Jestem wojownikiem, chociaż nie wyglądam
2020-07-09 17:21:00(ost. akt: 2020-07-09 15:46:38)
Rafał Sowiński już był ojcem, gdy zdiagnozowano u niego Zespół Aspergera. To wiele wyjaśniło, uporządkowało myśli. Trudne ojcostwo też może być piękne - to słowa artysty, który jest olsztynianinem z pochodzenia, a z zamieszkania - iławianinem.
To nie miała być miłość, ale... wyszło inaczej. Zaczęło się od przyjaźni, długich rozmów. Dziś mają dwie córeczki, a w lipcu będą obchodzić 8 rocznicę ślubu. Swoje siły połączyli też w sferze zawodowej. Tworzą i sprzedają kursy dla animatorów – zawodowców i amatorów. Ich dom jest pełen sztuki, dyskusji, wariackich zabaw i wyciszenia przy pracy. W przeddzień Dnia Ojca rozmawiają z nami na dwa głosy. Na jego ojcostwo ONA – Magda i ON – Rafał mają bowiem skrajne spojrzenia.
>>>>Diagnozę Rafałowi postawiono, kiedy miał 33 lata. – Myśmy się już wtedy znali. Co więcej, byliśmy małżeństwem i mieliśmy córki – wspomina Magda. Obydwoje byli już dawno po studiach, choć w trakcie uzupełniania wiedzy. On zawsze był kolorowym ptakiem. Jak to artysta, czasem traktowany jako ekscentryk. Wcześniej nie miał pojęcia... Zaczął czytać, oglądać na ten temat, na temat sławnych osób podobnych do siebie. Einstein, Eminem, Messi. Mają Zespół Aspergera! Oświeciło go! "Może ja też mam?".
>>>>Diagnozę Rafałowi postawiono, kiedy miał 33 lata. – Myśmy się już wtedy znali. Co więcej, byliśmy małżeństwem i mieliśmy córki – wspomina Magda. Obydwoje byli już dawno po studiach, choć w trakcie uzupełniania wiedzy. On zawsze był kolorowym ptakiem. Jak to artysta, czasem traktowany jako ekscentryk. Wcześniej nie miał pojęcia... Zaczął czytać, oglądać na ten temat, na temat sławnych osób podobnych do siebie. Einstein, Eminem, Messi. Mają Zespół Aspergera! Oświeciło go! "Może ja też mam?".
– Jak ci kiedyś kolega coś zasugerował, to się na niego obraziłeś – mówi z przekąsem Magda.
– No widzisz, bo chodzi o to, że musiałem do tej myśli dojrzeć – komentuje Rafał. – A było zawsze tak, że jak się za coś brałem, to nie było zmiłuj, byłem zdeterminowany. Pełna koncentracja i starałem się wszystko wyciągnąć do perfekcji. Reszta dookoła mnie nie interesowała. Owszem, mogła to być "tylko" cecha charakteru, ale analizowałem ten temat dogłębnie. Zacząłem wywlekać wspomnienia z dzieciństwa... – przypomina sobie. I tak się mu wszystko "poukładało". A potem zrobił sobie testy. – Jeździł do Warszawy na diagnozę, spotkania ze specjalistami. Kilka sesji półtoragodzinnych. Zostało to potwierdzone, ma diagnozę na piśmie – opowiada Magda. – Wydaje mi się, że on jest taki, że szuka zawsze potwierdzenia. Coś musi być czarne albo białe. Mam albo nie mam. Wszystko musi być nazwane. Pragnął tego potwierdzenia. To chyba tylko po to te wszystkie działania. Bo żadnego innego celu w tym nie było, tylko chciał wiedzieć, czy to właśnie to mu jest – zapewnia żona. Przez wiele lat żaden ze specjalistów, z których usług korzystał, nie poszedł tropem ZA.
– Potrzebne było nazwanie tego – mówi Magda. Pytam, czy ta diagnoza coś zmieniła w jego życiu. – Coś tam poukładała...
– Jak nie w twoim, to na pewno w moim – przerywa Magda. Potrzebne było uporządkowanie. Czasu trzeba było, żeby to przyswoić. I w tym wszystkim dwie córeczki: Ewa i Maria. – Uważam, że jestem trudnym ojcem. Nie jestem raczej wzorem do naśladowania... – mówi Rafał powoli. – Powiem ci to jako aspergerowiec: gdybym miał diagnozę wcześniej, to bym inaczej to wszystko rozegrał. Uważam, że w życiu takim, jakie my prowadzimy, gdzie jest dużo różnych wątków, to ciężko pogodzić wszystko. Być z dziećmi. Nie polecam (śmieje się). Nie da rady tak...
– No widzisz, bo chodzi o to, że musiałem do tej myśli dojrzeć – komentuje Rafał. – A było zawsze tak, że jak się za coś brałem, to nie było zmiłuj, byłem zdeterminowany. Pełna koncentracja i starałem się wszystko wyciągnąć do perfekcji. Reszta dookoła mnie nie interesowała. Owszem, mogła to być "tylko" cecha charakteru, ale analizowałem ten temat dogłębnie. Zacząłem wywlekać wspomnienia z dzieciństwa... – przypomina sobie. I tak się mu wszystko "poukładało". A potem zrobił sobie testy. – Jeździł do Warszawy na diagnozę, spotkania ze specjalistami. Kilka sesji półtoragodzinnych. Zostało to potwierdzone, ma diagnozę na piśmie – opowiada Magda. – Wydaje mi się, że on jest taki, że szuka zawsze potwierdzenia. Coś musi być czarne albo białe. Mam albo nie mam. Wszystko musi być nazwane. Pragnął tego potwierdzenia. To chyba tylko po to te wszystkie działania. Bo żadnego innego celu w tym nie było, tylko chciał wiedzieć, czy to właśnie to mu jest – zapewnia żona. Przez wiele lat żaden ze specjalistów, z których usług korzystał, nie poszedł tropem ZA.
– Nikt mi nie powiedział, że te różne trudności, które mam w życiu, wynikają z tego, że mam Zespół Aspergera – mówi Rafał. – Że dlatego jestem taki... Nie lubię spotkań towarzyskich, nie lubię hałasu, spadająca pokrywka od garnka mnie bardzo denerwuje. Że taki już jestem.
– Potrzebne było nazwanie tego – mówi Magda. Pytam, czy ta diagnoza coś zmieniła w jego życiu. – Coś tam poukładała...
– Jak nie w twoim, to na pewno w moim – przerywa Magda. Potrzebne było uporządkowanie. Czasu trzeba było, żeby to przyswoić. I w tym wszystkim dwie córeczki: Ewa i Maria. – Uważam, że jestem trudnym ojcem. Nie jestem raczej wzorem do naśladowania... – mówi Rafał powoli. – Powiem ci to jako aspergerowiec: gdybym miał diagnozę wcześniej, to bym inaczej to wszystko rozegrał. Uważam, że w życiu takim, jakie my prowadzimy, gdzie jest dużo różnych wątków, to ciężko pogodzić wszystko. Być z dziećmi. Nie polecam (śmieje się). Nie da rady tak...
Tylko pytanie, które wątki ukrócić. – Zawsze jest dylemat, zawsze będą ofiary, czy dzieci czegoś nie otrzymają, jakieś ich potrzeby nie będą zaspokojone, czy w biznesie... Nie da się wszystkiego na wszystkich frontach... Nie jest człowiek idealny, nie jest Panem Bogiem, żeby wszystkich zadowolić. Nie da się tak.
Magda upomina: – Ale zacznij od początku, bo nie zawsze tak było. Nie zawsze mieliśmy tyle obowiązków. Był taki czas, że byłeś bardzo dużo z dziećmi i praktycznie to ty się nimi zajmowałeś. Ja "poszłam w animacje", pracowałam w hotelu, a ty z nimi spędzałeś 24 godziny na dobę. Był taki okres – przypomina.
– Wtedy – tak – przyznaje Rafał. – Ale to były maluchy. A ja lubię takie dzieci, co śpią, nie awanturują się. Tak do trzeciego roku życia.
– No tak, wtedy było dobrze – potwierdza Magda. – Albo jak już są starsze te osóbki – dodaje Rafał. – Że można porozmawiać, że nie trzeba się bawić (śmieje się).
Marysia ma w tej chwili 7 lat, a Ewa – 5. Jest już więc, jak to obserwuje ich mama, coraz lepiej. – Jak było jedno dziecko, to było super. Nie było żadnych podejrzeń, że może być coś nie tak – wspomina. – Chociaż zauważałam pewne rzeczy... Miałam doświadczenie z własnej rodziny, a wychowałam się na wsi, że to kobieta zajmuje się dziećmi. A ojciec – niekoniecznie. Te pierwsze lata życia dzieci spędzają z matką. A ojciec wkracza dopiero, jak trzeba nauczyć jakichś praktycznych umiejętności. Jak już dziecko jest takie sprawne, idzie do szkoły. Myślałam, że to jest norma. Później zobaczyłam, że inni ojcowie wszystko przy dzieciach robią. Kąpią, przewijają.
– Przecież przewijałem! – protestuje Rafał. – Później, później – zgadza się żona. – Może się bał. Bałeś się? – pyta. – Nie brał na ręce, dopiero jak dziecko było sztywniejsze.
– Faktycznie, zawsze mówiłem, że jak będzie taka sztywniejsza, to będę brał na ręce. Ale czy się bałem? Nie, nie lubię po prostu – żachnął się – takich dzieci małych. Płaczą, krzyczą, nie wiadomo, co z takim zrobić.
– To może takie brutalne. Ale za to szczery jest – uśmiecha się żona. Rafał woli indywidualny kontakt. – Jak nie ma dzieci blisko, to jest mi lepiej. Kocham je, oczywiście.
Zauważam, że mówi bardzo odważnie. Odpowiada: – Założyliśmy, że będziemy gadać szczerze. No to mówię szczerze. Nie będę owijał w bawełnę.
Kiedy oponuję, bo to słowo jest obciążone dużym negatywnym ładunkiem emocjonalnym, Rafał zapewnia: – Ja mam tego świadomość. Tak jak ja miałem ciężko, pokłosie ląduje w przyszłości. Każdy z nas jest zakładnikiem swoich rodziców. Na poradnictwie psychologicznym się dowiedziałem, i zauważyłem u siebie, że jak mam swoje dzieci... wszystko, czego mnie uczono w okresie freudowskim, nieświadomości, amnezji, od 0 do 6 lat, wszystko wraca ze zdwojoną siłą, jak bumerang. Nie ma z tego za bardzo wyjścia jakiegoś takiego magicznego – konkluduje. – Być może proces terapeutyzowania, ale długotrwały i kosztowny.
Jak przyznaje Rafał, wiele rzeczy wraca z przeszłości, a te wspomnienia niszczą teraźniejszość. – Wybierasz. Albo cię to niszczy, albo to odstawiasz, żeby nie czuć tego, co było wtedy. Inaczej przeszłość rezonuje razy 100. A wtedy człowiek jest niszczony wewnętrznie. I to obserwowałem u siebie. Wystarczy wziąć do ręki biografię kogoś znanego z Zespołem Aspergera. Ci ludzie doświadczali nawet cięższych tematów, rozpad rodziny itp. Jesteśmy zakładnikami podświadomości. Jako dzieci nic nie mogliśmy zrobić. I to wyłazi. Ja nie miałem ojca, więc nie mam wzorca. A kiedy dziecko ma 2, 3, 5 lat... Odrzucenie totalne.
Można oberwać od środowiska za to, że się chce być kimś innym.
Córeczki mają bardzo wrażliwe. Jak opowiadają, cechą aspergerowców jest na przykład szczególne zapamiętywanie drobiazgów, dla neurotypowych zupełnie niepotrzebnych. I u jednej z nich taką szczególną umiejętność obserwują. Czy to Asperger? Za wcześnie o tym mówić.
Magda upomina: – Ale zacznij od początku, bo nie zawsze tak było. Nie zawsze mieliśmy tyle obowiązków. Był taki czas, że byłeś bardzo dużo z dziećmi i praktycznie to ty się nimi zajmowałeś. Ja "poszłam w animacje", pracowałam w hotelu, a ty z nimi spędzałeś 24 godziny na dobę. Był taki okres – przypomina.
– Wtedy – tak – przyznaje Rafał. – Ale to były maluchy. A ja lubię takie dzieci, co śpią, nie awanturują się. Tak do trzeciego roku życia.
– No tak, wtedy było dobrze – potwierdza Magda. – Albo jak już są starsze te osóbki – dodaje Rafał. – Że można porozmawiać, że nie trzeba się bawić (śmieje się).
Marysia ma w tej chwili 7 lat, a Ewa – 5. Jest już więc, jak to obserwuje ich mama, coraz lepiej. – Jak było jedno dziecko, to było super. Nie było żadnych podejrzeń, że może być coś nie tak – wspomina. – Chociaż zauważałam pewne rzeczy... Miałam doświadczenie z własnej rodziny, a wychowałam się na wsi, że to kobieta zajmuje się dziećmi. A ojciec – niekoniecznie. Te pierwsze lata życia dzieci spędzają z matką. A ojciec wkracza dopiero, jak trzeba nauczyć jakichś praktycznych umiejętności. Jak już dziecko jest takie sprawne, idzie do szkoły. Myślałam, że to jest norma. Później zobaczyłam, że inni ojcowie wszystko przy dzieciach robią. Kąpią, przewijają.
– Przecież przewijałem! – protestuje Rafał. – Później, później – zgadza się żona. – Może się bał. Bałeś się? – pyta. – Nie brał na ręce, dopiero jak dziecko było sztywniejsze.
– Faktycznie, zawsze mówiłem, że jak będzie taka sztywniejsza, to będę brał na ręce. Ale czy się bałem? Nie, nie lubię po prostu – żachnął się – takich dzieci małych. Płaczą, krzyczą, nie wiadomo, co z takim zrobić.
– To może takie brutalne. Ale za to szczery jest – uśmiecha się żona. Rafał woli indywidualny kontakt. – Jak nie ma dzieci blisko, to jest mi lepiej. Kocham je, oczywiście.
Zauważam, że mówi bardzo odważnie. Odpowiada: – Założyliśmy, że będziemy gadać szczerze. No to mówię szczerze. Nie będę owijał w bawełnę.
Skoro mam mówić otwarcie, aspergerowo i nie-aspergerowo, to ci jeszcze powiem. Nie da się tak wszystkiego pogodzić. Są też czarne karty...
"Ofiary", czy jakby to ująć.Kiedy oponuję, bo to słowo jest obciążone dużym negatywnym ładunkiem emocjonalnym, Rafał zapewnia: – Ja mam tego świadomość. Tak jak ja miałem ciężko, pokłosie ląduje w przyszłości. Każdy z nas jest zakładnikiem swoich rodziców. Na poradnictwie psychologicznym się dowiedziałem, i zauważyłem u siebie, że jak mam swoje dzieci... wszystko, czego mnie uczono w okresie freudowskim, nieświadomości, amnezji, od 0 do 6 lat, wszystko wraca ze zdwojoną siłą, jak bumerang. Nie ma z tego za bardzo wyjścia jakiegoś takiego magicznego – konkluduje. – Być może proces terapeutyzowania, ale długotrwały i kosztowny.
Jak przyznaje Rafał, wiele rzeczy wraca z przeszłości, a te wspomnienia niszczą teraźniejszość. – Wybierasz. Albo cię to niszczy, albo to odstawiasz, żeby nie czuć tego, co było wtedy. Inaczej przeszłość rezonuje razy 100. A wtedy człowiek jest niszczony wewnętrznie. I to obserwowałem u siebie. Wystarczy wziąć do ręki biografię kogoś znanego z Zespołem Aspergera. Ci ludzie doświadczali nawet cięższych tematów, rozpad rodziny itp. Jesteśmy zakładnikami podświadomości. Jako dzieci nic nie mogliśmy zrobić. I to wyłazi. Ja nie miałem ojca, więc nie mam wzorca. A kiedy dziecko ma 2, 3, 5 lat... Odrzucenie totalne.
Muszę się z tym mierzyć. To wszystko jest cholernie trudne – przyznaje Rafał. – Nie wiem, czy drugi raz w taki temat bym wszedł, czy tak bym życie poprowadził.
Można oberwać od środowiska za to, że się chce być kimś innym.
– Od dzieciństwa marzyłem o sztuce, to mnie pchało do przodu.
Dzieciństwo miałem trudne, sztuka dawała mi ukojenie, wyjście z dramatu - wspomina. Teraz, kiedy sam jest ojcem, chciałby, żeby dobrych wątków było jak więcej. A Magda dodaje, że ich córki mogą wybrać takie życie, jakie chcą. Na przykład starsza chce być fryzjerką – a niech sobie jest!Córeczki mają bardzo wrażliwe. Jak opowiadają, cechą aspergerowców jest na przykład szczególne zapamiętywanie drobiazgów, dla neurotypowych zupełnie niepotrzebnych. I u jednej z nich taką szczególną umiejętność obserwują. Czy to Asperger? Za wcześnie o tym mówić.
– Aspergerowcy mają w ogóle trudniej, a przy dzieciach – szczególnie – podkreśla tata. – Jeśli zima wpływa na mnie źle, to jak mam nagle skakać z dziewczynkami?
Liczy na to, że w przyszłości, gdy dzieci będą starsze, zrozumieją, dlaczego on taki jest. – Magda mówi, że inni ojcowie się garną. No tak, ale każdy człowiek ma inną historię. I zaczyna z innego punktu. My zaczynaliśmy z bardzo niesprzyjającego. Wiele osób nas skazywało na porażkę. Jesteśmy ludźmi walki, chociaż nie wyglądamy na wojowników – śmieje się. – Non stop walczymy, sami ze sobą, w relacji, w otoczeniu. Z systemem.
O walce, stresie mówi również wtedy, gdy opowiada o sztuce, którą uprawia. Trudno ją przyporządkować gatunkowo, ale jednoznaczne jest to, że jego prace to jego emocje. "Wielkie ciężary" to określenie, którego używa w stosunku do swojego życia. Ale też podkreśla z satysfakcją, że z powodzeniem je dźwiga.
– Rafał jest surowy w stosunku do siebie. Jako w ogóle osoby, ale i jako ojca – mówi Magda. – Nie wiem, czy to Zespół Aspergera, czy to jego charakter jest przyczyną, ale musi się na czymś skupić na 100%. Jeśli skupia się na ojcostwie, to na maxa. Był z nimi całą dobę, to niczego im nie brakowało. Robił z nimi i dla nich wszystko. Jeśli zajmuje się sztuką lub biznesem – to również na 100%. Osoby neurotypowe, zwłaszcza kobiety, potrafią skakać z tematu na temat. Dla Rafała przejście z jednej aktywności w drugą jest bardzo stresujące - opowiada Magda. – Miałam do niego nieraz pretensje, żeby coś zrobił przy dziewczynkach. A on na to: "Jeśli się teraz nimi zajmę, to już niczym więcej. Nie będę pracował, nie zrobię tych platform, kursów". Jego ojcostwo jest jakościowe, spędza z dziewczynkami mniej czasu, ale na maxa wartościowego – podkreśla Magda.
Liczy na to, że w przyszłości, gdy dzieci będą starsze, zrozumieją, dlaczego on taki jest. – Magda mówi, że inni ojcowie się garną. No tak, ale każdy człowiek ma inną historię. I zaczyna z innego punktu. My zaczynaliśmy z bardzo niesprzyjającego. Wiele osób nas skazywało na porażkę. Jesteśmy ludźmi walki, chociaż nie wyglądamy na wojowników – śmieje się. – Non stop walczymy, sami ze sobą, w relacji, w otoczeniu. Z systemem.
O walce, stresie mówi również wtedy, gdy opowiada o sztuce, którą uprawia. Trudno ją przyporządkować gatunkowo, ale jednoznaczne jest to, że jego prace to jego emocje. "Wielkie ciężary" to określenie, którego używa w stosunku do swojego życia. Ale też podkreśla z satysfakcją, że z powodzeniem je dźwiga.
– Rafał jest surowy w stosunku do siebie. Jako w ogóle osoby, ale i jako ojca – mówi Magda. – Nie wiem, czy to Zespół Aspergera, czy to jego charakter jest przyczyną, ale musi się na czymś skupić na 100%. Jeśli skupia się na ojcostwie, to na maxa. Był z nimi całą dobę, to niczego im nie brakowało. Robił z nimi i dla nich wszystko. Jeśli zajmuje się sztuką lub biznesem – to również na 100%. Osoby neurotypowe, zwłaszcza kobiety, potrafią skakać z tematu na temat. Dla Rafała przejście z jednej aktywności w drugą jest bardzo stresujące - opowiada Magda. – Miałam do niego nieraz pretensje, żeby coś zrobił przy dziewczynkach. A on na to: "Jeśli się teraz nimi zajmę, to już niczym więcej. Nie będę pracował, nie zrobię tych platform, kursów". Jego ojcostwo jest jakościowe, spędza z dziewczynkami mniej czasu, ale na maxa wartościowego – podkreśla Magda.
– Ja dużo analizuję – zdradza Rafał. – Zbliżają nas więc rozmowy. A one chciałyby się pobawić lalkami.
– Jeśli chodzi o rodzicielstwo Rafała, to najlepsze jeszcze przed nami – z pewnością w głosie mówi Magda.
– Jeśli chodzi o rodzicielstwo Rafała, to najlepsze jeszcze przed nami – z pewnością w głosie mówi Magda.
Edyta Kocyła-Pawłowska
e.kocyla@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez