Tadeusz Pańków z Giżycka przeklina dzień, w którym panowie z gazowni przyszli wymienić licznik poboru gazu. To był początek jego kłopotów.
Licznik gazu znajduje się na klatce schodowej, przy mieszkaniu pana Tadeusza. Praktycznie każdy, kto wejdzie na klatkę, ma do niego dostęp.
- Panowie z gazowni przyszli do mnie z informacją, że wymieniają licznik, ponieważ tamten jest uszkodzony. To było 18 maja. Powiedzieli wtedy, że wyniki ekspertyzy otrzymam pocztą. Otrzymałem, a wynikało z nich, że mój stary licznik był uszkodzony - opowiada Tadeusz Pańków.
Pod koniec lipca pan Tadeusz otrzymał pismo z Mazowieckiej Spółki Gazowniczej sp. z.o o, Oddziału Zakładu Gazowniczego w Białymstoku, że z tytułu nielegalnego poboru paliwa ma zapłacić... 18.919 zł (ta suma to kara naliczona przez gazownię).
- Nic nie zrobiłem, żadnego gazu nie kradłem, zużycie było takie same jak w poprzednich okresach, więc za co mam płacić? - pyta oburzony giżycczanin. - Skąd miałbym wziąć takie pieniądze. Nie zarabiamy z żoną tyle, żeby było nas na to stać. Zresztą, dlaczego mamy płacić, skoro niczemu nie zawiniliśmy?
Jak można dowiedzieć się z pisma zakładu gazowniczego, nielegalny pobór paliwa stwierdzono na podstawie dokumentacji fotograficznej, czyli zdjęcia starego licznika.
Od tej decyzji pan Tadeusz się odwołał, wnosząc o odstąpienie od konieczności zapłaty. Swoje podanie giżycczanin poparł przysłanymi mu zaświadczeniami, z których wynika, że owszem, z gazomierza została usunięta plomba fabryczna, jednak po zdjęciu mechanizmu liczącego, nie stwierdzono żadnych uszkodzeń bądź śladów manipulacji. Z ekspertyzy wynika, że błędy wskazań gazomierza są mniejsze od błędów granicznych dopuszczalnych dla gazomierzy.
Odwołanie nic nie dało, spółka gazownicza żąda zapłaty należności. Twierdzi, że ekspertyza potwierdza ingerencję osób niepowołanych w urządzenie pomiarowe, o czym świadczy brak plomby, a co w konsekwencji umożliwia zafałszowanie wskazań ilości zużytego gazu.
- Każdy w takiej sytuacji mówi, że jest niewinny. Takie sprawy rozstrzyga sąd. Według nas ingerencja w licznik była i dochodzimy swoich należności - poinformował nas Robert Jaromski, dyrektor Mazowieckiej Spółki Gazownictwa, Oddziału w Białymstoku.
Pan Tadeusz wysłał kolejne pismo do spółki, informując, że zużycie gazu od dłuższego czasu było w jego mieszkaniu takie same. Nie widzi powodu, dla którego miałby fałszować wynik. Spółka od swojego stanowiska nie odstępuje, żąda zapłaty. Giżycczanin nie poddaje się, odwołał się już do Ministerstwa Sprawiedliwości, Rzecznika Ochrony Praw Konkurencji i Konsumenta oraz Rzecznika Odbiorców Paliw i Energii, który uświadomił go o możliwości wystąpienia na drogę sądową. To zamierza zrobić pan Tadeusz, bo innej możliwości nie widzi.
Zuzanna Ołdakowska
- Panowie z gazowni przyszli do mnie z informacją, że wymieniają licznik, ponieważ tamten jest uszkodzony. To było 18 maja. Powiedzieli wtedy, że wyniki ekspertyzy otrzymam pocztą. Otrzymałem, a wynikało z nich, że mój stary licznik był uszkodzony - opowiada Tadeusz Pańków.
Pod koniec lipca pan Tadeusz otrzymał pismo z Mazowieckiej Spółki Gazowniczej sp. z.o o, Oddziału Zakładu Gazowniczego w Białymstoku, że z tytułu nielegalnego poboru paliwa ma zapłacić... 18.919 zł (ta suma to kara naliczona przez gazownię).
- Nic nie zrobiłem, żadnego gazu nie kradłem, zużycie było takie same jak w poprzednich okresach, więc za co mam płacić? - pyta oburzony giżycczanin. - Skąd miałbym wziąć takie pieniądze. Nie zarabiamy z żoną tyle, żeby było nas na to stać. Zresztą, dlaczego mamy płacić, skoro niczemu nie zawiniliśmy?
Jak można dowiedzieć się z pisma zakładu gazowniczego, nielegalny pobór paliwa stwierdzono na podstawie dokumentacji fotograficznej, czyli zdjęcia starego licznika.
Od tej decyzji pan Tadeusz się odwołał, wnosząc o odstąpienie od konieczności zapłaty. Swoje podanie giżycczanin poparł przysłanymi mu zaświadczeniami, z których wynika, że owszem, z gazomierza została usunięta plomba fabryczna, jednak po zdjęciu mechanizmu liczącego, nie stwierdzono żadnych uszkodzeń bądź śladów manipulacji. Z ekspertyzy wynika, że błędy wskazań gazomierza są mniejsze od błędów granicznych dopuszczalnych dla gazomierzy.
Odwołanie nic nie dało, spółka gazownicza żąda zapłaty należności. Twierdzi, że ekspertyza potwierdza ingerencję osób niepowołanych w urządzenie pomiarowe, o czym świadczy brak plomby, a co w konsekwencji umożliwia zafałszowanie wskazań ilości zużytego gazu.
- Każdy w takiej sytuacji mówi, że jest niewinny. Takie sprawy rozstrzyga sąd. Według nas ingerencja w licznik była i dochodzimy swoich należności - poinformował nas Robert Jaromski, dyrektor Mazowieckiej Spółki Gazownictwa, Oddziału w Białymstoku.
Pan Tadeusz wysłał kolejne pismo do spółki, informując, że zużycie gazu od dłuższego czasu było w jego mieszkaniu takie same. Nie widzi powodu, dla którego miałby fałszować wynik. Spółka od swojego stanowiska nie odstępuje, żąda zapłaty. Giżycczanin nie poddaje się, odwołał się już do Ministerstwa Sprawiedliwości, Rzecznika Ochrony Praw Konkurencji i Konsumenta oraz Rzecznika Odbiorców Paliw i Energii, który uświadomił go o możliwości wystąpienia na drogę sądową. To zamierza zrobić pan Tadeusz, bo innej możliwości nie widzi.
Zuzanna Ołdakowska