Łukasz Sółkowski: Wygrałem z rakiem i wracam do pracy. Także dzięki Wam!

2018-07-11 14:00:00(ost. akt: 2018-07-11 14:30:43)
Za Łukaszem Sółkowskim już pierwsze dyżury w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Warszawie — miłość zaniosła go do stolicy

Za Łukaszem Sółkowskim już pierwsze dyżury w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Warszawie — miłość zaniosła go do stolicy

Autor zdjęcia: archiwum Ł. Sółkowskiego

LUDZIE\\\ Pamiętacie Łukasza Sółkowskiego, dla którego w Iławie przeprowadzona została duża akcja charytatywna? Stan zdrowia ratownika medycznego znacznie się poprawił, nic nie zapowiada nawrotu raka mózgu, a Łukasz w końcu mógł wrócić do pracy. I do normalnego życia!
Fachowiec, dobry kolega, świetny szef zespołu karetki — o pochodzącym z Ostródy Łukaszu złego słowa nie usłyszysz. Życie jest jednak strasznie przewrotne. Jednego dnia ratujesz ludzi. Drugiego, beż żadnej zapowiedzi czy znaku skądkolwiek, w obliczu bardzo groźnej, zagrażającej życiu choroby sam stajesz się ofiarą.
— Atak padaczki jest widokiem częstym w naszej pracy — mówi Katarzyna Miąskowska, pochodząca z Iławy narzeczona Łukasza, która sama także pracuje w ratownictwie medycznym.
— Gdy jednak budzisz się w nocy, a leżąca obok ciebie kochana osoba ma właśnie taki atak, to wygląda to już zupełnie inaczej. Pomyślałam wtedy, że to jakiś koszmarny sen, a zaraz po tej myśli przyszła kolejna, że zaraz będę Łukasza ściągać z łóżka na podłogę i reanimować... W jednej sekundzie się ocknęłam i zadzwoniłam na 999, telefon odebrała znajoma dyspozytorka, która od razu mnie rozpoznała i skojarzyła Łukasza jako ratownika warszawskiego pogotowia. Byłam jednak tak sparaliżowana tą straszną sytuacją, że nawet nie byłam w stanie podać wieku Łukasza. Mam wrażenie, że to wszystko trwało bardzo długo. To naprawdę wygląda zupełnie inaczej z tej perspektywy — dodaje Kasia.


••• To właśnie od padaczki się zaczęło. Tuż przed świętami wielkanocnymi w 2017 roku Kasia została wyrwana ze snu. Leżący obok niej Łukasz miał atak drgawkowy, pierwszy w swoim życiu. Tej nocy cholerny rak po raz pierwszy dał znać, że jest, że atakuje.
— Na szczęście został on szybko zdiagnozowany, choć pierwsze badania nie były jeszcze w stanie go wykryć. Dopiero badanie rezonansem magnetycznym z kontrastem pokazało, z czym mamy do czynieni. Ujawniło zmianę wielkości pistacji w okolicy skroniowej. Jak lekarze sami przyznali, to bardzo wcześnie wykryta zmiana w głowie — mówi Łukasz.

Szczęściem w tym ogromnym nieszczęściu okazał się fakt, że zmiany nowotworowe były na tyle dobrze zlokalizowane, że nie było problemu z ich usunięciem a poza tym występowało tzw. dobre zróżnicowanie — komórki rakowe rozwijały się wolno i były zlokalizowane w jednym miejscu. To jednak ciągle nowotwór złośliwy, jeden ze skuteczniejszych zabójców współczesnego świata. Trzeba było szybko reagować. Łukasz i Kasia, zwłaszcza Kasia, poruszyli niebo i ziemię, by tylko jak najszybciej zacząć walkę z rakiem.

— Już trzy tygodnie po ataku padaczki w szpitalu klinicznym przy ul. Banacha w Warszawie przeszedłem operację usunięcia zmian nowotworowych. Udało się je wyciąć w całości. Po operacji były dwa tygodnie oczekiwania na wynik histopatologiczny, który przyniósł informację, że jest to glejak mózgu, czyli nowotwór złośliwy, ale na szczęście niskiego stopnia złośliwości — wspomina Sółkowski.

