Czy cyberseks zmutował wraz z wirusem?

2021-03-07 16:00:00(ost. akt: 2021-03-07 16:27:21)

Autor zdjęcia: Pixabay

Cyberseks to zjawisko, o którym słyszał każdy z nas, ale nie każdy miał okazję go doświadczyć. Pandemiczna rzeczywistość w jakiej żyjemy rozlała się mrocznym cieniem na dosłownie każdy aspekt naszego życia, w tym także na świat wirtualnego seksu. Zajrzyjmy pod cyfrową kołdrę.
Oprócz całkowitego przemodelowania zasad funkcjonowania obywatela w społeczeństwie - co jest „zasługą” wprowadzanych przez przeróżne rządy obostrzeń - koronawirus namieszał również w sferze prywatnych relacji każdego z nas. Wraz z nową rzeczywistością od której prędko nie odejdziemy (jeżeli w ogóle) pojawiły się nowe problemy, nowe wyzwania, ale również nowe szanse.

Są one związane z rozwojem zaawansowanych technologii ułatwiających komunikację międzyludzką. To efekt przestawienia wielu społeczeństw na zdalne funkcjonowanie. Do urzędnika idziemy po łączach internetowych, pracujemy (pracowaliśmy) z domu. Z jednej strony to niejako rozwinięcie zastosowania już obecnych w naszym życiu technologii, a te – powiedzmy to obiektywnie – mają właśnie swój „moment” i właśnie stają się „nową oczywistością”.

Z drugiej to okazja dla socjologów na pilne przyglądanie się efektom „żywego” eksperymentu społecznego na gatunku ludzkim.

Do sieci przerzuca się cały świat. Oczywiście był już w nim obecny, ale stanowił zawsze tylko i wyłącznie imitację wrażeń, jakie czekają nas w rzeczywistości. Od lat przecież korzystamy z gier komputerowych, normą są już filmy VR (Virtual Reality), płacimy nawet wirtualnymi walutami (np. bitcoin). Cyfrowo można już niemal wszystko. Również prowadzić własne życie seksualne.

Zagadnienie cyberseksu jest jednym z tych, o którym słyszał przecież każdy, ale jednocześnie nie każdy go „doświadczył”. I nie mówimy tutaj tylko i wyłącznie o pozytywnych doświadczeniach na tym polu – pamiętajmy, że można również stać się ofiarą cyberseksu (o czym później).

Cyberseks, inaczej cybering, to nic innego, jak wirtualny stosunek seksualny, w trakcie którego minimum dwie osoby czerpią doznania seksualne poprzez wzajemną wymianę przeróżnych informacji (graficznych, tekstowych, nagrań wideo itd.) drogą zdalną, poprzez Internet.

Taka forma kontaktu „intymnego” to logiczne rozwinięcie natury ludzkiej, a ta zmusza nasz gatunek do nieustannego „testowania”, „próbowania” i „eksperymentowania”, więc gdy pojawił się Internet, ludzie zaczęli również próbować przenieść do niego życie seksualne. Pojawił się cyberseks.

Ta metoda kontaktów intymnych rozwijała się niejako w ukryciu. Kanały pogawędkowe (IRC itd.), komunikatory (pamiętacie GG?), a wreszcie kamerki internetowe, które w końcu dały uczestnikom takich schadzek okazję do pogłębienia wrażeń czerpanych przez nich z cyberseksu. Obecnie mamy w „necie” całe strony z transmisjami live, podstrony serwisów pornograficznych właśnie dla fanów cyberingu, który – w cieniu sektora usług hi-tech i usług medycznych (coraz bardzie zaawansowane teleporady) – rozwija się w gwałtownym tempie. I wyewoluował.

To już nie jest tylko sposób na „towarzyską” masturbację – bo do tego de facto sprowadza się taki cyberakt seksualny. Pandemia sprawiła, że spotkania online stały się namiastkami realnych randek. Zgadza się, robiono tak już wcześniej, ale nigdy na taką skalę. No i chyba najważniejsze „zmiany” – koronawirusowa rzeczywistość drastycznie uwypukliła plusy i minusy cyberseksu.

Japońscy urzędnicy średniego szczebla podczas pandemii są jeszcze bardziej wydajni zawodowo. Dlaczego? Po prostu pracując w domu mają bardziej komfortowe warunki do masturbacji, niż w pracy – w Kraju Wiśni to popularna taktyka na bycie lepszym pracownikiem i oszczędzanie czasu!

Cybering w swojej miękkiej formie to – czy się nam podoba, czy nie - dla wielu młodych ludzi sposób na „wejście” w świat erotyki i nie mówimy tutaj o pornografii. Psychologowie zwracają uwagę, że w przypadku osób bardzo nieśmiałych, które z jakiegokolwiek względu opóźniają inicjację seksualną, to sposób na wizualne zapoznanie się z „realnym” ciałem partnera/ki. Dla tych „zaawansowanych” i doświadczonych cyberingowców to doskonały sposób weryfikacji. Cyberseks, a potem „może dasz porwać się na spacer?”. Jak najbardziej i pandemia tylko to ułatwiła.

Na pandemii bardzo mocno zyskała szeroko pojęta branża porno, fakt, którego próżno szukać na pierwszych stronach gazet. Wiele popularnych stron rozbudowało się w trakcie pandemii o odrębne, wyspecjalizowane podstrony właśnie dla cyberseksowiczów, którzy pozamykani we własnych domach mają do cyberingu więcej okazji. Ludzie chętniej sięgają po porno, a te przyciąga ich dostosowując swoją ofertę np. filmikami par uprawiających seks w maseczkach, albo scenami szczepienia na Covid-19 przez wyposażonego w dużą strzykawę pewnego łysego pana, który „wcielał się” w wiele poważnych memówych ról. Porno jest na czasie z koronawirusem.

Jednak ewolucja cyberseksu i – szerzej – branży porno w trakcie pandemii to również druga strona medalu, czyli minusy. Czy jest ich wiele? No cóż, samych plusów można by podawać (a raczej je rozbijać na szczegóły) jeszcze mnóstwo, ale minusy są w zasadzie tylko dwa. Dotyczą sfery naszej psychiki oraz przykrego faktu – wzrostu statystyk związanych z seksualnym wykorzystywaniem dzieci.

Pogłębienie zgubnego wpływu uzależnienia od pornografii to pierwsze co można wymienić jako minus nowego wcielenia cyberingu. Problem i tak jest już szeroki, a wraz z pandemią ma okazję infekować cyfrowo częściej i przyzwyczajać użytkownika takich treści do określonej drogi ich przyswajania. Samo zagadnienie uzależnienia od pornografii/masturbacji zasługuje na odrębne omówienie, więc tu ograniczmy się do tego, że pandemiczny cyberseks po prostu szybciej rujnuje psychikę osób uzależnionych, a „świeżaków” błyskawicznie potrafi wpędzić w szpony tego nałogu.

Ostatni z dwóch, być może największy, minus pandemicznej, pełzającej rewolucji w świecie cyberingu to zagrożenie dla najmłodszych. Od czasu wprowadzenia – w zasadzie ogólnoświatowych – obostrzeń i zakazów przemieszczania się wzrosły gwałtownie statystyki związane z przestępczością dotyczącą wykorzystania seksualnego dzieci. Na Filipinach, gdzie problem ten i tak był duży, w ciągu ostatniego roku liczba przyłapanych pedofilów internetowych wzrosła trzykrotnie. Zwiększył się także niestety ruch na rynku handlu żywym towarem – coraz więcej młodych kobiet jest porywanych do tzw. cyfrowych burdeli, o którym to problemie wspominał niedawno m.in. Interpol.

Wraz z trwającą pandemią nasze życie przerzuca się coraz bardziej do sieci i zjawisko pornografii, a w tym wypadku cyberseksu, nie jest (bo i nie może) być wyjątkiem. A jakie będę efekty przybierania tego zjawiska na sile w długofalowej perspektywie? No cóż, uzależnienie od pornografii jest uznawane za chorobę, a co najmniej za problem moralno-społeczny, a choroba jest leczona. Ciekawe, czy w przypadku, gdy na pornografię "zachoruje" większość społeczeństwa, znajdą się lekarze, którzy będą ją leczyć. Bo może to już nie będzie nałóg. I być może to będzie właśnie najgroźniejsza mutacja skoronawirusowanego cyberingu.

MCH



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5