Lubimy odpływać w krainę improwizacji

2023-01-07 09:30:17(ost. akt: 2023-01-07 10:39:05)
Załoga Dr. Bryga

Załoga Dr. Bryga

Autor zdjęcia: arch. Załoga Dr. Bryga

Siedemnaście lat na scenie, setki koncertów na koncie, ale im nigdy nie jest dość. Załoga Dr. Bryga. W zeszłym roku grupa wydała „Only Shanties Inside” - szósty krążek na przestrzeni piętnastu lat, a jak zapewniają członkowie zespołu, materiał na następny autorski album jest już gotowy. Z tej okazji współzałożyciel i gitarzysta formacji Michał Brzozowski opowiada o kontrastach, niestandardowym życiu w zespole i odskoczni od zwykłej pracy na etacie.
Można nazwać cię człowiekiem kontrastów?
Michał Brzozowski: Na co dzień uprawiam dość stabilny, a wręcz stateczny zawód, co w założeniu mogłoby wtłaczać mnie w ramy szarego nudnego człowieka, ale kiedy kończę pracę i rozwijam się na polu zespołowym, sprawy przybierają zupełnie inny obrót. Okres wiosenno-letni i wczesnojesienny to bardzo zapracowany czas dla Załogi Dr. Bryga. Nie możemy wtedy narzekać na nudę, bo koncerty pojawiają się właściwie co chwilę. Jeśli spojrzymy na to od tej strony, faktycznie można by nazwać mnie człowiekiem kontrastów. 

Czyli gra w zespole ma udowodnić, że potrafisz żyć inaczej niż inni?
Nie wydaje mi się, bym grą w zespole miał cokolwiek udowodnić - ani sobie, ani tym bardziej innym. Gitara i intensywna praca w ramach Załogi Dr. Bryga to coś, czym zajmuję się blisko dwie dekady, więc normalnym jest, że nie traktuję tych zajęć jako zwyczajnej odskoczni, a jako pełnoprawną część zadań, które co miesiąc wpisuję w kalendarz. Muzykę i wszystko, co związane z jej tworzeniem lub wykonywaniem, traktuję jako jedno z priorytetowych zajęć. Cieszę się, że tak to wygląda, bo zawsze za tym przepadałem, a występowanie na scenie i wymyślanie nowych riffów różni się o jakieś sto osiemdziesiąt stopni od mojej pełnoetatowej pracy.

Załoga Dr. Bryga
Fot. arch. Załoga Dr. Bryga
Załoga Dr. Bryga

Ale po prawie dwóch dekadach gry zespołem z pewnością rządzi pewna rutyna lub - mówiąc ładniej - określony schemat działania.
Oczywiście, że tak. Nie trzeba być żadnym rocket scientist, by wydedukować, że żyjemy, gdzie żyjemy, dlatego najbardziej zajętym okresem w działalności zespołu zawsze pozostaje lato i generalnie ciepłe miesiące. Zimą z kolei najczęściej przysiadamy do komponowania nowych utworów, więc wszystko toczy się w jednym kręgu, gdzie jedna rzecz wynika z drugiej. Nie gramy na żywo? To oznacza, że pracujemy nad czymś premierowym, by później - po paru miesiącach - móc zaprezentować to słuchaczom. Dodatkowo korzystamy z tego czasu, by niejako odpocząć od siebie. Nie ma między nami żadnych tarć czy konfliktów, lecz oczywistym jest, że przy tak długiej znajomości i przy tylu godzinach spędzonych ze sobą, czasami trzeba zrobić reset. 

Fot. Renata Szczepanik

Zapytałem o kontrasty, bo przez całe życie słuchałeś muzyki o wyraźnie rockowym trzonie, więc skąd w tym wszystkim szanty?
To prawda. Wychowałem się na rocku, a w późniejszych latach pochłonęła mnie fascynacja metalem progresywnym przede wszystkim w wydaniu Dream Theater, choć są też młodsze grupy - np. Haken - które zdobyły moje serce. Skąd w tym szanty? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się o dwadzieścia lat, gdy Dominik [Kaźmierczak - bas/wokal, przyp.red.] i ja jammowaliśmy sobie we dwójkę dla frajdy. Niedługo później zostaliśmy poproszeni o wykonanie paru piosenek żeglarskich przy okazji pewnego koncertu, więc dobraliśmy odpowiedni materiał i zrobiliśmy to. 
Od razu potem doszło do nas, że istnieje całkiem spore zapotrzebowanie na tego typu muzykę w naszym regionie, więc spróbowaliśmy przekuć tę estetykę, głównie akustyczną, w coś bardziej intensywnego. Dominik - również wychowany na rocku czy nawet punku - nie miał żadnego problemu z wpasowaniem się w ten koncept, a dalej poszło już z górki. Od siedemnastu lat nazywamy to rockiem marynistycznym i czujemy się poniekąd związani z tym hasłem.

Załoga Dr. Bryga
Fot. arch. Załoga Dr. Bryga
Załoga Dr. Bryga

Wtłoczenie pierwiastka marynistycznego do autorskich numerów już na początku było proste?
Nie zawsze. Dziś przychodzi nam to dość naturalnie, bo wiemy, jak ugryźć tę konwencję i zmieszać ją z riffami czy melodiami rockowego pochodzenia, ale początkowo musieliśmy nieco się napocić. Zaznaczę: nie chodzi tu o muzykę, ponieważ ta nigdy nie była czymś problematycznym, a raczej stronę tekstowo-estetyczną. Nie chcieliśmy popadać w banały, dlatego w początkowych etapach istnienia zespołu musieliśmy odnaleźć siebie w tym światku, by móc w nim funkcjonować. 
Będę zupełnie szczery: mieszkamy na Mazurach, ale nikt z naszego zespołu nie jest zapalonym żeglarzem, więc w tekstach bliżej nam do wcielania się w inne postaci niż opowiadania o własnych przeżyciach. Po jakimś czasie po prostu zrozumieliśmy, o co w tym wszystkim chodzi, w czym pomogła choćby lektura tekstów kapel/artystów z podobnych okolic stylistycznych. W późniejszym czasie istotnym elementem Załogi Dr. Bryga stał się wyraźnie wyeksponowany wątek mazurski, który świetnie wkomponował się w naszą muzykę. 

Fot. Z.O.

Żeglarzami nie jesteście, ale poruszacie ich przygody oraz inne tematy związane z wodą od lat, więc przypuszczam, że musiało to poskutkować wzrostem waszego zainteresowania na tym punkcie.
Niejednokrotnie pytano nas w przeróżnych sytuacjach, jak wiele żeglujemy, gdzie pływamy i inne tego typu rzeczy sugerujące, że większość czasu spędzamy raczej na wodzie niż na lądzie. Niestety w takich sytuacjach nie możemy odpowiedzieć zbyt wiele, bo nasze doświadczenia na tym polu są niewielkie. Każde z nas ma pracę zawodową i różne obowiązki na głowie, w związku z czym nie możemy rzucić wszystkiego w kąt na rzecz dwutygodniowego rejsu po Mazurach.
Na szczęście wątek przygodowy jest nam bliski. W okresie letnim gramy w naprawdę różnych miejscach - od tawern zacząwszy, a na klubach skończywszy - a nasze koncerty rozciągają się od Mazur po okolice nadmorskie czy nawet stołeczne. Nie możemy narzekać na brak zajęć czy nowych wyzwań.

Na pewno eksploracja wątku przygodowego i pielęgnowanie tej mniej oczywistej strony życia musi wyjątkowo dobrze służyć utrzymaniu higieny psychicznej.
Jak najbardziej tak jest. Traktujemy to jako cudowną możliwość odskoczni od codziennych obowiązków, chociaż w najtłustszych latach zaliczaliśmy około stu występów rocznie, z czego znaczna większość przypadała na okres wiosenno-letni. Sam się pewnie domyślasz, że to potrafi zmęczyć, mimo całej przyjemności, którą dostarcza. Słowem: było tego mnóstwo, a i teraz z pewnością nie musimy narzekać na zbyt dużą liczbę luk w kalendarzu zespołowym. Cały czas kochamy grać, a mamy już prawie dwie dekady doświadczenia na karku.


Na poziomie kompozytorsko-wykonawczym Załogę Dr. Bryga charakteryzuje znacznie wyższy poziom rzemiosła technicznego niż wielu kolegów po fachu. Często musicie wciskać hamulec, by wasze numery nie były zbyt skomplikowane i złożone?
Kilka razy usłyszeliśmy takie opinie, ale chyba z biegiem lat uczymy się działać tak, aby mieć ciastko i zjeść ciastko. Nie jest tajemnicą, że lubimy poeksperymentować i nadać numerom w wersjach koncertowych nowego ducha, a nie zagrać wszystko w skali 1:1. Jest w tym duży pierwiastek spontaniczności - lubimy odpłynąć w krainę improwizacji. Dodatkowo większość słuchaczy wie, że lubimy wplatać do autorskich numerów różne fragmenty cudzych dokonań, co oczywiście zawsze przynosi dużo radości i jest fajną ciekawostką. Główną inspiracją było tu “Instrumedley” Dream Theater, gdzie zespół wplótł najróżniejsze wątki z własnej twórczości i nie tylko, by złożyć to w skondensowaną pigułę idealnie sumującą ich styl oraz możliwości.
Łukasz Brzozowski




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5