacjentka jest w centrum, ja tylko towarzyszę

2021-04-16 19:41:00(ost. akt: 2021-04-16 13:10:50)
Barbara Chojnowska, położna rodzinna z Iławy

Barbara Chojnowska, położna rodzinna z Iławy

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

Iławianka Barbara Chojnowska to położna rodzinna z Agencji Świadczeń Medycznych Pielęgniarsko-Położniczych w Środowisku "VITA". Wcześniej pracowała w iławskim szpitalu jako położna oddziałowa.
Ile mam przygotowała już pani do porodu?
– Przestałam już liczyć (śmieje się). Trochę was jest w szkole rodzenia, prawda? Szkoda, że teraz mamy tylko spotkania on-line i indywidualne, w gabinecie. Oczywiście zapraszam do nas do gabinetu w Przychodni Zdrowie na ulicy Skłodowskiej wszystkie panie od 21 tygodnia ciąży codziennie od 8:00 do 10:00, a kontakt telefoniczny do 18:00. Spotkania są dla pań bezpłatne. Widzimy różnice, kiedy spotykamy się z paniami już po porodzie w domu, wiemy, z którymi się wcześniej poznałyśmy. Czujemy, że bardziej nam ufają. To ważne, żeby położną wybrać sobie już w trakcie ciąży i się z nią spotykać. Przekazujemy w ten sposób wiedzę, która - w naszej opinii – jest bezcenna. Przychodzi na przykład pani w trzeciej czy czwartej ciąży i zastanawia się, po co jej to. A na końcu komentuje, że nie sądziła, iż tylu rzeczy się dowie. A my się cały czas uczymy. Świat się zmienia, nasze dzieci otoczone są elektronicznymi zabawkami. Musimy się nauczyć żyć w nowym świecie i w tym nowym świecie wychowywać dzieci. Zawsze podczas zajęć w szkole rodzenia robię prezentację na podstawie książki „Cyfrowa demencja” Manfreda Spitzera, o wpływie wysokich technologii na rozwój mózgu dziecka. Jak to jest bardzo istotne, gdy dziecko od maleńkości ma kontakt z telewizorem, tabletem czy telefonem, a nie ma kontaktu z człowiekiem. Nie wykształca się wówczas w mózgu, w hipokampie ośrodek odpowiedzialny za relacje społeczne, za kontakt z drugim człowiekiem, za rozpoznawanie jego emocji. Dziecko może później nie umieć nawiązać kontaktu, bo nie zaznało go w ciągu pierwszych dwóch lat życia. Bo na przykład dziecko ogląda bajkę przy jedzeniu i jest karmione bez wiedzy co je i tuczone jak hodowlana gęś. Nawet nie wie, czy się najadło. Jest to oczywiście wygodne dla rodziców.
I potem mamy dorosłych, którzy nie umieją nawiązywać kontaktów, odczuwać emocji drugiej osoby. Nie mają w mózgu ośrodka, który jest za to odpowiedzialny, a miał się wykształcić w ciągu pierwszych lat życia.

Co się zmieniło w opiece okołoporodowej w ciągu tych lat pani pracy?
– Wiele. Jednak pewne rzeczy są niezmienne. Kochamy dzieci tak samo. Poczęte są zazwyczaj w ten sam sposób, najczęściej z miłości. Bardzo się o nie troszczymy, ale czasem nadmierną troską – krzywdzimy. Powinniśmy je wychowywać nie tak, jak my byliśmy wychowywani, bo będą żyły w innych czasach. Nie wychowujemy ich dla siebie, tylko dla społeczeństwa w którym będą żyły, a świat się zmienia.

A czy to prawda, że podczas pierwszych spotkań z noworodkiem potrafi pani przewidzieć czy też określić jego charakter?
– Będąc położną „szpitalną”, widzi się dziecko krótko. Jako położna rodzinna opiekuję się mamą, małym człowiekiem, a potem też rodziną. Nasz zawód polega na obserwacji. I widzę, że ten to bardziej „księciunio”, bo albo dostaje co chce, albo się obraża. I często na takiego księcia wyrasta. Inne dzieci robią „występ”, jeśli tylko mają widzów w postaci na przykład położnej, to takie Krysie Jandy. Są też gaduły, które do pół roku po prostu płaczą, bo nie umieją się przecież inaczej komunikować, potem dużo mówią na każdy temat i nie znoszą jak im ktoś przerywa.

Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na pracę położnych rodzinnych?
– W szkole rodzenia miałyśmy przerwę od marca do czerwca. W czerwcu miałyśmy 3 grupy po 15 osób, w reżimie sanitarnym. W październiku zaczął się nasz lockdown. Jednak my się na pacjentki nie zamknęłyśmy i szkoła rodzenia nadal istnieje – indywidualne spotkania, a poza tym co czwartek rozsyłamy filmiki na konkretne tematy: a to o kąpaniu dziecka, a to o pakowaniu torby do szpitala. Na początku nagrania - oczywiście nauka oddychania i relaksacja.
I oczywiście spotykamy się z maluchami i rodzinami w ich domach. W pełnym reżimie oczywiście, ale ten reżim był i wcześniej, bo dezynfekujemy na przykład wagę, a dzieci dotykamy w rękawiczkach. Tyle że wcześniej nie nosiłyśmy maseczek. Zakładałyśmy fartuchy. Teraz czujemy się bezpieczniej, bo jesteśmy zaszczepione przeciw koronawirusowi dwoma dawkami. W marcu 2020 r. przez dwa tygodnie świeżo upieczone mamy „przyjmowałyśmy” telefonicznie, po jednej tylko wizycie stacjonarnej. W przypadku małych dzieci i położnic nie sprawdza się wizyta on-line czy telefoniczna! Zajmuje to dużo więcej czasu i nie pozwala spokojnie spać, kiedy ja i koleżanki pójdziemy, zobaczymy krocze, piersi i dziecko. Wygląda to na ważenie, a ja oceniam odruchy, czy są prawidłowe jakie jest napięcie mięśniowe i symetria ciała. Wychodzę spokojna, wpisując do dokumentacji, że jest okej. A przez telefon: „Czy pani ważyła? Na wadze kuchennej? Czy na łazienkowej?”. Po dwóch tygodniach wróciłyśmy do odwiedzin w domach. I już nie przerwałyśmy.


