Nowa szefowa Nadleśnictwa Giżycko Grażyna Czalej-Gawrycka ma las we krwi. W jej rodzinie zawód leśnika sięga pięciu pokoleń. Pani nadleśniczy zdradza nam jak z Białegostoku trafiła do Giżycka.
Skąd pomysł, by z Podlasia przenieść się na Mazury?
- Z waszą krainą jestem związana sentymentalnie. Urodziłam się w Ełku. Mieszkaliśmy w poniemieckiej kamienicy, którą z żalem musiałam opuścić, bo gdy miałam pięć lat przenieśliśmy się całą rodziną do Białegostoku. W okresie młodzieńczym wracałam często na Mazury z grupą przyjaciół. Rozbijaliśmy namioty na polu biwakowym w Lipinach koło Ełku. Do Giżycka przenoszę się z dużą radością. Mój mąż od 10 lat tu mieszka i pracuje. Teraz wreszcie przestaniemy być weekendowym małżeństwem. Nasz siedmioletni syn cieszy się, że rodzina wreszcie będzie w komplecie. Jestem teraz na etapie przeprowadzki.
Jest pani pierwszą kobietą nadleśniczym w historii Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. Jakie to uczucie?
- Czuję się normalnie. Nie jestem wojującą feministką, która zdobywa kolejne stanowiska, by utwierdzić siebie i innych w przekonaniu, że kobiety są takie same jak mężczyźni. Niektórzy pewnie obawiają się, że "zababię" firmę, ale nie zamierzam tego robić, bo wiem, że praca w lesie jest bardzo trudna. Inna sprawa, jeżeli chodzi o pracę w biurze, tu obie płcie sprawdzają się tak samo dobrze.
Jak wyglądała Pani droga zawodowa?
- Jestem absolwentką Wydziału Leśnego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Moje całe życie zawodowe wiąże się z lasem. Pracę rozpoczęłam w Biurze Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej w Białymstoku, gdzie wykonywałam w terenie inwentaryzację zasobów leśnych w nadleśnictwach białostockiej dyrekcji. Sporo czasu przepracowałam w lesie, zaś od 1991 roku zajmuję się lasami trochę z innej strony, jako główny specjalista do spraw informatyki w RDLP w Białymstoku.
To nie przypadek, że jestem leśnikiem. Ten zawód jest w mojej rodzinie od czasów rozbiorów Polski, czyli od pięciu pokoleń. Moi przodkowie związani z lasem byli patriotami zsyłanymi na Syberię. Nie mam zbyt wielu pamiątek z tamtych czasów, zachowało się jedynie kilka starych fotografii.
Jakich zmian można się spodziewać w Nadleśnictwie Giżycko?
- Z pewnością nie szykują się tutaj zmiany personalne. Cieszę się, że trafiłam na taką załogę, która jest grupą profesjonalistów, niesamowicie zaangażowanych w swoją pracę. Część z 72 pracujących tu osób poznałam wcześniej osobiście, wiele osób znam z rozmów telefonicznych. Teraz, choć nie wszystkie twarze są mi już znane, wielu pracowników rozpoznaję po głosie. Doceniam to, co już zostało tu zrobione. Chcę kontynuować edukację ekologiczną i współpracować ze szkołami. Moim marzeniem jest, aby dzieci już od wczesnych lat rozumiały i szanowały las.
A co z wycinką drzew na terenie nadleśnictwa? Właściciele tartaków narzeka na brak surowca i muszą sprowadzać go z Ukrainy....
