Królowa Wiktoria już marzy o Igrzyskach w Paryżu [WYWIAD Z MISTRZYNIĄ ŚWIATA]
2019-11-10 12:00:00(ost. akt: 2019-11-10 10:43:00)
ŻEGLARSTWO|| — Gdy zobaczyłam prognozy na mistrzostwa świata, pomyślałam sobie: "Wiktoria — to idealna pogoda dla ciebie, tylko tego nie zepsuj!". Jeszcze przed wyjazdem żartowałam z moimi znajomymi, że jadę do Chorwacji po złoty medal. Ale to było tylko w żartach — mówi Wiktoria Gołębiowska, której żarty przerodziły się w rzeczywistość.
Żeglarka MOS SSW Iława zdobyła niedawno mistrzostwo świata w klasie Laser Radial zawodniczek do lat 21! To ogromny sukces nie tylko iławskiego sportu, ale też całego polskiego żeglarstwa. Tym samym Wiktoria powtórzyła sukces swojej klubowej koleżanki Agaty Barwińskiej, która po tytuł mistrzyni świata U-21 sięgnęła w 2014 roku.
Już nie raz podkreślaliśmy, że żeglarki z Iławy zdominowały krajową rywalizację w klasie Laser Radial. W czterech ostatnich edycjach mistrzostw Polski seniorek za każdym razem złoty medal zdobywała iławianka: Barwińska w latach 2016, 2017 i 2018, a Gołębiowska po ten laur sięgnęła w tym roku.
>>> Wiktoria Gołębiowska wróciła już z chorwackiego Splitu, gdzie odbywały się mistrzostwa świata. Mistrzyni znalazła czas, aby porozmawiać o złotych dla niej regatach, o planach na przyszłość, o zmianie trenera, ale też o tym, że nawet największa rywalka na wodzie może być twoją przyjaciółką na lądzie.
Mistrzyni świata — to brzmi dumnie! Tak szczerze: z jakim nastawieniem jechałaś na zawody do Splitu?
— Byłam pewna siebie, bez dwóch zdań. Wiedziałam, że jestem szybka, a pierwsze dobre prognostyki pojawiły się na mistrzostwach Europy U-21, w których zajęłam szóste miejsce. Powinno być lepiej, jednak złapałam punkty karne i o miejscu na podium mogłam zapomnieć. Także start w finałach mistrzostw Polski utwierdził mnie w przekonaniu, że jest dobrze, nawet bardzo dobrze, bo sięgnęłam po złoto! To było dla mnie ogromne przeżycie, wielkie szczęście i wyróżnienie, bo pokonałam dwie najlepsze dotychczas zawodniczki w kraju w mojej klasie: Agatę Barwińską, która trzy lata z rzędu sięgała po krajowy czempionat oraz Magdę Kwaśną. Przypomnę tylko, że obie zdobyły kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie Tokio 2020, gdzie pojedzie tylko jedna z nich.
W Chorwacji zameldowałam się już na miesiąc przed pierwszym wyścigiem mistrzostw świata, przez ten cały okres trenowałam wspólnie z Włoszką, Matildą Talluri, złotą medalistką zeszłorocznych mistrzostw świata i Europy do lat 19. Byłam szybka, szybsza od Matildy przy słabym wietrze, ona z kolei lepiej czuła się przy mocniejszych podmuchach. Dzięki temu uzupełniałyśmy się nawzajem i uczyłyśmy od siebie niwelując swoje braki. A co do planu na medal: przed wyjazdem w żartach mówiłam swoim znajomym, że wrócę do Iławy ze złotem. Ale to było tylko w żartach, tymczasem ja naprawdę zdobyłam tytuł mistrzyni świata.
Mistrzyni świata — to brzmi dumnie! Tak szczerze: z jakim nastawieniem jechałaś na zawody do Splitu?
— Byłam pewna siebie, bez dwóch zdań. Wiedziałam, że jestem szybka, a pierwsze dobre prognostyki pojawiły się na mistrzostwach Europy U-21, w których zajęłam szóste miejsce. Powinno być lepiej, jednak złapałam punkty karne i o miejscu na podium mogłam zapomnieć. Także start w finałach mistrzostw Polski utwierdził mnie w przekonaniu, że jest dobrze, nawet bardzo dobrze, bo sięgnęłam po złoto! To było dla mnie ogromne przeżycie, wielkie szczęście i wyróżnienie, bo pokonałam dwie najlepsze dotychczas zawodniczki w kraju w mojej klasie: Agatę Barwińską, która trzy lata z rzędu sięgała po krajowy czempionat oraz Magdę Kwaśną. Przypomnę tylko, że obie zdobyły kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie Tokio 2020, gdzie pojedzie tylko jedna z nich.
W Chorwacji zameldowałam się już na miesiąc przed pierwszym wyścigiem mistrzostw świata, przez ten cały okres trenowałam wspólnie z Włoszką, Matildą Talluri, złotą medalistką zeszłorocznych mistrzostw świata i Europy do lat 19. Byłam szybka, szybsza od Matildy przy słabym wietrze, ona z kolei lepiej czuła się przy mocniejszych podmuchach. Dzięki temu uzupełniałyśmy się nawzajem i uczyłyśmy od siebie niwelując swoje braki. A co do planu na medal: przed wyjazdem w żartach mówiłam swoim znajomym, że wrócę do Iławy ze złotem. Ale to było tylko w żartach, tymczasem ja naprawdę zdobyłam tytuł mistrzyni świata.
Mistrzynię, po powrocie do Polski, dopadła jednak szybko rzeczywistość, czyli powrót na studia.
— To prawda. W poniedziałek wróciłam do kraju, ten dzień spędziłam z rodziną, a już we wtorek jechałam do Gdańska, gdzie studiuję psychologię na Uniwersytecie Gdańskim. To pomysł, a nawet wymagania mojego trenera Marka Nostitza-Jackowskiego, który ustalił z moimi rodzicami, że trzeba zadbać o moją przyszłość, o moje wykształcenie i tak trafiłam na uczelnię. No i teraz przez półtora miesiąca muszę nadrobić zaległości z początku semestru.
— To prawda. W poniedziałek wróciłam do kraju, ten dzień spędziłam z rodziną, a już we wtorek jechałam do Gdańska, gdzie studiuję psychologię na Uniwersytecie Gdańskim. To pomysł, a nawet wymagania mojego trenera Marka Nostitza-Jackowskiego, który ustalił z moimi rodzicami, że trzeba zadbać o moją przyszłość, o moje wykształcenie i tak trafiłam na uczelnię. No i teraz przez półtora miesiąca muszę nadrobić zaległości z początku semestru.
Wróćmy jeszcze na chwilę do regat mistrzostw świata. Warunki panujące u wybrzeży Chorwacji były chyba dla ciebie bardzo dobre?
— Zdecydowanie. Gdy zobaczyłam prognozę pogody na dni, w których miały odbywać się wyścigi, pomyślałam sobie: "Boże, Wiktoria, to idealna pogoda dla ciebie, tylko tego nie zepsuj!" Ale było aż za idealnie, bo praktycznie nie wiało. Przez pierwsze trzy dni nie odbył się ani jeden wyścig. Czwartego dnia był jeden start, wygrany przeze mnie, piątego — także jeden, w którym byłam siódma. Przed szóstym dniem rywalizacji pojawił się mocny wiatr, co nie było dla mnie dobrą wiadomością. Chwila rozmowy z najbliższymi, podtrzymanie na duchu i od razu poczułam się pewniej. Jak na moje możliwości żeglowania w silnym wietrze, to popłynęłam fenomenalnie! Zajęłam dwa razy trzecie i raz szóste miejsce. Ostatecznie mistrzostwa zakończyłam na pierwszym miejscu z 15 punktami przewagi nad drugą w klasyfikacji Rosjanką Walerią Łomaczenko, trzecia była jej rodaczka Maria Kisłuchina.
