Poznajcie Mirka Figata
2018-10-14 16:56:52(ost. akt: 2018-10-14 12:05:37)
PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\ Mirek Figat – to prawie mój rocznik. Trener i nauczyciel w zaprzyjaźnionych ze mną Bartoszycach. Lubię to miasto. I lubię Mirka.
Może dlatego, że wielu moich byłych zawodników lokowało tam swoje przyjaźnie z biegowych tras po wspólnych obozowych pobytach w Szklarskiej Porębie, czy integracyjnej wspólnocie po ciszy nocnej. Lubię też Mirka – chyba również dlatego, że mamy podobny stosunek do trenerskich powinności.
To także wspólne korzenie z zawodniczego życia. Obaj byliśmy w czasie służby wojskowej w WKS Flota Gdynia. Tzn. Ja byłem stary żołnierz kończący wojskowo-sportową przygodę, jak Mirek pojawił się jako młody kot w lekkoatletycznym plutonie. Trenowaliśmy u tego sama trenera Stanisława Fierke. Fajne czasy, chociaż z perspektywy kompletnie porąbane. Radziliśmy sobie jednak nieźle w nich, ku przerażeniu starszych stopniem. Tresowane szczury ścigające się po korytarzu kompani sportowej - umilały czas wolny od treningów. Resztę omiata tajemnica wojskowa. Pochodzimy z wiejskich klimatów obciążeni ciężką pracą na roli i umiejętnością godzenia jej z treningiem biegowym. Mamy wspólną cechę charakteru. Im bardziej w życiu pod górkę, tym jesteśmy trudniejsi do zatrzymania. Przeszłość trudna w młodych latach cudownie ogarnia dojrzały wiek. ADHD to śmieszna przy nas przypadłość. Sport uczy przegrywania. Im jesteś wyżej, tym boleśniej spadniesz. Jak zaliczysz kilka upadków i wstaniesz – poradzisz sobie zawsze w życiu.
Mirek zaliczył, jak każdy z nas kilka klubów w zawodniczym bieganiu. Opowiadał podczas wspólnych treningów i … pobiegowych spotkaniach o sobie. O tym, jak w arkana maratońskiej przygody, o której nie miał zielonego pojęcia wprowadził go Wiktor Bielewicz w Bartoszyckim Kombinacie, przewidując jego przyszłość. Opowiadał o własnych treningach. O czasach w których trenujących zawodników postrzegano, jako… ludzi - co najmniej dziwnych. O kobietach, które porzucały narzędzia i uciekały z pola na widok biegnących w czerwonych dresach biegaczy w 60/70- latach i groźbach mężczyzn.
Tak rodziło się bieganie - dzisiaj tak popularne.
Szóste miejsce w warszawskim Maratonie Pokoju 1979 r. w 2 godz. 29 min. rozwiało jego wcześniejsze obawy przed długim bieganiem. Mirek przebiegł w sumie 30 maratonów. Półmaratony i krótsze biegowe rywalizacje – były ich dziesiątki. A do tego ponad 100 tys. km na treningowym liczniku. To kilometry pokory i radości z wysiłku.
Opowiada.
Maraton wchłonął mnie. Kilometry stały się przyjazne nie tylko w starcie - również w treningu. Ale - nie tylko one dały mi postęp. Przekonałem się na sobie, jakie znaczenie ma w biegowym rozwoju sprawność ogólna. Zawisza Bydgoszcz i kontakt z Witoldem Baranem (olimpijczyk z Tokio –VI m na 1500m) uruchomił we mnie te części układu, które wcześniej leżały odłogiem. Sprawność ogólna tam zrozumiana, to solidne fundamenty pod 1.08,30 w półmaratonie i 2.24,27 w maratońskim zmaganiu. To moje rekordy życiowe na tych dystansach. Na pewno udział w nich ma mój następny trener - Stanisław Fierke w Gdyńskiej Flocie. Jako niezły maratończyk poprowadził mnie do polskiej czołówki swoich kolegów. Pamiętam zabawne zdarzenie z pierwszych półmaratonów. Biegnąc w czubie ze starszymi zawodnikami, strasznie klapałem w chińskich trampkach, co w końcu doprowadziło ich do furii i pogonili mnie z grupy mówiąc. My już tego nie możemy słuchać. Młody - albo odpuść, albo przyśpiesz. Przyśpieszyłem. Furia przeszła na mecie w zdumienie. Powoli - w bólu dobijałem się do pierwszej dwudziestki w maratonie w Polsce.
Mirek zaliczył, jak każdy z nas kilka klubów w zawodniczym bieganiu. Opowiadał podczas wspólnych treningów i … pobiegowych spotkaniach o sobie. O tym, jak w arkana maratońskiej przygody, o której nie miał zielonego pojęcia wprowadził go Wiktor Bielewicz w Bartoszyckim Kombinacie, przewidując jego przyszłość. Opowiadał o własnych treningach. O czasach w których trenujących zawodników postrzegano, jako… ludzi - co najmniej dziwnych. O kobietach, które porzucały narzędzia i uciekały z pola na widok biegnących w czerwonych dresach biegaczy w 60/70- latach i groźbach mężczyzn.
Tak rodziło się bieganie - dzisiaj tak popularne.
