Danuta Klimek: Jestem dźwiękiem

2020-12-26 19:28:00(ost. akt: 2020-12-26 13:47:13)
Moją mocą jest moja wrażliwość - mówi Danuta

Moją mocą jest moja wrażliwość - mówi Danuta

Autor zdjęcia: Edyta Kocyła-Pawłowska

LUDZIE || „Może wody szungitowej?”. W progu swojego domu z przybudówką, która kiedyś była oborą dla krów, wita nas Danuta Klimek. Jadąc do Lubnowych Małych w gminie Susz zastanawialiśmy się, kto tu zimą odśnieża. Danka i Tomasz mieszkają bowiem daleko na kolonii wsi. Na wodę szungitową się nie zdecydowaliśmy, choć podobno oczyszcza z wszelkich bakterii i wirusów. – „Świrusów”, jak ja to nazywam – śmieje się Danka.
Masz duże mięśnie? To pytanie od znajomego, który sądził, że trzeba mieć sporą siłę, by grać na gongach i misach.
– Niekoniecznie jestem silna, raczej wygimnastykowana. Od dziecka byłam... nie chcę używać tego słowa, bo nie chcę tego wzmacniać. Z zawodu jestem logopedą i psychologiem, ale zajmuję się też dźwiękiem, ukończyłam szkołę muzyczną. Jestem więc wyczulona na słowa i ich brzmienie. Powiedzmy więc, że byłam słabsza fizyczna. Zawsze byłam delikatna i „przewrażliwiona”. Teraz wiem, że byłam po prostu wrażliwa.

Ale ja cię odbieram jako mocną babkę.
– Można połączyć wrażliwość z mocą. Bardzo długo nad tym pracowałam.

Twoją mocą jest twoja wrażliwość?

– Delikatność i płaczliwość nawet (śmieje się). Takie twarde babki, które pracują np. w korpo, które nie płaczą, nie wyrażają swoich emocji, dotykają często różne bóle w ciele. Niewyrażone emocje to napięcie w ciele. Dobrze jest je wyrazić w jakikolwiek, bezpieczny sposób. To nie musi być wrzask na męża (śmieje się), to może być taniec, śpiew, świadomy krzyk. Dopiero podczas warsztatów, które prowadzę, kobiety często po raz pierwszy pozwalają sobie na płacz, na odblokowanie emocji przez swój głos, śpiew i muzykę.
A muzyka to ja. Już w dzieciństwie zauważyłam, że medycyna konwencjonalna, o którą dbała mama, to jedno, ale muzyka... Muzyka dodawała mi sił. Dzięki dźwiękom dobrze się czułam. Drążyłam więc, dlaczego ta muzyka działa wręcz ozdrowieńczo, a inna – nie. Są dźwięki, są słowa, dzięki którym człowiek czuje się świetnie. Inne sprawiają, że czujemy się źle.

Jedne ranią, inne podnoszą na duchu, leczą...
– Jesteśmy zbudowani z wibracji. Istnieje nauka zwana cymantyką, która bada wpływ wibracji, częstotliwości różnych fal dźwięku na organizm człowieka. Cały świat zbudowany jest z wibracji. W świętych księgach wielu religii możemy przeczytać, że na początku było słowo (wibracja). Hindusi powiedzą, że na początku było OM. Mmmm...

O, wibracja!
– O, faktycznie. Widzisz, masz dowód, że wszystko dźwięczy. Nasze organy wewnętrzne też mają swoje określone częstotliwości. Inną - wątroba, inną kręgosłup czy serce, stawy jeszcze inną. Kiedy nas coś boli lub chorujemy, to znaczy, że została zakłócona właściwa częstotliwość danego narządu. I wtedy, przy pomocy np. mis tybetańskich, gongów, kamertonów, można przywrócić właściwą częstotliwość i dany narząd zdrowieje. Oczywiście to tak w dużym skrócie i uproszczeniu.

Nie wiem, czy w to w ogóle wierzyć...
– Nie musisz wierzyć. Są na to badania naukowe. To nie są czary-mary… no może alchemia, która była prekursorem nauki. Stąd nazwa mojej fundacji: Ameah – Alchemia Dźwięku. Japoński naukowiec Masaru Emoto badał wpływ dźwięku, wibracji, słów, muzyki na wodę. Brał jedno naczynie z wodą, mówił do niego czułe słówka, śpiewał piękne melodie i zamrażał tę wodę. A do drugiego naczynia z wodą mówił negatywne słowa i też ją zamrażał. Później pod mikroskopem robił zdjęcia tym kryształkom wody. Gdy słowa były pozytywne woda przybierała piękne, harmonijne wzory. Natomiast gdy były negatywne to kształt był niesymetryczny, brzydki. A my jesteśmy przecież w około 80% zbudowani z wody. Czyli w zależności od tego, co słyszymy, tak się czujemy.

Mówisz, że to nie są czary-mary.
– I tak, i nie. Są metody konwencjonalne, są niekonwencjonalne. Moją bazą jest nauka, z wykształcenia jestem psychologiem i logopedą. Ale też współczesną wiedźmą („ta, która wie”). Z jednej strony – zainteresowanie dźwiękiem: słowem i muzyką, z drugiej strony – psychologią: zaciekawienie człowiekiem i tym, co mu w duszy gra. I w sercu. I w emocjach. Ja to wszystko łączę. Zaczynałam od medytacji, bo szukałam sposobu na wyciszenie. Jak widzisz, jestem dość ekspresyjna.

Chciałaś być mniej?
– Jestem spod znaku Ryb. Czasem jestem duszą towarzystwa, tańczę, gestykuluję, pomagam innym. Ale jest też we mnie druga strona: kontemplacyjna, która chce się skupić bardziej na sobie. Jak tu ze sobą dojść do ładu?

I jak to zrobiłaś?
– Poszłam na studia. W wielkim skrócie. Najpierw skończyłam studia pedagogiczne, później zrobiłam podyplomowo logopedię, a następnie psychologię społeczną. Ostatnie 10 lat pracowałam w szkole specjalnej jako logopeda oraz prowadziłam rytmikę i zespół taneczny. Poza pracą już wtedy grałam „Kąpiele w dźwiękach” i jeździłam na różne warsztaty związane z muzyką i dźwiękiem. To była moja droga. Jestem „czuciowcem” i staram się ufać intuicji. A jednocześnie daję przestrzeń umysłowi (śmieje się).

I też tak intuicyjnie zaczęła się nasza znajomość. Po prostu zaczepiłaś mnie na FB.
– Przeprowadziliśmy się tutaj, nikogo nie znając. Marzyło mi się, żeby w swojej okolicy robić „Kąpiele w dźwiękach”, czy warsztaty rozwojowe. Szukałam więc nowych znajomych o pokrewnych zainteresowaniach. A teraz, kiedy mam grono znajomych, potrzebne mi miejsce na te wszystkie moje działania. Stąd m.in. założenie fundacji. I kiedyś to miejsce będę miała, kiedy zdobędę więcej pieniędzy i wyremontuję oborę obok, która będzie salą na różne warsztaty i spotkania (śmieje się).

Kiedy się tu przeprowadziliście?
– To już cztery lata. Trzeba było to wszystko odgruzować, a teren wręcz wykarczować. To miał być dom do odświeżenia. Niestety po wprowadzeniu się, okazało się, że trzeba zerwać podłogi skuć tynki. Czyli zrobić kapitalny remont, podczas którego przez dłuższy czas spałam na materacu w garażu. Dobrze, że lato było wówczas gorące. Sporo odwagi w nas było. Remont niestety pochłonął o wiele więcej czasu i funduszy niż zakładaliśmy. Tak to jest, jak spotka się dwoje idealistów, optymistów… a realia i rzeczywistość swoje. Ale warto było. Trudy i znoje wynagradza nam teraz cisza, spokój, przyroda… a to jest bezcenne… choć remontować to siedlisko będziemy jeszcze długo.

Dlaczego w takim razie...?
– Chciałam. Potrzebowałam. Zadbać o zdrowie, o siebie. Byłam też zmęczona miastem. Mieszkaliśmy w Gdańsku przy bardzo ruchliwej i głośnej ulicy. Potrzebowałam ciszy i spokoju. Na weekendy wyjeżdżaliśmy na łono natury. Ale to było wciąż za mało. W końcu przeprowadziliśmy się na głęboką wieś. I to tu chcielibyśmy realizować wszystkie swoje marzenia. A mamy ich wiele... Na początek – reaktywujemy kąpiele w dźwiękach w Iławie. Chciałabym znaleźć odpowiednią salę, by prowadzić te spotkania cyklicznie. Kilka lat nosiłam się z zamiarem zmiany swojej drogi zawodowej. Za każdym razem, kiedy po wakacjach miałam wracać do szkoły, moje ciało mówiło NIE. Złamałam nogę. W następnym roku miałam boreliozę. Chodziłam o kulach, byłam wrakiem człowieka. Wyszłam z tego - jako jedna z nielicznych - bez antybiotyku. Mam alergię na wiele rzeczy, w tym na antybiotyki. W ciągu 2,5 roku wyszłam z boreliozy metodami naturalnymi. Powiedziano mi, że mam bardzo silnego ducha... Trafiłam do lekarza, który jest również pastorem. Wiara...

