Jak łowić z lodu, by... nie dać się złowić

2021-02-05 08:34:00(ost. akt: 2021-02-05 08:48:17)

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

Zima zawitała na Warmię i Mazury już dawno temu. Kilkustopniowe mrozy błyskawicznie pokryły jeziora warstwą lodu, kusząc spacerowiczów oraz zniecierpliwionych wędkarzy, dla których tzw. "pierwszy lód" jest niezwykle dobrym czasem na poławianie m.in. okoni. To jednak również okres, w którym - statystycznie - niejeden z nich traci życie. Jak ustrzec się przed "nieplanowaną kąpielą"?
Na początku należy przypomnieć sobie słowa rodziców, które słyszymy od najmłodszych lat: "woda potrafi być niebezpieczna". Mogą się wydawać błahe i oczywiste, ale nie brak w nich prawdy, bo to żywioł, którego lekceważenie kończy się zazwyczaj tragicznie. Lód to również woda - choć w innym stanie skupienia, przez co podwójnie niebezpieczna. W odległości kilku metrów jego powłoka może przyjmować różne grubości: w jednym miejscu może mieć kilkanaście centymetrów i być bezpiecznym gruntem, by parę kroków dalej (choćby za sprawą obficie gnijących na danym obszarze roślin) przypominać strukturą bardziej gęstą, lodową breję.

Czy należy zatem omijać lód z daleka, a z łowieniem ryb czekać do wiosny? Zdecydowanie nie. Trzeba jednak zachować podstawowe środki ostrożności.

Zaplanuj wyprawę
Gdy zdasz już sobie sprawę, że łowienie z kruchej powierzchni stanowi nieco większe ryzyko, powinieneś mieć też świadomość, iż ekwipunek mogący uratować ci (lub komuś) życie jest dużo ważniejszy od sprzętu, którym zamierzasz łowić.

Jeśli to tylko możliwe - rób wszystko, by na lód nie wchodzić samemu. Nie każdy ma w swym kręgu wędkarza, a tym bardziej takiego, który chciałby mroźny dzień spędzić na jeziorze, a nie w ciepełku przed telewizorem. Gdy na połów wybierasz się sam, wybieraj takie miejsca, by pozostawać w zasięgu wzroku innych - choćby nieznanych - łowiących.

Niedrogim, niesamowicie efektywnym środkiem podnoszącym twoje bezpieczeństwo sprzętem, są tzw. "kolce". Gdy lód się załamie, a ty wpadniesz do wody - nie oszukuj się: szanse na to, że gołymi, ślizgającymi się po jego powierzchni dłońmi wyczołgasz się na powierzchnię - są niewielkie. Umiejscowione z reguły w pobliżu rękawów kolce umożliwią ci natomiast wczepienie się w jego pokrywę, a później - centymetr po centymetrze - pozwolą wywlec się ze śmiercionośnego przerębla.

Jeszcze tańszy jest najzwyklejszy gwizdek, dzięki któremu nie zedrzesz gardła wołając o pomoc, a dźwięk poniesie się zdecydowanie dalej. Skoro takie rozwiązanie ratowało życie rozbitkom Titanica, czemu nie miałoby uratować i tobie?

Niezwykle przydatna okazuje się również lina. Łowiąc samemu, można przywiązać się nią do jakiegokolwiek elementu stałego, jak np. drzewa czy fragmentu pomostu. Gdy łowisz ze znajomym, nawet zwykły sznurek, który leży między wami, pomoże w wyciągnięciu nieszczęśnika z wody.
Sprzętem, na który - za sprawą ceny - nie każdy może sobie pozwolić, są specjalistyczne ubrania wypornościowe. Czasem jednak warto rozbić skarbonkę: taki kombinezon - cokolwiek by się nie działo - utrzyma cię na powierzchni wody.

Ktoś powie: "doskonale pływam, nie pójdę na dno"! To świetnie, na pewno ci to pomoże. Weź jednak poprawkę, że - by spędzić kilka godzin na lodzie - z reguły nakładasz na siebie mnóstwo cieplutkich, grubych ubrań, które w kontakcie z wodą błyskawicznie ją wchłaniają, zwiększając wielokrotnie swój ciężar. Dodatkowe kilogramy - w momencie, gdy z każdą sekundą zimna woda ochładza twój organizm - potrafią pociągnąć na dno nawet mistrzów pływackich.

Na ryby warto zabierać również zapasowy zestaw ubrań. 999 razy przeleży niepotrzebny w bagażniku samochodu, ale przy tysięcznej próbie - gdy się skąpiesz - pozwoli szybko się przebrać i uniknąć zamarznięcia.
Nie zapominajmy też o wodoszczelnym pojemniku, dzięki któremu nie zamokną (i nie utoną) nie tylko ważne dokumenty, ale i kluczyki do wspomnianego bagażnika.