- Ten powszechny deficyt drewna jest związany z boomem gospodarczym w naszym kraju. Mimo tych potrzeb nie planuję zwiększenia wycinek drzew, bo mogłoby mieć to fatalne następstwa w przyszłości. Moim obowiązkiem jest racjonalna gospodarka leśna, tak by wycinki nie przeważyły nad procesem przyrostu drzew. Nasze społeczeństwo jest przekonane, że lasów w Polsce ubywa, tymczasem jest dokładnie na odwrót. Każdy teren, gdzie przeprowadzono wycinkę jest powtórnie zalesiany. W tej chwili prawie jedna trzecia powierzchni kraju to lasy.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Baranowska
- Z waszą krainą jestem związana sentymentalnie. Urodziłam się w Ełku. Mieszkaliśmy w poniemieckiej kamienicy, którą z żalem musiałam opuścić, bo gdy miałam pięć lat przenieśliśmy się całą rodziną do Białegostoku. W okresie młodzieńczym wracałam często na Mazury z grupą przyjaciół. Rozbijaliśmy namioty na polu biwakowym w Lipinach koło Ełku. Do Giżycka przenoszę się z dużą radością. Mój mąż od 10 lat tu mieszka i pracuje. Teraz wreszcie przestaniemy być weekendowym małżeństwem. Nasz siedmioletni syn cieszy się, że rodzina wreszcie będzie w komplecie. Jestem teraz na etapie przeprowadzki.
Jest pani pierwszą kobietą nadleśniczym w historii Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. Jakie to uczucie?
- Czuję się normalnie. Nie jestem wojującą feministką, która zdobywa kolejne stanowiska, by utwierdzić siebie i innych w przekonaniu, że kobiety są takie same jak mężczyźni. Niektórzy pewnie obawiają się, że "zababię" firmę, ale nie zamierzam tego robić, bo wiem, że praca w lesie jest bardzo trudna. Inna sprawa, jeżeli chodzi o pracę w biurze, tu obie płcie sprawdzają się tak samo dobrze.
Jak wyglądała Pani droga zawodowa?
- Jestem absolwentką Wydziału Leśnego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Moje całe życie zawodowe wiąże się z lasem. Pracę rozpoczęłam w Biurze Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej w Białymstoku, gdzie wykonywałam w terenie inwentaryzację zasobów leśnych w nadleśnictwach białostockiej dyrekcji. Sporo czasu przepracowałam w lesie, zaś od 1991 roku zajmuję się lasami trochę z innej strony, jako główny specjalista do spraw informatyki w RDLP w Białymstoku.
To nie przypadek, że jestem leśnikiem. Ten zawód jest w mojej rodzinie od czasów rozbiorów Polski, czyli od pięciu pokoleń. Moi przodkowie związani z lasem byli patriotami zsyłanymi na Syberię. Nie mam zbyt wielu pamiątek z tamtych czasów, zachowało się jedynie kilka starych fotografii.
Jakich zmian można się spodziewać w Nadleśnictwie Giżycko?
- Z pewnością nie szykują się tutaj zmiany personalne. Cieszę się, że trafiłam na taką załogę, która jest grupą profesjonalistów, niesamowicie zaangażowanych w swoją pracę. Część z 72 pracujących tu osób poznałam wcześniej osobiście, wiele osób znam z rozmów telefonicznych. Teraz, choć nie wszystkie twarze są mi już znane, wielu pracowników rozpoznaję po głosie. Doceniam to, co już zostało tu zrobione. Chcę kontynuować edukację ekologiczną i współpracować ze szkołami. Moim marzeniem jest, aby dzieci już od wczesnych lat rozumiały i szanowały las.
A co z wycinką drzew na terenie nadleśnictwa? Właściciele tartaków narzeka na brak surowca i muszą sprowadzać go z Ukrainy....
- Ten powszechny deficyt drewna jest związany z boomem gospodarczym w naszym kraju. Mimo tych potrzeb nie planuję zwiększenia wycinek drzew, bo mogłoby mieć to fatalne następstwa w przyszłości. Moim obowiązkiem jest racjonalna gospodarka leśna, tak by wycinki nie przeważyły nad procesem przyrostu drzew. Nasze społeczeństwo jest przekonane, że lasów w Polsce ubywa, tymczasem jest dokładnie na odwrót. Każdy teren, gdzie przeprowadzono wycinkę jest powtórnie zalesiany. W tej chwili prawie jedna trzecia powierzchni kraju to lasy.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Baranowska