ME w Minifutbolu || Husaria zatrzymana, ale wstydu nie było!

2024-06-08 08:00:00(ost. akt: 2024-06-08 15:01:34)

Autor zdjęcia: SuperLiga6 / European Minifootball Federation (FB)

Dzięki postawie boiskowej, jak i odrobinie szczęścia, reprezentacja Polski wyszła z grupy śmierci tegorocznych ME w Minifutbolu. Niestety polską husarię w 1/8 finału zatrzymała Czarnogóra, która zwyciężyła z Biało-Czerwonymi 4:2. Jest mały niedosyt, ale wstydu nie było.
Grający trener ełckiego Mazura, jego klubowy kolega Bartek Pieńczykowski oraz były zawodnik MKS-u, a obecnie bramkarz warszawskiego Ursusa Adam Radzikowski, znaleźli się w składzie reprezentacji Polski na rozgrywanych obecnie w Bośni i Hercegowinie (Sarejewo) Mistrzostwach Europy w Minifutbolu.

Polska rywalizowała w bardzo mocnej grupie z Węgrami, Rumunią i Turcją. Jeden z ełczan, Patryk Gondek, został mianowany kapitanem naszej reprezentacji, co na pewno jest dla niego miłym wyróżnieniem i docenieniem umiejętności stricte piłkarskich oraz podkreśleniem naturalnej charyzmy lidera. Grupowe spotkania Polaków pokazały, że była to dobra decyzja sztabu naszej kadry.

Bratanki prawie do jednej bramki

Swój inauguracyjny mecz na tegorocznych ME w Minifutbolu – przeciwko Węgrom – Polacy rozegrali w sobotni (1 VI) wieczór. Niestety nie było to dobre spotkanie w wykonaniu naszych reprezentantów – Polska uległa „bratankom” 3:1, po stosunkowo słabej rywalizacji, w której niektórzy piłkarze sprawiali wrażenie nieskoordynowanych, do tego raziła skuteczność – zdarzyło się np. przestrzelenie na prawie pustą bramkę. Co istotne, Patryk Gondek był jasnym punktem drużyny i miał swój wkład w jedynego gola zaliczonego Polsce - to po jego presji na obrońcę ten zdecydował się podać bramkarzowi, który popełnił szkolny błąd, nie przyjął piłki, a ta wtoczyła się między słupki Węgrów. Grający trener Mazura wyróżniał się też pod względem taktycznym – dobrze pokazywał się kolegom z zespołu, starał się też robić im miejsce do gry i – gdy miał piłkę – nieźle obsługiwał podaniami, czego jednak owi nie byli w stanie wykorzystać. Szwankowała też nasza obrona np. trzecia bramka strzelona przez Węgrów padła po ewidentnym błędzie bramkarza.



Stawili opór mistrzom świata

Mecz z Węgrami był cenną nauką dla polskiego sztabu przed kolejnym spotkaniem – tym razem rywalem Polski była Rumunia, minifutbolowy mistrz świata i mocny kandydat ekspertów do sięgnięcia po tytuł czempionów kontynentu. W spotkaniu rozegranym w niedzielny (2 VI) wieczór wystąpili wszyscy trzej ełczanie – Gondek, Pieńczykowski i Radzikowski. Tutaj niespodzianki nie było – Polacy przegrali z dobrze zgranymi Rumunami, aczkolwiek stawili im solidny opór, momentami walcząc jak równy z równym. Dowodem na powyższe był fakt, że w pewnym momencie – po golu Gondka – prowadziliśmy 2:1. Po przerwie rywale zwarli szyki i pokazali, że nie bez powodu są mistrzami świata – wbili nam 4 gole i finalnie wygrali wynikiem 5:2.


Jak Sobieski pod Wiedniem

Z ostatnim grupowym rywalem – Turcją – Polska zmierzyła się późnym poniedziałkowym wieczorem (3 VI, godz. 22:00). W przypadku zwycięstwa, nasza reprezentacja nadal liczyłaby się w grze o awans do fazy play-off ME z trzeciego miejsca. Kadrowicze zdawali sobie z tego sprawę, stąd od początku starali się narzucić rywalom własną wizję gry, co szybko przełożyło się na strzelone bramki. Tych finalnie padło sporo, do tego swój duży udział w zwycięstwie z Turkami mieli ełczanie – Bartek Pieńczykowski strzelił dwa gole, do tego asystował Patrykowi Gondkowi, który drugi mecz z rzędu znalazł drogę do siatki rywali. Niestety dla samego widowiska, rywale zaprezentowali bardzo brudną, wręcz chamską grę, zwłaszcza pod koniec spotkania, gdy jeden z Turków celowo i cynicznie uderzył łokciem w grdykę naszego piłkarza. Finalnie, po bardzo dobrej grze, nasza reprezentacja wygrała z Turcją wysokim wynikiem aż 7:1.


Husaria straciła impet

Co istotne, zwycięstwo w ostatnim meczu otworzyło Polsce szansę na awans do fazy play-off ME. Zależało to już tylko i wyłącznie od drużyn, które rywalizowały następnego dnia (wtorek 4 VI) i układu jaki wykrystalizuje się w innych grupach. Ku zadowoleniu polskich kibiców i samych zawodników, sytuacja ułożyła się wspaniale dla Biało-Czerwonych, którzy tym samym wyszli z turniejowej grupy śmierci i we wtorek wieczorem (godz. 19:00) zagrali w 1/8 finału europejskiego minifutbolowego czempionatu przeciwko Czarnogórze. Niestety mecz nie ułożył się dla polskich piłkarzy - rywale ustawili grę pierwszym golem, do tego nie pomógł fakt, że naszym zawodnikom chyba brakowało nieco zdecydowania w atakach na bramkę rywali. O naszej przegranej (4:2) zadecydowały błędy indywidualne - w tym bramkarza. Na wyróżnienie zasługuje bez wątpienia dwójka z ełckiego Mazura: Pieńczykowski i Gondek, którzy obaj w meczu przeciwko Czarnogórze trafili po bramce, a i w samym turnieju zaprezentowali się bardzo dobrze. Niestety odpadamy z ME, co nie znaczy, że naszym piłkarzom nie należą się brawa - trzeba dopracować schematy, a zwłaszcza "klepkę" - tak kluczową w minifutbolu - dzięki czemu będziemy w stanie rywalizować dosłownie z każdym i nie będziemy w tej rywalizacji na straconej pozycji. Póki co wypada podziękować naszym piłkarzom za grę. Dla naszych kadrowiczów - w tym dwójki z Mazura - tegoroczne ME z pewnością były niesamowitą piłkarską przygodą.

Maciej Chrościelewski



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5