— Zdecydowanie. Gdy zobaczyłam prognozę pogody na dni, w których miały odbywać się wyścigi, pomyślałam sobie: "Boże, Wiktoria, to idealna pogoda dla ciebie, tylko tego nie zepsuj!" Ale było aż za idealnie, bo praktycznie nie wiało. Przez pierwsze trzy dni nie odbył się ani jeden wyścig. Czwartego dnia był jeden start, wygrany przeze mnie, piątego — także jeden, w którym byłam siódma. Przed szóstym dniem rywalizacji pojawił się mocny wiatr, co nie było dla mnie dobrą wiadomością. Chwila rozmowy z najbliższymi, podtrzymanie na duchu i od razu poczułam się pewniej. Jak na moje możliwości żeglowania w silnym wietrze, to popłynęłam fenomenalnie! Zajęłam dwa razy trzecie i raz szóste miejsce. Ostatecznie mistrzostwa zakończyłam na pierwszym miejscu z 15 punktami przewagi nad drugą w klasyfikacji Rosjanką Walerią Łomaczenko, trzecia była jej rodaczka Maria Kisłuchina.
To były twoje dwie główne rywalki w walce o złoto?
— Właściwie, to podczas regat ciężko było stwierdzić, jak przy tak różnych warunkach atmosferycznych będzie wyglądała czołowa dziesiątka, nie mówiąc już o pierwszej trójce. Wyniki były naprawdę "różnorodne". Nie sposób więc było wskazać, z którą żeglarką toczę bój o złoto.
— Właściwie, to podczas regat ciężko było stwierdzić, jak przy tak różnych warunkach atmosferycznych będzie wyglądała czołowa dziesiątka, nie mówiąc już o pierwszej trójce. Wyniki były naprawdę "różnorodne". Nie sposób więc było wskazać, z którą żeglarką toczę bój o złoto.
A w ogóle jest możliwa przyjaźń między dwiema rywalizującym z sobą podczas regat zawodniczkami?
— Oczywiście, mój miesięczny pobyt w Chorwacji z Matildą Talluri jest tego najlepszym przykładem. To, że walczymy z sobą na wodzie, nie znaczy, że na lądzie jesteśmy dla siebie przeciwniczkami. Taka przyjaźń nie tylko jest możliwa, ale nawet potrzebna. Dzięki temu można uczyć się nawzajem od siebie i wymieniać doświadczenia. Gdyby nie było dobrych relacji, to taki układ nie mógłby istnieć.
— Oczywiście, mój miesięczny pobyt w Chorwacji z Matildą Talluri jest tego najlepszym przykładem. To, że walczymy z sobą na wodzie, nie znaczy, że na lądzie jesteśmy dla siebie przeciwniczkami. Taka przyjaźń nie tylko jest możliwa, ale nawet potrzebna. Dzięki temu można uczyć się nawzajem od siebie i wymieniać doświadczenia. Gdyby nie było dobrych relacji, to taki układ nie mógłby istnieć.
Pięć lat temu identyczny sukces odniosła Agata Barwińska, twoja klubowa koleżanka. Podczas mistrzostw świata w Splicie gdzieś tam, z tyłu głowy, pojawiała się myśl, aby powtórzyć osiągnięcie innej żeglarki z Iławy?
— W ogóle o tym nie myślałam. To były moje regaty, moje mistrzostwa i chciałam przede wszystkim jak najlepiej się na nich zaprezentować. Nie kalkulowałam w ten sposób, że muszę powtórzyć sukces Agaty.
— W ogóle o tym nie myślałam. To były moje regaty, moje mistrzostwa i chciałam przede wszystkim jak najlepiej się na nich zaprezentować. Nie kalkulowałam w ten sposób, że muszę powtórzyć sukces Agaty.
Od początku tego roku masz nowego trenera. Twojego wieloletniego szkoleniowca, Wojciecha Janusza, zastąpił Marek Nostitz-Jackowski. Jak duży wpływ na twoją aktualną formę, na wyniki miała ta zmiana?
— Ciężki temat.... Tuż po mistrzostwach świata w Splicie powiedziałam w jednym z wywiadów, że w zeszłym roku miałam wszystkiego dosyć, to był najgorszy sezon w mojej karierze. Musiałam sobie zrobić trzy miesiące odpoczynku od żeglarstwa, żeby pewne sprawy przemyśleć, inaczej sobie poukładać. U każdego sportowca przychodzi taki moment, że zaczyna odczuwać potrzebę zmian, dzięki którym będzie mógł rozwinąć swój talent i umiejętności. U mnie także nadszedł taki moment i uznałam, że w moim przypadku potrzebuję zmiany trenera. Zakończyłam współpracę z Wojciechem Januszem, a zaczęłam z Markiem Nostitzem-Jackowskim. Odpowiadając na pytanie: ta zmiana miała bardzo duży, pozytywny wpływ na to jak pływam, co zresztą pokazują wyniki i medale. Ale nie tylko to jest istotne: dzięki nowemu szkoleniowcowi rozwinęłam się nie tylko jako zawodniczka, ale także jako człowiek. Jestem bardziej odpowiedzialna, dojrzała, Marek Nostitz-Jackowski otworzył mi oczy na wiele istotnych kwestii. Nie jestem już tak mocno skupiona na samym wyniku, wiem, że życie to nie tylko sport. To właśnie nowy trener tak mocno nakłaniał mnie do rozpoczęcia studiów, a teraz cały czas pilnuje mojej edukacji wraz z moimi rodzicami. Jestem mu za to bardzo wdzięczna.
— Ciężki temat.... Tuż po mistrzostwach świata w Splicie powiedziałam w jednym z wywiadów, że w zeszłym roku miałam wszystkiego dosyć, to był najgorszy sezon w mojej karierze. Musiałam sobie zrobić trzy miesiące odpoczynku od żeglarstwa, żeby pewne sprawy przemyśleć, inaczej sobie poukładać. U każdego sportowca przychodzi taki moment, że zaczyna odczuwać potrzebę zmian, dzięki którym będzie mógł rozwinąć swój talent i umiejętności. U mnie także nadszedł taki moment i uznałam, że w moim przypadku potrzebuję zmiany trenera. Zakończyłam współpracę z Wojciechem Januszem, a zaczęłam z Markiem Nostitzem-Jackowskim. Odpowiadając na pytanie: ta zmiana miała bardzo duży, pozytywny wpływ na to jak pływam, co zresztą pokazują wyniki i medale. Ale nie tylko to jest istotne: dzięki nowemu szkoleniowcowi rozwinęłam się nie tylko jako zawodniczka, ale także jako człowiek. Jestem bardziej odpowiedzialna, dojrzała, Marek Nostitz-Jackowski otworzył mi oczy na wiele istotnych kwestii. Nie jestem już tak mocno skupiona na samym wyniku, wiem, że życie to nie tylko sport. To właśnie nowy trener tak mocno nakłaniał mnie do rozpoczęcia studiów, a teraz cały czas pilnuje mojej edukacji wraz z moimi rodzicami. Jestem mu za to bardzo wdzięczna.
Klasa Laser Radial pozostała ostatecznie w programie najbliższych Igrzysk Olimpijskich. O wyjeździe do Tokio możesz raczej zapomnieć, ale już Paryż 2024 wydaje się być realnym celem do zrealizowania.
— Projekt pod tytułem "Paryż 2024" już został przez nas rozpoczęty, wraz z pierwszymi miesiącami tego roku. Aby odpowiednio przygotować się do igrzysk, trzeba na to poświęcić około sześciu lat. To moje marzenie, mój plan do zrealizowania. O Tokio 2020 ludzie także mnie pytają, jednak nie będę sobie teraz sama mieszała w głowie tą imprezą. Jeszcze mam czas, aby pojechać na igrzyska.
— Projekt pod tytułem "Paryż 2024" już został przez nas rozpoczęty, wraz z pierwszymi miesiącami tego roku. Aby odpowiednio przygotować się do igrzysk, trzeba na to poświęcić około sześciu lat. To moje marzenie, mój plan do zrealizowania. O Tokio 2020 ludzie także mnie pytają, jednak nie będę sobie teraz sama mieszała w głowie tą imprezą. Jeszcze mam czas, aby pojechać na igrzyska.
Mistrzyni świata pochodzi z rodziny, w której w ogóle nie ma żadnych żeglarskich tradycji. Za to ty z twoim bratem Jakubem jesteście znakomitymi regatowcami, z bardzo dobrymi wynikami.
— To prawda, przed nami nikt z naszej rodziny nie żeglował, tym bardziej w klasach olimpijskich. Kuba ostatnio "przesiadł" się na łódź dwuosobową klasy 29-er i wraz ze Sławomirem Kapałką notują bardzo dobre wyniki, byli drudzy na mistrzostwach Polski i spośród polskich załóg zaprezentowali się najlepiej podczas mistrzostw świata.