Bez znaczenia czy wpadliśmy do wody, czy też nie - komfort łowienia niesamowicie podnosi zwykły termos np. z gorącą herbatą. Pamiętajmy jednak, by nie dolewać żadnej "wkładki" - alkohol i woda nie idą w parze z bezpieczeństwem.

Wchodzimy na lód
Gdy wchodzimy na lód, musimy wiedzieć jakiej jest grubości. Co jakiś czas róbmy więc przeręble. Pozwala to stwierdzić czy jest w miarę bezpiecznie. W miarę - bo ryzyko jest zawsze: tzw. "lód szary" jest blisko o połowę mniej wytrzymały niż świeży, "czarny" lód. Pamiętajmy też, że pokrywa zachowuje się inaczej przy wodzie stojącej (np. jeziora, stawy), a inaczej na rzekach (przy których należy zachować wielokrotnie większą ostrożność).

Przyjmuje się, że 5 cm lodu wystarczy, by utrzymać przeciętnego człowieka. Chodzenie po nim nie jest jednak bezpieczne. Grubością, którą oficjalnie uznaje się za wystarczającą do wędkowania, jest 10 cm. Dwa centymetry więcej i można jeździć skuterami śnieżnymi czy bojerami.

Amatorzy mocnych wrażeń, lubiący jazdę samochodem po lodzie - jeśli faktycznie nie są w stanie powstrzymać się przed takim ryzykiem - powinni ograniczyć swoje hobby przynajmniej do czasu, aż pokrywa lodowa wynosić będzie minimum 30 cm. Jeździmy - naturalnie - z otwartymi oknami i bez zapiętych pasów, by w razie "wpadki" jak najszybciej móc opuścić pojazd.

Łowiłem. Wpadłem. Co dalej?
Zabrzmi to banalnie, ale cokolwiek się stanie - nie panikuj. Chaotyczne ruchy pozbawią cię sił, których w najbliższym czasie będziesz potrzebował.

Dysponując wspomnianym sprzętem - jeśli nie wpadniesz w panikę - powinieneś być w stanie samodzielnie wydostać się na powierzchnię. Jeśli olałeś powyższe porady, w większości wypadków pomóc ci może jedynie ratunek ze strony drugiej osoby. Gdyby jednak udała ci się ta niełatwa sztuka i sam wygramoliłeś się z przerębla - nie wstawaj. Odczołgaj się na bezpieczną odległość, pamiętając o należytym rozłożeniu ciężaru ciała na większy obszar.

Jak pomóc innemu?
Zasada podstawowa - nie biegnij w kierunku ofiary. Jeśli lód załamał się pod nim, to - dodatkowo osłabiony - najprawdopodobniej załamie się i pod tobą.

Gdy jest więcej świadków zdarzenia, niech jeden z nich błyskawicznie zadzwoni po pomoc (tel. 112). Jakkolwiek bliska nie byłaby ci topiąca się osoba, nigdy nie podawaj jej dłoni. Człowiek w panice dysponuje ponadprzeciętną siłą, więc w przypływie adrenaliny będzie starał się "wspiąć" po tobie. Na lodzie nie masz wielu rzeczy, których mógłbyś się chwycić, więc najczęściej z ratującego sam zmienisz się w ofiarę.

Jeśli w okolicy brak wspomnianej wcześniej liny - improwizuj. Podczołgaj się i rzuć topielcowi np. koniec swojego szalika, gałęzi czy piki bądź świdra (byle nie stroną z ostrzami!), którymi planowałeś robić przeręble. Gdy mimo prób osoby nie udaje się wyciągnąć, po prostu... bądź z nią. Świadomość, że nie jest się samemu, pomoże topiącemu się wytrwać dłużej - oby do czasu, aż na miejscu pojawi się dodatkowa pomoc.

Po wyciągnięciu - o ile to możliwe - zadbajcie o jak najszybsze przebranie przemoczonej osoby. Jeśli nie ma ona nigdzie zapasowego kompletu, pożycz swoją kurtkę, koc czy cokolwiek, co pozwoli zapobiec przed dalszym wychłodzeniem. Ty nabawisz się pewnie kataru, ale topielca powinno się uratować tym od większego uszczerbku na zdrowiu czy nawet... śmierci.

Uracz go też ciepłą herbatą lub kawą, jeśli cokolwiek zostało ci w termosie. Choć w wielu filmach alkohol ratuje niemal zamarzniętych wędrowców, to płyny z procentami zostaw na inną okazję - tu potrzebne jest pełne skupienie. Zapewniam - jeśli uratowałeś komuś życie, to z pewnością tego nie zapomni i będziecie mieli jeszcze wiele możliwości, by wspominać tę ekstremalną sytuację przy kufelku. Prawdopodobnie czegoś zimnego.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5