Dobrymi chęciami psia buda wybrukowana...

2024-10-16 15:00:00(ost. akt: 2024-10-16 15:29:50)

Autor zdjęcia: Pixabay

Promowany hasłem „Stop łańcuchom” projekt ustawy o ochronie zwierząt domowych wzywa do zaprzestania trzymania psów na uwięzi oraz walki z pseudohodowlami. Jednakże, po głębszej analizie, okazuje się, że za szczytnymi hasłami kryją się przepisy, które mogą zmienić życie właścicieli psów i kotów w całym kraju – i to niekoniecznie na lepsze.
Od kilku miesięcy w Polsce toczy się dyskusja na temat nowego projektu ustawy o ochronie zwierząt domowych, który na pierwszy rzut oka wydaje się być inicjatywą służącą dobru naszych czworonożnych przyjaciół. Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „Stop łańcuchom, pseudohodowlom i bezdomności zwierząt” zbiera podpisy w tej sprawie. Znajdują się w nim posłowie rządu Donalda Tuska, w tym z PO, Zielonych i Lewicy (wicemarszałek sejmu Monika Wielichowska). W naszym kraju psa ma aż 49 proc. gospodarstw domowych, kota 41 proc. Pod tym względem jesteśmy na drugim miejscu w Europie.

Jednym z głównych założeń projektu jest obowiązek kastracji i sterylizacji wszystkich psów i kotów, które nie pochodzą z hodowli. Ma to dotyczyć wszystkich zwierząt, niezależnie od wieku czy stanu zdrowia, a koszty tych zabiegów poniosą ich właściciele. Wyjątek przewidziano tylko dla osób ubogich lub z niepełnosprawnościami. Dla pozostałych – rząd zakłada, że prywatne budżety Polaków poradzą sobie z tą nagłą zmianą priorytetów. Gminy natomiast będą odpowiedzialne za sterylizację zwierząt bezdomnych.

Jakie będą tego skutki? Otóż, z czasem pożegnamy widok kundelków w naszych domach. Nielegalne będzie bowiem rozmnażanie jakichkolwiek zwierząt poza hodowlami. A te, oczywiście, będą podlegały ostrzejszym regulacjom. Między innymi, hodowcy będą musieli obowiązkowo rejestrować się w centralnym rejestrze, a ich działalność będzie monitorowana i kontrolowana. Prowadzenie hodowli powyżej 20 zwierząt wymagać będzie dodatkowego zezwolenia, a za każde szczenię czy kocię hodowca będzie zobowiązany płacić specjalną opłatę. Efektem tych regulacji będzie stopniowe zmniejszanie liczby dostępnych zwierząt nierasowych (kundelków), a także wzrost cen psów i kotów pochodzących z legalnych hodowli. Tutaj dodajmy, że kundelki są wg. naukowców z PAN rasą „superpsów”, odpornych na choroby itd. co jest efektem starannej selekcji „zbędnych” genów, na skutek mieszania się psów i tym samym „udoskonalania” ich puli genetycznej.


Nie można też zapomnieć o obowiązkowym czipowaniu wszystkich psów i kotów, w tym tych niewychodzących. Właściciele będą musieli wprowadzić dane swoich pupili do centralnego rejestru, co wiąże się z dodatkowymi kosztami i biurokratycznymi obowiązkami. I choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać krokiem w stronę większej kontroli nad problemem bezdomności zwierząt, w praktyce może to przyczynić się do zwiększenia liczby porzuceń – zwłaszcza w przypadku starszych, chorych lub trudniejszych do utrzymania zwierząt. Ponadto nasze dane z rejestru (w tym imię, nazwisko i miejsce zamieszkania) będą udostępniane nie tylko organom państwa i służbom, ale też pracownikom / aktywistom organizacji społecznych zajmujących się ochroną zwierząt.

Właściciele schronisk dla zwierząt również nie mają powodów do radości. Nowe przepisy wprowadzą surowe wymagania dotyczące wskaźnika adopcji (nie niższy, niż 65 proc., a poniżej 50 proc. samorząd może rozwiązać umowę!), a kierownikom schronisk ograniczy się wynagrodzenie. Co więcej, kara finansowa za niedotrzymanie wskaźnika adopcji może wynosić co najmniej 10 000 złotych, co dla wielu schronisk będzie oznaczało finansowy armageddon.

Projekt uderza nie tylko w prywatnych właścicieli, ale także w różne inicjatywy związane ze zwierzętami. Na przykład zakazuje używania zwierząt w celach zarobkowych, co może oznaczać koniec kocich kawiarni oraz terapii z udziałem zwierząt, jeśli wiąże się to z opłatą.

Jeśli te przepisy wejdą w życie, konsekwencje mogą być dramatyczne. Koszty utrzymania zwierząt wzrosną, co może zmusić niektórych właścicieli do ich porzucenia. Schroniska, które nie będą w stanie spełnić nowych standardów, będą zmuszone zamknąć swoje drzwi, a te, które przetrwają, mogą być przepełnione. Ostatecznie, dostępność zwierząt do adopcji zostanie poważnie ograniczona, a ci, którzy marzą o czworonożnym towarzyszu, będą musieli sięgnąć głębiej do portfela.

Projekt, choć z pozoru dobroduszny, otwiera drzwi do wielu problemów, z którymi będzie musiała zmierzyć się nie tylko właściciele zwierząt, ale także ci, którzy próbują ratować zwierzęta przed bezdomnością. Czy naprawdę o to chodziło? Czy w imię ochrony zwierząt warto tak głęboko ingerować w życie właścicieli i całego społeczeństwa?

Maciej Chrościelewski



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5