Operacja wiązała się oczywiście z otwarciem czaszki, niosło to z sobą niebezpieczeństwo urazu neurologicznego, takiego jak np. paraliż części ciała. Tu także Łukaszowi sprzyjało szczęście, jeśli tak w ogóle można to określić.
Jeszcze jakiś czas po operacji rehabilitował mięśnie twarzy, bo wystąpił problem z unoszeniem brwi po jednej stronie, ale ta dysfunkcja szybko się naprawiła i lekarz neurolog potwierdził brak deficytów neurologicznych.

••• Operacja to dopiero początek, bo wciąż nie wiadomo było, czy rak nie będzie chciał wrócić. Dlatego też Łukasz poddał się bardzo kosztownemu, bo też nierefundowanemu przez Narodowy Fundusz Zdrowia, leczeniu. Wiązało się to m.in. z tym, że szybko trzeba było załatwiać źródło pozyskiwania leków. Łukasz i Kasia korzystali ze swoich znajomości w środowisku medyków. Tak dotarli do lekarz z południa Polski, który sprowadzał z zagranicy odpowiednie leki.
— To leczenie jest alternatywą dla chemioterapii. Nie jest tak inwazyjne, wyniszczające jak chemia i w dodatku działa na cały organizm, na wszystkie komórki. Jeśli gdzieś jeszcze zmiany rakowe się znajdują, to lek do nich dotrze — tłumaczy Kasia.

Znaleźć źródło pozyskiwania leków to dopiero początek. Trudniejszym zadaniem było załatwienie środków finansowych na pokrycie ich kosztów. To właśnie na ten cel zbierane były pieniądze podczas turnieju charytatywnego zorganizowanego na początku lutego tego roku przez UKS Mały Jeziorak Iława i środowisko iławskich ratowników medycznych. Jak podkreślaliśmy w relacji z licytacji cennych przedmiotów (jeden z dobroczyńców, także ratownik, przekazał na nią nawet swój samochód!) to nie sport, tu nie ma rywalizacji. Ale fakt, że podczas akcji charytatywnej dla Łukasza Sółkowskiego zebrano w Iławie kwotę podobną do tegorocznej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy musi robić wrażenie.

Działania, na których czele stali Tomasz Zakierski (Mały Jeziorak) i Tomasz Sławiński (ratownik ze szpitala powiatowego w Iławie) przyniosły mnóstwo złotówek i jeszcze więcej nadziei. Łącznie zebrano 53.692,29 zł!
Łukasz już wówczas, za naszym pośrednictwem, dziękował za okazaną pomoc (filmik poniżej). Dziękuje tak naprawdę po dziś dzień, bo ta kwota w bardzo dużym stopniu pomogła w opłaceniu nierefundowanego leczenia. Resztę musiał jednak załatwić sam.

••• 150 tysięcy złotych wydał do tej pory Łukasz na leczenie, które wiązało się także ze zmianą trybu życia, zwłaszcza diety.
— Musieliśmy wprowadzić dietę bezcukrową, bo jak się okazuje, słodycze zakwaszają organizm a w takich warunkach łatwiej o rozwój nowotworu. Łukasz schudł, bo wcześniej lubił łakocie, ale zdawał sobie oczywiście sprawę z powagi sytuacji — mówi Kasia, która jest wielką podporą, ale też merytorycznym doradcą dla swojego narzeczonego.
Do tego ratownik został poddany, jako jedna z zaledwie 56. osób w kraju, protonoterapii, czyli inaczej radioterapii protonowej. — Aby w ogóle trafić do kliniki w Krakowie, która jako jedyna w Polsce przeprowadza protonoterapię, bo tylko tam jest zderzacz hadronów, trzeba przejść bardzo szczegółową weryfikację. Byłem wówczas jedyną osobą z województwa warmińsko-mazurskiego poddaną takiemu leczeniu — zauważa Sółkowski.

Te wszystkie zabiegi przyniosły bardzo dobre skutki. Ratownik medyczny jest pod stałą kontrolą lekarzy, którzy w końcu zezwolili mu na powrót do wykonywania zawodu. Odpukać, nie ma żadnych objawów nawrotu choroby. I oby już tak zostało na zawsze. Dzień, w którym na dokumencie pojawiło się sformułowanie "Zdolny do pracy" był jednym ze szczęśliwszych w życiu Sółkowskiego. Oznaczało to bowiem nie tylko powrót do karetki, ale przede wszystkim, że wojna, a przynajmniej bitwa z rakiem została wygrana.

