Jak Dorian został strażakiem i poleciał na praktyki do Chicago [ZDJĘCIA]

2016-12-16 17:41:42(ost. akt: 2016-12-16 18:18:46)
Iławianin Dorian Gabryel wie już, jak wygląda praca strażaka w Chicago

Iławianin Dorian Gabryel wie już, jak wygląda praca strażaka w Chicago

Autor zdjęcia: archiwum Doriana Gabryela

— Praktycznie w każdej jednostce w Chicago pracuje strażak o polskich korzeniach, wielu z nich potrafi mówić w języku przodków. Nie ma co się dziwić, to w końcu najbardziej polonijne miasto na świecie — mówi Dorian Gabryel, iławianin, który w Wietrznym Mieście przez miesiąc szlifował swoje strażackie umiejętności.
O Dorianie pisaliśmy w przeszłości, ale nie o jego zawodowych pasjach, tylko o sukcesach sportowych. To mierzący 196 cm skoczek wzwyż, wychowanek Pawła Hofmana, były zawodnik Jezioraka Iława (brał udział m.in. w mityngu Kaper Cup), a następnie — już po rozpoczęciu studiów — warszawskiej Skry.

Największym zwycięstwem odniesionym przez Gabryela było mistrzostwo świata służb mundurowych, wywalczone w 2013 roku w Belfaście z wynikiem 204 cm.
— Umiejętności i sprawność, które mam dzięki przygodzie ze sportem, bez wątpienia przydały się w dostaniu się na strażacką uczelnię, a następnie w codziennej pracy — mówi iławianin, który jeszcze kilkanaście lat temu w ogóle nie myślał o tym, żeby być jak Wojtek, tytułowy bohater książki dla dzieci, który został dzielnym strażakiem.

Miejsc tylko 90, a chętnych
dziesięć razy tyle!

— Na pomysł, aby zostać strażakiem, wpadłem tak naprawdę na pół roku przed maturą. Egzamin zdawałem m.in. z rozszerzonej chemii, przedmioty maturalne wybierałem już więc pod kątem selekcji do Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie — mówi Dorian, który przed rozpoczęciem studiów uczył się w szkole podstawowej nr 2 przy ul. Andersa, w gimnazjum nr 2 przy ul. Wiejskiej oraz w Zespole Szkół Ogólnokształcących przy ul. Sienkiewicza.
Maturę w "Żeromku" zdał z dobrymi ocenami i mógł zacząć jeszcze mocniej marzyć o dostaniu się do stołecznej SGSP.

A propos szkoły i obchodzonej właśnie rocznicy wprowadzenia stanu wojennego — niedawno na terenie uczelni uczczono 35. rocznicę związanego z tym wydarzeniem strajku podchorążych w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej (poprzednia nazwa SGSP).

Żeby jednak rozpocząć naukę w tej placówce, trzeba było wykazać się nie tylko sprawnością fizyczną (egzamin polegał na pokonaniu toru przeszkód), dobrymi ocenami z matury, ale też przejść badania psychologiczne i komisję lekarską.
O tym, jak elitarna jest to uczelnia niech świadczy fakt, że do walki o dostanie jednego z 90. indeksów na dany rok stanęło 900 osób! Dorian już podczas testów sprawnościowych pokazał, że będzie w czołówce kandydatów: rywalizację na torze zakończył w pierwszej pięćdziesiątce.

— Tak więc w lipcu 2011 roku wiedziałem już, że będę studentem SGSP. Jeszcze tylko czekało nas wszystkich zgrupowanie kandydackie w Puszczy Kampinoskiej. Tam szkoląc się, śpiąc w namiotach i żyjących w dość spartańskich warunkach mieliśmy zdecydować, czy na pewno chcemy być w przyszłości strażakami — mówi Dorian, którego zgrupowanie nie zniechęciło do rozpoczęcia strażackiej przygody. Najpierw ukończył 4-letnie studia inżynierskie, a teraz stara się o tytuł magistra pożarnictwa.

Nawet klub piłkarski
ma tu strażackie tradycje

Szkoła Główna Służby Pożarniczej od lat współpracuje z kolegami po fachu z USA — w ramach tej współpracy corocznie realizowany jest InFireNet Programme. Pięciu wyróżniających się studentów SGSP może liczyć na zaproszenie na miesięczne praktyki w amerykańskiej straży pożarnej, do wyboru mają jedno z pięciu miast Stanów Zjednoczonych (m.in. w stanie Floryda, Teksas, Wirginia).


Na taki wyjazd mogą się jednak załapać tylko najlepsi. I nie chodzi tu wyłącznie o dobre stopnie na studiach — przy tworzeniu listy pięciu studentów, którzy mogą skorzystać z miesięcznej praktyki za Oceanem Atlantyckim, brane były pod uwagę także wyniki sportowe, znajomość języka angielskiego, działalność na rzecz uczelni a także działalność charytatywna, jak np. wolontariat.
Dorian uczy się bardzo dobrze, o wynikach sportowych (także w barwach SGSP) już pisaliśmy, do tego jest honorowym dawcą krwi, a to jeszcze nie wszystkie walory iławianina. Dlaczego więc nie miałby się starać o wyjazd do Stanów?

— Zgłosiłem chęć udziału w tych praktykach i dostałem się do grona pięciu studentów, którzy mogli wyjechać do USA. Do wyboru mieliśmy pięć miast, na szczęście szybko dogadaliśmy się w kwestii, kto gdzie poleci. Ja wybrałem Chicago, między innymi z uwagi na fakt, że jest to jedno z najsłynniejszych i najciekawszych miast w Stanach Zjednoczonych, ze względu na bogate tradycje pożarnicze oraz na fakt, że w żadnym innym mieście na świecie poza Polską nie mieszka tylu Polaków — tłumaczy Gabryel.

Rzeczywiście, w Wietrznym Mieście żyje ok. miliona trzystu tysięcy osób polskiego pochodzenia, podobno aż około 250 tys. mówi na co dzień w języku przodków.

Ale Chicago to nie tylko Polonia, to także duże tradycje strażackie tego miasta. To tu kręcony był znany na całym świecie serial Chicago Fire, to tu w 1991 roku powstał pełnometrażowy film "Ognisty podmuch" ze znakomitą obsadą (Kurt Russel, Robert De Niro, William Baldwin). W mieście położonym nad jeziorem Michigan od lat gra drużyna piłkarska Chicago Fire (występowali w niej Polacy, m.in. Piotr Nowak, Roman Kosecki, Tomasz Frankowski).

Za dużo wątków strażackich jak na jedno miasto? No to jeszcze dodamy, że nazwa klubu piłkarskiego pochodzi od wielkiego pożaru, który w 1871 roku strawił sporą część miasta i uśmiercił mnóstwo osób. Jak miejska legenda głosi, za pożar odpowiada krowa, która podczas dojenia przewróciła lampę naftową. Motywy strażackie w Chicago pojawiają się więc bardzo często.

Strażak pośrodku
gangsterskiej strzelaniny

— Pierwsze dni w USA były ciężkie, mój organizm musiał dostosować się do zmiany czasowej, jednak po dwóch dobach już było OK — wspomina iławianin.
— Zamieszkałem w remizie straży pożarnej w Bedford Park, to dość bogate przedmieścia Chicago. Miałem swój pokój. Wstawałem wcześnie rano, by być przygotowanym na przejęcie zmiany w jednostce, co następowało o godzinie 7.00. Jedna zmiana trwa w USA 24 godziny, czyli tyle co w Polsce. Podobnie również jak w naszym kraju strażacy w trakcie zmiany nie tyle mogą, co nawet powinni brać udział w zajęciach sportowych, przez co dbają o swoją formę. Podczas grania na przykład w piłkę nożną czy koszykówkę muszą być jednak czujni, bo w każdym momencie mogą wyjechać na zgłoszenie — zauważa młody strażak.

Dorian większość miesięcznej praktyki spędził w Bedford Park, jednak przebywał też — po jednym dniu — w sąsiednich jednostkach. Dzień polegał na szkoleniu teoretycznym i praktycznym. Brał także udział w akcjach ratowniczych (m.in. pożar restauracji i hali produkcyjnej), ale nie działał na pierwszej linii tylko w strażackim odwodzie, głównie jako obserwator. Jak sam przyznaje, sporo się nauczył podczas pobytu w USA.