Czy dzięki lockdownowi jest więcej ciąż?
– Myślałam, że tak będzie. Jednak nie. Jest podobnie, jak w ubiegłym roku, a może nawet mniej. To nie jest dobry czas na planowanie dzieci. Wiele osób traci pracę, nie wiadomo, czy ją odzyska.

Wcześniej obserwowała pani położnictwo „ze środka”, pracując w szpitalu. Teraz – z drugiej strony. Zawsze jednak rozmawia pani z pacjentkami. Na co one najbardziej narzekają?

– Obecnie najbardziej brakuje porodów rodzinnych. One jednak wracają już w większości szpitali, bo personel jest zaszczepiony. Mile widziane u pacjentki są wykonane uprzednio testy na obecność koronawirusa. Ewentualnie robi się na miejscu te testy antygenowe.

Poród to coś pięknego, ale też łatwo można to piękno zepsuć.
– Oczywiście! To wyjątkowe przeżycie. Jeśli się do niego dobrze przygotujemy, wiemy, co się będzie działo z naszym organizmem. Jeśli będziemy prawidłowo oddychać, relaksować się, to będzie piękne, choć to trudne doświadczenie. Trudne doświadczenia powodują, że stajemy się lepszymi ludźmi. A cała ciąża i poród przygotowują nas do macierzyństwa, które wcale nie jest łatwe. Trudy ciąży i porodu powodują, że dzieci są dla nas ważne, wartościowe. Chcielibyśmy, żeby wszystko było łatwe i przyjemne, ale życie takie nie jest. Czy bylibyśmy tymi samymi ludźmi, gdyby wszystko nam przychodziło z łatwością? Doceniamy to, co nam przychodzi z trudem.

Co w ostatniej dekadzie zmieniło się na plus w opiece okołoporodowej?

– Pacjent jest w centrum. Ja mu towarzyszę. Jeszcze te kilka lat temu, gdy zaczynałam pracę, często mówiliśmy „obok” pacjenta, a nie „do”. Pacjentki są wyedukowane. Wiedzą, co znaczy podanie oksytocyny i jak ona działa, a co – przebicie pęcherza. Zdobyciu tej wiedzy służy m.in. stworzenie planu porodu. Pacjentki mające wiedzę świadomie podejmują decyzje. Wie, o czym mówi położna, pielęgniarka lub lekarz. Sama pani wie, że staram się nie używać języka stricte medycznego, mówić prostym językiem, by mamy rozumiały…

…i ojcowie też.
– Włączanie się ojców w zajmowanie się dzieckiem to fantastyczna sprawa. Kiedy ojciec z wózkiem wzbudzał niezdrową sensację. Kiedyś był wyraźny podział na role: męską i kobiecą. Teraz widać partnerstwo. Wiele kobiet pracuje, więc opieka nad dzieckiem musi być dzielona. Często panowie świetnie sobie radzą. Na przykład przy kąpieli – powtarzają dokładnie pokazane im czynności, bez interpretacji własnej, że za zimno, za ciepło itp. Poza tym starają się być w domu na czas kąpieli, bo to przecież ich zadanie! A panie wtedy mogą tylko asystować. Nie muszą wszystkiego robić same. I jeszcze względy praktyczne: panowie mają większe dłonie, łatwiej utrzymać dziecko.

Pięć lat temu zajęła pani drugie miejsce w województwie w ogólnopolskim konkursie „Położna na medal”…
– Nie wracam do tego myślami. Patrzę na takie konkursy z przymrużeniem oka, natomiast – nie powiem – budujące są miłe komentarze. Bardziej niż przyznawane medale (śmieje się).

Jest pani chyba najczęściej polecaną położną rodzinną w Iławie.
– Jest jeszcze Zyta Lewandowska i Ulka Markuszewska. Zajmuję kontaktami, w tym z mediami, ale tworzymy zespół. A że ja prowadzę częściej niż koleżanki zajęcia w szkole rodzenia, może dlatego najbardziej się kojarzę? Zresztą to nie jedyna nasza działalność. Organizujemy też spotkania profilaktyczne.

Trudno namówić kobiety na badania?
– Szalenie trudno! Ostatnio liczba naszych pacjentek – a takie dane otrzymujemy – które odchodzą z tego świata, jest przerażająca. Rozumiem, pandemia, teleporady, trudno się dostać do specjalisty. Jednakże Poradnia K działa cały czas. Nie zwlekajmy! Badajmy się. Przez kilka miesięcy, rok może się w naszym organizmie zadziać wszystko! Wiele chorób wykrytych odpowiednio wcześnie można wyleczyć w stu procentach.


Edyta Kocyła-Pawłowska


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5