Kamil Żmudziński: Bieganie daje mi czas dla siebie
2018-12-30 17:00:00(ost. akt: 2018-12-28 12:58:07)
PRZEWODNIK PO BIEGANIU/// 80-ty rocznik. To statystycznie już połowa przeznaczonego mi czasu w nadziei sprawnego życia. Dbam w nim o równowagę.
Jak tylko pojawiłem się na świecie w atmosferze akademickiego pokoju rodziców „studiowałem” fizykę na UMK w Toruniu. Niestety musiałem wziąć dziekankę na dorastanie i uzupełnienie wykształcenia w rodzinnej Iławie. Później Wydział Fizyki na Uniwersytecie Gdańskim. Pedagogiczne aspiracje i troszkę innych zdążeń dało mi w 2004 r. etat nauczyciela fizyki w XX Liceum Ogólnokształcącym im. Zbigniewa Herberta w Gdańsku. W lutym 2009 urodził mi się syn. W maju zostałem wicedyrektorem wspomnianego liceum. Trzy lata później w domu pojawiła się córka.
Życiorys – podobny jak wielu. Nic zaskakującego. Nic nadzwyczajnego w nim. Lubię go.
Zaskoczyło mnie jak wyszedłem z kolegą na pierwszy biegowy trening na Gdańskiej Morenie. Kilometry nie były konieczne do pogubienia dodatkowych kilogramów, które większość nas funduje sobie przy okazji dostatku większego niż nasi rodzice na starcie. Udało mi się tego uniknąć. Teraz wiem, że to rywalizacja zamontowana w Iławie podczas endorfinowych radości wynikających z wyczynowej pasji tańca przypomniała o sobie.
Życiorys – podobny jak wielu. Nic zaskakującego. Nic nadzwyczajnego w nim. Lubię go.
Zaskoczyło mnie jak wyszedłem z kolegą na pierwszy biegowy trening na Gdańskiej Morenie. Kilometry nie były konieczne do pogubienia dodatkowych kilogramów, które większość nas funduje sobie przy okazji dostatku większego niż nasi rodzice na starcie. Udało mi się tego uniknąć. Teraz wiem, że to rywalizacja zamontowana w Iławie podczas endorfinowych radości wynikających z wyczynowej pasji tańca przypomniała o sobie.
Latynoamerykańskie rytmy, standardowe kroki taneczne, wyprostowana postawa, rama i te wszystkie około taneczne sprawności, to był nie tylko cudowny czas od VI klasy szkoły podstawowej. To także trening funkcjonalny, tak potrzebny teraz w biegowej postawie. Uzyskanie tanecznej klasy B podczas turniejowych zmagań zajęło mi trochę czasu. Taniec to sport wyczynowy. Nie wszyscy to wiedzą. Całość dopełniała koszykówka. 8 lat przygody tanecznej z jej radościami i bólami przegranych rytmów wymagało resetu. Tak jest często w sporcie. Nadeszły inne wyzwania. Studia, rodzina, praca.
Pierwszy trening to 4,28 km w tempie 5:57 min/km. Całkiem przyzwoicie jak na osobę, która nie biegała. 33 lata to też dzwonek na powstrzymanie uciekającej sprawności. Trzeba zacząć ją gonić zanim odbiegnie za daleko.
Dla mnie nowoczesna technologia różnorakich aplikacji treningowych była zrozumiała. Tworzyła motywacje treningowe. Matematyczny umysł działa inaczej jak humanistyczne rozważanie wątpliwości. Aplikacje wprowadziły mnie w bieganie. Określały postęp. Notowały rekordy i podglądały na treningu znajomych. To wirtualny, ale jednak namacalny świat. Bieganie dało dystans do problemów tworzących się codziennie obok nas. Szkoła jest pełna emocji żądających natychmiastowych reakcji. A jak wiadomo co nagle to… lepiej po treningu. Zmęczony psychicznie odpoczywam podczas wysiłku. To co przed treningiem jest Mont Ewerestem, po nim wraca do wysokości mojego gdańskiego Zakoniczyna.
Pierwszą treningową dychę w Iławie w 58:16 przeżyłem bez większego bólu, może też dlatego, że w rodzinnym domu czekał obiad.
Biegowe rytmy zastąpiły taneczne popisy, a bieg Świętojański w Gdyni 21 czerwca 2013 w 52 minuty to powrót endorfinowych odczuć.
Parkrun Gdańsk w Parku Regana. Świetna inicjatywa, która wywodzi się z Anglii. Sobotnie biegi na dystansie 5 km odbywające się w wielu miastach Polski. To bezpłatne zmagania z mierzonym czasem. Po kilku latach bieg ten zawitał również nad moje zbiorniki retencyjne - Parkrun Gdańsk Południe. Trudno mi sobie wyobrazić sobotę o 9:00 w innym miejscu niż na jakimkolwiek Parkrun-ie. Do dziś przebiegłem ponad 100 tych biegów. Zaraziłem nim również mojego (teraz już 9 letniego) syna, który ma na swoim koncie ponad 50 pięciokilometrówek. Z moim przyjacielem Tomkiem i jego córką uprawiamy park runową turystykę. Staramy się co jakiś czas odwiedzić inne lokalizacje. Włączyłem się w koordynowanie Parkrun Gdańsk Południe.
Złamałem 50 min na dychę. Coraz szybsze piątki. I…
Zapisałem się na wtedy III Iławski Półmaraton w rodzinnym mieście. To była moja pierwsza tak długa rywalizacja z czasem 1:49:10. Zadowolenie i dzika radość z ukończenia. Nie trzeba być na liście Wprost 100 najbogatszych polaków, aby tego doznać.
Coraz więcej zawodów. Tych na wynik i tych po prostu na udział. Moje ulubione, bez których nie wyobrażam sobie startowego roku są trzy: Półmaraton Gdańsk (brałem udział we wszystkich pięciu edycjach), Półmaraton Iławski oraz Bieg Westerplatte.
Tomek i jego koledzy – Michał i Dominik odkryli przede mną inne biegane. Bez rywalizacji, ale w odkrywczej przestrzeni przyjemności. Tomek pisze bloga „Run around the lake”. Obiega jeziora. Znajduje zawsze jakieś ciekawe przyrodnicze kółka do pokonania. Pobiegłem z nimi wokół dwóch jezior: Łebsko to 60 km, a najdłuższy w Polsce Jeziorak to ponad 68 km z początkiem i metą obok rodzinnego domu. Zrobiliśmy też wypad na 50 km do Szwecji. Inna fajne przygoda.
Każdy biegacz chce przebiec przynajmniej raz w życiu maraton w zawodniczym przetrwaniu. Ja do tej decyzji dojrzewałem bardzo długo. Po pięciu latach przygotowań w postanowieniu noworocznym 1 stycznia 2017 obwieściłem rodzinie i znajomym. 9 kwietnia wystartuję w Maratonie Gdańskim.
Złamać 3:30:00 - to poważne zobowiązanie. Wybrałem plan treningowy i biomaszyna ruszyła. Wcześnie rano o 5, aby nie burzyć rodzinnych i zawodowych wymagań. Bez względu na deszcz, wiatr czy śnieg - nie było zmiłuj. Trzy tygodnie wcześniej przetarcie w Gdyni na połówce w 1:32;19. Zadowolenie i pewność organizmu w oczekiwaniu na start. Obawa przed maratońską ścianą po 30 - ce trzymała tempo. Wynik 3:24;50 nie był nawet w sferze moich marzeń. Dla takich chwil w bieganiu warto żyć. Wiem, że do maratonu trzeba nie tylko dojrzeć przez kilka lat. Trzeba się go bać.
Na pewno będę musiał to jeszcze kiedyś powtórzyć. Rozsądek i myślenie o zdrowej przyszłości trzyma mnie w ryzach. Szaleńcze wyzwanie w górskim biegu ultra „Chudy Wawrzyniec” dało mi ostro w kość. Powiedziało prawdę o nadmiarze wysiłku. Góry to nie to samo co biegi uliczne.
Bieganie daje mi czas dla siebie. W pędzącym świecie ważne jest, aby się zatrzymać. Dla mnie jest stopem. Jednak treningi, starty nie mogą być ponad wszystko. Nie można pogubić w nim rodziny, żony, dzieci. To szczęście, że mam ich obok. Ich wsparcie dla mnie - to priorytet, który działa w obie strony.
Dla mnie nowoczesna technologia różnorakich aplikacji treningowych była zrozumiała. Tworzyła motywacje treningowe. Matematyczny umysł działa inaczej jak humanistyczne rozważanie wątpliwości. Aplikacje wprowadziły mnie w bieganie. Określały postęp. Notowały rekordy i podglądały na treningu znajomych. To wirtualny, ale jednak namacalny świat. Bieganie dało dystans do problemów tworzących się codziennie obok nas. Szkoła jest pełna emocji żądających natychmiastowych reakcji. A jak wiadomo co nagle to… lepiej po treningu. Zmęczony psychicznie odpoczywam podczas wysiłku. To co przed treningiem jest Mont Ewerestem, po nim wraca do wysokości mojego gdańskiego Zakoniczyna.
Pierwszą treningową dychę w Iławie w 58:16 przeżyłem bez większego bólu, może też dlatego, że w rodzinnym domu czekał obiad.
Biegowe rytmy zastąpiły taneczne popisy, a bieg Świętojański w Gdyni 21 czerwca 2013 w 52 minuty to powrót endorfinowych odczuć.
