Rygor, dyscyplina, czyszczenie menażek piaskiem... Z kart historii MOS-u [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

2020-07-19 09:08:00(ost. akt: 2020-07-25 13:58:27)
Bosman Żebrowski płynie do bazy MOSW przy ulicy Chodkiewicza w Iławie

Bosman Żebrowski płynie do bazy MOSW przy ulicy Chodkiewicza w Iławie

Autor zdjęcia: Archiwum Andrzeja Musińskiego [FOTMUS Iława]

SPOTKANIA Z HISTORIĄ|| Część piąta historii iławskiego MOS-u ukazująca dokonania i sylwetki najbardziej zasłużonych lokalnych żeglarzy, wywodzących się ze szkolnych baz wodnych. Przesłaniem książki pn. "Przystanie ciepłych wiatrów” Marka Siwickiego są pożytki płynące z działalności szkolnych ośrodków żeglarskich. Zjednywanie do żeglarstwa, poprzez przywoływanie jego tradycji i rozbudzanie do żeglarskiej pasji, która – podobnie jak i mazurski cud natury – nie zna granic.




PIĄTY ODCINEK HISTORII BAZY MOS IŁAWA
Mamy rok 1961. Trwa pierwszy kurs żeglarski z udziałem 18 młodych żeglarek i żeglarzy. Do koordynowania zajęć na wodzie wyznaczony był Leszek Jędrzejczak, wówczas już absolwent Akademii Wychowania Fizycznego i student medycyny. Udzielał wskazówek krzycząc z brzegu. Czasem wsiadał do którejś z łódek i przesiadał się na inną, gdzie była potrzebna interwencja i podpowiedź. Leszek Jędrzejczak był wyjątkowo wymagający.

Przed wpłynięciem skrupulatnie sprawdzał stan techniczny łodzi oraz panujący na niej porządek. Łódki wręcz lśniły. Jeśli było inaczej trzeba było pracować, aż uznał, że są czyste. Wszyscy musieli respektować jego polecenia. Nawet instruktorzy, którzy byli sternikami na żaglówkach. Tak było w przypadku mgr inż. J. Gałązki, który przegonił młodszego od siebie Jędrzejczaka, zapominając, że wcześniej jako osoba z kierownictwa obozu, osobiście polecił mu sprawdzić dokładnie łódki.


Z podobnych powodów rygorystycznie przestrzegano dyscypliny. Spóźnienie było traktowane jak wykroczenie przeciwko porządkowi obozu i podlegało karze. Tak było w przypadku niesubordynacji uczestników, kiedy nie wrócili na czas, po tym gdy dostali wolne. Nad formą ukarania zastanawiała się rada uczestników kursu.

(…) Profesor kazał zapisać wszystkich spóźnialskich, a tymczasem mieliśmy nosić cegły. Po powrocie do szkoły zwołaliśmy radę uczestników kursu, aby naradzić się jak postąpić ze spóźnialskimi. Dziewczęta otrzymały śmieszną karę: dwa dni dyżuru w kuchni poza kolejką.

Piętnowane były wszelkie naganne zachowania. Nie wolno było palić papierosów, pić alkoholu, używać wulgaryzmów.


Większość kursantów nie potrafiła pływać, więc sprowadzono specjalistę z Warszawy, który miał prowadzić szkolenie. Zimno, deszcz i silny wiatr uniemożliwiały jednak prowadzenie zajęć w wodzie. Instruktor wyjechał. Pogoda znacznie się poprawiła w połowie kursu. Pływanie ćwiczono wówczas w wolnych chwilach na kąpielisku przy plaży. Sprawdzianem umiejętności teoretycznych i praktycznych były zawody, które w części teoretycznej miały formę klasówki. W części praktycznej ocenie podlegała sprawność i szybkość otaklowania i roztaklowania żaglówki, czyszczenie kajaków oraz ścielenie łóżek. Każde z zadań było oceniane w punktach. Ocenę bardzo dobrą otrzymywano za zdobycie 12 punktów.

>>> W trakcie obozu trwały intensywne prace przy naprawie kajaków, które po remoncie miały być wykorzystane na zajęcia z wiosłowania i rejsy. Nie udało się zdążyć przed zakończeniem kursu. Na koniec dnia, po kolacji, odbywały się wieczorki taneczne organizowane przez sekcję kulturalno-rozrywkową. Jej członkowie postarali się o radio z adapterem i płyty. Potańcówki były okazją do relaksu. Sekcja była też organizatorem ogniska, na które przygotowywano specjalny, głównie muzyczny program. Ostatni dzień był uroczysty, z przemówieniami, podziękowaniami i wieczorkiem pożegnalnym.


W 1963 roku odbył się spływ kajakowy na trasie Iława - Stare Jabłonki - Iława oraz dwa kursy na stopień żeglarza. Pierwszy, zorganizowany na miejscu, w Iławie, odbył się w czerwcu i zakończył z przygodami oraz nie najlepszym wynikiem. Egzamin zdało tylko pięć osób, a w trakcie kursu zdarzył się przykry wypadek.


>>> Drugi egzamin odbył się na Wyspie Lipowej podczas obozu, który miał charakter stacjonarny. Młodzież spała pod namiotami i na materacach, które stanowiły własność MOSW. Sprzęt kuchenny był wypożyczony z internatu. Uczestniczyło 30 osób. Kierownikiem był Leszek Jędrzejczak, zaś instruktorami na żaglówkach chłopcy z liceum, którzy mieli już uprawnienia żeglarskie. Szczególnymi umiejętnościami imponowali Witold Jarecki oraz Jerzy Licznerski. Byli mistrzami w prowadzeniu łódek. Mieli do tego wyjątkowe predyspozycje poparte umiejętnościami. Nie przypadkiem, gdyż szkolili się przez dwa tygodnie w Giżycku w Centralnym Ośrodku Sportu, nad jeziorem Kisajno pływali na omegach, a nawet na słynnej łodzi „Rekin”, którą Roman Polański wykorzystał do filmu „Nóż w wodzie”.
Był to ważny kurs bowiem Bogdan Maryniak, Witold Jarecki, Piotr Smoczyński i Andrzej Niklewski uzyskali uprawnienia sternika i pierwsze cztery patenty sternika w historii MOSW.

Potem uprawnienia zdobywało więcej osób, szkoląc się m.in. w Międzyszkolnej Bazie Sportów Wodnych w Olsztynie. Andrzej Burza zdał, na przykład, egzamin w 1965 r. eksternistycznie. Składał go Henrykowi Aniołkowskiemu, który zrobił wyjątek i przyjechał egzaminować tylko jedną osobę, bo prosił go o to Antonii Gierszewski. Fakt ten świadczył o wielkim szacunku innych działaczy do „Profesora”. W 1964 roku obóz połączony z kursem żeglarskim odbył się na półwyspie Bukowiec, sąsiadującym z położoną na wschodnim brzegu Jezioraka wsią Wieprz. Dla uczczenia inauguracji trzeciego obozu żeglarskiego, który trwał od 1 do 12 lipca, Leszek Jędrzejczak, instruktor i kierownik obozu, jako pierwszy postawił nogę na półwyspie i dostał do przecięcia wstęgę. Dla powagi wydarzenia uroczystości towarzyszyła flaga własnej produkcji.


>>> Każdy dzień obozu zaczynała pobudka o 7:30 oraz poranna toaleta. Gimnastyka polegała na obieganiu półwyspu. Chłopcy zaczynali mając brzeg po prawej, zaś dziewczęta po lewej stronie. Podczas mijania, a odbywało się ono na jednym ze wzgórz półwyspu, nie szczędzono sobie dowcipnych docinków. Sternicy z poszczególnych łódek, zwani przez szkolących się załogantów, „oficerami”, zbudowali port. Wyglądał mało okazale, bo stanowiły go dwa kloce drewna na palach, powiązane drutem.

Szkolenie żeglarskie trwało zawsze około czterech godzin. Po kolacji odbywał się wieczorny apel z odczytaniem rozkazu dziennego. Zadania rozdzielał Leszek Jędrzejczak, wsławiając się szczególnie dokuczliwą dla podwładnych konsekwencją w egzekwowaniu wydanych poleceń. Dokonywał na przykład wieczornego albo nawet nocnego sprawdzania czystości nóg. Jeśli w którymś z namiotów były osoby z nie dość starannie umytymi nogami, zarządzał natychmiast zbiórkę. Zadawał różne ćwiczenia do wykonania w krótkim czasie, z czym wyrwani ze snu kursanci nie mogli nadążyć. Wówczas Jędrzejczak dysponował powtórkę, wygłaszając zawsze te samą kwestię: Nie zdążyli. I wszystko od początku. Stosował twarde sposoby wdrażania dyscypliny przez solidną pracę i wyrabiania nawyku utrzymania porządku. Bywało, że pilniczkiem wyskrobywał mikroskopijnej wielkości pyłek i załoga musiała dalej szorować pokład od fortpiku do achterpiku.


Czyszczenie było zmorą obozowiczów, bo jeśli już się zaczynało, to trwało długo, gdyż Jędrzejczak uważał, że menażka jest dopiero właściwie czysta po około dwóch godzinach szorowania. Gierszewski natomiast dokonywał przeglądu menażek. Miały zawsze wisieć na stojakach i być czyste. Jeśli było inaczej, przewracał stojak na znak że coś jest nie tak. Gierszewski nie ingerował w szkolenie, miał natomiast oko na wszystko. Zwłaszcza porządki, na których punkcie miał szczególne baczenie. Wszędzie musiał być błysk. Uczestniczył w organizowanie obozów, zdobywając na nie pieniądze czy niezbędny sprzęt oraz załatwiał formalności. Bywał zwykle na każdym, ale nie pełnił żadnej funkcji.


>>> W trakcie obozu odbywało się wiele zajęć sportowych. Grano nawet w rugby. Udało się rozegrać mecz piłkarski pomiędzy kursantami a osobami funkcyjnymi. Wygrali funkcyjni 3:1, a najlepszy na boisku okazał się Andrzej Burza, który szedł do piłki jak „burza”. Podczas obozu rozpoczęto budowę boiska do siatkówki i szczypiorniaka, ale ze względu na brak czasu place gry nie zostały dokończone. W programie były ogniska, na które zapraszano młodzież z innych obozów, była więc okazja do wspólnego śpiewania.

(…) Ognisko było nadzwyczaj udane. Większość punktów w programie była jak najbardziej pozytywna. U nas występował Kazio Górski, który zaprezentował swoje niezwykle śmieszne monologi, u nich liryczne i typowo warszawskie piosenki. Późnym wieczorem raz jeszcze drzewa zadrżały od trzykrotnego „hip hip hura!” i „Żeglarze ahoj!”. Udaliśmy się do namiotów dzieląc się wrażeniami (szczególnie dziewczęta) z pobytu miłych warszawiaków.

Podczas deszczu obozowicze zbierali się w największym z namiotów, by śpiewając umilać sobie czas słoty. Jednym z elementów tradycji było zdobywanie flag innych obozujących grup. Niestety, takie próby kończyły się niepowodzeniem, bo posiadanie flagi okazało się już przeszłością. Nie było czego zdobywać.


>>> Gierszewski był bardzo sprawnym organizatorem. Potrafił zdobyć żywność nawet kiedy w napotkanej na trasie wędrówki restauracji zabrakło obiadów, a sklep był nieczynny. Podczas rejsu Jeziorak - Miłomłyn - Miłakowo w 1964 r., który trwał od 14 do 25 lipca, w gospodzie w Miłomłynie wynegocjował zastępcze obiady – bułki z kotletem oraz herbatę. W sklepie słysząc, że sprzedawca nie ma przyjemności sprzedawania po zamknięciu, interweniował u miejscowych władz i wywalczył dziesięć bochenków chleba. Był to nie lada sukces, zważywszy na fakt, że w tamtych latach nie było łatwo pozyskać produkty żywnościowe.

Na trasie uczestników rejsu nękały różne niedogodności. Z noclegami bywało i tak, że właściciele łąki, przyległej do brzegu, gdzie akurat przybili przed zapadnięciem zmroku, nie godzili się na rozstawianie namiotów. Trzeba było wówczas spać i szykować posiłek w łódkach. Częściej zdarzało się jednak trafić na życzliwych, którzy użyczali żeglarzom stodołę na nocleg, a nawet cały budynek szkoły. Tak jak w Siemianach, gdzie kierownikiem wiejskiej podstawówki okazał się być uczeń liceum i wychowanek Gierszewskiego.

>>> W 1965 r. jeden obóz żeglarski na Jezioraku miał charakter wędrowny, zaś drugi stacjonarny, odbył się w Sławie nad Jeziorek Sławskim w województwie lubuskim. Uczestniczyli w nim tzw. regatowcy, osoby szkolące się na łódkach wyczynowych. W kolejnym sezonie obóz odbył się na półwyspie Bukowiec i miał charakter stacjonarny. Był i wędrowny na jachtach z Iławy przez Miłomłyn do Tardy.

Obóz w 1967 r. miał charakter wędrowny. Trasa przebiegała od Jezioraka przez kanały łączące Jeziorak z innymi jeziorami w okolicach Ostródy i Starych Jabłonek. Obóz prowadził Andrzej Burza. W 1968 r. obóz stacjonarny odbył się na Wyspie Lipowej z udziałem żeglarzy-turystów i członków grupy regatowej. W latach 1969, 1970 i 1971 obozy organizowano na Jezioraku. W 1971 r. obozy organizowano na Jezioraku. W 1971 r. odbyły się trzy, w których łącznie uczestniczyło 60 osób. Po zakończeniu szkolenia część z nich przystąpiła do egzaminu – 12 osób otrzymało patenty sternika, 12 jachtowego i żeglarza. W 1972 roku obóz zorganizowano na wyspie Gierczak. Prowadził go Andrzej Burza i Witold Jarecki. W sezonie żeglarskim w 1974 r. stan członków MOSW wynosił 158 osób, a jego działalność koncentrowała się na upowszechnianiu żeglarstwa. Dokonywano naboru nowych członków spośród uczniów szkół podstawowych i zajmowano szkoleniem młodzieży na stopnie żeglarza jachtowego i sternika jachtowego. Udział w tej formie podnoszenia kwalifikacji i pogłębiania wiedzy żeglarskiej oraz zdobywania dalszych umiejętności wzięło udział niemal pół setki członków MOSW. Do egzaminu dopuszczono 24 osoby, z których 18 uzyskało uprawnienia żeglarza jachtowego, zaś sześć sternika jachtowego.

Zorganizowano półkolonię dla 24 członków MOSW oraz obóz kajakowy dla młodzieży starszej, uczestniczyło w nim 18 osób, a także obóz żeglarsko-regatowy dla 24 osób. Na obozie regatowym w Giżycku przebywało 16 członków klubu, zaś w 15 rejsach szkoleniowych, trwających od dwóch do trzech dni, brało udział od 15 do 18 osób.


>>> Przez cały lipiec 1974 roku prowadzono punkt nauki pływania, z którego skorzystały 184 osoby. Członkowie z sekcji turystycznej MOSW uczestniczyli w regatach o charakterze rekreacyjnym z elementami rywalizacji sportowej. Startowali w największych i najbardziej prestiżowych regatach na Jezioraku „O Błękitną Wstęgę Jezioraka” i ogólnopolskich rejsach żeglarskich „Białe Żagle”. W 1975 r. członkowie sekcji: Leszek Przybysz, Waldemar Treder i Jerzy Laskowski wygrali zmagania „O Błękitną Wstęgę Jezioraka”.

W latach 1976-1978 w MOS przeszkolono na kursach, obozach i rejsach 190 osób. Rozwój żeglarstwa turystycznego nastąpił w ośrodku w 1978 r., kiedy zakupiono po dwa jachty klasy Kormoran i Orion oraz po jednym Nesh i El Bimbo. Niestety po 3 latach zlikwidowano sekcję turystyczną ze względu na brak środków na jej prowadzenie. Na szczęście przerwa była krótka, bo w 1982 r. do pracy z młodzieżą MOS wrócił Andrzej Burza. Zrobił to po otrzymaniu propozycji od dyrektora Mariana Skubija, z którym wcześniej poróżnił się na temat priorytetów w działalności ośrodka.


Fot. Archiwum Andrzeja Musińskiego [FOTMUS Iława] oraz "Przystanie ciepłych wiatrów”


O autorze

Marek Siwicki
, doktor nauk humanistycznych, dziennikarz i adiunkt w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego i Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego w Gdańsku. Interesuje się zagadnieniami praktyki i etyki w mediach, pedagogiką medialną i społeczną oraz dziejami i edukacyjnymi aspektami kultury fizycznej, a żeglarstwa w szczególności. Pracował w „Gazecie Olsztyńskiej”, a od początku lat dziewięćdziesiątych był redaktorem i dziennikarzem „Gazety Wyborczej” w Olsztynie. W TVP1 prowadził programy publicystyczne „Rondo” oraz „Stop”. W Radiu Zet był korespondentem z Olsztyna, zaś w Radiu Olsztyn redagował i prowadził autorską audycję „Popołudnie ze sportem”, mając także stały felieton w audycji „Magiel polityczny”. Publikował w miesięczniku Press. W trakcie pracy w mediach interesował się głównie tematyką społeczną oraz sportową. Oprócz „Przystani ciepłych wiatrów” napisał książkę „Czarodziej wiatru”, składająca się z kilkunastu wywiadów z Karolem Jabłońskim, a także „Między stadionem a brzegiem jeziora” oraz „Na krawędzi”. Niebawem ukaże się „Uwodzenie Lirogona” o żeglarstwie jako metodzie pedagogicznej. Krainę Wielkich Jezior Mazurskich przemierza, kiedy tylko może i na czym się da, by latem z wody, a zimą z bojera patrzeć na dobrze znane zakątki. Z równą pasją wędruje też po Tatrach – najchętniej szlakami generała Mariusza Zaruskiego.

powiat-ilawski.pl (Życie Powiatu Iławskiego)

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Leszek #2952597 | 37.47.*.* 25 lip 2020 12:38

    Małe sprostowanie : Andrzej Burza egzamin eksternistyczny na stopień Sternika Jachtowego zdał w 1965 roku a nie w 1985

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5