To jak tu żyjesz?
– Mieszkamy na „odludziu”. Kiedyś na to miejsce mówiono Lipowo, bo tu wszędzie rosną piękne, stare lipy. Jest tu spokojnie, cicho. Ludzie życzliwi, pomocni. Na początku niektórzy nadziwić się nie mogli, co tu robią te vege-mieszczuchy. Od ubiegłego roku mam swoje warzywka. Uczę się być ogrodniczką, "warzywniczką" i zielarką. Czasami w weekendy wyjeżdżam prowadzić warsztaty lub koncerty relaksacyjne w różnych miejscach Polski. Nie ukrywam, że od listopada do lutego bywa tu trudno (błoto, śnieg). Szczególnie gdy zostaję sama, bo Tomek wyjeżdża na dłużej. Wówczas muszę tutaj, ten kawałeczek do znaku drogowego sama odśnieżyć, a resztę gmina. Tak więc mieszkamy na końcu świata (śmieje się). A samochodem jeżdżę od niedawna. Uczyć się jeździć w tym wieku, to nie to samo, co mając lat 20 (śmieje się).

Czy robisz też u siebie jakieś warsztaty?
– Tak, prowadziłam już tu „Kąpiele w dźwiękach”, jak również indywidualne masaże misami tybetańskimi. „Kąpiele w dźwiękach” to rodzaj relaksacji, podczas których gram na gongach, misach tybetańskich i kryształowych, kamertonach, dzwoneczkach Koshi i innych instrumentach etnicznych , a uczestnicy leżą na materacach i relaksują się. Kąpiel w dźwiękach może być równie oczyszczająca, regenerująca i odświeżająca jak kąpiel w czystym jeziorze, czy morskich falach. Dźwięki to też fale o określonych częstotliwościach. Podczas relaksu wibracje można odczuć w całym ciele, które rozluźnia się i regeneruje. Natomiast podczas indywidualnego masażu dźwiękiem osoba leży na łóżku do masażu w wygodnym ubraniu, a misy ustawiam w odpowiednich miejscach ciała i wprowadzam w drgania – fala dźwiękowa dociera do wszystkich komórek, masuje je i przywraca im właściwą zdrową wibrację.
Kochana, musisz do mnie przyjść na kąpiel w dźwiękach! Zapraszam!

Boję się, że zasnę!
– Niektórzy ludzie rzeczywiście podczas kąpieli w dźwiękach śpią. I bardzo dobrze. Podobno godzinka takiego słuchania zastępuje zdrowy, 8-godzinny sen. Posłuchaj tego... (w tle słuchamy nagrania). Nagrałam trzy płyty, na których śpiewam na tle różnych instrumentów, m.in. kryształowych mis. Na jednej z nich śpiewam błogosławieństwa Chrystusa w języku aramejskim. Na drugiej – mantry chrześcijańskie. Trzecia, Bodhisattwy Miłosierdzia, jest najbardziej kobieca.

Kobiety powinny rządzić światem?
– Rządzić – nie! Może kierować. Dla mnie to jest ogromna różnica. Kiedyś kobiety spotykały się w domach, kołach gospodyń, świetlicach... Były razem, rozmawiały, dzieliły się swoimi radościami i smutkami. Gotowały, haftowały i… śpiewały. Obecnie coraz częściej powstają tzw. Kręgi Kobiet. Marzę o organizowaniu tutaj kobiecych śpiewanek podczas których kobiety mogłyby odkrywać swój autentyczny głos i poprzez to harmonizować swoje ciało, emocje, umysł. Po prostu dobrze się czuć, bo śpiewać każdy może...

Czyli nie trzeba dobrze śpiewać? Można fałszować?
– Znasz takie powiedzenie? Kto śpiewa, to się modli, a kto fałszuje, modli się podwójnie. Bo najważniejszy jest śpiew z serca i radość z tego płynąca.

Rozmawiała Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5