— Jest też kilka różnic pomiędzy pracą strażaków w Polsce i w USA. Przede wszystkim jest nią fakt, że w Stanach w remizie oprócz wozów bojowych znajduje się także karetka, a strażacy bardzo często są po certyfikowanym dwuletnim kursie na ratowników medycznych. Podczas akcji nie działają tylko na polu np. gaszenia pożaru, ale również udzielają bezpośredniej pomocy medycznej — tłumaczy student SGSP.

Kolejną ważną różnicą jest to, że jednostki straży nie są utrzymywane z budżetu państwa (tak jak nasza PSP), tylko przez lokalne samorządy (pewne podobieństwo z polskimi OSP). Oznacza to oczywiście, że im bogatszy region/miasto/dzielnica, tym lepiej wyposażona jednostka.

Praca strażaka jest bardzo niebezpieczna, jednak z związku z ratownictwem medycznym niebezpieczeństwo wzrasta jeszcze bardziej. Dlaczego? Sprawę tłumaczy Gabryel.
— Chicago jest piękne, w wielu dzielnicach widać bogactwo, jednak są też dzielnice biedy, w których rządzą gangi. Grałeś w grę komputerową GTA San Andreas? Pamiętasz gości paradujących w ciuchach w barwach swojego gangu? Tak w Chicago wygląda rzeczywistość w gettach, a strażacy bardzo często muszą wyjeżdżać do ofiar gangsterskich porachunków. Zdarza się, że gdy pojawiają się już na miejscu zdarzenia, strzelanina jeszcze trwa. I niestety strażacy, chcąc nie chcąc, również mogą zostać poważnie ranni podczas takich wyjazdów, a oczywiście istnieje także groźba utraty życia — przybliża smutną rzeczywistość pracy chicagowskiego strażaka.

Pozdrowienia dla fire chief'a
Seana Maloy z Bedford Park

To jednak tylko część tej rzeczywistości, Dorian z USA przywiózł przede wszystkim mnóstwo fajnych wspomnień. Bardzo dobry kontakt miał m.in. z Polonią w Chicago.

— Przy tak dużej liczbie osób o polskich korzeniach rzeczą normalną jest, że w trakcie mojego pobytu w tym mieście spotykałem ludzi o nazwisku Wilk, Kamiński, Majewski. Praktycznie w każdej jednostce w Chicago pracuje strażak o polskich korzeniach, wielu z nich potrafi mówić w języku przodków. Nie ma co się dziwić, to w końcu najbardziej polonijne miasto na świecie — zauważa iławianin.

— Korzystając z okazji strażakom z Chicago, a zwłaszcza z Bedford Park, przesyłam ogromne podziękowania za ich niesamowitą gościnność, są to bardzo sympatyczni ludzie. Szczególnie dziękuję szefowi straży fire chiefowi Seanowi Maloy z Bedford Park Fire Department, który chętnie przyjmuje na praktykę studentów ze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej. Codziennie uczestniczyłem z nimi w planie dnia, ćwiczeniach, utrzymaniu sprzętu w stanie gotowości, gotowaniu, jedzeniu. W trakcie mojego miesięcznego pobytu w USA przytyłem kilka kilogramów — zdradza Dorian.

A co dokładnie strażackie praktyki dały studentowi? Czego się nauczył podczas jesiennej wyprawy?
— Niewątpliwie wyjazd ten pozwolił mi zobaczyć różnice między funkcjonowaniem straży pożarnej w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. Poszerzyłem swoją wiedzę na temat sprzętu i działań ratowniczych, dostrzegłem również rozwiązania, które z pewnością przydatne mogłyby być w Polsce. Jednak dzięki temu wyjazdowi przede wszystkim zdobyłem nowe doświadczenia i wiedzę, które z pewnością wykorzystam w mojej przyszłej pracy jako strażak PSP.

zico
m.partyga@gazetaolsztynska.pl


Dorian i brygada z jednostki straży pożarnej w Bedford City

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5