— Łukasz to wielki pasjonat swojej pracy. Wiem co mówię — sama byłam jego podwładną i mogłam współpracować z tym fachowcem. To świetny szef zespołu karetki i ratownik. Nawet w trakcie leczenia zrobił jeden z niezbędnych kursów i ciągle się dokształcał — wspomina Kasia.


Łukasza nie zabrakło nawet na pochodzie ratowników medycznych, którzy protestowali przeciwko bardzo niskim pensjom. Nie wiedział, czy sam wróci do pracy, ale koniecznie chciał wesprzeć koleżanki i kolegów po fachu. Dopiero wiedza uzyskana po rozmowie z Kasią i Łukaszem uświadomił nam, jak niskie pobory mają ratownicy medyczni, także ci pracujący w Iławie. Do tego sami, za własne pieniądze, muszą się dokształcać i — uwaga! — kupować podręczny sprzęt ratunkowy i specjalny ubiór, który jest bardzo kosztowny. To jednak temat na zupełnie oddzielny artykuł. Podobnie jak historia Katarzyny Miąskowskiej, jednej z zaledwie dwóch kobiet ratowników medycznych kierujących karetkami w Warszawie.

••• Za Łukaszem już pierwsze dyżury w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Warszawie — miłość zaniosła go do stolicy. Praca daje mu siłę, tak niezbędną w walce z rakiem. Praca i przede wszystkim kochana Kasia — na każdym kroku podkreśla, jak dużo zawdzięcza swojej narzeczonej.
— Tak naprawdę to dopiero teraz zaczynamy znowu żyć normalnie i chcemy realizować nasze plany i marzenia. Tego nie warto odkładać na później, bo nikt z nas nie wie ile "tego później" jest mu dane — podkreśla Kasia, a Łukasz już powoli planuje jakąś kolejną podróż, gdzieś tam w trakcie rozmowy pada nawet konkretny cel: Norwegia. Siły wróciły, teraz już może.

zico
m.partyga@gazetaolsztynska.pl




Komentarze (13) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. gosccc #2535029 | 94.254.*.* 12 lip 2018 13:16

    rok temu, po mammografii stwierdzono u mnie guzek w piersi.No i się zaczęło..skierowanie na onkologię.Ponieważ na raka zmarła moja mama i siostra, to się napatrzyłam co znaczy chemioterapia, która nic nie dała a zrobiła z nich wraki. dlatego Zaczęłam stosować i stosuję do dziś swoje sposoby. witamina b12 no i ekstrakt konopny CBD 6 % napisze stronę z której kupuje CBD choć co nie który będą odbierać to za reklamę konopiafarmacja pl , ale warto kupić takie rzeczy z sprawdzonych źródeł Świeże wyniki rezonansu - choroba cofnęła się o o prawie połowe . Stosuję od początku chemioterapii . Zaznaczam tylko, że to rak w IV notabene ostatniej fazie, Warto słuchać swojej intuicji i wspomóc leczenie też innymi produktami

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. to nie był rak tylko choroba #2534789 | 64.71.*.* 12 lip 2018 07:09

    durny lekarz tylko tak powiedział ze to rak bo sie nie zna

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  3. lov #2534779 | 213.76.*.* 12 lip 2018 02:00

    Super, ciesz się życiem :)))

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. zenek #2534775 | 86.135.*.* 12 lip 2018 01:06

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. "To leczenie jest alternatywą dla chemioterapii. Nie jest tak inwazyjne, wyniszczające jak chemia i w dodatku działa na cały organizm, na wszystkie komórki. Jeśli gdzieś jeszcze zmiany rakowe się znajdują, to lek do nich dotrze — tłumaczy Kasia." Taaaa bo chemia działa na połowę organizmu. Tę lewą.

  5. xxxx #2534740 | 79.184.*.* 11 lip 2018 23:15

    Tak Ci się tylko wydaje .... Rak to zaraza. Z tego się nie wychodzi to często wraca !!!!!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (13)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5