Panna Gołębiowska lubi szybkość. Kiedyś widziałem, jak na deskorolce z dużą prędkością zjeżdżałaś w dół ulicy Dąbrowskiego. Śmigasz jeszcze na desce?
— Już nie, jakiś czas temu przerzuciłam się na hulajnogę. Mam nawet w planach zorganizowanie międzynarodowych zawodów wśród żeglarek, z którymi pływam na regatach i podczas obozów treningowych. Wstępny plan zakłada, że do pokazu umiejętności jazdy na hulajnodze dojdzie już tej zimy. Tu też możecie za mnie trzymać kciuki.
— To prawda, przed nami nikt z naszej rodziny nie żeglował, tym bardziej w klasach olimpijskich. Kuba ostatnio "przesiadł" się na łódź dwuosobową klasy 29-er i wraz ze Sławomirem Kapałką notują bardzo dobre wyniki, byli drudzy na mistrzostwach Polski i spośród polskich załóg zaprezentowali się najlepiej podczas mistrzostw świata.
Panna Gołębiowska lubi szybkość. Kiedyś widziałem, jak na deskorolce z dużą prędkością zjeżdżałaś w dół ulicy Dąbrowskiego. Śmigasz jeszcze na desce?
— Już nie, jakiś czas temu przerzuciłam się na hulajnogę. Mam nawet w planach zorganizowanie międzynarodowych zawodów wśród żeglarek, z którymi pływam na regatach i podczas obozów treningowych. Wstępny plan zakłada, że do pokazu umiejętności jazdy na hulajnodze dojdzie już tej zimy. Tu też możecie za mnie trzymać kciuki.
Mateusz Partyga
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Plan Carycy Katarzyny: Polskę zgnębić na zaws #2817271 | 188.147.*.* 11 lis 2019 10:38
"Należy więc zdemoralizować ich do szpiku kości. Trzeba … rozłożyć ten naród od wewnątrz, zabić jego moralność… Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, należy przynajmniej sprawić, żeby był jako chory ropiejący i gnijący w łożu… Trzeba mu wszczepić zarazę, wywołać dziedziczny trąd, wieczną anarchię i niezgodę… Trzeba nauczyć brata donoszenia na brata, a syna skakania do gardła ojcu. Trzeba ich skłócić tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Będą Oni walczyć długo, bardzo długo, nasze prochy przepadną, ale przyjdzie czas gdy sami sprzedadzą swój kraj, sprzedadzą go jak najgorszą dziwkę. My rozpoczniemy ten proces Panin! Korupcją „milczących psów”, którzy będą nimi rządzić. Bogactwem i głodem, które biednych podjudzą przeciw możnym, tych drugich zaś napełnią takim strachem i podłością, że uczynią wszystko dla zachowania swego bogactwa. Zepsujemy ich kultem prywaty, złodziejstwa, rozpusty, wszelaką demoralizacją i wiodącym ku niej alkoholem. Stworzymy tam nową oligarchię, która będzie okradać własny naród nie tylko z godności i siły, lecz po prostu ze wszystkiego, głosząc przy tym, że wszystko co czyni, czyni dla dobra ojczyzny i obywateli. Niższe szczeble tych krwiopijców będą uzależnione od wyższych w nierozerwalnej strukturze formalnej i nieformalnej piramidy. Trzeba będzie starać się, by w piramidę wpasowany był każdy zdolny i inteligentny człowiek, by zechciwiał w niej i spodlał. Niedopasowywalnych szaleńców, nieuleczalnych fanatyków, nałogowych wichrzycieli i każdą inną wartościową jednostkę wyeliminujemy operacyjnie. Zadanie to jest wielkie Panin, lecz i efekty będą wielkie. Polska zniknie w samych Polakach! Wtedy właśnie, gdy będzie wydawało się im, że mają wolność."
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
Xx #2817067 | 46.83.*.* 10 lis 2019 19:56
Pozdrawiam wszystkich moderatorów.wy też jak ona kochacie się w cyfrach 666
odpowiedz na ten komentarz