Iławianin Sławomir Banacki to nasz bohater Swimrunu! [WYWIAD]

2019-06-03 11:00:00(ost. akt: 2019-05-30 15:18:47)
Pochodzący z Iławy Sławomir Banacki (z prawej), ze swoim sportowym partnerem Maciejem Szymańskim, podczas Swimrunu, gdzie zdobyli wysokie, trzecie miejsce w najtrudniejszej kategorii Ultra

Pochodzący z Iławy Sławomir Banacki (z prawej), ze swoim sportowym partnerem Maciejem Szymańskim, podczas Swimrunu, gdzie zdobyli wysokie, trzecie miejsce w najtrudniejszej kategorii Ultra

Autor zdjęcia: Swimrun Poland

Sławomir Banacki, laureat zawodów Swimrun Jeziorak 2019! Zajął wysokie, trzecie miejsce w kategorii Ultra. Startował pod szyldem Warszawy, gdyż tam mieszka z rodziną od 26 lat. Pochodzi jednak z Iławy i to właśnie tu rozpoczął swoją życiowa przygodę ze sportem, która trwa nieprzerwanie do dziś.
Na swimrunie czuł się jak w domu – dookoła wielu znajomych, którzy zwracali się do niego dawną ksywką „Banan”. Czuł się mentalnie zaopiekowany. Od lat aktywnie uprawia sport – na początku swojego życia sportowego jego wielką pasją była siatkówka, co jak mówi, zawdzięcza nauczycielowi i przyjacielowi Mieczysławowi Pietroczukowi.

Będąc jeszcze w szkole średniej – w Technikum Mechanicznym, a była to końcówka lat 80-tych, właśnie w domu trenera, pierwszy raz oglądał w tv transmisję z triathlonu. Był pełen podziwu. Dziś jest aktywnym triathlonistą a jego najbliższy cel to Mistrzostwa Świata w Iron Man w Nowej Zelandii, które już za rok.

ROZMOWA ZE SŁAWOMIREM BANACKIM

W jaki sposób dowiedziałeś się o zawodach?
- To jest całkiem zabawna historia. O swimrunie słyszałem już jakiś czas temu i przeszło mi przez myśl, żeby wziąć w nim udział. Miałem wiedzę, że odbywa się on nad Soliną. Temat troszkę się rozmył po drodze i nie udało mi się tam pojechać. Nie miałem jeszcze wówczas pojęcia, że w planach organizatorów jest Jeziorak. Wielkie było moje zdziwienie kiedy, zupełnie na luzie sięgnąłem po prasę lokalną, będąc u babci w Iławie. I stamtąd dowiedziałem się, że swimrun będzie zorganizowany na Jezioraku. To był niesamowity zbieg okoliczności i postanowiłem go wykorzystać. Ciekawą sprawą jest też udział mojego sportowego partnera w tych zawodach. Maciej Szymański też ma babcię w Iławie, jest kuzynem mojej żony. Jego historia jest o tyle ciekawsza, że jeszcze całkiem niedawno ważył 120 kg, a dziś jest prawdziwym „ultrasem”. Razem przeczytaliśmy o tym wydarzeniu i lampka się zaświeciła.

Jak wyglądały przygotowania do tak potężnego wysiłku?
- Uwielbiam nowe wyzwania i te zawody tak właśnie potraktowałem. Jestem w treningowym transie od lat. Zazwyczaj na trening poświęcam w tygodniu 20 godzin. Trenuję rano przed pracą i po pracy. Jeden dzień, niedzielę, poświęcam na regenerację. Zatem jakoś szczególnie się nie przygotowywałem. Co było na pewno nietypowe w tych zawodach, to wielokrotne wchodzenie i wychodzenie z i do zimnej jednak wody – skurcze trochę łapały. Poza tym te zawody mają niepowtarzalny klimat, przyciągają innych ludzi niż np. triathlon – nie ma tu gadżeciarstwa, takiej sportowej napinki. Jest więcej luzu, co mi się bardzo podoba i jest nowym doświadczeniem.

Jak było na samej trasie?
- Czułem się jak w domu, każdą wyspę i wysepkę znam, wiem gdzie jest mielizna, co pomogło nam na trasie. Wiedziałem, że przy Gierczakach jest bardzo płytko wiec nie traciliśmy energii na płynięcie tego odcinka, tylko go przeszliśmy. Były oczywiście mniejsze i większe kryzysy, ale daliśmy radę. Mnie spotkały dodatkowe przyjemności na trasie, gdyż spotykałem tam znajomych z Iławy, którzy mnie dopingowali i zwracali się do mnie starą, iławską ksywką „Banan”. Jednym z takich znajomych był Tomek Zomkowski, który namierzył mnie wzrokiem kiedy biegliśmy, w Sarnówku, w lesie. O dziwo mnie poznał i pozdrowił! Obaj byliśmy w pozytywnym szoku. Takie momenty mobilizują.

Jak oceniasz organizację tych zawodów? Jednym z organizatorów Swimrun Jeziorak 2019 był Port Śródlądowy w Iławie. Jak oceniasz to nasze, całkiem nowe, żeglarskie zaplecze?
- Jestem pod wrażeniem organizacji imprezy, pod każdym względem. Trasa przygotowana bez zarzutu, stacje po drodze też, służby WOPR w pełnej gotowości. Również zaplecze techniczne, lokalowe imprezy było na wysokim poziomie. Port Śródlądowy to jest perła. Jako urodzony iławianin dobrze pamiętam bazę żeglarska i jej stan techniczny, po latach eksploatacji. Port jest piękny, praktyczny, wielofunkcyjny. Jest wymarzonym miejscem do turystki żeglarskiej, do wielu sportowych imprez. Kiedy przyjeżdżam tu ze znajomymi to naprawdę jestem dumny. W ogóle Iława pięknieje z roku na rok. Na Jezioraku pojawia się nowoczesne zaplecze dla żeglarzy – ekomariny, nowe pomosty. Ścieżki rowerowe to osobny temat.. Krok milowy to mało powiedziane, jeśli chodzi o rozwój Iławy i okolic. Miło się to obserwuje.

Od wielu lat mieszkasz z rodziną w Warszawie, ale urodziłeś się w Iławie i tu kończyłeś szkoły, masz wciąż rodzinę i przyjaciół. Jak wspominasz ten czas w Iławie?
- Wspaniale wspominam. Wciąż mam kontakt z wieloma osobami. Jedna z nich miała ogromny wpływ na moje życie i nie ma w tym żadnej przesady. Mówię o trenerze, Mieczysławie Pietroczuku. Kiedy byłem w 8 klasie byłem cherlakiem, aktywność fizyczna nie była moją mocną stroną, delikatnie mówiąc. Miałem jednak jeden ważny atut – wzrost. W Technikum Mechanicznym w pierwszej klasie spotkałem Mietka. Po paru wuefach, zaproponował mi trening siatkówki u niego w grupie. Po paru treningach wypowiedział słowa, które zaważyły na całym moim życiu! [i]Słuchaj chłopaku z Ciebie będzie świetny siatkarz, masz do tego niebywały talent, tylko trenuj. Takiego wiatru w żagle, wiary w siebie, jak wtedy, to chyba nigdy później ani wcześniej nie dostałem. Zająłem się siatkówka na poważnie, trenowałem przez całą szkołę średnią. Studia na AWF-ie były pokłosiem moich zainteresowań, podobnie jak gra w pierwszoligowym klubie AZS –AWF Warszawa. Co ciekawe, również u trenera Pietroczuka w domu, pod koniec lat 80-tych oglądaliśmy razem w telewizji transmisję z triathlonu. Wtedy to była egzotyka, nieosiągalna sprawa. Czy już wtedy zaświtał mi triathlon, nie wiem. Ale na pewno życie sportowe zawdzięczam mojemu nauczycielowi i przyjacielowi Mieczysławowi Pietroczukowi. [/i]

Czy zdarza Ci się tęsknić za Iławą?
- Jak najbardziej, choć jestem tu dość często. Mam tu bliska rodzinę. Poczucie tęsknoty nie jest może ostatnio tak silne, gdyż w najbliższych rodzinnych planach jest przeprowadzka do Iławy, co jest wielką radością. Moja żona także pochodzi z Iławy, zatem oboje nas przyciąga Iława. Nawet mam już plan sportowy. Jestem po wstępnych rozmowach z Radosławem Burzą i być może wspólnie będziemy trenować przyszłych triathlonistów, właśnie tu – w Iławie.

Magda Rogatty/Życie Powiatu Iławskiego



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5