Parkrun Gdańsk w Parku Regana. Świetna inicjatywa, która wywodzi się z Anglii. Sobotnie biegi na dystansie 5 km odbywające się w wielu miastach Polski. To bezpłatne zmagania z mierzonym czasem. Po kilku latach bieg ten zawitał również nad moje zbiorniki retencyjne - Parkrun Gdańsk Południe. Trudno mi sobie wyobrazić sobotę o 9:00 w innym miejscu niż na jakimkolwiek Parkrun-ie. Do dziś przebiegłem ponad 100 tych biegów. Zaraziłem nim również mojego (teraz już 9 letniego) syna, który ma na swoim koncie ponad 50 pięciokilometrówek. Z moim przyjacielem Tomkiem i jego córką uprawiamy park runową turystykę. Staramy się co jakiś czas odwiedzić inne lokalizacje. Włączyłem się w koordynowanie Parkrun Gdańsk Południe.
Złamałem 50 min na dychę. Coraz szybsze piątki. I…
Zapisałem się na wtedy III Iławski Półmaraton w rodzinnym mieście. To była moja pierwsza tak długa rywalizacja z czasem 1:49:10. Zadowolenie i dzika radość z ukończenia. Nie trzeba być na liście Wprost 100 najbogatszych polaków, aby tego doznać.
Coraz więcej zawodów. Tych na wynik i tych po prostu na udział. Moje ulubione, bez których nie wyobrażam sobie startowego roku są trzy: Półmaraton Gdańsk (brałem udział we wszystkich pięciu edycjach), Półmaraton Iławski oraz Bieg Westerplatte.
Tomek i jego koledzy – Michał i Dominik odkryli przede mną inne biegane. Bez rywalizacji, ale w odkrywczej przestrzeni przyjemności. Tomek pisze bloga „Run around the lake”. Obiega jeziora. Znajduje zawsze jakieś ciekawe przyrodnicze kółka do pokonania. Pobiegłem z nimi wokół dwóch jezior: Łebsko to 60 km, a najdłuższy w Polsce Jeziorak to ponad 68 km z początkiem i metą obok rodzinnego domu. Zrobiliśmy też wypad na 50 km do Szwecji. Inna fajne przygoda.
Każdy biegacz chce przebiec przynajmniej raz w życiu maraton w zawodniczym przetrwaniu. Ja do tej decyzji dojrzewałem bardzo długo. Po pięciu latach przygotowań w postanowieniu noworocznym 1 stycznia 2017 obwieściłem rodzinie i znajomym. 9 kwietnia wystartuję w Maratonie Gdańskim.
Złamać 3:30:00 - to poważne zobowiązanie. Wybrałem plan treningowy i biomaszyna ruszyła. Wcześnie rano o 5, aby nie burzyć rodzinnych i zawodowych wymagań. Bez względu na deszcz, wiatr czy śnieg - nie było zmiłuj. Trzy tygodnie wcześniej przetarcie w Gdyni na połówce w 1:32;19. Zadowolenie i pewność organizmu w oczekiwaniu na start. Obawa przed maratońską ścianą po 30 - ce trzymała tempo. Wynik 3:24;50 nie był nawet w sferze moich marzeń. Dla takich chwil w bieganiu warto żyć. Wiem, że do maratonu trzeba nie tylko dojrzeć przez kilka lat. Trzeba się go bać.
Na pewno będę musiał to jeszcze kiedyś powtórzyć. Rozsądek i myślenie o zdrowej przyszłości trzyma mnie w ryzach. Szaleńcze wyzwanie w górskim biegu ultra „Chudy Wawrzyniec” dało mi ostro w kość. Powiedziało prawdę o nadmiarze wysiłku. Góry to nie to samo co biegi uliczne.
Bieganie daje mi czas dla siebie. W pędzącym świecie ważne jest, aby się zatrzymać. Dla mnie jest stopem. Jednak treningi, starty nie mogą być ponad wszystko. Nie można pogubić w nim rodziny, żony, dzieci. To szczęście, że mam ich obok. Ich wsparcie dla mnie - to priorytet, który działa w obie strony.
Kamil Żmudziński
Trening 31-06 stycznia. Biegowego i Szczęśliwego Nowego Roku:
•• Poniedziałek – przed balowy rozruch
•• Wtorek – wolne
•• Środa – rozbieganie akcentami podbiegów 4-8 x 100m /( co drugi po 1 min. 100m \) -6-12 km
•• Czwartek – rozbieganie z 8-15 min crossu w II zakresie (t-175)
•• Piątek – wolne lub rozbieganie 20min + 5x60-100m - 6 km
•• Sobota - wycieczka terenowa z max dla każdego kilometrażem do 2 h.
•• Niedziela – wolne.
Za tydzień – Porażka - to nie problem….
•• Poniedziałek – przed balowy rozruch
•• Wtorek – wolne
•• Środa – rozbieganie akcentami podbiegów 4-8 x 100m /( co drugi po 1 min. 100m \) -6-12 km
•• Czwartek – rozbieganie z 8-15 min crossu w II zakresie (t-175)
•• Piątek – wolne lub rozbieganie 20min + 5x60-100m - 6 km
•• Sobota - wycieczka terenowa z max dla każdego kilometrażem do 2 h.
•• Niedziela – wolne.
Za tydzień – Porażka - to nie problem….
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez