Słynny kpt. Tadeusz Wrona odwiedził Iławę

2018-05-16 17:41:23(ost. akt: 2018-05-16 15:54:28)
 Kapitan Tadeusz Wrona opowiadał o dramatycznym locie 1 listopada 2011 roku, kiedy lądował bez wysuniętego podwozia

Kapitan Tadeusz Wrona opowiadał o dramatycznym locie 1 listopada 2011 roku, kiedy lądował bez wysuniętego podwozia

Autor zdjęcia: Magdalena Rogatty

O kapitanie Tadeuszu Wronie powiedziano już w mediach niemal wszystko. Historia mrożąca krew w żyłach o lądowaniu Boeinga 767 bez wysuniętego podwozia, z 231 osobami na pokładzie, zapisze się w historii polskiego lotnictwa. Dla pilota, kpt. Tadeusza Wrony, podobnie jak dla pasażerów, był to dzień szczególny.

Słynny kapitan był gościem sobotniej Lotniczej Majówki w Iławie i opowiedział o tym dramatycznym locie. Spotkanie z pilotem odbyło się w hotelu Tiffi, a uczestniczyło w nim ponad sto osób. Początkowo miało ono oficjalny charakter, ale już po kilkunastu minutach okazało się, że Tadeusz Wrona to człowiek o dużym poczuciu humoru i bardzo skromny.
Goście pytali o każdy szczegół wydarzenia z 1 listopada 2011 roku. Ciekawi byli wszystkiego. Począwszy od klimatu na pokładzie, reakcji pasażerów, początkowych kłopotach, które jeszcze nie wróżyły dramatycznej końcówki, pytali o to, o czym myślał pół minuty przed lądowaniem, czy spotkał się z pasażerami.
Jak powiedział kapitan, dobrze opowiada się o tym po siedmiu latach, ale nie chciałby powtórzyć tego wyczynu.
Okazało się, że podczas lotu nastąpiła awaria hydrauliki, ale nie miała ona żadnego związku z późniejszą, tę poważniejszą. Potem jednak okazało się, że nie zadziałał żaden system wysuwania podwozia: ani podstawowy - hydrauliczny, ani awaryjny - elektryczny. Było już jasne dla kapitana, że jest problem o wiele poważniejszy. Jakieś 20-25 minut przed lądowaniem pasażerów poinformowano, że będzie lądowanie awaryjne. Reakcje były różne. Po kwadransie, kiedy pasażerowie musieli dostosować się do wytycznych załogi – przyjęcia konkretnej pozycji, zdjęcie masek itd. Z minuty na minutę było coraz więcej emocji. Zaczęły się telefony do bliskich i czuło się niepokój. Kierownik lotu musiał kilka razy interweniować, uspokajać pasażerów. Sam kapitan, jak mówił, był skupiony wyłącznie na wykonaniu zadania najlepiej jak potrafi. Choć przyznaje, że był moment, kiedy podziękował za lot koledze, który siedział obok, tak na wszelki wypadek, gdyby nie było okazji.
Kapitan Wrona latał tego typu samolotem 24 lata i nigdy wcześniej z taką sytuacją się nie spotkał. Elektryka do podwozia po prostu nie zadziałała. Kontakt z wieżą i decyzja – lądujemy. Maszyna 128 - tonowa musiała wylądować bez podwozia i mogło wydarzyć się wszystko.
— Obawy były i to bardzo różne. W momencie posadzenia maszyny na lądzie, nie było odwrotu... Ale trzeba było podjąć decyzję – wspominał kapitan. — Mogliśmy wpaść w poślizg, nie wyhamować na pasie tylko daleko poza nim, albo mogło nas zakręcić i tym samym mogło dojść do zderzenia z innym obiektem... Na szczęście tak się nie stało.
— Pasażerowie po lądowaniu w panice i pośpiechu opuszczali samolot. Nie słuchali obsługi, która prosiła o pozostawienie bagażu. Niektórzy z reklamówkami w rękach zjeżdżali po trapach, byle dalej od maszyny... — Nie dziwiłem się, takie emocje w takim dniu... - mówił Tadeusz Wrona.
Po lądowaniu kapitan Wrona wykonał telefon do rodziny i usłyszał od żony, że widzi wszystko w telewizji... Małżonka pilota była w Tiffi na spotkaniu, siedziała w ostatnim rzędzie. Jaka była jej reakcja po tym wszystkim... Powiedziała, że była dumna z męża. A sam kapitan, po wielu godzinach (bo lądowanie odbyło się o godz. 13:00 a w domu był o 22:00), po przejściu wszelkich procedur, m.in. badań, przesłuchań.... pojechał na stację paliw po piwo, a potem do domu odpocząć. Jak mówił, czuł się jak balon, z którego zeszło powietrze. Całą resztę oglądał już w telewizji.

Kapitan Wrona opowiedział publiczności o początkach swoich lotniczych zainteresowań, o bracie, który też lata i o tacie, który był modelarzem-amatorem i zainteresował ich samolotami. Tadeusz Wrona jest także zapalonym szybownikiem, co nie jest bez znaczenia w momencie mierzenia się z problemami w lotnictwie zawodowym. Okazało się także, że spotkał się z kilkoma pasażerami tego lotu i były to spotkania wzruszające i miłe.


m.rogatty@gazetaolsztynska.pl


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5