7-letni Dominik jest niepełnosprawny. Od urodzenia wymaga ciągłej opieki matki. Ale lekarz-orzecznik uznał, że chłopiec nie potrzebuje stałej opieki. W efekcie matka straciła pieniądze na rehabilitację syna.
Dominik z Mrągowa ma 7 lat, jest głuchoniemy, częściowo sparaliżowany, porusza się na wózku. Chłopiec wymaga stałej opieki swojej matki, Anny Szmigiel oraz specjalistów. Od kilku miesięcy uczęszcza do Ośrodka Rehabilitacji-Edukacji i Wychowania w Mikołajkach. Bierze udział w zajęciach fizykoterapeutycznych, logopedycznych, rehabilitacji i z psychologiem. - To jeszcze zbyt mało czasu, by mówić o przełomowych zmianach w jego zdrowiu, ale już zrobił duże postępy - oceniła Danuta Rozberg, dyrektor placówki.
Straciła 700 zł
Kilka tygodni temu pani Anna przeżyła szok. Krystyna M., mrągowski lekarz-orzecznik i pediatra uznała, że Dominik wcale nie wymaga stałej opieki matki. I to mimo tego, że przez kilka lat komisja lekarzy orzekających o stopniu niepełnosprawności nie miała wątpliwości, że chłopiec wymaga takiej opieki.
- Lekarz, na komisji w Mrągowie, poinformował mnie, że mogę iść do pracy, bo dziecko przez 8 godzin dziennie przebywa w szkole - opowiadała Anna Szmigiel.
Decyzja lekarza-orzecznika miała poważne konsekwencje dla matki Dominika. Kobieta od stycznia straciła wszelkie uprawnienia do świadczeń związanych z chorobą syna - ok. 700 zł. Zostało jej tylko 140 zł miesięcznie zasiłku pielęgnacyjnego. Na życie pozostało im jeszcze 700 zł, które zarabia mąż. - Ale tyle właśnie kosztuje samo miesięczne leczenie Dominika - mówiła kobieta.
Pomóżcie nam
W tej sytuacji pani Anna o pomoc zwróciła się do naszej redakcji w Mrągowie.
- Skąd mam wziąć pieniądze, skoro nikt nie chce przyjąć do pracy matki z niepełnosprawnym dzieckiem? Kilka razy w miesiącu muszę jeździć z nim na rehabilitację czy badania - płakała kobieta. - Teraz od stycznia też nie jeżdżę z dzieckiem na rehabilitację, bo nie mam za co. Nie pozwolę jednak, by ktoś zabrał nam resztkę godności. Pomóżcie nam - matka zakrywała twarz i szlochała.
Zadzwoniliśmy do lekarza, który wydał taką decyzję. Krystyna M. powiedziała nam, że jej opinia była "w pełni przemyślana i podjęta w myśl obowiązującego prawa". - Dominik chodzi już do specjalistycznej szkoły w Mikołajkach i w tym czasie, gdy korzysta z zajęć, matka może śmiało iść do pracy - tłumaczyła swoje stanowisko Krystyna M. - Na to, że kobieta nie może znaleźć zatrudnienia, my, lekarze, nie mamy wpływu.
Łzy szczęścia
Skontaktowaliśmy panią Annę ze Stanisławem Bułajewskim, prawnikiem działającym przy mrągowskim Urzędzie Miasta. Prawnik doradził kobiecie odwołanie się od decyzji mrągowskich lekarzy do oddziału Wojewódzkiego Zespołu do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności w Ełku.
O dziwo, to wystarczyło, bo ełcka komisja uchyliła wcześniejsze orzeczenie! Uśmiechnięta i rozradowana matka z decyzją w ręku od razu przyszła do naszej redakcji.
- To dzięki wam udało mi się przejść przez to wszystko - mówiła przez łzy, ale tym razem łzy szczęścia.
Zdaniem pani Anny, Wojciech Skowysz, lekarz-orzecznik z Ełku podszedł do jej synka profesjonalnie. - Dokładnie zbadał Dominika, zważył, zmierzył, obejrzał uszy, narządy mowy i jego stopy. Zrobił to, czego nie zrobił lekarz w Mrągowie - wyjaśniła kobieta.
- Zrobiłem to, co do mnie należy - skomentował skromnie Wojciech Skowysz . - I cieszę się, że matka jest zadowolona.
Edyta Danilczuk
|||
Straciła 700 zł
Kilka tygodni temu pani Anna przeżyła szok. Krystyna M., mrągowski lekarz-orzecznik i pediatra uznała, że Dominik wcale nie wymaga stałej opieki matki. I to mimo tego, że przez kilka lat komisja lekarzy orzekających o stopniu niepełnosprawności nie miała wątpliwości, że chłopiec wymaga takiej opieki.
- Lekarz, na komisji w Mrągowie, poinformował mnie, że mogę iść do pracy, bo dziecko przez 8 godzin dziennie przebywa w szkole - opowiadała Anna Szmigiel.
Decyzja lekarza-orzecznika miała poważne konsekwencje dla matki Dominika. Kobieta od stycznia straciła wszelkie uprawnienia do świadczeń związanych z chorobą syna - ok. 700 zł. Zostało jej tylko 140 zł miesięcznie zasiłku pielęgnacyjnego. Na życie pozostało im jeszcze 700 zł, które zarabia mąż. - Ale tyle właśnie kosztuje samo miesięczne leczenie Dominika - mówiła kobieta.
Pomóżcie nam
W tej sytuacji pani Anna o pomoc zwróciła się do naszej redakcji w Mrągowie.
- Skąd mam wziąć pieniądze, skoro nikt nie chce przyjąć do pracy matki z niepełnosprawnym dzieckiem? Kilka razy w miesiącu muszę jeździć z nim na rehabilitację czy badania - płakała kobieta. - Teraz od stycznia też nie jeżdżę z dzieckiem na rehabilitację, bo nie mam za co. Nie pozwolę jednak, by ktoś zabrał nam resztkę godności. Pomóżcie nam - matka zakrywała twarz i szlochała.
Zadzwoniliśmy do lekarza, który wydał taką decyzję. Krystyna M. powiedziała nam, że jej opinia była "w pełni przemyślana i podjęta w myśl obowiązującego prawa". - Dominik chodzi już do specjalistycznej szkoły w Mikołajkach i w tym czasie, gdy korzysta z zajęć, matka może śmiało iść do pracy - tłumaczyła swoje stanowisko Krystyna M. - Na to, że kobieta nie może znaleźć zatrudnienia, my, lekarze, nie mamy wpływu.
Łzy szczęścia
Skontaktowaliśmy panią Annę ze Stanisławem Bułajewskim, prawnikiem działającym przy mrągowskim Urzędzie Miasta. Prawnik doradził kobiecie odwołanie się od decyzji mrągowskich lekarzy do oddziału Wojewódzkiego Zespołu do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności w Ełku.
O dziwo, to wystarczyło, bo ełcka komisja uchyliła wcześniejsze orzeczenie! Uśmiechnięta i rozradowana matka z decyzją w ręku od razu przyszła do naszej redakcji.
- To dzięki wam udało mi się przejść przez to wszystko - mówiła przez łzy, ale tym razem łzy szczęścia.
Zdaniem pani Anny, Wojciech Skowysz, lekarz-orzecznik z Ełku podszedł do jej synka profesjonalnie. - Dokładnie zbadał Dominika, zważył, zmierzył, obejrzał uszy, narządy mowy i jego stopy. Zrobił to, czego nie zrobił lekarz w Mrągowie - wyjaśniła kobieta.
- Zrobiłem to, co do mnie należy - skomentował skromnie Wojciech Skowysz . - I cieszę się, że matka jest zadowolona.
Edyta Danilczuk
|||