Drzew życie po życiu — felieton przyrodniczy Stanisława Blonkowskiego

2024-01-15 12:24:50(ost. akt: 2024-02-01 09:20:13)

Autor zdjęcia: .

Podczas spacerów po lesie, do których zawsze chętnie zachęcam, możesz się natknąć, drogi Czytelniku, na swoisty „bałagan”. Nieuprzątnięte, powalone przez wiatr lub stojące, suche drzewa, gnijące resztki poeksploatacyjne i stosy pruchniejących gałęzi skłaniają do negatywnych ocen gospodarzy lasu, czyli leśników.
Doskonale pamiętam, że na początku mojej pracy zawodowej, czyli ponad pół wieku temu, taki widok byłby nie do pomyślenia. Posusz czynny i jałowy był niedopuszczalny. Gałęzie, które nie znalazły nabywców wyrabiających je na opał tak zwanym samowyrobem, były skrzętnie palone. Nadmiar martwego drewna w lesie mógł pozbawić leśniczego w najlepszym przypadku zajmowanego stanowiska, a w znacznie gorszym prokuratorskie dochodzenie, na okoliczność dywersji gospodarczej i łatwe do przewidzenia konsekwencje.

W tamtych czasach mówienie o czystości powietrza i wody oraz o konieczności pozostawienia martwego drewna w lesie było uważane za dziwactwa garstki nawiedzonych ekologów. Zmiany w szeroko pojmowanym środowisku wynikające z uprzemysłowienia kraju i uboczne tego konsekwencje, związane z emisją pyłów i gazów przemysłowych, co w konsekwencji przyczyniło się do zamierania lasów na niektórych terenach, doprowadziło do radykalnej weryfikacji podejścia do gospodarki leśnej.

Las przestał pełnić wyłącznie funkcje produkcyjne i zapoczątkowany został model wielofunkcyjnej gospodarki leśnej.

Oczywiście nie znaczy to, że w leśnictwie nie prowadzono wcześniej żadnych działań proekologicznych. Współczesne, oparte na podstawach ekologicznych, zrównoważone leśnictwo łączy zarówno elementy produkcyjne jak i ekologiczne. Ten drugi element wysuwa się ostatnio na plan pierwszy. Pozostawianie martwego drewna w lesie, a także niewielkie ilości posuszu czynnego jest obecnie nakazem wynikającym ze szczegółowych instrukcji bądź zarządzeń.

Od wielu lat jest zakaz wypalania gałęzi i odpadów poeksploatacyjnych, o ile oczywiście nie prowadzi to do nadmiernego rozmnożenia szkodliwych dla lasy owadów. Wprowadzono obowiązek powołania tak zwanych powierzchni referencyjnych, gdzie nie prowadzi się żadnych prac gospodarczych, a suche drzewa stojące lub leżące pozostawia się do naturalnego rozpadu. Powierzchnie te obejmują co najmniej 5% powierzchni poszczególnych siedlisk. Do tego dochodzą powierzchnie będące strefami ochronnymi wokół gniazd ptaków chronionych strefowo.

W moim dawnym Nadleśnictwie Susz, gdzie (z wyjątkiem stażu) spędziłem całe swoje zawodowe życie, powierzchnia tych stref zajmuje ponad 10% powierzchni nadleśnictwa, czyli ponad 2000 ha. lasu. Nadleśnictwo Susz jest absolutnym rekordzistą krajowym pod względem liczby gniazd (ponad 100) ptaków chronionych strefowo, ale zasady takiej ochrony obowiązują we wszystkich nadleśnictwach. Współczesna wiedza dała wyjaśnienie wielu zagadnień związanych z pozostawianiem martwego drewna w lesie.

Oszacowano, że brak takiego drewna może dać w efekcie zmniejszenie zasobów w następnym pokoleniu lasu nawet o około 20%.

Popularnie, w uproszczeniu twierdzi się, że martwe drewno (częściowo lub silnie rozłożone) stanowi niezbędny lub bardzo istotny warunek potrzebny do egzystencji 1500 gatunków grzybów, 1300 gatunków owadów i około 100 gatunków zwierząt kręgowych.

Z pewnością w naszych warunkach przyrodniczo – leśnych takich gatunków związanych z rozkładającym się drewnem jest równie dużo. Jedno z zaleceń stawiane leśnictwu przez światową organizację ekologiczną Greenpeace brzmi: „Nie wolno wyjmować więcej niż 60% biomasy na pniu z hektara. Przy czym należy zagwarantować zachowanie pierwotnej różnorodności gatunków oraz układu wiekowego”. Wyliczono, że u sosny o pierśnicy 30 – 35 cm (pierśnica to średnica drzewa na wysokości 1,30 m), przeciętnie i w dużym uproszczeniu, po ścięciu wywozi się około 66% masy (grubizna i gałęzie). Reszta, czyli 34% masy, pozostaje w lesie aż do naturalnego rozpadu.

Obecnie w wielu przypadkach, przy braku zainteresowania gałęziami wyrabianymi na opał, postulat Greenpeace jest spełniony z nadwyżką. Część ekologów postuluje, żeby w lesie do naturalnego rozpadu pozostawiać nie mniej niż 10% zapasu żywych drzew. Z prostego wyliczenia wynika, że tylko z zasobów w Lasach Państwowych, które w przybliżeniu wynoszą 2 mld m3 do naturalnego rozpadu należałoby pozostawić około 200 mln m3 drewna, co stanowi równowartość 6 rocznych etatów pozyskania drewna o przybliżonej wartości około 30 mld złotych, co stanowi kwotę zaiste gigantyczną.

W chwili obecnej szacuje się, że w Lasach Państwowych średnia wielkość martwego drewna wynosi nieco ponad 5 m3/ha. Niestety znaczna część społeczeństwa uważa, że ochrona przyrody nic nie kosztuje. Niektórzy twierdzą, że pozostawianie martwego drewna w lesie w postaci wiatrołomów czy suchych drzew stojących, to wymysł leśników w celu zmniejszenia podaży i uzyskiwanie wyższych cen. Nic bardziej mylnego. Na świecie coraz częściej ginie bezpowrotnie jakiś gatunek i chociaż częstokroć jest on mało widoczny, to polscy leśnicy nie chcą się do tego przyłożyć. Spacerując po lesie przyjmijmy ze zrozumieniem widok gnijących, powalonych lub stojących suchych pni drzew i stosy gałęzi. Tam aż kipi od życia, być może trudno dostrzegalnego, ale jednak bardzo ważnego.

Darz bór
Stanisław Blonkowski

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B