Szóste miejsce w warszawskim Maratonie Pokoju 1979 r. w 2 godz. 29 min. rozwiało jego wcześniejsze obawy przed długim bieganiem. Mirek przebiegł w sumie 30 maratonów. Półmaratony i krótsze biegowe rywalizacje – były ich dziesiątki. A do tego ponad 100 tys. km na treningowym liczniku. To kilometry pokory i radości z wysiłku.
Opowiada.
Maraton wchłonął mnie. Kilometry stały się przyjazne nie tylko w starcie - również w treningu. Ale - nie tylko one dały mi postęp. Przekonałem się na sobie, jakie znaczenie ma w biegowym rozwoju sprawność ogólna. Zawisza Bydgoszcz i kontakt z Witoldem Baranem (olimpijczyk z Tokio –VI m na 1500m) uruchomił we mnie te części układu, które wcześniej leżały odłogiem. Sprawność ogólna tam zrozumiana, to solidne fundamenty pod 1.08,30 w półmaratonie i 2.24,27 w maratońskim zmaganiu. To moje rekordy życiowe na tych dystansach. Na pewno udział w nich ma mój następny trener - Stanisław Fierke w Gdyńskiej Flocie. Jako niezły maratończyk poprowadził mnie do polskiej czołówki swoich kolegów. Pamiętam zabawne zdarzenie z pierwszych półmaratonów. Biegnąc w czubie ze starszymi zawodnikami, strasznie klapałem w chińskich trampkach, co w końcu doprowadziło ich do furii i pogonili mnie z grupy mówiąc. My już tego nie możemy słuchać. Młody - albo odpuść, albo przyśpiesz. Przyśpieszyłem. Furia przeszła na mecie w zdumienie. Powoli - w bólu dobijałem się do pierwszej dwudziestki w maratonie w Polsce.
Końcówka mojego wyczynowego biegania w Juwenii Olsztyn, to również początek znajomości z Alą, moją żoną trenującą 400m w olszyńskiej Gwardii. Ze wspólnej miłości do biegania urodziła się dwójka dzieci. Kamil i Magda - czterokrotna medalistka Mistrzostw Polski. Pasja rodzinnego biegania trwa w nas pomimo, że czas ucieka. Biegamy wszyscy rekreacyjnie, startujemy w amatorskich imprezach. Tzn. Oni rekreacyjnie, bo we mnie po starcie często budzi się zawodniczy zew i rwę do przodu na 35 min dychę, czy 1.24 półmaraton, aby później lizać rany kontuzji. Muszę zwolnić, jak radzę moim przyjaciołom z bartoszyckich Endorfin – biegowej grupy, która powstała wokół mnie w naszym mieście. Grupy, która stworzyła I Bartoszycką Dychę Brzegiem Łyny (byłem - widziałem bartoszycki klimat).
Mirek wprowadził na poziom polskiej lekkoatletycznej rywalizacji wielu. Zdobyli kilkanaście medali Mistrzostw Polski. Reprezentowali nas na międzynarodowych imprezach z orzełkiem na koszulce. Kludia Owczarek, nie raz wdziałem jej talent na bieżni, była jedna z nich. Stworzył Jedynkę Bartoszyce opartą o szkolne klimaty. Wraz z Zenkiem Liberną z którym spotkaliśmy się w czerwcu w koronie światowych maratonów, przebiegł wymarzoną w młodości trasę maratońską. Maraton - Ateny w kolebce olimpizmu. Sport wielu z nas wyciągnął z wiejskich, czasami bardzo trudnych klimatów. Stworzył przyszłość, o której nawet nie marzyliśmy, również w edukacji. Dał nam siłę i umiejętność radzenia sobie z trudami codzienności. Otoczył przyjaciółmi i z wiekiem tworzy nowe kierunki w podążaniu do mety. Dzielimy się z innymi, tym co nam dał. Czasami prowokujemy działania. Podpalamy aktywności - również te samorządowe. Widzimy często to, co innym umyka. Potrafimy się cofnąć, aby zrozumieć innych. Poprawić, jak kiedyś niedoróbki własnej sprawności, aby tworzyć postęp.
Trening 15-21 października
Odpoczywamy. Dajmy sobie luz przez miesiąc, jak mówi Mirek
• poniedziałek - lekkie wybieganie lub wolne
• wtorek – jak wolne w poniedziałek - to dzisiaj lekki trucht
• środa – na pewno luz w bieganiu, ale inna sprawność nie zaszkodzi – siłownia, basen, rower
• czwartek – wspólna gra PN, PK, PS – to fajny przerywnik budujący szacunek do biegowych kości
• piątek – wolne
• sobota – wybierzmy się na godzinne rozbieganie – najlepiej z grupą, aby pogadać o nowym sezonie
• niedziela – wolne
Odpoczywamy. Dajmy sobie luz przez miesiąc, jak mówi Mirek
• poniedziałek - lekkie wybieganie lub wolne
• wtorek – jak wolne w poniedziałek - to dzisiaj lekki trucht
• środa – na pewno luz w bieganiu, ale inna sprawność nie zaszkodzi – siłownia, basen, rower
• czwartek – wspólna gra PN, PK, PS – to fajny przerywnik budujący szacunek do biegowych kości
• piątek – wolne
• sobota – wybierzmy się na godzinne rozbieganie – najlepiej z grupą, aby pogadać o nowym sezonie
• niedziela – wolne
Za tydzień: przedszkolne klimaty w Eko – Maluszek.
Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki
Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez