Łosie w pułapce na ROD Kormoran. Po trzech tygodniach łoszak o własnych siłach opuścił działki

2023-01-16 17:44:35(ost. akt: 2023-01-16 18:37:45)

Autor zdjęcia: Renata Szczepanik

Przez blisko trzy tygodnie łosie błąkały się na terenie ROD Kormoran w Giżycku. Klępa wraz z jednym łoszakiem kilka dni temu opuściła ogrody pozostawiając drugiego - rannego łoszaka na jednej z działek. W minioną sobotę osłabiony i kulejący łoś o własnych siłach wydostał się z terenu ogródków.
- Klępa z dwoma młodym pojawiła się na terenie naszych ogrodów prawie trzy tygodnie temu. Łosie chodziły sobie po działkach. Nikt im nie przeszkadzał i nikt ich nie przeganiał. Kilka dni temu klępa z jednym młodym sama odeszła za obwodnicę. Następnego dnia łosie wróciły, ale na krótko. Tego trzeciego nie widzieliśmy. Dopiero później okazało się, że leży na jednej z działek. Widać było, że jest słaby i zraniony - mówi Franciszek Lis, prezes ROD „Kormoran” w Giżycku.

Fot. Renata Szczepanik

Działkowicze otworzyli furtki i bramy wjazdowe na teren ogrodów, by ułatwić łoszakowi powrót do lasu, ale bez efektów. Zabłąkany na działkach młody łoś nie był w stanie samodzielnie wydostać się z ogródków działkowych. Od kilku dni też nie wstawał, nie spacerował. Dopiero w sobotę 13 stycznia - ku zaskoczeniu obserwatorów - o własnych siłach opuścił teren ROD Kormoran. Pomogli mu w tym działkowicze, straż ochrony przyrody, nasza redakcja. Pomoc okazali też leśnicy giżyckiego nadleśnictwa i strażnicy miejscy. Po kilku godzinach obserwacji udało się rannego łoszaka bezpiecznie skierować do wyjścia z nadzieją, że szybko wróci do lasu i odnajdzie rodzinę.

Fot. Renata Szczepanik

Łosie wracają do miasta
W Giżycku nikt nie jest w stanie pomóc dzikim zwierzętom pojawiającym się na terenie miasta. Do ośrodka rehabilitacji zwierząt nikt rannego łosia nie zawiezie ani też nie poda zastrzyku usypiającego. Samorząd nie ma umowy z weterynarzem na tego typu interwencje. Policja czy straż miejska też niewiele pomogą, bo nie mają uprawnień. Nadleśnictwo Giżycko i straż leśna nie mogą działać poza terenem nadleśnictwa, choć zawsze leśnicy wspierają mieszkańców i pomagają przy organizacji bezpiecznego powrotu dzikich zwierząt do lasu.

Fot. Renata Szczepanik

– Otrzymujemy wiele zgłoszeń, kiedy dzika zwierzyna wpadnie na uprawę czy do ogrodu pokonując ogrodzenie i samodzielnie nie może się wydostać. Natychmiast reagujemy pomimo, że straż leśna nie może działać poza obszarami nadleśnictwa – informuje Krzysztof Dąbkowski, nadleśniczy Nadleśnictwa Giżycko. – W oparciu o nasze doświadczenia i wiedzę dotyczącą zachowania się niektórych zwierząt, jesteśmy w stanie pomóc w ewentualnym przemieszczeniu zwierzęcia. Służymy też poradą, w jaki sposób należy postępować w konkretnych przypadkach mając na uwadze przede wszystkim bezpieczeństwo mieszkańców, dobro zwierząt i ich ustawową ochronę. Każda sytuacja i miejsce wymaga indywidualnej oceny. Należy pamiętać, że łoś może stanowić też zagrożenie dla człowieka. W żadnym wypadku nie ma mowy o odstrzale łosi, które są pod ochroną.

Fot. Renata Szczepanik

Dla mieszkańców zaniepokojonych łosiami, które utknęły na terenie ROD Kormoran, jedynym rozwiązaniem było zawiadomienie Straży Ochrony Przyrody, która choć nie ma uprawnień ani możliwości finansowych, by zająć się dzikim zwierzęciem, nigdy – podobnie jak straż leśna - nie odmawia pomocy.

- Łoszak samodzielnie wydostał się z terenu ogródków, ale to nie znaczy, że nie wróci na działki - mówi płk. Jolanta Futera, komendant powiatowy Straży Ochrony Przyrody w Giżycku. - Przeraża mnie bezradność. Za każdym razem przy podobnych interwencjach spotykamy się z tym samym problemem. Nikt nie czuje się odpowiedzialny za dzikie zwierzę przebywające na terenie miasta.

Problemem jest rozproszenie kompetencji podmiotów wyznaczonych do ochrony zwierząt, jak samorządów, kół łowieckich, nadleśnictw, powiatowych lekarzy weterynarii, dyrekcji ochrony środowiska. W konsekwencji, przedstawiciele instytucji nie czują się zobowiązani do pomocy np. rannemu łosiowi, który znalazł się w miejskiej pułapce, a który jest własnością Skarbu Państwa. Przerzucanie odpowiedzialności przez różne podmioty też nie rozwiązuje problemu.

Fot. Renata Szczepanik

Raport NIK
Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt gmina ma obowiązek opieki nad zwierzętami nie tylko bezdomnymi, ale też dzikimi. To samorząd miasta czy gminy ma obowiązek udzielania pomocy dzikim zwierzętom poprzez zorganizowanie akcji ratunkowych lub zapewnienie transportu zwierząt do ośrodków rehabilitacji. Niestety, Giżycko nie posiada umowy ani z ośrodkiem rehabilitacyjnym, ani też z miejscowym weterynarzem na tego typu interwencje.

- Łosie są pod ochroną i są własnością Skarbu Państwa. Wystąpiliśmy do wojewody z prośbą o wskazanie rozwiązania problemu łosi przebywających na terenie ogródków działkowych. Czekamy na odpowiedź – poinformował burmistrz Wojciech Karol Iwaszkiewicz.

Fot. Renata Szczepanik

Zdaniem lokalnych samorządowców najlepszym rozwiązaniem w takich sytuacjach, w jakiej znalazł się młody łoszak, jest oczekiwanie aż zwierzę odzyska siły i samodzielnie wróci do lasu. Natomiast Najwyższa Izba Kontroli jest zdania, że należałoby bezpośrednio gminom przypisać obowiązek opieki weterynaryjnej nad zwierzętami wolno żyjącymi (dzikimi) pojawiającymi się na ich terenie. NIK sprawdziła, jak w latach 2017-2019 samorządy radziły sobie z obecnością dzikich zwierząt w mieście - zarówno w aspekcie ochrony zwierząt, jak i zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom.

- „Gminy zapewniły dzikim zwierzętom opiekę weterynaryjną pomimo, iż wprost nie miały takiego obowiązku. Większość gmin opracowała odpowiednie procedury działania, a interwencje podejmowały straże miejskie, które były odpowiednio wyposażone, a ich pracownicy wyszkoleni w tym kierunku.” - czytamy w raporcie opublikowanym w maju 2020 r.

Fot. PSP Giżycko

Jak widać niektóre samorządy doskonale sobie radzą z dzikimi zwierzętami pojawiającymi się w mieście, a inne – te położone w środku Mazur i jak Giżycko otoczone lasami, borami, puszczami - jeszcze tego problemu nie potrafią rozwiązać. Jedynie strażacy i druhowie z OSP nie zastanawiają się, do kogo należy zwierzę czy teren, na którym się znajduje. Po prostu spieszą na ratunek, jak niedawno łosiowi na zamarzniętym jez. Ryńskim.
Renata Szczepanik



2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B